Pod pojęciem represji będzie się tutaj rozumieć wszelkie kary, środki odwetu i środki ucisku wywierane przez" władze okupacyjne na podbitej ludności. Jako okupantów będzie się rozumieć władze III Rzeszy niemieckiej oraz władze sowieckie, które wykonywały zajęcie, czyli okupację terytoriów Rzeczypospolitej i ustanawiały tam własne ośrodki władzy.
Wszystko to działo się z pogwałceniem prawa międzynarodowego m.in. konwencji haskiej (1907 r.), która stanowi, że okupant nie nabywa praw suwerennych na zajętych terytoriach drugiego państwa; nie może więc w sposób legalny ustanawiać własnych ośrodków władzy ani wprowadzać własnego prawa, gdyż na terytoriach okupowanych obowiązuje nadal prawo okupowanego terytorium, na którym powinno działać niezależne sądownictwo; okupant nie może też przejmować majątku państwowego, a własność prywatna pozostaje nienaruszalna; pobieranie podatków następuje na rzecz potrzeb administrowania zajętego terytorium; nie wolno powoływać organów własnej władzy, nie wolno nadawać obcego obywatelstwa ani egzekwować obowiązków wobec okupanta; nie wolno powoływać do obcej służby wojskowej; nie wolno prześladować za przekonania religijne ani naruszać praw rodzinnych lub godzić w zdrowie i życie ludności.
Te obowiązujące w cywilizowanym świecie zasady prawa międzynarodowego przytacza się, aby wykazać rozmiary dokonywanego bezprawia i okrucieństwa ze strony obu okupantów, wschodniego i zachodniego, którzy w latach 1939-1945 działali we Lwowie.
Dodatkowo należy nadmienić, że w 1968 r. została przyjęta konwencja ONZ o nieprzedawnianiu zbrodni przeciw ludzkości, która odnosić się może zarówno do wschodniego, jak i zachodniego okupanta. Trybunał Norymberski osądził działania niemieckie, tj. mordowanie ludności cywilnej, deportacje do prac przymusowych, zabijanie zakładników, grabież mienia prywatnego i publicznego; , stosowanie zbiorowej odpowiedzialności, niszczenie miast i wsi, zmuszanie do przysięgi i służby wojskowej, wynaradawianie - jako przestępstwa nie podlegające przedawnieniu. Obecnie mamy świadomość, że zbrodnie okresu stalinowskiego stanowią analogiczny rodzaj zbrodni przeciw ludzkości i dają się identycznie kwalifikować.
Z chwilą otwarcia wpisów na pierwszy rok studiów - a działo się to w pierwszych dniach października 1939 r. - nie umilkły jeszcze działa, bo bronił się Hel i walczyła grupa gen. Kleeberga pod Kockiem - "komisarz" Politechniki Lwowskiej tow. Jusimow powołał kilka zespołów jako komisje przyjęć dla poszczególnych wydziałów, do których wchodzili młodociani działacze Komsomołu, w większości Żydzi, a częściowo Ukraińcy, na czele tej akcji stał II sekretarz Komsomołu miasta Lwowa - Jan Krasicki (Janek, "Kazik"), który jako "bieżeniec" przebywał we Lwowie i mieszkał w II Domu Techników. Dla tych komisji wyniki egzaminów nie były miarodajne, gdyż decydowały kryteria walki klasowej; nic tedy dziwnego, że na I roku znalazło się niewielu Polaków.
Z początkiem października 1939 r. odbyło się zebranie wszystkich pracowników i studentów, zwołane na żądanie władz radzieckich przez rektora prof. Antoniego Wereszczyńskiego. Zebranie odbyło się w głównej klatce schodowej, której galerie pozwalały na pomieszczenie dużej liczby obecnych; tam tradycyjnie odbywały się "wiece" rzeszy studenckiej. Mówcy występowali "nad zegarem" na galerii balustradowej I piętra; tam rektor Wereszczyński otworzył zebranie, stojąc w otoczeniu przedstawicieli władz radzieckich, partyjnych i "komisarza" Politechniki tow. Jusimowa, ppłk. z zarządu politycznego Armii Czerwonej, w prezydium obok rektora stali również przedstawiciele świeżo zawiązanego komitetu partyjnego na Politechnice.
Jusimow oznajmił objęcie miasta Lwowa w posiadanie Armii Czerwonej i uruchomienie uczelni, ale na zasadach nowych, radzieckich przepisów; władza radziecka przywiązuje bowiem wielkie znaczenie do rozwoju nauki i techniki; przemówienie swe zakończył wzniesieniem okrzyku na cześć Stalina. Bezpośrednio po nim przemówił po polsku inż. Jarosław Żaba, asystent Katedry Chemii Fizycznej i Elektrochemii (kierownik prof. T. Kuczyński), znany powszechnie jako działacz sanacyjnego "Legionu Młodych"; jego przejście do obozu radzieckiego było zaskakującą niespodzianką. Uderzył na samym początku w ton zwycięstwa i triumfu, witając niezwyciężoną Armię Czerwoną jako wybawczynię z niewoli generałów, panów i obszarników, malując szczęśliwą przyszłość tego kraju i dodając szereg ostrzeżeń pod adresem wrogów klasowych. Na zakończenie ujawnił się jako mianowany na przewodniczącego nowo powstałej organizacji związku zawodowego na uczelni, tzw. "Profspiłki".
Następnie w imieniu dotychczas tajnej organizacji komunistycznej wystąpił student IV roku sekcji lotniczej - Bronisław Bochenek; jego przemówienie było znacznie twardsze, gdyż nie żałował pogróżek pod adresem wrogów klasowych. Dalsi mówcy opisywali przyszłe zmiany na uczelni, przyjęcie nowego i lepszego programu nauczania wedle światłych i niedoścignionych wzorów radzieckich, mówili o usuwaniu krzyży z sal wykładowych oraz o ściganiu wrogów klasowych. Przemówienia przedstawicieli władz politycznych i partyjnych były utrzymane w jednej konwencji - jakie to spotkało nas szczęście, że zostaliśmy uwolnieni od wyzysku i ucisku "panów" i jaka to czeka nas świetlana przyszłość po wyzwoleniu się spod jarzma władz "pańskiej Polski"; szkalowano też Armię Polską, a szczególnie generałów i oficerów, którzy "uciekli", pozostawiając lud robotniczy i wiejski bez opieki.
Niespodziewanie zgłosił się do głosu prof. Stanisław Fryze, którego wystąpienie stało się prawdziwą sensacją i sukcesem. Stwierdził na wstępie, że jesteśmy przytłoczeni ogromem klęski militarnej i politycznej zadanej naszemu państwu przez wojujący hitleryzm; zdradzili nas alianci, a rząd był zmuszony opuścić kraj; w takich warunkach nie można od nas oczekiwać objawów radości. Ogół zebranych, dotychczas słuchających poprzednich wywodów w głuchym milczeniu, teraz nagrodził mówcę oklaskami.
Dalej prof. Fryze wspaniale obalił zasadę walki klas, przyrównując państwo do drzewa, które posiada korzenie, pień, gałęzie, liście, kwiaty i owoce. W państwie potrzebna jest warstwa chłopska, robotnicy i inteligencja; nie mogą te elementy istnieć oddzielnie, bo ich współżycie warunkuje prawidłowo ukształtowane społeczeństwo i państwo. To rozumowanie i końcowy wniosek wyzwoliły ponownie duże brawa. Na zakończenie prof. Fryze wezwał, aby nie usuwać krzyży z sal wykładowych. Owacje były jeszcze gorętsze.
Pierwszą ofiarą komisarza Jusimowa był mgr praw Marian Dubaniowski, referendarz w sekretariacie rektoratu, filister Korporacji Zagończyk, jego aresztowanie było rezultatem denuncjacji B. Bochenka.
W październiku przybyła też na Politechnikę komisja do zbadania i weryfikacji poziomu uczelni i podjęcia decyzji personalnych pod przewodnictwem samego wiceministra (zastępcy komisarza) szkolnictwa wyższego ZSRR. Niestety, nazwiska nie udało mi się ustalić.
W tym czasie dotarły już do Lwowa wiadomości, w jaki sposób Niemcy zaprosili profesorów UJ na inaugurację i wysłali ich do obozu w Sachsenhausen. Toteż nic dziwnego, ze profesorowie i docenci zaproszeni do sali posiedzeń Senatu (obok auli ozdobionej portretami kolejnych rektorów) szli na to zebranie jak na ścięcie. Tymczasem czekała ich niespodzianka. Wiceminister wyznał na wstępie, że komisja jadąc do Lwowa nie spodziewała się tak wysokiego poziomu uczelni i tak wysokich kwalifikacji naukowych u wszystkich wykładających, Dlatego na mocy orzeczenia komisji wszyscy profesorowie i docenci zostają zatwierdzeni i pozostają na swych stanowiskach. Funkcję rektora jako dyrektor będzie sprawował Maksym Piotrowicz Sadowskij, który zgodnie z systemem sowieckim będzie administrował uczelnią i utrzymywał kontakt z władzami; natomiast sprawy naukowe t kwalifikacje kadry naukowej prowadzić będzie prorektor do spraw nauki, którym zostaje Polak, prof. Włodzimierz Krukowski.
Wszyscy dziekani pozostają również na swych stanowiskach i będą prowadzić sprawy naukowe swych wydziałów. Natomiast do dziekanów - zgodnie z systemem sowieckim - zostają przydzieleni pomocnicy, tzw. "pomdeki" do załatwienia spraw studenckich (urlopy, stypendia, usprawiedliwienia itd.).
Odbyło się też zebranie aktywu Komsomołu, na którym wiceminister wezwał, aby studenci dobrze wykorzystali okazję i wysoko sobie cenili możność studiowania na tej znakomitej uczelni. Od tej chwili ustały ataki, drwiny i wyszydzania ze wszystkiego, co polskie, a postawa żydowskich i ukraińskich komunistów stała się bardziej umiarkowana.
Następnie komisarz Jusimow zorganizował "likwidacyjne zebranie" Bratniej Pomocy, które odbyło się między 15 a 20 X 1939 r. Większość obecnych na sali stanowili Żydzi; Ukraińców i Polaków było mało; tzw. "likwidacja" odbywała się w niezgodzie ze statutem, gdyż dokonywali jej nieczłonkowie.
"Na sali orkiestra wojskowa grała marsze; nie wiedziano wtedy, że były to mundury NKWD. Za katedrą zasiadła grupa 6-8 osób, a wśród nich jako zagajający Żyd rosyjski w skórzanej kurtce i skórzanym kaszkiecie, którego nie zdjął w czasie zebrania. Przedstawił się jako "komisarz Politechnika, Był to właśnie tow. Jusimow, ppłk z zarządu politycznego Armii Czerwonej. Przemawiał po rosyjsku, wykazując, że, teraz po upadku "jaśniepańskiej Polski" należy zlikwidować jej nadbudowę, tj. organizację studencką powołaną do gnębienia ludu pracującego; za to wszystko, co było, odpowiedzialni są członkowie kierownictwa tej organizacji, którzy znajdują się na tej sali".
Jako drugi wystąpił Jan Krasicki, już wtedy II sekretarz Miejskiej Organizacji Komsomołu. Odegrał on tutaj rolę prowokatora do zaplanowanego ludobójstwa. Z przemówienia tego pamiętam charakterystyczny fragment, gdy Krasicki, omawiając działalność antysemicką i prześladowanie Żydów, użył słowa "Żyd", wtedy komisarz Jusimow zerwał się oburzony, wykrzykując po rosyjsku, że nie wolno (nielzia) używać słowa "2yd", bo jest to słowo obraźliwe, tylko należy używać słowa "Jewriej". Krasicki spokojnie usiłował wytłumaczyć po polsku, że w języku polskim nie ma słowa "Jewriej", tylko słowo "Żyd". Gdy Krasicki ponownie użył słowa "Żyd", komisarz znów zerwał się z miejsca, zwymyślał go grożąc pięścią i nakazując używać słowa "Jewriej". Słowo "Żyd" w tym czasie oznaczało w języku rosyjskim syjonistę, a więc faszystę.
Po chwili Krasicki przemawiał dalej, używając teraz nowego słowa z języka polskiego: "Izraelita", co już nie wzbudziło protestów. Następni mówcy - komuniści żydowscy - stwierdzili, że na sali są obecni działacze organizacji antysemickich. Komisarz polecił ich wskazać. Wyciągnięci przemocą z miejsc i bici, doprowadzeni zostali do mównicy, aby się tłumaczyli. Tam zostali znowu pobici i skopani, wreszcie wywleczeni przez członków orkiestry w mundurach na korytarz. W czasie gdy orkiestra znów grała, usłyszałem wyraźnie strzały na korytarzu. Po zebraniu otworzono drzwi sali; wszyscy musieli przechodzić przez korytarz, a tam za ławkami w kałużach krwi leżeli nieruchomo wyprowadzeni uprzednio studenci.
Oto nazwiska ofiar, które udało się ustalić: Ludwik Płaczek, stud. IV roku, kierownik I DT, członek Korporacji "Scythia"; Jan Płończak, stud. III roku, członek wydziału "Bratniaka", również należący do korporacji "Scythia"; Henryk Róża-kolski, stud. IV roku, pochodzący z Wielkopolski; wszyscy z Wydziału Mechanicznego. Następnymi ofiarami byli również studenci. Po listopadowym alercie harcerskim w dzień Święta Zmarłych na cmentarzu Orląt poszukiwano organizatorów. Aresztowano studenta IV roku studium lotniczego, harcmistrza, podchorążego-pilota Edwina Bernata, w którego mieszkaniu przy ul. Głębokiej zorganizowany był przez NKWD tzw. "kocioł".
Zaginęli bez wieści: student IV roku Wydziału Mechanicznego - Jan Mięsowicz, pochodzący z Sanoka, oraz student III roku Inżynierii - Stanisław Międzybrodzki ze Stanisławowa. Podczas przesłuchiwania w więzieniu "Brygidki" został zamordowany młodszy asystent Stanisław Piekarski, przewodniczący Stowarzyszenia Asystentów, któłego rodzicom oddano pokrwawione ubranie.
Przepadli bez wieści: student Inżynierii Leszek Bobowski, aresztowany razem z księdzem Cieńskim przy próbie ucieczki 17 IV 1940 r. z "kotła" na plebanii parafii św. Marii Magdaleny; student Wydziału Mechanicznego Tadeusz Chmielewski oraz młody inżynier Stanisław Moczarski. Wyliczenie to może być niekompletne.
Mianowany przez władze sowieckie prorektorem prof. Włodzimierz Krukowski w swym postępowaniu jako Polak zasłużył na najwyższe uznanie, a mając ułatwiony dostęp do środowiska ówczesnej władzy na Politechnice, wywarł zbawienny wpływ na wiele decyzji, ratując studentów Polaków od represji.
Poprzedniego rektora prof. Antoniego Wereszczyńskiego łatwo się pozbyto (bez prawa do emerytury), gdyż zlikwidowano jego Katedrę Nauk Społecznych i Prawniczych na Wydziale Inżynierii, ponieważ szerzyła ona "fałszywe rozumienie dziejów ludzkości*'. Prorektora prof. Antoniego Łomnickiego, skoro jego Katedra Matematyki była na pewno neutralna politycznie, usunięto, gdyż został wybrany i zatwierdzony przez władze polskie.
W tym samym czasie zlikwidowano też Katedrę Ekonomiki Społecznej i Polityki Agrarnej, gdyż prof. Caro zmarł jeszcze przed wybuchem wojny, a zastępca profesora doc. dr Wincenty Styś przebywał za granicą.
Do kierownictwa politycznego przy "komisarzu" od samego początku należał Bronisław Bochenek (1913-1973), syn znanego adwokata z mieszczańskiej kupieckiej rodziny krakowskiej. Rozpoczął studia w roku akademickim 1931/32 na Wydziale Mechanicznym. Jego stryjem był rotmistrz 8 pułku ułanów - Lucjan Bochenek, zamordowany w czasie ulicznej komunistycznej rewolty w 1923 r. na ulicach Krakowa. Bronisław Bochenek uchodził w gronie kolegów za agenta sowieckiego wywiadu. Jemu to przypisuje się pierwsze ofiary na Politechnice; zadenuncjował, jak wspomniałem poprzednio, mgr praw Mariana Dubaniowskiego.
B. Bochenek był również sprawcą aresztowania prof. drą E. Geislera, kuratora Towarzystwa Bratniej Pomocy, umiejącego pozyskać zaufanie młodzieży. Prof. Geisler, okrutnie męczony w śledztwie, przewożony z więzienia do więzienia, został zwolniony, gdy nie zdołano mu wykazać żadnej winy.
Drugim denuncjatorem był Jan Minerski, student Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. We Lwowie jako "bieżeniec" był wręcz niebezpieczny dla otoczenia,
Każdy musiał należeć do związku zawodowego, tzw. "profspiłki". Kto nie należał, nie mógł być pracownikiem Politechniki. "Profspiłką" od samego początku kierował inż. Jarosław Żaba. W czasie przyjmowania do tej organizacji z sali padały dość drażliwe pytania; poddawano delikwenta ocenie za działalność na uczelni, w życiu publicznym, a nawet prywatnym. Kto był "faszystą", co wynikało z przynależności do określonych organizacji z okresu przedwojennego, lub burżujem, ten nie mógł należeć i być przyjętym; w konsekwencji nie mógł znaleźć pracy, co doprowadzało do odmowy wydania paszportu (dowodu osobistego), Jeśli nawet go wydano, to był zaopatrzony w klauzulę "paragraf 11" co oznaczało, że ta osoba musi opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania i zameldować się w odległości 50- -100 km.
Z końcem grudnia 1939 r. został usunięty dyscyplinarnie z Politechniki inż. Zbigniew Budzanowski, bardzo utalentowany st. asystent II Katedry Budowy Mostów (kierownik prof. A. Kuryłło). Była to zemsta działaczy komsomolskich, którzy wystąpili z zarzutami gnębienia studentów Żydów (Żydzi, uzdolnieni do nauk ścisłych, szybko przechodzili przez pierwsze dwa lata studiów, natomiast projektowanie sprawiało im pewne trudności).
W I Katedrze Budowy Mostów (kierownik prof. St. Brzozowski) również miała miejsce podobna historia. Starszy asystent inż. Jerzy Węgierski został postawiony przed komisją dyscyplinarną i usunięty z grona pracowników za gnębienie Żydów przy ćwiczeniach z projektowania. W celu zachowania pozorów obiektywności uczyniono prof. G. Sokolnickiego przewodniczącym tej komisji, który nic nie mógł zdziałać wobec jednolitej i wręcz niebezpiecznej postawy żydowskich komunistów.
W styczniu 1940 r. dokonano formalnego podporządkowania spraw personalnych przepisom sowieckim. Wszystkich pracowników zobowiązano do uczęszczania na kursy szkoleniowe języka rosyjskiego lub ukraińskiego oraz historii wszech-związkowej partii komunistycznej (bolszewików). Zajęcia dydaktyczne na uczelni odbywały się w języku polskim, za wyjątkiem wykładów ideologicznych. Podczas Świąt Bożego Narodzenia i Świąt Wielkanocnych zajęcia odbywały się normalnie, gdyż święta te nie były uznawane jako dnie wolne od pracy; polska młodzież podkreślała tylko staranniejszym ubraniem świąteczny charakter tych dni.
W 1940 r. został zamordowany w więzieniu przy ul. Łąckiego wieloletni docent modelowania - Jan Nalborczyk (ur. w 1870 r.), Obrońca Lwowa, powstaniec śląski, artysta- rzeźbiarz, którego wiele prac zdobi zakopiański kościół parafialny. Wkrótce aresztowany został syn prof. Zygmunta Ciechanowskiego - Artur, za przynależność do konspiracyjnej organizacji "Wyzwolenie". Został stracony w więzieniu na parę dni przed agresją niemiecką.
Cudem ocalał natomiast więziony inż. Jan Paweł Wajs z Korporacji "Znicz", natomiast zaginął bez wieści dr inż. Zdzisław Rodewald, adiunkt Chemii Ogólnej.
W czerwcu 1941 r. wyjechał do ZSRR jako kierownik grupy studentów odbywających praktyki przemysłowe inż. Jarosław Żaba. Wybuch wojny niemiecko-sowieckiej uniemożliwił mu powrót do Lwowa. Pozwoliło to na kolejną zmianę "skóry". Jak się dowiedziałem, inż. Jarosław Żaba po wielu latach stał się działaczem niepodległościowym i antykomunistycznym. W 1978 r. przybył do Toronto na zjazd organizacji polonijnych jako czołowy działacz Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Dawny przewodniczący "Profspółki" stał się po wojnie niezłomnym patriotą i kombatantem.
Władze radzieckie, zmuszone do opuszczenia Lwowa pod naporem armii niemieckich, zdążyły przez ostatni tydzień wymordować w okrutny sposób ok. 3000 uwięzionych przy ul. Łąckiego, ul. Kazimierzowskiej (Jachowicza - Brygidki) oraz na Zamarstynowie. Tow. Szpilko, kierujący administracją na Politechnice, "zapomniał" wypłacić pobory pracownikom za okres urlopowy i ulotnił się ze Lwowa.
Aby sobie zdać sprawę z sytuacji narodowościowej na wyższych uczelniach Lwowa podczas tzw, I okupacji sowieckiej, warto zapoznać się z zestawieniem statystycznym ogłoszonym oficjalnie w dzienniku "Czerwony Sztandar".
Wejście wojsk niemieckich do Lwowa w poniedziałek 30 VI 1941 r. zostało początkowo przyjęte z ulgą przez mieszkańców, a przez Ukraińców z entuzjazmem. Społeczeństwo było już zmęczone terrorem politycznym i liczyło na zmianę, jaka to miała być zmiana, dość rychło się można było przekonać. Ambo meliores!
Zaraz po wejściu wojsk niemieckich do Lwowa w poniedziałek 30 VI 1941 r. przybył też ukraiński batalion "Nachtigall", przeznaczony do akcji politycznych. Dokonano wtedy we Lwowie licznych aresztowań, a niebawem mordu lwowskich profesorów zastrzelonych nocą z 3 na 4 lipca 1941 r. na stoku Wzgórz Wuleckich poniżej II Domu Techników. Ograniczymy się tutaj do listy "politechnicznej":
Włodzimierz Krukowski, lat 53, prof. miernictwa elektrotechnicznego,
Bronisław Longchamps de Berier, lat 25, absolwent Politechniki,
Zygmunt Longchamps de Berier, lat 23, student Politechniki,
Antoni Łomnicki, lat 60, prof. matematyki,
Stanisław Piłat, lat 69, prof. technologii naftowej,
Andrzej Progulski, lat 29, inż. elektryk, syn Stanisława, prof. medycyny,
Włodzimierz Stożek, lat 57, prof. matematyki,
Eustachy Stożek, lat 29, inż. elektryk, asystent Katedry Pomiarów Elektrotechnicznych, syn Włodzimierza,
Emanuel Stożek, lat 24, absolwent Wydziału Chemii, syn Włodzimierza,
Kazimierz Vetulani, lat 52, prof. mechaniki teoretycznej,
Kasper Weigel, lat 61, prof. miernictwa,
Józef Weigel, lat 33, mgr praw, syn Kaspra,
Roman Witkiewicz, lat 55, prof. pomiarów maszynowych.
Wszyscy zostali pogrzebani na miejscu zbrodni, lecz 8 X 1941 r. po dokonaniu ekshumacji i wywiezieniu zwłok do lasu Krzywczyckiego, ciała zamordowanych oblano benzyną i spalono, a popioły rozsypano. Osobno dnia 28 VII 1941 r. zgładzono prof. geometrii wykreślnej Kazimierza Bartla, lat 59.
Na początku lipca 1941 r. nastąpiło zamknięcie Politechniki, a pracowników pozostawiono bez uposażenia. Główny gmach został zajęty na szpital dla armii niemieckiej. Komisarycznym zarządcą Politechniki z ramienia władz niemieckich został Ukrainiec prof. Ewhen Perchorowycz.
W marcu 1942 r. ogłoszono wpisy na uczelnię oraz wyznaczono rozpoczęcie zajęć na 15 IV 1942 r. Politechnika miała uruchomić kursy budowy maszyn, elektrotechniki, budowy dróg i mostów, miernictwa, architektury, budownictwa lądowego, budownictwa wodnego, chemii przemysłowej, rolnictwa i leśnictwa. Te specjalizacje miały mieć własne kierownictwa pochodzące z nominacji od władz niemieckich.
Polskie państwo podziemne wykazało niezwykłą w tych warunkach sprawność. Postanowiono wykorzystać sposobność kształcenia młodzieży, zachowując wyższy poziom nauczania i utrzymując tajne więzy celem zachowania całości uczelni; był to wynik nawiązania kontaktu z Delegaturą Rządu Polskiego na kraj. Ustalono wtedy tajne zasady działania kursów:
l) wszystkie kursy kontynuują nadal tajne istnienie Politechniki jako niepodzielnej uczelni;
2) będzie realizowany akademicki poziom naucza nią na zasadzie programu ustalonego na rok 1939/40;
3) po ustąpieniu okupacji kraju studia te będą uznane jako studia wyższe, na poziomie akademickim;
4) studia oficjalne i jawne wobec okupanta w rzeczywistości były objęte systemem tajnego nauczania;
5) wszystkie kierunki tych studiów i pozornie odrębne instytuty nadal stanowią integralną całość Politechniki Lwowskiej i rządzą się polskim prawem publicznym i prywatnym.
Uruchomienie tych studiów było wielkim dobrodziejstwem dla młodzieży w okresie okupacji Lwowa przez Niemców. Dopiero po wojnie wyszło na jaw, że z Delegaturą Rządu współpracowała ściśle komórka konspiracyjna na Politechnice, w jej skład wchodzili profesorowie:
Włodzimierz Burzyński
Marian Kamieński,
Edward Sucharda,
Janusz Groszkowski
i paru innych, których nazwisk nie udało mi się ustalić. Konspiracja ta objęła nieliczne i starannie dobrane grono ludzi.
Na pierwszym trymestrze po uruchomieniu tych studiów było 759 słuchaczy, na kursie rolniczym 181, na kursie lasowym 50, na pozostałych wszystkich innych technicznych 508 słuchaczy. Na wszystkich kursach, łącznie z uniwersyteckimi, było 1736 słuchaczy.
Z końcem 1942/43 roku liczba słuchaczy ukraińskich gwałtownie się zmniejszyła, a to z powodu mobilizacji do dywizji "Hałyczyna" (Division SS Galizien), w rezultacie czego pozostali sami Polacy. Studia dawały naszej młodzieży nie tylko wykształcenie, ale też ochronę przed wywozem na przymusowe roboty do III Rzeszy.
Podczas okupacji niemieckiej 13 IV 1943 r. zostały ujawnione zbrodnie sowieckiego okupanta;
w grobach katyńskich odkryto zwłoki m.in,
doc. matematyki dr Stefana Kaczmarza,
por. rez. 22 pułku piechoty w Siedlcach;
studenta IV roku Wydziału Mechanicznego Politechniki Lwowskiej - Wilhelma Bielaczyca, pochodzącego z Chrzanowa, który jako podchorąży artylerii rezerwy tam znalazł koniec swego młodego życia,
asystenta inż. Ludomira Dzierżanowskiego, ur. w 1902 r. w Tarnopolu;
w Starobielsku zginął asystent Zenon Thiel;
w Ostaszkowie inż. Adam Karasiński, ppor. rez. 27 pal, członek Korporacji "Orlęta".
W obozie Janowskim we Lwowie zginęli: wybitny przedstawiciel nauk technicznych, kierownik Laboratorium Aerodynamicznego doc. dr Zygmunt Fuchs z żoną oraz pionier badań geologicznych metodami elektrycznymi doc. dr Izaak Rosenzweig. W Warszawie w wyniku egzekucji publicznej (11 XII 1943) zginął prof. dr Stefan Bryła, wieloletni profesor Politechniki Lwowskiej, później warszawskiej, chluba polskiej nauki.
Ważne było informowanie polskiego społeczeństwa o sytuacji na frontach wałki; wiadomości dla profesorów przekazywał student V roku Wydziału Mechanicznego Kazimierz Woźniewski oraz asystent inż. Władysław Fischer. Akcja ta była prowadzona w latach 1941-1945 z nasłuchu radiowego.
Kierownictwo uczelni powierzyły władze okupacyjne profesorowi elektrotechniki z Politechniki w Monachium, drowi Teodorowi Bodefeldtowi, który zaangażował wszystkich dotychczasowych pracowników, za wyjątkiem prof. Wilhelma Borowicza. Urodzony w Wielkopolsce w Grabowie w 1925 r. profesor podpisał deklarację przynależności jako "Reichsdeutsch"; uczynił to wraz z synem Januszem. Jego żona wraz z młodszym synem odmówiła jej podpisania. Prof. Borowicz został technicznym dyrektorem "Landwirtschaftliche Zentralstelle" i urzędował jako "Ritter von Borowitz".
Prof. Booedefeldt powołał na Katedrę Nauk Prawniczych tak pokrzywdzonego prof. Antoniego Wereszczyńskiego. W okresie początkowym przy rektorze Boedefeldcie znaczącą rolę sprawował prof. Edward Sucharda, a pod koniec okupacji niemieckiej prof. W. Burzyński, któremu Niemcy przed wycofaniem się powierzyli kierownictwo uczelni. Wcześniej, bo jeszcze w marcu 1944 r., prof. Boedefeldt opuścił Lwów, udając się do Turcji", gdzie drukowano III wydanie jego podręcznika maszyn elektrycznych. Swoim przyzwoitym postępowaniem zapisał się dobrze w pamięci Polaków.
W maju 1944 r. wyjechał do Częstochowy prof.St. Łukasiewicz, który to fakt już w roku następnym będzie ważny dla dalszych dziejów uczelni.
Od 22 lipca 1944 r. dowództwo AK ogłosiło akcję "Burza", podejmując walkę i wypierając Niemców; gmachy Politechniki zostały zajęte przez kompanię Kedywu dowodzoną przez cichociemnego kpt. Piotra Szewczyka. Załoga Politechniki pozostawała pod komendą kpt. Adama Brudkowskiego (po wojnie: Andrzej Kwiatkowski). W gmachu głównym Politechniki, wykorzystując pozostawiony sprzęt rozpoczęła organizować szpital AK Stanisława Domosławska, lekarz i komendantka WSK. Radość była powszechna, niestety tylko chwilowa, gdy miasto w jednej chwili pokryło się flagami biało-czerwonymi. Za jednostkami Armii Czerwonej weszły niemal natychmiast oddziały NKWD i tak dobrze znający środowisko komisarz Jusimow.
W tym samym czasie, ale na terenie ziemi jasielskiej, zginął b. asystent Katedry Maszyn Kolejowych - inż. Stanisław Jacheć, członek korporacji "Scythia" i były członek wydziału "Bratniej Pomocy". Formalnie był urzędnikiem nadleśnictwa Błażowa w pow. jasielskim, będąc równocześnie oficerem AK; wykładał na kursach maturalnych w oddziałach partyzanckich; zginął z bronią w ręku pod Błażową 28 VII 1944 r. w obronie szpitala partyzanckiego.
W sierpniu 1944 r. przybył doc. I. N. Jampolskij z Instytutu Politechnicznego w Odessie, wyznaczony na organizatora Lwowskiego Instytutu Politechnicznego. Prof. W. Burzyński został aresztowany pod zarzutem kolaboracji z Niemcami, a bezpośrednią tego przyczyną był jego sprzeciw, gdy zamierzano powołać polskich studentów do Armii Czerwonej. Został osadzony w więzieniu przy ul. Łąckiego na długi okres 10 miesięcy; był tam maltretowany nocnymi przesłuchaniami, lecz wobec bezpodstawności zarzutów kolaboracji oraz wskutek wyjątkowego hartu ducha, woli i inteligencji w końcu został zwolniony.
Docent dr Donat Langauer, który w 1929 r. przybył do Polski z terenu Łotwy, tutaj w 1932 r. uzyskał doktorat i od 1933 r. wykładał technologię przemysłu solnego na Politechnice Lwowskiej. Już przed wybuchem II wojny, działając w konspiracji, założył "jaczejkę" komunistyczną, bacznie obserwującą miejscowe stosunki. Sąd podziemny AK wydał na niego wyrok śmierci, który został wykonany na cmentarzu Łyczakowskim... Wyrok zapadł za sporządzenie listy Polaków, których NKWD, począwszy od 211945 r., aresztowało i deportowało do Krasnodonu. W nieludzkich warunkach 11 II 1945 r. zmarł tam m.in. Emil Łazoryk, aresztowany 4 I.
Wskutek wyniszczającej pracy i głodowego odżywiania w "prowieroczno-filtracjonnom" obozie w Krasnodonie zmarł 25 VI 1945 r. w szpitalu w Woroszyłowgradzie (obecnie: Ługańsku) prof. dr Tadeusz Kuczyński, którego wcześniej zwolniono z obozu, lecz nie ocaliło mu to życia. Po zmianie kursu wobec Polaków i możliwości wyjazdu do PRL resztę uwięzionych władze zwolniły w czerwcu 1945 r. Dzięki temu przeżyli i nie ulegli ostatecznemu wyniszczeniu pozostali profesorowie:
Witold Minkiewicz, Aleksander Kozikowski z synem Kazimierzem, docentem zoologii, Edwin Płażek, Stanisław Fryze, wielu asystentów m.in. K. Pfitzner, oraz absolwenci m.in. inż. N. Rembowski; natomiast obozu nie przeżył N. Napadiewicz, dyrektor techniczny lwowskiej gazowni.
Ówczesny meldunek AK podaje liczby aresztowanych i deportowanych na ok, 17300 osób, w tym 31 pracowników naukowych Uniwersytetu i Politechniki, oraz 38 inżynierów i techników. w tym 2 zajętych przy konserwacji Panoramy Racławickiej. Większość z tej liczby powróciła przed końcem 1945 r.
Pamiętnego dnia 4 11945 r. podczas trwających aresztowań i deportacji przybyła do Lwowa delegacja Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina, ze znanym poetą i pisarzem Janem Brzozą* na czele. Delegacja ta przedłożyła w auli Politechniki niezwykle ostro ułożoną rezolucję potępiającą działalność rządu polskiego w Londynie oraz Armii Krajowej zapowiadając, że kto jej nie podpisze, będzie traktowany jako hitlerowiec i wróg.
Wśród zebranych 17 profesorów zapanowała zupełna cisza, Jan Brzoza wykrzykiwał nadal głośno, ale rektor Jampolski starał się go uciszać mówiąc, że ma zaufanie do swoich profesorów, a następnie kierując wzrok do ostatnich krzeseł zdecydował: "wy, profiessor Szewalski, budietie pierwym". Ale prof. Szewalski znalazł znakomite wyjście. Oświadczył, że nie podpisze, bo to równałoby się przyjęciu odpowiedzialności za nieznaną i nie ogłoszoną treść całej rezolucji, ale najważniejszą przyczyną jest szafowanie przez Jana Brzozę określeniami hitlerowców, bo to jest obelga. Gdy rektor zwrócił się do prof. K. Zipsera jako seniora grona z prośbą o złożenie podpisu, otrzymał tę samą odpowiedź; rektor zamknął więc zebranie bez podpisania hańbiącej rezolucji.
Przebywający w Częstochowie prof. St, Łukasiewicz udał się z końcem stycznia 1945 r. do Lublina i tam od ministra WRiOP Stanisława Skrzeszewskiego otrzymał nominację na organizatora i rektora przyszłej Politechniki Gdańskiej. Prof. Łukasiewicz zawiadomił o swym zadaniu profesorów pozostałych we Lwowie, zaprosił ich do współpracy i zaproponował stanowisko prorektora Politechniki Gdańskiej prof. Kazimierzowi Zipserowi.
* Jan Brzoza, właściwe nazwisko Józef Wyrobiec (1900-1971), napisał m.in. Pamiętnik bezrobotnego - nagroda w 1983 r.
We Lwowie 13 II 1945 r. ukazał się nadzwyczajny dodatek "Czerwonego Sztandaru", z którego społeczeństwo dowiedziało się po raz pierwszy i oficjalnie o postanowieniach konferencji odbytej w Jałcie - ustęp VI dokumentu jałtańskiego O Polsce głosił: "wschodnia granica Polski powinna iść wzdłuż linii Curzona z odchyleniami od 5 do 8 km na korzyść Polski [...] określenie zachodniej granicy Polski będzie odłożone do konferencji pokojowej".
Gdy otworzono biura repatriacyjne, wtedy i pracownicy Politechniki musieli o sobie zadecydować, czy wyjechać do PRL, czy też pozostać, przyjmując obywatelstwo radzieckie. Wybór był trudny i podejmowany z goryczą w sercu. Odbyte pod przewodnictwem prof. K. Zipsera zebranie uchwaliło, że personel naukowy Politechniki Lwowskiej jako zespół przeniesie się do Gdańska, gdzie prof. Łukasiewicz jest rektorem i wszystkich kolegów zaprasza; uchwalono, że cały zespół zorganizuje w Gdańsku Politechnikę Morską i pozostaje pod władzą prorektora K. Zipsera działającego we Lwowie do czasu deportacji. Na organizatora wyjazdu wybrany został prof. Robert Szewalski.
Uchwała ta została przekazana do Lublina; jaz po 6 dniach wiceminister WRiOP Władysław Bieńkowski zawiadomił, że rząd w Lublinie nie zatwierdził uchwały o Politechnice Morskiej, ale domaga się przyjazdu rozproszonego grona profesorskiego do Krakowa, Gliwic, Wrocławia i Gdańska, bo "wszędzie potrzeba zasilić kadrę naukową w Polsce na nowo powstających uczelniach znakomitymi fachowcami z Politechniki Lwowskiej".
Komentowano tę decyzję jako zemstę za stalą postawę patriotyczną lwowskiej uczelni, za jej Krzyż w Obronie Lwowa i uważano, że stanowi to zamiar wymazania i wygaszenia tradycji Politechniki Lwowskiej.
Zaprzepaszczono wówczas okazję natychmiastowego uruchomienia dobrej politechniki, dobrze wyposażonej w kompletnie zachowane laboratoria i pomoce naukowe na terenie Gdańska; przyjęto natomiast zasadę uruchamiania kilku uczelni słabych, pozbawionych urządzeń, które z wielkim trudem dopiero po wielu latach utworzono.
Uchwała rządu lubelskiego była drugim zniszczeniem Politechniki Lwowskiej; pierwszego dokonały konsekwencje układu jałtańskiego, drugiego decyzja rządu w Lublinie pod przewodnictwem premiera Edwarda Osóbki-Morawskiego i ministra St. Strzeszewskiego.
Stuletnia tradycja i ogromny dorobek naukowy i wychowawczy, uznanie za granicą, udział uczelni w odbudowie międzywojennej Polski - wszystko to stanowi już księgę zamkniętą, ale wyraża dorobek nauki polskiej, który nie może być zapomniany.
Wyjazdy do PRL odbywały się grupowo, całymi rodzinami, pociągami towarowymi w "bydlęcych" wagonach. Cały majątek uczelni, inwentarz ruchomy, wyposażenie laboratoriów, wszystkie katalogi i archiwa pozostały we Lwowie; tylko część biblioteki technicznej (największej w Polsce) została przekazana Politechnice Krakowskiej.
Dobra materialne pozostały we Lwowie, stanowiąc podstawę do działalności Lwowskiego In przeszły do kraju nad Wisłą i nad Odrą; te dobra duchowe reprezentowane przez pozostałych przy życiu profesorów, docentów i asystentów oraz całą rzeszę wychowanków przysłużyły się dobrze Ojczyźnie przy zakładaniu i rozwijaniu nowych uczelni, zakładów przemysłowych, przy odbudowie mostów, dróg i kolei żelaznych. W ten sposób Politechnika Lwowska żyje nadal i ma trwałe miejsce w dziejach nauki polskiej.
Na zakończenie trochę statystyki; spośród 65 profesorów, którzy byli czynni l IX 1939 r., tylko 35 mogło się włączyć do odbudowy kraju po wojnie, co stanowiło 53,8% dawnego zespołu.