We wrześniu 2007 r. Kazimierz Szuta, przewodniczący Zarządu Rejonowego PZERiI w Kościerzynie zorganizował dla 150 emerytów powiatu kościerskiego aż trzy kolejne udane wycieczki autokarowe w Bieszczady i do Lwowa na Ukrainie. Miałem szczęście uczestniczyć w ostatniej, pięciodniowej wyprawie, trwającej od 24 do 28 września. Przebieg całej wycieczki zrelacjonowałem w miesięczniku „Życie Kaszub” wychodzącym w Kościerzynie. Tutaj opowiadam tylko o jednodniowej wycieczce do Lwowa, bo była to największa i niezapomniana atrakcja naszej wyprawy. Lwów to niezwykłe magiczne „miasto wspomnień”. Wyruszyliśmy tam w środę, 26 września 2007 r. przejeżdżając m.in. przez Ustrzyki Dolne. To liczące obecnie ok. 10 tys. mieszkańców malownicze miasteczko miało bolesną przeszłość. W czasie II wojny światowej zmieniali się okupanci. We wrześniu 1939 r. do miasta wkroczyły najpierw wojska niemieckie, wkrótce potem Armia Czerwona. W 1941 r. Ustrzyki D. zostały zajęte przez oddziały słowackie. Od 1944 r. miasteczko należało do radzieckiej Ukrainy. W 1951 r. wróciło do Polski w ramach umowy o korekcie granic w zamian za obfitujący w złoża węgla rejon Sokala. Naszej wycieczce udało się dość szybko przekroczyć granicę polsko-ukraińską w Krościenku. Kierując się do Lwowa przejeżdżaliśmy m.in. przez Chyrów (ok. 5 tys. mieszkańców). W okresie II Rzeczypospolitej Chyrów był siedzibą renomowanego gimnazjum jezuickiego, którego absolwentem był m.in. Eugeniusz Kwiatkowski. W czasie II wojny światowej słynna jezuicka biblioteka w Chyrowie, licząca ponad 30 tys. woluminów została, niestety, całkowicie zniszczona przez prymitywne hordy barbarzyńców (w siedzibie biblioteki mieścił się najpierw garnizon Armii Czerwonej, potem więzienie niemieckie, po wojnie zaś koszary radzieckie a teraz ukraińskie). Sambor (ok. 37 tys. mieszkańców) to kolejne miasto na trasie naszej podróży. Tu w 1604 r. w pałacu wojewody Jerzego Mniszcha przebywał Dymitr I Samozwaniec. Tutaj w 1913 r. urodził się Artur Sandauer. Wkrótce dotarliśmy do celu naszej podróży, czyli do Lwowa. Lwów(735 tys. mieszkańców) od 1991 r. wchodzi w skład niepodległej Ukrainy. Władze polskie nigdy oficjalnie nie zaakceptowały Lwowa jako miasta ukraińskiego. Dla wielu Polaków, miasto to jest jednym z najważniejszych ośrodków polskości. Przez kilka stuleci należało do Polski. Ostatecznie utraciliśmy to niezwykłe miasto w 1944 r. (wtedy zostało wcielone do ZSRR, a większość ludności polskiej wysiedlono). W 2006 r. świętowano 750-lecie powstania miasta. Mimo straszliwej dewastacji dokonanej w latach reżimu sowieckiego zachowało się sporo bezcennych zabytków i śladów polskości. W 1998 r. lwowskie Stare Miasto zostało zapisane na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Przy wjeździe Lwów przywitał nas kilkukilometrowym korkiem (spowodowanym daleko przed nami groźnym karambolem). Powolne przesuwanie się w korku do centrum miasta umożliwiło nam obserwację zjawiska, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Byliśmy świadkami niebywałego ścisku najprzeróżniejszych pojazdów na kilku pasach, które niemal ocierały się o siebie, a jednocześnie potrafiły utrzymać niekiedy graniczącą z cudem, dosłownie kilkumilimetrową odległość. Co chwilę z tego kłębowiska samochodów nagle jak z procy wyskakiwał jakiś wehikuł, skręcał na chodnik, rozpędzając na boki przechodniów i znikał w bocznej uliczce albo mknął po tymże chodniku do następnego zaułka. Niektóre pojazdy dokonywały cudów karkołomnej ekwilibrystyki. Patrzyliśmy na to z osłupieniem. Na szczęście udało się nam w końcu dotrzeć bez szwanku do centrum. Zwiedzanie Lwowa rozpoczęliśmy od soboru św. Jura, katedralnej cerkwi archidiecezji lwowskiej Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Kościół ten uznaje zwierzchnictwo Watykanu. Podziwialiśmy kunszt, którym odznaczają się rzeźby zdobiące fasadę: kamienne wazy, figury świętych Atanazego i Leona (Patriarchy i Papieża, symbolizujące jedność Kościoła). W kryptach świątyni pochowani są metropolici greckokatoliccy, m.in. Andrzej Szeptycki, Josyf Slipyj, i Myrosław Lubacziwśkyj. Naprzeciw świątyni stoi niewielki, również rokokowy, pałac arcybiskupów greckokatolickich i dzwonnica. Całość stanowi niezwykle malowniczy, widoczny z daleka zespół architektoniczny.
Po obiedzie zachwycaliśmy się Starym Miastem i Rynkiem - centralnym placem Lwowa. Dookoła Rynku wznoszą się 44 kamienice prezentujące wszystkie style od renesansu po modernizm. Wśród nich szczególną uwagę zwróciliśmy na renesansową Kamienicę Królewską zbudowaną w 1580 r., będącą później w posiadaniu króla Jana III Sobieskiego, który przebudował ją na pałacową rezydencję z okazałymi komnatami i salą audiencjonalną. (Pomnik króla po II wojnie światowej przeniesiono ze Lwowa do Gdańska). Kamienica nr 9 to były Pałac Arcybiskupi. Gościli w nim m.in. Władysław II Jagiełło z Jadwigą, Na I piętrze tej kamienicy 10 listopada 1673 r. zmarł król Michał Korybut Wiśniowiecki. W kamienicy nr 36 mieszkał w książę Józef Poniatowski, gdy był oficerem austriackim.
Następnie udaliśmy się na Cmentarz Łyczakowski - najbardziej znany cmentarz Lwowa i jeden z najpiękniejszych polskich cmentarzy, położony we wschodniej części miasta na malowniczych wzgórzach wśród pięknego, specjalnie zaprojektowanego, starego drzewostanu tworzącego szereg alei. Został założony w 1786 r. Jest jedną z najstarszych nekropolii istniejących w Europie. Miejsce wiecznego spoczynku wielu wybitnych, zasłużonych dla Polski ludzi kultury, nauki, polityki. Z głębokim skupieniem chodziliśmy po ścieżkach Cmentarza, zatrzymując się w zadumie koło licznych grobowców naszych wielkich rodaków, m.in. poety Seweryna Goszczyńskiego, pułkownika Juliana Konstantego Ordona, autora "Katechizmu Polskiego Dziecka" - Władysława Bełzy, pisarza i historyka Karola Szajnochy, malarza Artura Grottgera, pisarki Gabrieli Zapolskiej, twórcy spółdzielczych kas oszczędnościowych Franciszka Stefczyka. Przy pomniku poetki Marii Konopnickiej odśpiewaliśmy jej słynny utwór „Rotę”, nie wstydząc się łez wzruszenia. Od wiosny 1919 r. w części cmentarza od strony Pohulanki utworzono Cmentarz Obrońców Lwowa dla poległych w wojnach z Ukraińcami i bolszewikami w latach 1918-1920. Często nazywany jest Cmentarzem Orląt, gdyż spośród pochowanych tam prawie 3000 żołnierzy, większość stanowili młodzi chłopcy, Orlęta lwowskie. Najmłodszy obrońca to Jaś Kukawski, który miał zaledwie 9 lat. Jego karabin był większy od niego. Cmentarz Orląt nazywany był przez Polaków miejscem świętym. Zwłoki jednego, wybranego losowo nieznanego żołnierza poległego w obronie Lwowa ekshumowano w 1925 r. w celu złożenia w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Po zajęciu Lwowa przez wojska radzieckie cmentarz był regularnie grabiony i niszczony. Ostatecznej dewastacji dokonano w latach siedemdziesiątych. W sierpniu 1971 r. przy pomocy czołgów i maszyn budowlanych zniszczono kolumnadę. W 1989 r. cmentarz zaczęli odnawiać pracownicy polskiej firmy Energopol, którzy w sposób półlegalny zabezpieczyli i częściowo odrestaurowali Cmentarz Obrońców Lwowa. Jednak z powodu m.in. sprzeciwu rady miejskiej Lwowa dopiero 24 czerwca 2005 r. z udziałem prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej - Aleksandra Kwaśniewskiego i Republiki Ukrainy - Wiktora Juszczenki oraz zwierzchników dwóch katolickich obrządków Lwowa: łacińskiego - kardynała Mariana Jaworskiego i greckokatolickiego - kardynała Lubomyra Huzara odbyło się uroczyste otwarcie odbudowanego cmentarza. ![]() ![]() ![]() Wracaliśmy zafascynowani Lwowem i oszołomieni mnóstwem nadzwyczajnych wrażeń słuchając w autokarze piosenek związanych z tym miastem, m.in. Panna Franciszka, Tango Łyczakowskie, Tylko we Lwowie i inne w wykonaniu zespołu „Lwowskie batiary”. Piosenka Szczepcia i Tońcia Tylko we Lwowie jest też znana pod tytułem Lwów jest jeden na świecie:
Do Widnia, Paryża, Londynu, A ja si zy Lwowa ni ruszym za próg! Ta mamciu, ta skarz mnie Bóg!
Tylko we Lwowie! Gdzie pieśnią cię budzą i tulą do snu? Tylko we Lwowie! Czy bogacz czy dziad jest tam za „pan brat" I każdy ma uśmiech na twarzy! ... A panny to ma, słodziutkie ten gród,. Jak sok, czekolada i mniód! Więc gdybym miał kiedyś urodzić się znów- Tylko we Lwowie! Bo ni ma gadania i co chcesz, to mów- Ni ma-jak Lwów! Lecz Lwów jest jedyny na świecie! I z niego wyjechać, ta gdzież ja bym mógł! Ta mamciu, ta skarz mnie Bóg!
Do naszego Ośrodka w Rzepedzi w Bieszczadach wróciliśmy ze Lwowa dopiero po północy, zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi, postanawiając, że pojedziemy tam na kilka dni w 2008 r., aby lepiej poznać to niezwykłe miasto. Zdzisław Brzeziński
Było ich wszystkich czterdziestu dziewięciu,
Przybyli tu z nad jezior i morza wielkiego
Zachwycali się pięknem połonin i gór,
Podziwiali nie tylko góry i przepiękny zalew
Zwiedzali ziemie niewinną krwią zbroczone
Ziemie, na których zginął Świerczewski generał
Góry i połoniny, rzeczki i potoki,
Przypomniał im ich małe morze,
Zenon Bolek (Uczestnik wycieczki, 77 l.) |
Data modyfikacji strony: 2007-12-11