|
Uroczystość odsłonięcia pomnika polskich profesorów zamordowanych przez hitlerowców w lipcu 1941 roku we Lwowie Patrz także:
Wróciłem ze Lwowa, dokąd pojechałem wraz z żoną w sobotę, 2 lipca, aby uczestniczyć w uroczystościach odsłonięcia nowo zbudowanego pomnika ku czci 25 polskich uczonych oraz 20 członków ich rodzin i domowników zamordowanych przez hitlerowców na wzgórzach wuleckich we Lwowie w lipcu 1941 roku, tuż po zajęciu Lwowa przez wojska niemieckie. W piątek 1 lipca zatrzymaliśmy się w Warszawie, aby wziąć udział w konferencji w warszawskim IPN poświęconej 70 rocznicy mordu Profesorów. Wysłuchaliśmy bardzo ciekawych referatów: dr Adama Redzika - „Środowisko naukowe przedwojennego Lwowa”, dr Marii Wardzyńskiej – „Akcja „Inteligencja”, Tomasza Sudoła – „Polska nauka w „sowieckim” Lwowie”, dr Piotra Łysakowskiego – „Egzekucja profesorów na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie”. Niestety konieczność ruszenia w drogę do Lwowa uniemożliwiła mi wysłuchania dwóch ostatnich referatów: Maciej Żuczkowskiego – „Wybrane sylwetki ofiar zbrodni: Roman Longchamps de Bérier, Roman Rencki i Włodzimierz Stożek” oraz dr Sławomira Kalbarczyka – „Kazimierz Bartel – ostatnia ofiara zbrodni na profesorach lwowskich”. Uroczystości we Lwowie rozpoczęły się w kościele św. Marii Magdaleny, gdzie pod przewodnictwem arcybiskupa lwowskiego ks. Mieczysława Mokrzyckiego, z koncelebrą ks. dr Franciszka Lonchamps de Berier i ks. Włodzimierza Kuśnierza - proboszcza parafii, odprawiona została msza święta w intencji Profesorów. Kościół był wypełniony wiernymi. W mszy wzięli udział mieszkańcy Lwowa, grupy profesorów i akademików z Wrocławia i Krakowa, którzy na miejsce przyjechali czterema autokarami oraz wielu pielgrzymów, którzy indywidualnie przybyli na tę okoliczność do Lwowa. Uczestniczył w niej też jeden hierarcha kościoła greckokatolickiego – arcybiskup eparchii wrocławsko-gdańskiej Włodzimierz Juszczak. Zabrakło natomiast jakiegokolwiek duchownego greckokatolickiego z Ukrainy. Była to bardzo godna uroczystość, po której tłum jej uczestników przeszedł ulicami Lwowa na niedalekie Wzgórza Wuleckie. Homilia ks. Mokrzyckiego rozpoczęta słowami "Non omnis moriar (łac. Nie wszystek umrę… - słowa z pieśni Horacego Exegi monumentum - Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu) nawiązywała do nieśmiertelności dzieła zmarłych tragicznie Profesorów. Na zakończenie mszy ksiądz arcybiskup wezwał obecnych i społeczności Wrocławia i Krakowa o modlitwę w intencji zwrotu kościoła Marii Magdaleny wspólnocie parafialnej. W okresie wolnej Ukrainy żadna lwowska świątynia (z prawie czterdziestu) nie została zwrócona wspólnotom rzymskokatolickim, które od szeregu lat bezskutecznie walczą o zwrot choćby jednej świątyni. Na Wulce zaskoczył nas oczekujący już tłum uczestników uroczystości, znacznie liczniejszy niż w kościele Marii Magdaleny, w którym słychać było język polski, ukraiński i rosyjski. Liczna ochrona i milicjanci sprawnie kierowali przybywających na miejsce uroczystości. Osoby posiadające przepustki zostały dopuszczone na teren placu przy pomniku, pozostali zapełnili okoliczne wzgórza. Organizatorzy nie zadbali o godne miejsce dla członków rodzin zamordowanych profesorów, którzy stali jakby zagubieni w tłumie. Znajdowali się wśród nich min.: liczący ponad 80 lat syn ostatniego rektora UJK, jedyny z czterech synów Romana Lonchamps de Berier ocalały z masakry, córka Kazimierza Bartla, syn prof. Vetulaniego oraz syn doc. Grzędzielskiego. Stali oni przez całą uroczystość, gdyż nie przygotowano dla nich żadnych miejsc siedzących. Jednego z członków rodzin zamordowanych spotkałem na błotnistym wzgórzu ponad pomnikiem. Odsłonięcie pomnika poprzedziły liczne przemówienia – zarówno ze strony ukraińskiej jak też polskiej. Były one na żywo tłumaczone na język polski lub ukraiński, choć z licznymi błędami, czasami nawet przeinaczającymi sens wypowiadanych zdań. Podkreślano konieczność współpracy polsko-ukraińskiej, wskazywano, że winnymi nieszczęść i tragedii II wojny światowej były dwa totalitarne systemy: komunistyczny i nazistowski, a nauka jest zawsze internacjonalna. Obaj prezydenci miast: Lwowa i Wrocławia podkreślali wolę i chęć współpracy w imię przyjaźni i wzajemnych korzyści. Tłumaczono, że naziści chcieli zniszczyć naukowców różnych dziedzin, że umieszczenie ich na liście śmierci spowodował fakt, iż byli wybitnymi naukowcami. Moim zdaniem jednak przyczyna była inna - naziści chcieli zniszczyć polską elitę intelektualną, która mogłaby stanowić dla nich przeszkodę w podporządkowaniu sobie polskiego narodu. O losie tych ludzi zdecydował przede wszystkim fakt, że byli wybitnymi Polakami, potencjalnymi przywódcami duchowymi czy politycznymi narodu polskiego, nie zaś to, że byli tylko naukowcami. O tym niestety nikt z oficjeli nie wspomniał.
W przemówieniach mówiono tylko o profesorach lwowskich, a nie polskich, gdyż wszelka wzmianka o Polsce jest w oficjalnym ukraińskim Lwowie solą w oku. Nikt nie odczytał również pełnej listy osób zamordowanych.
Dysonansem były również słowa przewodniczącego Lwowskiej Rady Wojewódzkiej Oleha Pankiewycza, który wykorzystał tę okazję do bezpardonowego ataku na polskich – jak się wyraził - „pseudo-historyków”, pokazujących nieprawdziwą - jego zadaniem - historię stosunków i walk Polaków i Ukraińców. Stwierdził on, że niedopuszczalne byłoby uznanie przez polski Sejm organizacji OUN/UPA za zbrodniczą organizację. Potępił Polaków za niszczenie ukraińskich pomników czczących żołnierzy UPA w sytuacji, gdy na Ukrainie budowane są pomniki ku czci Polaków – takie jak ten właśnie. Po przemówieniach przyszedł czas na odsłonięcie pomnika. Wstęgę przecinali prezydenci obu partnerskich miast: Lwowa i Wrocławia. Z tym, że wstęga ta była w barwach narodowych Ukrainy (żółtoniebieskie) i … Wrocławia (żółtoczerwone) - zabrakło więc na pomniku barw polskich. Przybyli na uroczystość trzej biskupi: rzymsko i greckokatoliccy (w tym lwowski biskup Ihor Wozniak) poświęcili odsłonięty pomnik. Pod pomnikiem złożone zostały wieńce i kwiaty: od rodzin profesorów, organizacji społecznych i miejskich oraz indywidualnych osób. Dopiero tu dominowały polskie barwy narodowe, nawet w wieńcu złożonym przez konsula Rosji. Wieńce składane przez Ukraińców były w barwach żółto-niebieskich. Nie dano możliwości przemówić ani rodzinom zamordowanych ani Dieterowi Schenkowi, autorowi niemieckiej książki o mordzie profesorów, który jako przedstawiciel narodu niemieckiego odpowiedzialnego za tę zbrodnię, chciał wygłosić słowa żalu i wstydu. Nie zagrano w tym miejscu i okolicznościach polskiego hymnu, nie zaśpiewano patriotycznej pieśni. Na zakończenie uroczystości, w ramach krótkiego programu artystycznego, dziecięcy chór odśpiewał najpierw po ukraińsku piosenkę o pięknej Ukrainie, nastęnie jakąś polską - o zielonym gaju i ptaszkach, co śpiewają... Polskie dzieci w strojach krakowskich, które miały odśpiewać polską pieśń, czekały na swoją kolej odsunięte na bok poza liny odgradzające płytę pomnika. Tym czasem znacznie liczniejsza grupa dzieci ubrana w zielone koszulki z logo Lwowa i Wrocławia stała cały czas razem z oficjalnymi gośćmi tuż obok pomnika. Ubrana w strój krakowski opiekunka polskich dzieci musiała upomnieć się u organizatorów o możliwość zaprezentowania przygotowanego programu. Jakże odmienna była to uroczystość w porównaniu z powtórnym poświęceniem Cmentarza Obrońców Lwowa w 2005 roku po jego odbudowie. Tam w najdrobniejszych szczegółach całej kilkugodzinnej uroczystości zadbano o właściwy klimat, o godne uszanowanie pamięci młodych bohaterów, tam nie raz przechodził mnie dreszcz wzruszenia i dumy. Tu ogarniał mnie wstyd i zażenowanie, że sprawę tak poważną i smutną potraktowano w sposób tak mało dostojny, tak „na odczepnego”. Widoczne było, że prace przy pomniku były wykonywane pośpiesznie i byle jak. Kilka worków ze śmieciami zostało upchniętych pod płytę pomnika, co było doskonale widać, gdy patrzyło się na pomnik z biegnącej poniżej ulicy Sacharowa (d. Wuleckiej). Chwasty i krzaki jedynie wykoszono, więc zapewne znowu bujnie wyrosną w ciągu krótkiego czasu. Błoto ze wzgórz wokół pomnika z dużym prawdopodobieństwem będzie po deszczu zalewało trawniki i alejki prowadzące do niego. Nic to, że łańcuch rektorski na szyi jednego z rektorów lwowskich uczelni wisiał na jego rozpiętej koszuli, że zagubione w tłumie oficjeli i fotoreporterów rodziny Profesorów nie potrafiły ukryć smutku i rozczarowania. Serce me uradowali natomiast polscy akademicy, ubrani elegancko i stosownie do okoliczności, przepasani szarfami Uniwersytetu Wrocławskiego, w zwartej grupie wyróżniający się pozytywnie z tego tłumu. Nic to Baśka (przypomnę: Henryk Sienkiewicz, "Pan Wołodyjowski" - tak mówił Michał Wołodyjowski do swej żony Basi, gdy szedł wysadzić zamek w Kamieńcu, aby nie wpadł w ręce Turków), jak powiedziała po tej uroczystości pewna szanowna Lwowianka, z pokolenia "Kolumbów-rocznik dwudziesty", dla której Rota Marii Konopnickiej (pochowanej na cmentarzu Łyczakowskim), rozpoczynająca się od słów „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”, była nie tylko tekstem patriotycznej pieśni, lecz drogowskazem na całe życie, która po zmianie granic nie opuściła Miasta Zawsze Wiernego. Nic to Baśka… Wróciłem ze Lwowa z wrażeniami dwojakiego rodzaju. Z jednej strony jest to radość, że na miejscu tragicznego wydarzenia sprzed 70 lat, poniżej dotychczasowego, skromnego krzyża z nazwiskami ofiar, stanął okazały betonowy pomnik, w odsłonięciu którego wzięły udział tłumy przyjezdnych z kraju oraz mieszkańców Lwowa – zarówno Polaków jak też Ukraińców. Z drugiej strony pozostał żal, że uroczystość ta moim zdaniem wyglądała raczej na przygotowany naprędce propagandowy mityng różnych grup politycznych współczesnego Lwowa. Pozostała refleksja, że 70 lat temu hitlerowcy pozbawili Profesorów życia, a teraz - pozbawiono ich narodowości, zaś sam pomnik, na którym nie widziałem trójjęzycznej (PL-EN-UA) inskrypcji, komu i na jaką okoliczność jest poświęcony, jest jedynie symbolem sprzeciwu wobec łamania PIĄTEGO przykazania Dekalogu - NIE ZABIJAJ ! (niestety tylko dla tych, którzy katolicki Dekalog znają, bo zarówno w religii prawosławnej jak i protestanckiej a także tradycji żydowskiej SZÓSTE przykazanie mówi "Nie zabijaj", natomiast PIĄTE przykazanie w tych religiach oznacza: "Czcij ojca swego i matkę swoją"). Tekst i foto: Stanisław Kosiedowski
|
Data modyfikacji strony: 2011-07-05