Somerset 1972 - 1975
5 stycznia byl
deszczowy dzien. Na lunch do Klubu optymistow zabral mnie
Zygus. To bylo zawsze dla mnie bardzo smieszne ze nalezal
do tego klubu bo mial sporo zalet, ale optymista nigdy
nie byl. Wszystko widzial zawsze na czarno a w najlepszym
wypadku na szaro. Czlonkami tego klubu bylo
kilku adwokatow, lekarzy i jeden chiropractor - chyba po
polsku kreglarz - polskiego pochodzenia. Dzialalnosc
klubu ograniczala sie do miesiecznych lunch'y i pogawedki.
Po powrocie do biura bardzo sie oziebilo i deszcz
zamienil sie w lod pokrywajac nim ulice, samochody i
drzewa. Po wyjsciu z biura okazalo sie ze caly parking jest oblodzony jak i samochod, tak ze trzeba bylo z okien zdrapywac lod. Zapalilem samochod zeby sie zagrzal, wlaczylem odlodzanie szyby i poszedlem zdrapywac lod. Przechodzac z tylu samochodu poslizgnalem sie i upadlem tak nieszczesliwie na lewa noge - ta sama ktora mialem zlamana jako dziecko. Poczulem silny bol i jak chcialem wstac noga nie tylko piekielnie bolala ale tez byla bezwladna. Poniewaz upadlem obok rury wydechowej, wiec mialem na dodatek wydech spalin w twarz. Zaczalem wolac o pomoc i wlasnie wyszedl z biura kierownik kotroli jakosci, dawny spadochroniarz. Zapytal sie czy moge ruszac palcami u stopy. Powiedzialem ze tak a on oswiadczyl ze noga nie jest zlamana i poszedl do biura zeby do mnie przyszli. Przyszedl Ezra - moj bezposredni przelozony - i jak mnie zobaczyl lezacego na parkingu zaraz zadzwonil po karetke, ktora przyjechala w ciagu kilku minut. Polozono mnie na noszach z noga zgieta w kolanie i wystajaca na zewnatrz noszy, bo silny bol nie pozwalal jej wyprostowac. Kierowca karetki zapytal do ktorego szpitala ma mnie zawiesc. Ezra powiedzial ze do Middlesex General Hospital. Bylem zdziwiony bo myslalem ze katolicki szpital bedzie lepszy, ale on mnie zapewnil ze nie, pozatem nasz prezes byl w radzie nadzorczej tego szpitala, wiec bede tam mial lepsza opieke. Wsiadl do samochodu i pojechal za karetka i zalatwil wszystkie formalnosci poza kolejka. Izba przyjec byla pelna wiec moglem tam czekac godzinami nim mnie wezma na Rentgen a pozniej do lozka. Jadac do Rentgena sanitariusz przejezdzajac przez rozne drzwi za kazdym razem zaczepial wystajaca zlama noga o framuge co powodowalo silny bol. Zapomnialem o Wersalu i odpowiednia wiazka go czestowalem, ale on sie tym nie przejmowal dopoki nie zainteresowalem sie jego nazwiskiem i przed kazdymi nowymi drzwiami go ostrzegalem. Po przyjezdzie do Rentgena polozono mnie na stol, traktujac jak worek kartofli. Kazdy ruch powodowal piekielny bol podczas kiedy obsluga byla zajeta opowiadaniem o swoich sprawach ososbistych traktujac chorego jako przedmiot. Dopiero jak zaczalem sie interesowac ich nazwiskami, zaczeto zwracac uwage na to co robia. Okazalo sie ze mam pod biodrem kosc peknieta w 3 miejscach i z ta wiadomoscia zawiezionno mnie do 4 osobowej sali. Moje zadania separatki jaka mi Ezra zalatwil zostaly zignorowane. To byl juz pozny wieczor i nie bylo nikogo oprocz nocnego personelu. Korzystajac ze na koniec mialem dostep do telefonu moglem zadzwonic do domu i poinformowac Wande dlaczego nie wrocilem do domu. Bardzo sie zmartwila. Na szczescie w domu byl drugi samochod tak ze nie byla uwieziona, poki moj samochod nie zostanie przywieziony do domu. Nastepnego dnia byla sobota i przyszedl doktor ktory ustawil mi noge i nastepnie sanitariusz zalozyl moja noge na wyciag. Tym razem tez przyklejono linke od wyciagu plastrami zamiast wbijania gwozdzia w piete jak to normalnie stosowano. Mialem szczescie ze biodro nie bylo uszkodzone, bo wowczas by musieli mnie operowac na co calkiem nie mialem ochoty. Moje zadania przeniesienia mnie do separatki zostaly zbyte, jak mi powiedziano z powodu braku takowej. Wanda dojechala do mnie, przywiozla jakies potrzebne mi drobiazgi i cos dobrego do jedzenia choc nie mialem na to ochoty poniewaz wyzywienie w szpitalu bylo smaczne i wystarczjace. Najbardziej mi dolegalo oprocz bolu ten duzy pokoj gdzie pacjenci sie ciagle zmieniali, w nocy bylo slychac jeki i narzekania, co w czasie bezsennej nocy przy stalym bolu nie bylo przyjemne. Zaczalem dostawac zastrzyki ze srodkami przeciw bolowymi i jak sie pielegniarka spozniala z nimi, a pilnowalem to z zegarkiem w reku, to zaraz dzwonilem im przypomniec zeby sie pospieszyly. Moim stalym gosciem w dni robocze byl Zygus ktory dbal zebym mial wszystko co mi potrzeba. Pozatem przyszla tez Adela sekretarka prezesa zeby zalatwic mi separatke ktora ciagle obiecywano. Mialem dosc tego czekania i chcialem zadzwonic do dyrektora szpitala, ale nie chciano mnie polaczyc. Zadzwonilem wiec przez miasto i dostalem polaczenie bo sie nie zorientowano ze dzwoni pacjent ze szpitala i zaczalem interweniowac sam w swojej sprawie. Nastepnego dnia dostalem separatke, co prawda z zamurowanym oknem z powodu rozbudowy szpitala, ale na tym zamurowanym oknie byl wymalowany widoczek sloncem skapanej plazy, ktory mnie podtrzymywal w lepszym nastroju. Nie moglem narzekac na brak gosci i po kilku dniach zaczalem sie czuc na tyle lepiej ze zaczalem pracowac. Dostawalem codziennie poczte, potem przychodzila sekretarka ktorej dyktowalem odpowiedzi. To pomagalo zapomniec o bolu i sytuacji w jakiej sie znajdowalem. Biedna Wanda byla w dosc trudnej sytuacji poniewaz nie znala jezyka ani nie miala zadnych znajomych. Zaopiekowala sie nia Jagoda ktora zawiadomilem o sytuacji i prosilem o pomoc. Rowniez Zygus staral sie jak mogl zabierajac ja na obiad, ale nie mogac sie z nia porozumiec, to bylo dosc skomplikowane. Znowu z pomoca przyszla Jagoda ktora sluzyla im za tlumacza. Bardzo poczciwie Wanda codziennie mnie odwiedzala, przynosila lakocie i starala sie jak mogla zeby mi ulzyc w mojej sytuacji. Zawiadomilem brata, Lulu i Ewe, Basie, moja znajoma z lotu do Warszawy i zaczalem dostawac telefony i listy ze slowami pociechy. Lulu chciala przyjechac mna sie opiekowac za co jej podziekowalem. Brat staral sie pomoc jak mozna, chocby telefonicznie. Moj wniosek o polska wize jaki zlozylem przed pojsciem do szpitala bo chcialem pojechac do Zakopanego z Basia zostal odmownie zalatwiony. Zadzwonilem do Polskiego Biura Radcy Handlowego do p. Przechodnia ktory zajmowal sie nasza firma z prosba o pomoc. Oczywiscie to wszystko bylo teoretyczne, bo na kilka miesiecy bylem i tak "uziemiony". On niestety wiele mi nie pomogl ale staral sie mnie podniesc na duchu, za co bylem mu wdzieczny. Kilka lat pozniej dowiedzialem sie ze byl on przedstawicielem polskiego wywiadu zamieszany w sprawe szpiegowska pozniejszego dyrektora PKO, wymienionego pozniej za amerykanskiego szpiega. Dostalem list od Basi, ktora jeszcze nie dostala mego listu o wypadku, z ktorego sie dowiedzialem ze mnie nie kocha ze wrocila do swego chlopaka i ze to wszystko niema sensu etc. Mowiac szczerze ja do tego samego wniosku doszedlem wczesniej i jej napisalem ze ma racje i madrze postapila. Kilka dni pozniej dostalem od niej nastepny list napisany po otrzymaniu mego zawiadomienia o wypadku w ktorym wycofywala sie z poprzednich oswiadczen, czego nie przyjalem do wiadomoci. Pobyt Wandy
dobiegal konca. Niestety nie miala zbyt przyjemnego
pobytu. Gdyby nie Jagoda i Zygus, to byly straszne nudy.
Jedyna "rozrywka" bylo jej zgubienie
pierscionka z dwu karatowym brylantem. Poniewaz byla sama
w domu z kotem, wiec nie mogla nikogo podejzewac ze jej
ukradl. Po wielu poszukiwaniach za moja sugestia
przegladnela piasek dla kota i tam sie piercionek znalazl.
Na lotnisko odwiozl Wande Zygus z Jagoda i zostalem sam.
Zainteresowala sie mna ladna wysoka blondynka z dzialu wyzywienia ktora przychodzac zabierac moja karte na ktorej wybieralem jedzenie na nastepny dzien prowadzila ze mna konwersacje i coraz wiecej czasu spedzala ze mna. Okazalo sie ze jest Polka z pochodzenia, rozwodka z dwojgiem dzieci i tak powoli zaczal sie nasz romans. Na sw. Walentego dostalem z obiadem ciasteczka w ksztalcie serduszek. Zapytana o nie powiedziala ze to sa specjalnie dla mnie. Jak sie pozniej okazalo ze wszyscy pacjenci w szpitalu dostali takie same ciasteczka, ale ja o tym nie wiedzialem bedac odseparowany od reszty pacjentow w swojej separatce. Jul oprocz tego ze pracowala w szpitalu wychowywala sama dwoch chlopcow w wieku 5 i 8 lat a pozatem chodzila do colege'u zeby zostac finansistka. Nie bylo jej finansowo lekko bo placa w szpitalu byla niska, maz nie dawal nic na utrzymanie dzieci mimo ze sad jej przyznal mozna powiedziec smiesznie mala sume. Rodzice finansowo jej nie pomagali, czasem pilnowali dzieci jak chodzila na wyklady a tesc ktory byl adwokatem a pozniej sedzia sadu rodzinnego nie poczuwal sie zadnych obowiazkow i czasem tylko dawal chlopcom po kilka dolarow i jak sie smialem pidzamy. Wiekszosc dochodow pochlanialo jej komorne bo poprzednie mieszkanie u rodzicow okazalo sie niemozliwe. Jak sie rodzice dowiedzieli o naszym "romansie" i roznicy wieku byli bardzo negatywnie nastawieni i nie wierzyli ze to moze byc trwaly zwiazek. Co prawda nie mieli innego wyjscia jak zaakceptowac sytuacje, ale na ich, a szczegolnie matki bo ojciec sie nie liczyl, pomoc czy zyczliwosc nie mozna bylo liczyc. Jul zaczela przychodzic wieczorami po pracy i po zostawieniu dzieci opiekunce do szpitala i nie musialem siedziec sam ogladajc TV. Po chyba 6 tygodniach zdjeto mnie z wyciagu i na koniec moglem sie polozyc na boku, potem pojezdzic po szpitalu na wozku i zobaczyc jak wygladaja "okolice". Przez czas lezenia na wyciagu nie widzialem co sie dzieje na zewnatrz pokoju, tak ze wszystko bylo dla mnie nowoscia. Potem zaczela sie terapia, nauka chodzenia i na koniec moglem wrocic do pustego domu. Dostalem kobiete ktora mi robila zakupy i lunche i przygotowywala obiad i pomogla wziasc prysznic, ale nie bylo mowy o jakims sprzataniu czy robieniu porzadkow, a dom stal przez dluzszy czas zamieszkaly tylko przez kota ktorym opiekowali sie sasiedzi. Zygus przywiozl mnie do domu i zaraz potem przyjechala Jul - bo takie imie miala moja nowa sympatia - ktora pomogla mi sie rozgoscic w moim domu. Poniewaz bylem samotny i ubezpieczenie dalo mi gosposie do robienia lunch'y, wiec zaczalem zapraszac na nie gosci i bylo calkiem wesolo. Jul zaczela odwiedzac mnie wieczorami i w czasie dni wolnych od pracy, robila mi zakupy i gotowala. Poniewaz mialem lewa noge zlamana, wiec moglem po kilku dniach wsiasc do samochodu i wyjechac z domu. Gorzej bylo z wysiadaniem i chodzeniem. Tak samo po domu chodzilem o kulach, bralem prysznic na ogrodowym fotelu, a jak cos chcialem sobie sam przyniesc, to mialem torbe zawieszona na szyi i tam wkladalem co mi bylo potrzeba. Gorzej bylo z piciem i jedzeniem, ale do tego uzywalem wozka. Jak czulem sie juz lepiej przyjechal do nas nasz austryjacki przedstawiciel z zona. Raczej zona byla przedstawicielem a on jej pracownikiem. To byl poczatek mojej przyjazni z Johannes'em ktora przetrwala do dzis. Poniewaz mialem pusty dom, wiec zaprosilem ich do siebie i spedzilismy razem kilka przyjemnych dni. Niedlugo potem mielismy wystawe w Budapeszcie, wiec zaprosilem go tam zeby nam pomogl i odwiedzil Wegry gdzie nie byl od czasow wojny. Zaczalem jezdzic do biura na kilka godzin co kilka dni, ale ze wzgledu na ich ubezpieczenie woleli zebym pracowal w domu. Jadac do lekarza na przeglad chcac ominac woz jaki jechal na mnie wjechalem na drzewo rozbijajac swoj samochod. Na szczescie rozbicie nie bylo wielkie, ale wykrzywilo rame, tak ze do konca posiadania wozu mialem z nim problemy i ciagle musialem dawac ustawiac rownolegle kola. W koncu kwietnia mialem zaplanowany wyjazd: Szwajcaria, Wegry, Rumunia, Moskwa i powrot przez Szwajcarie do domu. Mialem jeszcze trudnosci w chodzeniu wiec Zyggi postanowil pojechac ze mna, jednak zastrzegajac sie ze nie bedzie walizek za mna nosil. Z Jul sie umowilismy ze w czasie mojej nieobecnosci zaopiekuje sie kotem, przeniesie sie z mlodszym synem do mnie a starszy zamieszka u jej rodzicow bo wiedziala ze z obu chlopcami nasze wspolzycie nie potrwa dlugo. Trzeba przyznac ze miala racje, bo ja sie nie nadawalem do wspolzycia z obu chlopcami ktorzy z poczatku nie byli zachwyceni likwidacja mieszkania i przenosinami. Chrys jak go poznalem, bardzo sie intersowal moim wiekiem, czym ja osobiscie sie nie przejmowalem. Nie mniej wiedzialem ze bedziemy mieli problemy. Jak przylecielismy do Szwajcarii wynajelismy samochod z automatyczna skrzynia biegow bo Ziggi nie mial ochoty prowadzic samochod, a ja musialem miec tylko automat zeby nie uzywac zlamanej nogi. Po kilku dniach w Szwajcarii pojechalismy do Uerberlingen zeby spotkac sie z Ewa, Lulu i reszta rodziny. Po drodze dwie ladne dziewczyny chcialy zeby je podwiesc na auto stop. Ziggi chcial byc uczynny. Zatrzymalismy samochod i on zrobil porzadek na tylnym siedzeniu zeby zrobic miejsce. Wysiadly w nastepnej wsi kilka mil dalej. Ja sie potem z Ziggi wysmiewalem ile to on wlozyl wysilku zeby je podwiezc do nastepnej wsi. Wjazd na teren Niemiec byl pierwszym dla Ziggi od czasu kiedy jako zolnierz amerykanski wjechal tam czolgiem - wojne zakonczyl na wzgorzach otaczjacych Innsbruck. Nie mial nigdy do czynienia z niemiecka policja ani straza graniczna. Tym razem widocznie sie nie podobalismy straznikowi bo sie nie spieszyl, poszedl sprawdzic nasze nazwiska na komputerze - przypuszczam ze to moje nazwisko sie mu nie podobalo, bo Zygusia bylo juz zamerykanizowane - i to Zygusia denerwowalo czemu dawal wyraz w swoich dosc zlosliwych uwagach. Musialem go uspakajac, bo wiedzialem ze nic nie wskoramy, a wprost przeciwnie moze tylko przedluzyc formalnosci, a ja sie spieszylem. Dla mnie najwieksza przyjemnoscia bylo spotkanie z Ewa. Tesciowa dala nam wspolny pokoj i caly czas bylismy razem. Ziggi poznal kolezanke szwagierki i przypadli sobie do gustu. Zawiazal sie romans ktory przetrwal kilka lat, ale on zawsze bojacy sie stalego zwiazku po kilku latach ja stracil. Z Zurich'u polecielismy do Budapesztu gdzie czekal na nas juz Johannes z Hansem Grimmem przedstawicielem firmy ktora z nami miala prywatna wystawe w dawnym budynku gieldy budapesztenskiej. Mimo dobrej reklamy - bylismy pokazywani nawet w miejscowej TV - i sporej frekfencji, handlowo wystawa ta byla fiaskiem.l Minelo sporo lat nim nastepny raz przylecialem do Budapesztu, ktory nigdy dla nas nie byl wielkim rynkiem bo nie moglismy zwalczyc szwajcarskiej konkurencji zasiedzialej tam od lat. Nastepnego dnia po otwarciu po powrocie do hotelu zastalem kartke ze Basia jest w Budapeszcie, zebym przyjechal do jej hotelu. Bylem bardzo zdziwiony bo nie wiedzialem jak sie dowiedziala gdzie jestem, choc chyba pisalem o tym jeszcze przed pojsciem do szpitala. Poprosilem Johannes'a zeby ze mna pojechal. Poszlismy razem do restauracji gdzie byly dlugie rozmowy przy ktorych Johannes siedzial jak na tureckim kazaniu. Nie bylo innej rady i zaprosilem ja na obiad nastepnego dnia. W niedziele wystawa byla zamknieta wiec pojechalismy nad Balaton zabierajac i Basie co bylo pomylka, bo zamiast przyjemnej podrozy byly stale zale i wyrzekania. Powiedzialem jej o Jul o czym poprzednio jej juz napisalem i uwazalem nasz romans za skonczony, tak jak chciala. Nastepnego ranka Johannes odwiozl ja na lotnisko. Po powrocie dostawalem listy, ale je ignorowalem. Potem dostalem zawiadomienie o slubie ze swoim chlopakiem a potem o urodzeniu sie corki. Po zakonczonej wystawie polecielismy z Zygusiem do Bukaresztu. Miasto ladne, czyste, szerokie ulice. Zygus mial kontakt przez swoja "dame" ktora wojne spedzila w Rumunii. Kontaktem byl sympatyczny dermatolog plynnie mowiacy po rosyjsku i jego zona aktorka dramatyczna. Niestety oprocz rozmow z centralami handlowymi nie dotarlismy do zadnych klientow ktorzy by rokowali jakies szanse na przyszlosc. Jedynie lecac do Moskwy wiekowym IL-18 ktorego huk czynil podroz niezbyt przyjemna, dostalismy zaproszeni do pierwszej klasy. Przypuszczam ze bylismy jedynymi zachodnimi pasazerami pozatem ja chodzilem z laska i widac bylo ze kazdy krok jest dla mnie bolesny. W Moskwie czekal na nas juz Mache i mielismy tym razem szczescie ze zamieszkalismy w hotelu Intourist w samym centrum miasta, a wystawa byla w Instytucie Mechanizacji Medycyny kolo WDNH, a wiec na krancu miasta na przeciwko terenow wystawowych gdzie mielismy swoja pierwsza wystawe. Sama wystawa byla zorganizowana przez miejscowa Izbe Handlowa bez odpowiedniej reklamy, tak ze nie mielismy duzo gosci i handlowo bylo bardzo minorowo, bo na oficjalne wystawy zawsze byly dodatkowe fundusze umozliwiajace nam miec wiecej zamowien z eksponatami wlacznie. Pojechalismy za rada Mache i okazalo sie ze popelnil blad. Jedynie obietnica zamowienia na skomputeryzowany fermentor latem, byla osloda naszej wystawy. Jak to pozniej sie okazalo tradycyjnie, prawa reka nie wiedziala co czyni lewa i ten skomputeryzowany fermentor skonstruowany przez nasza filie Fermentation Design w Pensylwanii oferowala bezposrednio nasza filia ignorujac mnie i naszego agenta. W okresie naszego pobytu w Moskwie byl rowniez Nixon ze swoja pierwsza wizyta. W naszym hotelu mieszkalo wielu znanych amerykanskich dziennikarzy ktorych spotykalismy w windzie, restauracjach, barze. Korzystajac z takiej wspolnej jazdy winda ze znanym wowczas reporterem Marvin'em Kalb'em zaprosilem go na nasza wystawe. Kilka dni pozniej przyjechal z operatorem i asystentem i po ogladnieciu wystawy przeprowadzil z nami wywiad. Jak sie okazalo Zygus nie mial wiele do powiedzenia, wiec ja zabralem glos i caly wywiad praktycznie byl ze mna. Podal nam tez kiedy bedzie ten program nadawany, tak zebysmy zawiadomili bliskich zeby nas ogladneli. To bylo jeszcze w okresie kiedy VCR - magnetowidy - byly w zalazku i nikt z nas lub naszych znajomych ich nie posiadal. Zadzwonilem do Jul, ale jak sie pozniej okazalo ten segment wiadomosci byl podany w innym czasie niz nam powiedzial Kalb. Jedynie Zygusia "dama" nas widziala i potem miala pretensje do mnie ze to byl wywiad tylko ze mna. W drodze powrotnej znowu spedzilem weekend z Ewa, a Zygus z Sigi, bo takie imie miala przyjaciolka szwagierki. Byl koniec maja wiec pogoda wiosenna z czego skorzystalismy robiac kilka wycieczek po okolicach jeziora Bodenskiego nad ktorego brzegiem znajdowalo sie Uerberlingen. Na lotnisku oczekiwal nas prezes, ktory najpierw odwiozl Zygusia a potem mnie. W domu czekala na mnie Jul ze Stev'em - mlodszym synem - i byli juz calkiem zadomowieni, tak ze mialem nowa rodzine. W biurze czekalo sporo roboty i nowa sekretarka. Poniewaz jak sie okazalo w miedzyczasie rozmowy w sprawie sprzedazy skomputeryzowanego fermentora posunely sie naprzod i spodziewalismy ze delegacja do podpisania kontraktu przyjedzie z poczatku lipca. Musialem zalatwic wize dla Mache ktory mial towarzyszc delegacji. Byl czlonkiem Austryjackiej Kompartii, wiec dostanie wizy nie bylo takie proste i wymagalo szeregu formalnosci ktore musialem dopelnic, wlacznie z wizyta FBI ktora byla nie tylko wymiana informacji ale rowniez dostalem instrukcje jak nalezy sie "opiekowac" naszym gosciem. W koncu czerwca
Steve pojechal na kolonie do Dominikanow. Oboz ktory
skladal sie z drewnianych domkow byl polozony w
malowniczej okolicy nad Hudsonem, bardzo niedaleko dawnej
rezydencji Roosevelt'ow w Hyde Park. Zawiezlismy go tam i
on bez zadnych sprzeciwow zostal. Poniewaz byl "maluchem"
wiec zamieszkal z siostrami ktore tam prowadzily kuchnie
i infermerie. W poczatku lipca przyleciala na wakacje Ewa. Poniewaz miala tylko 9 lat i leciala sama wiec trzeba bylo zapewnic jej takie przyjecie zeby jej nie wystraszyc. Trzeba przyznac ze byla dzielna, ale to bylo dziecko. Poniewaz zaprzyjaznilem sie z agentem SwissAir'u ktory dostawal od nas fracht, wiec on obiecal ze przyjedzie na lotnisko i ja wyprowadzi bez wszystkich formalnosci. Nie zdazylem o tym Ewy zawiadomic, wiec jak zobaczyla kogos obcego ktory przyszedl sie nia zaopiekowac, byla w strachu ze chce ja porwac. Dopiero stewardesa ktora sie nia opiekowala i do ktorej juz nabrala zaufania ja przekonala ze ten pan jest przyslany przez jej ojca. Radosc byla wielka i pojechalismy prosto do domu zeby poznala swoja nowa rodzine. Dzieci i macocha polubily sie choc przez wiele lat Ewa byla faworyzowana przezemnie i nasze wakacje sie dostosowywaly sie do jej wizyt, ktore co roku byly w innym terminie zeby nie bylo zbyt duzego tloku na drogach jak by wszystkie dzieci w Niemczech zaczynaly wakacje w tym samym czasie. Ewe zapisalem do "Mama Babs" to bylo przedszkole i kolonia do ktorej Ewa uczeszczala przed wyjazdem do Niemiec, tak ze to nie bylo dla niej nowoscia. Jul ja przewaznie odwozila a ja odbieralem po pracy. Zblizala sie data przyjazdu sowieckiej delegacji. Pierwszy przylecial Mache i w niedzielne popoludnie pojechalismy dwoma samochodami na lotnisko. Samolot przylecial, czekalismy na nasza delegacje. Nikt sie nie pokazal. Poszlismy sprawdzac liste psazerow, ale ona nie byla dostepna. Wocilismy do domow z pustymi rekoma. Nasze telexy do Moskwy pozostaly bez odpowiedzi i po kilku dniach Mache wrocil do Wiednia, a my do naszych codziennych obowiazkow. Nasze pytania skierowane do Nowojorskiego przedstawicielstwa sowieckiego rowniez byly bez odpowiedzi. Tak nauczylismy sie jak pracuje sowiecki handel zagraniczny. Pod koniec wakacji polecielsmy z Jul, Ewa i Steve'm do Orlando zwiedzic nowo otwarty Disneyworld. Poniewaz to byla moja pierwsza wycieczka do Disney'a, wiec zrobila na nas duze wrazenie. Pomyslowosc, jakosc wykonania, czystosc i komunikacja byly naprawde zadziwiajace i nie przypominajace tandety podobnych miejsc. To byl moj drugi pobyt na Floryzie i w dodatku w koncu lata, wiec czulem sie jak "u siebie". Nie mniej nie moglismy sie nacieszyc pogoda, sloncem no i oczywiscie atrakcjami. Jednego poranka Jul poszla z dziecmi do restauracji hotelowej na sniadanie jak ja jeszce sie golilem zeby oszczedzic czas. Jak przyszedlem do stolika zastalem go zastawionego wielka iloscia potraw. Bylem zdziwiony i jak sie okazalo Jul nie zwrocila uwagi co Steve zamawial. Nie zrobilem zadnej awantury, tylko jak zaczeli wstawac od stolika zeby pojsc na basen, poprosilem zeby Steve zostal i skonczyl wszystko to co zamowil. Posiedzielismy sobie dosc dlugo nim zjadl wszystko, a mimo ze mial dobry apetyt to jednak ilosc wszystkiego byla zbyt duza jak na 6 latka. Nie mniej skonczyl wszystko i wowczas poszlismy sie kapac. Od tego czasu wiecej sam sie nie zabieral do zamawiania. Korzystajac z
pobytu w Orlando pojechalismy zwiedzic Cape Canaveral z
wyrzutnia rakiet i muzeum. To byl okres kiedy bylo pelno
"Love bugs", bardzo kochliwych muszek ktore
lataja wielka chmura i obsiadaja wszystko, wlacznie z
samochodami, tak ze wycieraczki nie nadazaja z ich
zmywaniem. Nim dojechalismy na miejsce musielismy dolewac
kilka razy wody do myjki szyb, bo nie bylo nic widac, tak
obsiadaly przednia szybe. Same centrum bylo imponujace i
robilo duzo wieksze wrazenie jak ogladanie go na TV.
Jesien minela bez wiekszych wrazen i na swieta postanowilismy poleciec do Johannes'a zabierajac po drodze Ewe a chlopcy mieli swieta spedzic u dziadkow. Polecielismy z klubem Matterhorn ktorego bylem czlonkiem do Zurich'u gdzie spotkalismy sie z Lulu i Ewa i stamtad pociagiem pojechalismy do Innsbruck'u. Kilka tygodni przed swietami Johannes ponownie zlamal swoja krotsza noge i myslelismy ze bedziemy musieli zmienic plany. Ale okazalo sie ze nasz przyjazd byl mu na reke bo mial opieke i szofera. Byl co prawda zonaty z wlascicielka firmy w ktorej pracowal, ale mieszkali przewaznie oddzielnie. Ona miala swoj dom w ktorym mieszkala ze swoim 15 letnim synem, a on w swoim domu gdzie na weekendy przychodzili i czesto nocowali jego dwaj synowie z poprzedniego malzenstwa ktorzy mieszkali z matka i ojczymem na sasiedniej ulicy. Mozna powiedziec ze sytuacja byla nie codzienna. Podroz do Innsbruck'u byla calodzienna, przez sliczne okolice i Alpy, ale po calej nie przespanej nocy - nasz samolot mial opoznienie - nie mielismy sil zeby w pelni ocenic urok tej podrozy. Na dworcu w Innsbruck'u czekala na nas Kete - zona Johannes'a ktora zabrala nas do niego i zrobili nam zimna kolacje, poczem cale towarzystwo poszlo spac. Johannes mieszkal w domu bardzo podobnym do naszego domu we Lwowie. Tez 3 pietrowy z wielkimi i bardzo wysokimi pokojami i widokiem na Alpy. Mial dwa duze i dwa mniejsze pokoje, duza kuchnie z pomieszczeniem jadalnianym na wzor tyrolski i dwa duze balkony: jeden wychodzacy na ulice od frontu a drugi od kuchni wychodzacy na ogrod gdzie mial swoj warsztat i jak nie bylo mrozu spizarnie. Mysmy dostali sypialnie z widokiem na ogrod i Alpy, ktora znajdowala sie obok duzej lazienki. Po drugiej stronie korytarza byl salon z widokiem na gory i kolejke linowa na szczyt gory ktorej nazwy nie pamietam. Obok byla sypialnia Johannes'a a obok sypialnia chlopcow w ktorej spala Ewa. Innsbruck jest uroczym miastem polozonym w dolinie i otoczony wysokimi gorami tak ze gdziekolwiek sie pojdzie to sa widoczne gory. Jak wspomnialem z mieszkania Johannes'a bylo widoac dwie strony doliny co robilo duze wrazenie. Samo miasto bardzo przypominalo mi Lwow z czasow dziecinstwa. Podobne kawiarnie z takimi samymy sztelarzami na gazety jakie sa dostepne w wiekszosci kawiarn tak zeby oszczedni mieszkancy nie musieli kupowac ich tylko czytac je w kawiarni pijac kawe i zjadajac niesamowite ilosci ciastek. Po kawie w kawiarni spacer po starym miescie i ogladanie wystaw byl dodatkowa atrakcja nie mowiac o stajacych na ulicach piecykach na ktorych sprzedawcy prazyli marony - jadalne kasztany. Miasto bylo ladnie udekorowane na okres swiateczny i wszedzie bylo slychac koledy. Pogoda byla ladna z lekkim przymrozkiem szczegolnie wieczorami. Poniewaz Johannes nie mogl sam prowadzic samochodu, wiec wozilismy go do Kliniki Uniwersyteckiej na masaze i kapiele w specjalnym basenie. Jednego dnia zaladowalismy wszystkie dzieci do samochodu i zawiezlismy je na narty. Raz pojechalismy kolejka na szczyt gory nad Innsbruck'iem i tam Ewa dzielnie jezdzila na nartach mimo klopotow jakie miala z wiazaniami. Moje i Kety urodziny ktore obchodzilismy tego samego dnia obchodzilismy w gorskiej kregielni polaczonej z ladna restauracja. To chyba byla moja jedyna w zyciu wizyta w kregielni. Wigilie spedzilismy u Johannes'a razem z Kete, jej synem i synami Johannes'a. Detali juz nie pamietam za wyjatkiem tego ze ciagle wszedzie bylo widac reke Kete tlustawego syna ktory za wszystko lapal. Przestalem sie dziwic ze Johannes wolal mieszkac w swoim domu. To byl okres mody na magnetofony i dzieci staraly sie nagrywac doroslych jak sie tego nie spodziewali i potem odtwarzac to w obecnosci podsluchanych co powodowalo duzo smiechu. W pierwszy dzien swiat bylismy u Kete z ta roznica ze nie bylo tam synow Johannes'a - zreszta duzo lepiej wychowanych i bardziej inteligentnych. W drugi dzien swiat po spacerze w miescie Jul dostala wysokiej goraczki. Johannes zawolal lekarza ktory przyszedl do domu, stwierdzil grype i przepisal lekarstwa i po dwuch dniach przeszlo. Przjechala z Polski Jola, opozniona z powodu zamkniecia granicy z powodu panujacej pryszczycy. Jej towarzyszem byl blizej nie znany Niemiec ktory piekielnie bal sie jezdzic swoim Mercedesem po gorach. Raz Ewa pojechala z nimi bo mieli jechac na narty, ale wrocili bez jazdy na nartach bo on sie przestraszyl gor i wolal wrocic. Kilka dni pozniej bylismy zaproszeni do nastepnej miejscowosci na obiad przez dawnego wspolpracownika Lulu z Rutgers'a. Poniewaz byl wolny dzien i przyjechal Hans Grimm z zona i zaoferowal ze wezmie Ewe na narty. Pozwolilismy jej pojechac pod warunkiem ze wroci na czas zeby zdazyc na proszony obiad. Niestety Hans nie dotrzymal obietnicy i sie spoznil. Ja wychodzilem z siebie i po powrocie Jul zrobila im wymowki czego nie mogli zrozumiec - byli bezdzietni a ona nauczycielka - ze moglismy sie denerwowac. Na obiad sie spoznilismy a mnie trudno sie bylo uspokoic. Na Sylwestra wrocilismy do Zurich'u gdzie Ewe zabrala Lulu a nas moja dawna sekretarka Margaret z mezem i zawiezli nas do przjemnego hoteliku w miasteczku kolo nich i wieczorem zabrali nas na zabawe Sylwestrowa jaka byla zorganizowana w osrodku handlowym gdzie wszystkie sklepy za wyjatkiem restauracji byly zamkniete, na korytarzach i klatce schodowej byly poustawiane stoly, byla orkiestra i tak obchodzilismy nasz pierwszy nowy rok. Nastepnego dnia odwiezli nas na lotnisko i odlecielismy do domu. Na lotnisku JFK w New York'u czekal na nas ojciec Jul ktory najpierw odwiozl nas do siebie. Matka Jul nie byla zbyt zachwycona z opieki nad oboma wnukami co dala nam wyraznie do zrozumienia i potem nigdy wiecej nie korzystalismy z jej pomocy. Potem odwieziono nas plus Steve do domu i nastepnego dnia rozpoczal sie normalny tydzien w pracy. W lutym na koniec przyleciala sowiecka delegacja podpisac kontrakt na skomputeryzowany fermentor. Przed samym ich przyjazdem Jul dostala silnego ataku kamieni zolciowych i postanowila sie poddac operacji. Z tego powodu bylem z delegacja tylko jak zwiedzalismy okolice i pozniej Washington, DC, ale do Kalifornii nie pojechalem poniewaz w tym czasie Jul miala operacje i konwalescencje. Miala dosc duze ciecie i zeby sie ono dobrze zroslo i nie byla duza blizna miala obie strony ciecia polaczone pod skora drutem ktory byl z obu koncow zakonczony duzymi guzikami, co uwienczylem na zdjeciu. W marcu moja firma brala udzial w moskiewskiej wystawie Mikrobioprom. Mial ze mna pojechac Mache, jednak w ostatniej chwili sie wycofal tlumaczac znowu zlym zdrowiem i na jego miejsce pojechal nasz angielski konsultatnt Raymond. Pozniej dojechal tez nasz prezes i przyjechala delegacja z Polski ktora tez interesowala sie skomputeryzowanym fermentorem dla swojej fabryki peniciliny jaka budowali w Tarchominie na licencji Squibba. Musialem walczyc z prezesem zeby nie robil jakich specjalnych znizek cen, bo by mi popsul interes na przyszlosc. To bylo jego specjalnoscia zeby sie wykazac jak on umie sprzedawac dawal specjalne znizki, a potem klijenci chcieli dostawac ciagle takie same lub wieksze co czesto by bylo sprzedawaniem w najlepszym wypadku bez zarobku. Wystawa byla zorganizowana prez Centralny Zarzad Przemyslu Mikrobiologicznego - Mikrobioprom - ktory mial zostac w przyszlosci ministerstwem, ale jego naczelnik byl traktowany jako minister. Wiekszosc naszych klientow im podlegala, tak ze dobre z nimi stosunki byly podstawa naszego sukcesu. Poznawalem ich notabli i zaczely sie z nimi nawiazywac blizsze kontakty, tak ze alkohole i papierosy plynely sporym strumieniem. Jednym z najcenniejszych znajomosci zawartych na tej wystawie byla pelniaca obowiazki kierownika dzialu zagranicznego pani, ktora mowiac szczerze byla pracownikiem KGB i odpowiedzialna za gosci zagranicznych. Kilka lat pozniej jak sie blizej poznalismy to dowiedzialem sie ze jej maz ktory pracowal na odpowiednim stanowisku w przemysle wlokienniczym byl swego czasu pracownikiem misji handlowej w Bonn, gdzie urodzil sie ich syn - ale w papierach mial podane ze byl urodzony w Moskwie zeby w przyszlosci nie mogl sie ubiegac o niemieckie obywatelstwo - a pozniej jej maz nie mogl dostac sluzbowej wizy amerykanskiej bo pewnie byl "dobrze" notowany przez nasz wywiad. Jej syn bardzo interesowal sie muzyka amerykanska i znal wszystkie najnowsze przeboje, wiec kupowalem odpowiednie plyty i z nich robilem tasmy ktore mu wozilem. Plyt nie wozilem z tej prostej przyczyny, ze byly one bardzo drogie na moskiewskim czarnym rynku i celnicy by mnie podejzewali ze woze je na handel. Na amatorskie nagrania patrzyli sie poblazliwie i moglem spore ich ilosci przywozic do Moskwy. Jadac i wracajac z Moskwy zatrzymalem sie w Ueberlingen zeby spedzic weekendy z Ewa. Ezra doszedl do wniosku ze poniewaz przerwy w podrozy zawsze sa kosztowne wiec chcial zebym za roznice w cenach biletu zaplacil. To byl okres kiedy dostawalem bilety i sam nie szukalem lepszych cen. Bylem na niego zly i postanowilem "sobie odbic", co nie bylo takie trudne. Poskarzylem sie naszemu szefowi finansowemu z ktorym mialem dobre stosunki i on tak zalatwil ze wiecej nie mialem doplat i sam sobie zalatwialem bilety ktore byly czesto znacznie tansze niz te ktore kupowala firma. W Moskwie wszyscy ktorzy byli zwiazani z handlem zagranicznym byli przyzwyczajeni do dostawania prezentow. Z kolei nasza firma do tego nie byla przyzwyczajona i wydawanie pieniedzy na prezenty bylo traktowane z duza doza podejzliwosci jako cos co bylo "dodatkowym zarobkiem" kupujacego w tym wypadku mnie. Jedynie nasz finansowiec to rozumial. Jego rodzina pochodzila z Rosji. Jego ojciec przyjechal jako mlody chlopiec i zaraz po przyjezdzie zaciagnal sie do piechoty morskiej gdzie spedzil cale zycie, co jak na jego pochodzenie bylo dosc niezwykle. Nie mniej zyjac wiele lat na Brooklyn'ie rozumial psychologie ludzi ktorzy zarabiajac grosze a bedac odpowiedzialnymi czesto za wielo milionowe zakupy spodziewali sie ze "cos im skapnie". Po wielu dyskusjach dostalem pewien procent od sprzedarzy na prezenty. Wogole na tym handlu firma dobrze zarabiala bo normalnie placono 10-20 % prowizji agentom w zaleznosci od produktu i terenu gdzie sprzedarz szla. W moim wypadku do cen doliczalem 6% i koszta opakowania a potem dawalem 6% upustu, zaczem po wielkich targach dodawalem 1-2 procent. Fima placila mi normalna pensje i koszty podrozy a z czasem dostawalem tez prowizje 1-2% tak ze w sumie na moich sprzedarzach byly znaczne dodatkowe zarobki. Na zakupy prezentow marza byla minimalna, ale przy dobrej gospodarce i zakupach na wyprzedazach mozna bylo wytrzymac, jednak trudno bylo konkurowac ze Szwajcarami, Niemcami I Szwedami ktorzy przyjezdzali na wystawy z pelnymi kuchniami i zapasami roznych nie dostepnych na rynku produktow. Ja ograniczalem sie do skrzyn z roznymmi produktami spozywczymi ktore byly znacznie drozsze lub niedostepne w Moskwie a moja "tlumaczka" ktora oprocz pilnowania mnie przygotowywala zimne zakaski zakrapiane obficie alkoholem. Wieczorami lepszych gosci trzeba bylo zapraszac na obiady w restauracjach dewizowych dla nich normalnie niedostepnych. W sumie wystawy ktore trwaly 7 - 10 dni non stop byly ciezka i wyczerpujaca praca, ale przewaznie te wysilki byly nagradzane znacznymi zamowieniami. Woczas nie zdawalem sobie sprawy jak bylem obserwowany i kazdy moj ruch byl sledzony. Jak bym wowczas o tym wiedzial to pewnie bym wiecej tam nie pojechal. Gra nie byla warta swieczki. W koncu maja polecialem do Szwajcarii na rozmowy z kandydatami na agentow bo nasz dotychczasowy agent zaczal sprzedawac wyroby konkurencji i tym samym zlamal nasza umowe. Niestety chetnych nie znalazlem bo miejscowa konkurencja nie zachecala do importowania naszej aparatury. Weekend spedzilem z Ewa i stamtad polecialem do Berlina zeby nawiazac kontakty ze wschodnimi Niemcami. Mielismy wiadomosci ze kupuja nasza aparature przez szwajcarskiego i zachodnio Niemieckiego agenta, ale byly to ilosci minimalne, wiec chcialem sprobowac moze mi sie uda nawiazac z nimi kontakt. Zatrzymalem sie bardzo eleganckim hotelu Bristol Kempinski w samym centrum. Berlin robil dobre wrazenie, sklepy byly bardzo eleganckie, restauracje pelne eleganckiej publicznosci. Poniewaz praktycznie nie bylo komunikacji pomiedzy obu czesciamni miasta, wiec podjechalem taksowka pod Check Point Charlie gdzie zapoznalem sie ze wschodnia biurokracja. Samo przejscie nie bylo przyjemne. Sluzba graniczna i celna nie roznila sie wiele od sowieckiej. Po wyjsciu na ulice nie znalazlem zadnej taksowki, ani informacji. Mialem co prawda plan i pare wschodnich marek jakie obowiazkowo trzeba bylo wymienic zgodnie z ich przepisami zeby dostac wize. Zobaczylem w oddali sklepy i ruch, wiec poszedlem w tym kierunku. Znalazlem postoj taksowek, ale taksowek jak na lekarstwo. Po dobrej pol godzinie przyjechala taksowka ktora pojechalem pod posiadany adres. Zastalem tam tylko ruiny swiezo zburzonego budynku. Zadnych informacji. Poprosile zeby mnie podwiezli do najlepszego hotelu majac nadzieje ze tam znajde jakas pomoc. Mialem szczescie, bo tam akurat na praktyce byla Polka z Warszawy ktora z przyjemnoscia mi udzielila informacji, zamowila taksowke zeby odwiedzic firmy ktore uprzednio poinformowalem o swoim przyjezdzie. Tak jak to bylo w zwyczaju w KDL takie zawiadomienia byly ignorowane, chyba ze sami mieli ochote rozmawiac. Ja wiedzialem ze tamtejszy rynek jest zaopatrywany przez moja Szwajcarska i Zachodnio Niemiecka konkurencje i wejscie na tamtejszy rynek nie bedzie latwe. Mialem kilka rozmow i przynajmniej poznalem osoby z ktorymi w przyszlosci moge sie skontaktowac zeby prowadzic rozmowy handlowe. Zostawilem kilka katalogow i wrocilem do zachodniej czesci miasta zeby nastepnego dnia odleciec do Frankfurtu na Acheme. Chcialem tylko wspomniec jak wielka byla roznica pomiedzy obu czesciami miasta. Z jednej strony bogate i eleganckie miasto, w drugiej szarzyzna i tandeta na kazdym kroku, choc wschodni Berlin w porownaniu do innych KDL byl lepiej zaopatrzony i starano sie jak mozna zeby zmniejszyc te roznice pomiedzy oboma czesciami miasta. Nauczony doswiadczeniem z poprzedniej wystawy, mialem 3 lata wczesniej zarezerwowane pokoje w eleganckim Frankfurter Hof poleconym mi przez szefa naszej miejscowej agencji. Poniewaz przed wystawa mielismy Kurso konferencje dla naszych agentow wiec musialem byc kilka dni wczesniej zeby dopilnowac czy wszystko jest zorganizowane. Te konferencje mielismy w Hotelu Intercontinental, ktory dal nam duzo lepsze warunki, ale nie mial juz dla nas pokoi, tak ze trzeba bylo zrobic dobry spacer zeby tam dojsc. Zebrala sie duza grupa naszych przedstawicieli a od nas z firmy przyjechalo kilku inzynierow z wykladami oprocz kierownictwa firmy ktore zawsze na takie wystawy jezdzilo. Wyklady byly dobrze zorganizowane a praktyczne pokazy byly na wystawie gdzie mielismy juz ustawiona aparature. Pomieszczenia konferencyjne dostalismy pod warunkiem ze bedziemy mieli lunche zorganizowane przez hotelowa restauracje. Oczywiscie to nie byly tanie lunche, ale w sumie to bylo najlepsze rozwiazanie. Ku memu zdziwieniu w czasie lunchu podano wino i piwo ktorego nie zamowilem, a ktore trzeba przyznac "szlo jak woda" bo nasi goscie w wiekszosci byli przyzwyczajeni ze w czasie lunch'y pije sie alkohole. Nie wypadalo mi interweniowac i ludzilem sie ze moze to byl ich "gest" dodania alkoholu w tej samej cenie. Ezra sam z przyjemnoscia pil wino i nie zwrocil mi na to uwagi. Jego jedyna uwaga byla ze za wiele czasu poswiecam Johannes'owi i ze powinienem wiecej czasu poswiecac innym gosciom. Poniewaz sama wystawa byla organizowana i prowadzona przez naszego miejscowego agenta, wiec mialem czas na zajecie sie naszymi klientami i na ogladanie konkurencji ktora tam zjawila sie w pelnym komplecie. To nie byla wystawa jak w Moskwie ze mozna cos bylo sprzedac. To byl czysty pokaz nowosci. Po powrocie przyszedl rachunek z Intercontinental'u za nasza konferencje i jak zobaczylem naleznosc za podawane alkohole zdebialem. Podobna reakcje mial Ezra ktory zrobil mi wielka awanture. Nie pozostalem mu dluzny, tak ze cale biuro nas slyszalo. Mialem dokumentacje ze alkoholu nie zamowilem a samo zamowienie on parafowal, wiec ucichl. Napisal do hotelu list po ktorym skredytowali koszt alkoholu. Na lato przyjechala Ewa, zapisalem ja jak poprzednio do Mama Babs a Steve pojechal na kolonie do Dominikanow z ktorej byl zadowolony i gdzie odwiedzalismy go kilkakrotnie. Po powrocie znowu byl przez dwa tygodnie wzorem dziecka, a potem wrocil do starej rutyny. W czasie ostatnich dwu tygodni pobytu Ewy kolonie byly zamkniete wiec wzialem kilka dni urlopu zeby z nia spedzic. W koncu wrzesnia
wzielismy urlop z Jul i polecielismy na wycieczke do
Grecji. Trzeba powiedziec ze wycieczka byla doskonale
zorganizowana, zwiedzilismy i nauczylismy wiele.
W czasie naszego pobytu w Grecji wybuchla wojna w Israelu - Yum Kipur - tak ze w drodze powrotnej wrocilismy do New Yorku korzystajac z tego ze jakis doktor z zona polecieli do Israela i byly wolne miejsca dla nas. Zeby zwolnic hotel dla nastepnej grupy turystow przywiezli nas na lotnisku kolo 9 rano zeby jak sie pozniej okazalo odleciec po 4 po poludniu. Caly dzien siedzielismy na lotnisku bo zamiast nam powiedziec szczerze ile mamy czasu, ciagle nam obiecywano ze samolot odleci wczesniej. To byl ten sam dworzec lotniczy gdzie kilka miesiecy pozniej byla wielka masakra pasazerow. Kiedy przyszedl czas odlotu nie bylo miejsc dla nas, mimo ze poprzednio nas zawiadomiono ze sa bo nie bylismy "z ich grupy i z nimi nie przylecielismy". Po interwencji miejscowego agenta zostalismy jako ostatni doprowadzeni do samolotu gdzie znalazly sie wolne miejsca zajete przez pakunki pasazerow. Kiedy kazano siedzenia oproznic zeby nam zrobic miejsca jedna z pasazerek zapytala: a gdzie my teraz zlozymy nasze rzeczy ? Nie pamietam jaki byl moj komentarz na te pytanie, ale chyba nie zrobilem sobie nim przyjaciol. Po powrocie czekalem na czek ze zwrotem $200.00 ale jak po kilku tygodniach nie przyszedl zadzwonilem i jak poprzednio "nikt nic nie wiedzial". Dopiero jak obiecalem im poslac kopie tasmy z nagrana rozmowa czek przyszedl. Nie mniej z wakacji bylismy bardzo zadowoleni. Swieta Bozego Narodzenia spedzilismy z chlopcami podczas gdy Ewa byla z Lulu. Zaraz po Sylwestrze polecialem do Szwajcarii bo kupilismy polowe Szwajcarskiej firmy i stosunki pomiedzy wspolnikami sie nie ukladaly. Trzeba bylo albo cala firme kupic, albo jej czesc odsprzedac. To bylo oczko w glowie prezesa, ktory zalatwial wszystko za moimi pleacami mimo ze ja bylem odpowiedzialny za stosunki miedzynarodowe. On chcial sam zdobyc "doswiadczenie" ktore firme sporo kosztowalo. Dopiero jak interesy poszly zle zwrocil sie do mnie o pomoc. Zaczelismy sie rozgladac jak bedzie najlepiej dla firmy. Dojechal tam tez Zygus ktory zaczal robic inwentaryzacje firmy. Najlepiej pamietam go siedzacego na drabinie i przeliczajacego sruby. Moja rada zwazenie srub i potem w ten sposob przliczenia nie trafila mu do przekonania. Korzystajac ze bylem niedaleko od Ewy na wekend pojechalem ja odwiedzic a na nastepny pojechal ze mna tez prezes i Zygus i spedzilismy mily weekend. Poniewaz zanosilo sie ze trzeba bedzie dluzej posiedziec, wiec chcialem zeby na nastepny weekend przyleciala Jul. Zalatwilem juz wszystko kiedy przyszla wiadomosc ze sowieci przyjezdzaja na szkolenie do Bostonu i ze bede musial ich tam witac i zawiesc do "Digital" na szkolenie. Mialem bilet ktory wymagal zebym byl tam minimum 3 tygodnie, bo inaczej byla duza doplata, ale to nikogo nie interesowalo i musialem odwolac Jul przyjazd i wrocic. SwissAir nawet sie nie zorientowalo ze mam specjalny bilet i nie zarzadali doplaty z czego nie bylem zadowolony. W miedzyczasie przyleciala Jola, ktora dostala wize i zamieszkala u nas, tak ze mielismy teoretycznie "opiekunke" dla Stev'a, ale praktycznie Jola przewaznie zamykala sie w swoim pokoju i Steve robil co chcial, co przy jego temperamencie bylo niebezpieczne. To byl okres trudnosci z zakupem benzyny z powodu bojkotu arabskiego. Ja nie mialem wielkiej ochoty stania w ogonkach za benzyna, szczegolnie jak mialem jechac sluzbowo. Firma miala wlasne zapasy benzyny dla swoich samochodow, a ja z kolei mialem bardzo blisko do biura. Jak wspomnialem szkolenie sowieckich klientow mialo odbywac sie w Bostonie, wiec zamiast pojechac do Bostonu polecielismy dzien wczesniej zeby sie przygotowac na ich przyjecie. Po przylocie na lotnisku odbierajac uprzednio przez firme zarezerwowany samochod okazalo sie ze moja karta kredytowa zostala uniewazniona i skonfiskowana. Nie pamietam co powiedzialem miejscowemu agentowi Hertz'a o jego firmie, w kazdym razie chyba by sie to nie nadawalo do druku. Jak sie potem okazalo jednemu z naszych sprzedawcow ukradli portfel i anulowali jego karty kredytowe, ale personalna sie pomylila i podala zamiast jego moj numer karty kredytowej. Poniewaz mialem inna karte, wiec nie bylo sprawy za wyjatkiem nieprzyjemnego uczucia jak konfiskuja karte kredytowa, kiedy sie na to nie zasluzylo. Poniewaz to byla praktycznie nasza pierwsza wizyta w Bostonie, a pogoda byla wiosenna, mimo ze to byla polowa stycznia, wiec poszlismy na zwiedzanie miasta. Po poludniu zerwal sie silny wiatr i mielismy bardzo smieszny widok jak jednemu z turystow wiatr zwial peruke ktora trzymala sie tylko na przylepcu na czole a wlosy zakrywaly mu twarz poki jej nie wlozyl spowrotem na glowe. Wygladal jak oskalpowany, tylko na szcescie bezkrwawo. Przypomnialo to nam znanego komika ktory w jednym ze swoich wystepow stoi skromnie w dziale peruk i sprzedawczyni sie go pyta jak mu moze pomoc. Otoz on chce zwrocic peruczke jaka mu zona kupila na swieta, bo mimo ze miala gwarancje ze wytrzyma nawet huragan, to kilka dni temu jak sie pochylil w lodowce zeby cos wyjac zsunela sie mu z glowy i wpadla do polmiska ze smietana i potem musial ja prac w pralce i wowczas dzieci siedzialy przed okienkiem pralki i sie patrzyly jak plywala w pralce i sie z niego wysmiewaly. Wszystyko to mowil bardzo spokojnie z grobowym wyrazem twarzy. Nastepnego dnia przyjechala grupa szkoleniowa i po krotkiej odprawie odwiezlismy ich na szkolenie gdzie zostali majac takie miny jak dzieci ktore sa odprowadzane poraz pierwszy do przedszkola. Nastepnym samolotem wrocilismy do domu gdzie zobaczylismy przez okno jak Steve z kolegami w pelni korzysta ze swobody, bo Jola siedziala zamknieta w pokoju i czytala czy pisala. Nasz wczesniejszy powrot wzbudzil ogolna konsternacje i bylo wiele tlumaczen. Po otrzymaniu drugiej odmowy odwolania o przyznanie mi polskiej wizy napisalem list do Gierka ktory byl wowczas pierwszym sekretarzem PZPR z prosba o interwencje poniewaz nie poczuwalem sie do zadnej winy ktora by mogla byc powodem takiej odmowy uniemozliwiajacej mi odwiedzenie Mamy. Poniewaz moj list zostal zbyty milczeniem, napisalem jeszcze raz i po kilku miesiacach dostaelm telefon z konsulatu ze wiza czeka na mnie. W tym czasie nie planowalem wyjazdu, wiec powiedzialem ze jak bede gotow to napisze wniosek wizowy ktory jak mnie zapewniono nie bedzie zalatwiony odmownie. Druga grupa
szkoleniowa przyjechala do naszej filii w Pensylwanii.
Poniewaz ich angielski pozostawal wiele do zyczenia, mimo
ze to bylo zastrzezone w naszym kontrakcie, wiec firma
zaangazowala Jole jako tlumaczke - ukonczyla rusicystyke
i mowila dobrze po angielsku dzieki mojej mamie ktora o
to dbala - tak ze Jola miala prace, co prawda na czarno,
pozniej Po przjezdzie na wystawe znalezlismy nasze skrzynie zlozone razem, ale nie bylo zadnej kabiny o ktora trzeba bylo dopiero walczyc jak na kazdej wystawie - za wyjatkiem tych organizowanych przez amerykanski Departament Handlu. Jak sie nauczylem najpierw trzeba bylo zaopatrzyc sie w sklepie walutowym w alkohole, papierosy i piwo, a potem juz organizowanie stoiska, otwieranie skrzyn poszlo znacznie latwiej. Jak juz wspomnialem z czasem nabieralem doswiadczenia i zaczalem robic usprawnienia. Jednym z pierwszych bylo pakowanie aparatury w skrzynie ktore bedzie latwo zapakowac jak aparatura bedzie wracac do firmy. Gwozdzie zostaly zastapione srubami. Najpierw zwyklymi srubami z krzyzakiem, a pozniej sruby ktore miale szesciokatne glowki i mozna bylo odkrecic korba, taka jaka uzywa sie do odkrecania srub na kolach. Pozniej te korbki zastapilem wiertlami z odpowiednim uchwytem ktory sie wkladalo na sruby i w ten sposob mozna bylo odkrecic i zakrecic sruby bardzo szybko. Jeden problem byl ze po zakonczeniu wystawy wylaczano swiatlo, tak ze wiertarka byla bezuzyteczna, wiec trzeba bylo albo uzywac recznej korbki albo dac w lape zeby wlaczyli swiatlo, albo po cichu samemu wlaczyc. Na wystawe przyjechalo wielu starych znajomych ktorzy laczyli przyjazd na wystawe z turystyka. Mieli tylko powazne problemy z zakwaterowaniem i zaczeli przychodzic do mnie po alkohol i papierosy ktore im ulatwialy dostanie zakwaterowania. Przyjechal Wiktor ktory kupil odemnie sporo na Wirusologii i sie ze mna zaprzyjaznil. Okazalo sie ze jego rodzice i brat tam mieszkali i przyszli tez zeby sie ze mna poznajomic. Jego ojciec byl emerytowanym kapitanem zeglugi wielkiej a w owym czasie kapitanem portu w Rydze. Matka byla stewardesa na statku pasazerskim ktory plywal zaraz po wojnie do New York'u. Pochodzili z Odesy i matka byla pol Polka i pol Ukrainka a ojciec Zydem. Zaprosilem ich na obiad, ale sie delikatnie wymowili bo w jego pozycji to nie byloby wskazane. Zreszta ojciec siedzial przez pewien czas, ale mial szczescie ze sie wybronil z uzycia szyfru w nieodpowiedniej sytuacji jak sie potem dowiedzialem. Do ostatniego dnia wystawy ciagle sie spodziewalem ze przyjada z Moskwy z biura handlu zagranicznego kupic nasza aparature, ale nikt nie przyjechal tak ze trzeba bylo wszystko zapakowac i poslac do Finladii skad aparatura miala wrocic za 3 miesiace do Moskwy na nastepna wystawe Ochrona Zdrowia 74. W drodze powrotnej zatrzymalem sie na kilka dni w Moskwie i odwiedzilem klientow, ale nic nie udalo sie zalatwic zreszta aparatura byla juz w drodze do Finlandii. Wrocilem do Zurich'u tym samym samolotem co lecial albo Solzenicyn, albo jego zona - juz nie pamietam - ale wiem ze odlot sie opoznil i kogos przywiezli w ostatniej chwili i wprowadzili do pierwszej klasy ktora byla zamknieta i podobnie bylo w Zurich'u z wyprowadzaniem pasazera. Weekend tradycyjnie spedzilem z Ewa.Tesciowa zawsze dawala nam pokoj kolo lazienki, tak ze bylismy sami. W sobote Ewa szla do szkoly dokad ja odwozilem a pozniej zabieralem po lekcjach i mielismy czas dla siebie. Na obiad zabieralem wszystkich: tesciow, Ewe i Lulu. Tesc musial jest punktualnie o 12, wiec wszystko stawalo na glowie zeby sie nie spoznic. Musze powiedziec ze z tesciami mialem zawsze mile stosunki. Oni mnie przyjmowali, a ja ich zapraszalem na obiady, bo na kolacje woleli byc w domu. Czasem spotykalem w miescie Zygusia ktory w tym czasie czesto odwiedzal Ueberlingen i swoja ukochana. Wieczorami czesto mielismy wspolne kolacje czy jakies party. Bywal w doskonalym nastroju, ale nie mogl sie zdecycowac zeby sie zwiazac, choc nikt nie wymagal slubu, tylko poprostu wspolnego pozycia. To byl okres kiedy mimo moich czestych wyjazdow musialem sam sobie zalatwic dojazd na lotnisko. Czasem ktos zrobil mi grzecznosc, czasem latalem helikopterem z Newarku do JFK, czego bardzo nie lubilem, ale najczesciej ten obowiazek spadal na Jul, co nie bylo dla niej duzym obciazeniem przy jej wielu obowiazkach. Dopiero z czasem zaczalem sobie zamawiac samochod z kierowca zeby mnie odwiozl i przywiozl na co nie patrzono przychylnie ze wzgledu na koszt. Dopiero wiele lat pozniej mielismy specjalnego kierowce ktory nas odwozil i przywozil z lotniska nie mowiac juz o tym ze wiekszosc lotow byla z Newarku, ktory byl znacznie blizej od nas niz JFK. Tegoroczne wakacje postanowilismy spedzic po moim powrocie z Moskwy i spotkac sie z Jul w Polsce zeby poznala Mame i stamtad pojechac na wycieczke po Europie korzystajac z tego ze Jola zaopiekuje sie Stevem. W koncu maja polecialem do przez Zurich gdzie spedzilem weekend z Ewa a stamtad do Moskwy na Wystawe Zdrowie 74. Zamieszkalem w hotelu Leningradskaja, typowym Stalinowskim wiezowcu tupu palacu kultury w Warszawie. To nie byl elegancki hotel, umeblowanie fatalne i co najgorsze po pierwszym dniu ciepla woda zostala wylaczona z powodu remontu cieplowni. Bylo zimno i deszczowo i nawet nie mozna bylo sie wykapac. Robilem aluzje do sowieckich znajomych na ten temat, ale byly przyjmowane zartem poniewaz nie mogli zrozumiec ze bylem przyzwyczajony do codziennego cieplego prysznicu. Takie wylaczanie cieplej wody byly u nich na porzadku dziennym i nikt na to nie zwracal specjalnej uwagi. Wystawialismy w amerykanskim pawilonie, tak ze wiekszosc formalnosci byla zalatwiana przez kierownictwo pawilonu. Mialem podwojne stoisko i z tego powdu dostalem dwie tlumaczki ktore nie mialy wielkiej ochoty na zajmowanie sie stoiskiem, pozatem byly niezadowolone ze ja mowie po rosyjsku i ze nie bede mialy praktyki mowienia po angielsku. Doszedlem wowczas do wniosku ze powinienem w przyszlosci miec swoj wlasny personel w postacji Wiktora i drugiej tlumaczki, ktora bedzie oprocz pilnowania mnie sprawowac role gospodyni ktora zajmie sie ugaszczaniem gosci, tak ze ja bede mial czas zajac sie sprawa handlowa, ktora byla dla mnie najwazniejsza. Aparatura zostala przyslana z Finlandii gdzie byla skladowana po ostatniej wystawie. Niestety przyszla niekompletna i prawie do ostatniej chwili przed wystawa ja szukalem az w koncu przyszla i musialem ja montowac juz po rozpoczeciu wystawy. Kilka dni po rozpoczeciu wystawy dostalem silnego bolu gardla i chrypki tak ze nie bardzo moglem mowic. Bylem sam na wystawie, wiec nie mialem wyboru i musialem tam byc caly czas a wystawa byla otwarta od 10 rano do 9 wieczor 10 dni bez przerwy. Oczywiscie to byla moja wina ze sam przyjechalem, ale nie bylo chetnych a miec kogos kogo trzeba tylko nianczyc, to nie mialem ochoty. Na dodatek pod koniec wystawy przywieziono do Moskwy skomputeryzowany fermentor ktory trzeba bylo zdac, zeby dostac zan zaplate. Poradzono mi ze powinienem pojsc do punktu sanitarnego zeby doktor zobaczyl moje gardlo i dal mi jakies lekarstwo. Przyjela mnie stara lekarka w bialym kitlu i jakby kucharskiej czapce - ich oficjalny stroj - i po ogladnieciu gardla orzekla ze mam zapalenie i dala mi jakis strasznie gorzki proszek, po ktorym postanowilem wiecej jej nie odwiedzac. Juz nie pamietam kto mi doradzil zeby pojsc do polskiego pawilonu do Ciech'u, ktory ma lekarstwa i farmaceute i ktory mi cos da co mi pomoze. Tak tez uczynilem i dostalem pigulki ktore mi szybko pomogly i pozniej przez szereg lat mialem te pigulki i jak mialem bol gardla to zaraz je bralem i mi pomagaly. Wystawa byla ogromna, tlumy ludzi bo dostepna dla wszystkich za wyjatkiem pewnych godzin zarezerwowanych dla specjalistow. Tym razem wiekszosc aparatury zostala sprzedana z wystawy i to byla dla mnie nauczka zeby nie jezdzic na wystawy poza Moskwa, bo to jest tylko strata czasu chyba ze ma sie ochote na turystyke. Po zakonczeniu wystway bylo normalne czekanie na skrzynie, odbiorcow ktorzy mieli zabrac aparature ze stoiska i liczenie godzin do wyjazdu. Poniewaz jednym z wiekszych odbiorcow byl Wiktor, wiec mialem czas z nim pogadac i umowilismy sie ze on postara sie zalatwic formalnosci tak zeby byl na nastepnej wystawie moim "tlumaczem". W owym czasie organizowano sowiecko amerykanska komisje handlowa ktora bedzie pomagac w nawiazywaniu stosunkow handlowych. Po dlugich debatach udalo mi sie kierownictwo firmy przekonac ze wydatek za udzial w pelni jest usprawiedliwiony i tak zostalismy jako jedni z pierwszych czlonkow. To byla inwestycja ktora sie nam dobrze oplacila. Pierwszy raz po trzech latach nieobecnosci przylecialem do Warszawy. Bylo sporo zmian i duzo nowych domow w centrum. Zatrzymalem sie w swiezo otwartym hotelu Forum jaki nalezal do grupy Intercontinental i rezerwacje mozna bylo zalatwic w Stanach. Od tego momentu zaczalem zatrzymywac sie w ich hotelach, zostalem czlonkiem ich klubu. To byly wyspy zachodniego serwisu tak odmiennego od tego jakie dawaly hotele w KDL. Nie pamietam kto mnie odebral z lotniska czy tez sam wzialem taksowke. W kazdym razie pare godzin pozniej przyleciala via Frankfurt Jul i po lunchu poszlismy na spacer po Warszawie. Niewiele mi pozostalo w pamieci z tej wizyty w Warszawie za wyjatkiem tego ze poszlismy na ulicePolna do Cioci Reni. Chcialem Jul pokazac jak wyglada prawdziwa polska "pani", ziemianka, mowiaca dobrze po angielsku i wogole bardzo mila osoba. Jak weszlismy do jej domu podszedl do mnie jakis facet i cos mi pokazal. Bylem pewny ze chce wymienic dolary, wiec go zignorowalem. Byl natarczywy i chcial zobaczyc moj dowod osobisty. Powiedzialem ze niemam dowodu osobistego i zawolalem Jul ktora stala przed brama zeby byla swiadkiem na wszelki wypadek. On byl natarczywy i w koncu mu pokazalem paszport ktorego dane zaczal sobie wpisywac do notatnika i potem mi go oddal. Mialem szczescie ze mialem paszport bo normalnie jak sie przyjezdzalo do hotelu to zabierali paszport i oddawali nastepnego dnia. Tym razem jakos oddali mi predzej. Nastroj prysl i klalem po co do Polski przylecialem bo nie mialem zamiaru miec z "nimi" zadnych klopotow. Ciotki nie bylo w domu, tylko ktos kogo nie znalem i tak sie moja wizyta skonczyla, ale pozostal niesmak spotkania z tajniakiem. Jak sie pozniej okazalo w domu gdzie Ciotka miala mieszkanie od chwili kiedy dom zostal odbudowany zaraz po wojnie sprowadzilo sie sporo nowych notabli ktorzy powoli wygryzali starych wlascicieli mieszkan, mimo ze to byly mieszkania wlasnosciowe. Wiem ze kilka lat pozniej Ciotka musiala sie wyprowadzic i dostala mieszkanie w innym domu. Po dwoch dniach odlecielismy do Gdanska i stamtad taksowka do Sopot. Poniewaz Mama miala tylko jeden pokoj wiec zamieszkalismy u Naty, matki Joli ktora po owdowieniu i wyjezdzie Joli sama mieszkala. Mamie Jul sie spodobala, choc ja musialem sluzyc za tlumacza. Jak by sie Jul wysilila to by mogla od biedy sama z mama porozumiec, ale wstydzac sie swojej nie praktykowanej od dziecinstwa polszczyzny wolala rozmawiac przez tlumacza. Najlepsze bylo to ze jak poszlismy do restauracji rozmawiajac po angielsku ja zawsze dostawalem menu po angielsku a Jul po polsku. Zeby miec lepsza obsluge lepiej bylo nie przyznawac sie ze mowie po polsku. Najsmieszniejszy przypadek jaki pamietam to bylo jak przyszlismy do Grand Hotelu w Sopocie ktorego restauracja byla tego wieczora zarezerwowana chyba na bal maturalny. Jak sie spytalem gdzie mozemy pojsc cos zjesc, to portier powiedzial ze powinienem sie spytac mojej towarzyszki myslac ze podlapalem miejscowa dziewczyne. Jak mu powiedzialem ze moja towarzyszka jest perwszy raz w Polsce popatrzyl sie z niedowierzaniem i wskazal jakas podrzedna restauracje. Jul miala wowczas 29 lat a ja 47, wiec nasza roznica wieku zawsze wzbudzala podejzenia. Po tygodniowym pobycie w Sopocie odlecielismy do Krakowa na dzien i wieczorem zabrala nas z tamtad Ewa - siostra Tadzia - do Tych gdzie mieszkali a potem do Katowic na pociag bezposredni do Wiednia przez Czechoslowacje na ktory mielismy sypialne miejsca. Przed wyjazdem z Sopot Mama dala nam sporo rodzinnego srebra, makate z pasow sluckich i inne drobiazgi ktore ja normalnie balem sie brac, bo w razie wpadki nie tylko bym znowu mial przykrosci nie mowiac o tym ze moglbym sie przesiedziec. Jedynie Wacek sie nie bal i zabral sporo rzeczy z domu. Tym razem Jul sie nie bala i wziela wszystko ladnie popakowane w jej olbrzymiej niebieskiej walizie. Jak tylko pociag ruszyl zaczela sie odprawa celna pasazerow. Musze przyznac ze bylem w strachu i sie do Jul nie przyznawalem. Jak chcieli ogladnac jej walizke, to jej wielkosc i amerykanski paszport ich zniechecil i dali spokoj. Podobnie bylo na granicy austryjackiej jak przyszli sprawdzac Czesi, ktorych teoretycznie bagaz w tranzycie nie powinien byl interesowac. Nie mniej nie wiele spalismy z powodu tych kontroli celnych. Na dworcu we Wiedniu czekal na nas Johannes i Mache bo okazalo sie ze moj urlop byl bardziej teoretyczny bo mieli dla mnie spotkanie we Wiedniu. Zatrzymalismy sie w niewielkim hotelu gdzie normalnie mieszkal Johannes, bo to mialy byc wakacje, ale okazalo sie ze "nie calkiem". Po spotkaniu zawiezli nas na Kahlenberg gdzie byl polski kosciol i pamiatki z odsieczy wiedenskiej a pozatem przyjemna restauracja gdzie mielismy lunch. Nastepne dwa dni spedzilismy na zwiedzaniu - trzeba przyznac ze Johannes byl bardzo dobrym przewodnikiem - poczem on wrocil do Innsbruck'u a my z Mache pojechalismy do Salzburg'a i potem do Gross Glockner i pobawilismy sie w tyrystow. W Innsbruck'u spedzilismy pare dni odwiedzajac stare katy, a potem Johannes dal nam samochod i pojechalismyn na kilka dni do Wenecji ktora zrobila na nas mile wrazenie. To byl czerwiec, wiec bylo jeszcze przed sezonem i nie bylo wielu turystow. Samochod zostawilismy na parkingu przed wjazdem do miasta i reszte drogi do hotelu odbylismy stateczkiem ktory dowiozl nas prawie ze do hotelu. Zamieszkalismy w ladnym angielskim hotelu, niedaleko centrum z oknami pokoju i balkonem wychodzacymi na duzy kanal, tak ze moglismy podziwiac ruch lodzi i motorowek. Sniadania byly w hotelu podawane w uroczym ogrodku, a pozatem stolowalismy sie w licznych restauracjach polecanych przez personel Hotelu. Zrobilismy kilka wycieczek stateczkami. Zwiedzilismy Murano. Wieczorem elegancko ubrani pojechalismy do Kasyna na Lido ktore bylo calkowicie puste za wyjatkiem kilku "damulek" wiec nastepna motorowka wrocilismy do Wenecji gdzie zjedlismy obiad. Po powrocie do Innsbruck'u spedzilismy tam jeszcze kilka dni poczem Johannes odwiozl nas do Monahium skad odlecielismy od Londynu. Jul miala zaraz nastepny samolot do New York'u, ale okazalo sie ze mial wielogodzinne opoznienie, wiec skorzystalismy i Raymond zawiozl nas na zwiedzenie zamku i miasteczka Windsor. Po powrocie na lotnisko byl czas Jul odlotu, a ja z Raymondem pojechalismy do niego do Salisbury, skad nastepnego dnia odwiedzilismy naszego agenta i po kilku dniach wrocilem do domu. Niedlugo potem przyjechal do nas Gianpaolo ktory chcial zostac naszym wloskim przedstawicielem i w miedzyczasie spedzic kilka dni w New York'u. Po naszych rozmowach i sciagnieciu referencji postanowilismy przyjac jego oferte i rozstac sie z poprzednim agentem z ktorego nie bylismy zadowoleni. Steve pojechal znowu na kolonie do Dominikanow a Ewa przyleciala na letnie wakacje i jak poprzednio uczeszczala na kolonie u Mamy Babs. To byl okres kiedy jezdzilismy z dziecmi na plaze w New Jersey, co nie bylo takie wygodne ze wzgledu na tlok na drogach, upal i brak klimatyzowanych samochodow no i potem Jul musiala nas wszystkich nakarmic. Na jeden weekend bylismy zaproszeni do Harrold'ow ktorzy mieli dom na samej plazy od strony zatoki na Long Island. Wieczorem matka i siostra Harrolda wziely Ewe na kolacje a mysmy pojechali na dancing na okolicznej wyspie gdzie musielismy dojechac promem. To byl inny swiat. Pozatem oni mieli motorowke ktora pojechalismy na lunch do restauracji dostepnej tylko motorowkami lub zaglowkami. Ich sasiedzi mieli sjamskiego kotka w ktorym Jul sie zakochala i kilka dni pozniej po powrocie do domu zobaczylem ze kupila takiego kotka ktorego nazwalismy po polsku "Kocio". Poniewaz mielismy stara kotke "Suzie", teraz mielismy pare, ktora trzeba przyznac zyla ze soba w zgodzie. Pod koniec lata Steve wrocil z koloni i kilka dni pozniej Ewa wrocila do szkoly i zaczal sie normalny tryb zycia. Moj plan wyjazdu do Moskwy zostal skreslony przez Ezre ktory doszedl do wniosku ze dwa pobyty w ciagu roku sa wystarczajace. Na Swieta Bozego narodzenia przyleciala Ewa i przyjechal Chrys, tak ze cala nowa rodzina byla w komplecie . Mielismy duza choinke, sporo prezentow i dzieci sie dobrze bawily. Nie pamietam jak witalismy nowy rok. W marcu w drodze na wystawe Nasosy w Moskwie zabralem Ewe do Polski zeby poznala Babcie i najblizsza rodzine wykorzystujac to ze niema jeszcze 12 lat, wiec moze podrozowac za pol biletu. Lulu musiala zalatwic jej wize i polecielismy razem z Zurich'u. Najpierw zatrzymalismy sie w Warszawie w Hotelu Forum gdzie jezdzila winda korzystajac ze hotel mial 30 pieter. Odwiedzilismy rodzine i przyjaciol, mialem dla niej pania ktora wozila ja po muzeach jak ja bylem zajety rozmowami handlowymi. Interesy w Polsce zaczynaly sie ruszac i postanowilismy wystawiac na Targach Poznanskich w Amerykanskim Pawilonie. Po kilku dniach polecielismy do Sopot zeby spedzic troche czasu z Mama ktora doskonale porozumiewala sie z Ewa po niemiecku. Zamieszkalismy w Grand Hotelu, bo warunki mieszkaniowe u Mamy byly niezbyt dobre i chodzilismy do niej spacerem przez park. Wczasie wizyty u Mamy przyszla Marysia - moja ex zona - i Ewa dowiedziala sie ze ja bylem poprzednio zonaty. To zrobila na niej duze wrazenie i przez dluzszy czas nie mogla mi darowac ze jej o tym wczesniej nie powiedzialem. Mowiac szczerze nigdy na ten temat nie pomyslalem. Po powrocie do Warszawy Ewe odeslalem do Zurich'u a sam polecialem do Moskwy. Tym razem mialem pomocnika w osobie Wiktora a gospodarstwem zajela sie tlumaczka, ktorej imienia w tej chwili nie pamietam, ktora jak sie pozniej domysllem mnie pilnowala. Jej maz pracowal na jakiejs placowce chyba w Afryce a ona pracowala przewaznie jako tlumaczka na wystawach. Do tej pracy przyjmowano tylko "pewnych". Mimo ze wystawa calkiem nie byla w naszej branzy, ani nie byla organizowana przez amerykanski departament handlu, to jednak przyszlo nan sporo klientow i dostalem sporo zamowien lacznie z aparatura jaka mialem na wystawie. To ostatnie bylo jak loteria i jak mialem szczescie ze kupowali odbiorcy z Moskwy, to oszczedzalo mi pakowania. Pod koniec wystawy jak chcialem jak najszybciej wyjechac, takie czekanie na odbiorcow bylo zawsze szarpiace nerwy bo do ostatniej chwili nigdy nic nie bylo wiadomo. Odbieranie pustych skrzyn ktore byly zlozone a raczej rzucone w jakims magazynie bylo nastepna loteria. Pozniej nauczylem sie miec zapas alkoholi i papierosow i jak sie trafilo na odpowiedniego czloweka to sprawa byla zalatwiona. Nastepnymi problemami bylo: wylaczanie swiatla tak ze nie mozna bylo uzywac wiertarki do zamykania skrzyn i odlaczanie telefonow jak byly najbardziej potrzebne zeby zalatwic spotkania z klientami ktorzy odbierali towar. To byl cyrk, ktory kosztowal zawsze mnie sporo nerwow. W drodze powrotnej spedzilem weekend z Ewa ktora przezywala swoja wizyte w Polsce i z ktorej byla zadolona. Na lotnisku czekal na mnie Ezra, czym bylem zdziwiony, sadzac ze bedzie Jul. Okazalo sie ze zaraz po moim wyjezdzie Jul miala wypadek samochodowy. Jechala moim samochodem do kosciola i skrecajac w lewo zle sie obliczyla i samochod jadacy z nadmierna szybkoscia uderzyl w drzwi kierowcy. Samochod byl nie do naprawy i jedna noc w szpitalu spedzil Steve. Jul na szczescie nic sie nie stalo. Nie mialem samochodu, ale Zygus przyszedl z pomoca i dal mi swoj do czasu jak nie kupie nowego. Ubezpieczenie przyslalo czek i musialem szukac samochodu. Kupilem Buick'a La Sabre, duzy, wygodny samochod i cena byla bardzo dobra. W maju mielismy Polska delegacje ktora chciala kupic fermentory finansowane przez program ONZ. Spedzilem z nimi kilka dni zeby potem spotkac sie w Polsce i dopilnowac zeby zamowienie zostalo zlozone u nas a nie u konkurencji. Bylem zly ze nikt mnie nie zawiadomil o wypadku, co zrobiono celowo bojac sie ze wroce i zostawie wystawe. Pozostawiam to bez komentarzy. W koncu maja bylem spowrotem w drodze do Europy, tym razem na Targi Poznanskie. Po drodze wstapilem do Londynu gdzie spotkalem sie z Raymondem i razem polecielismy do Warszawy, skad pociagiem pojechalismy do Poznania. Pawilon Amerykanski byl dobrze zorganizowany tak ze nie musialismy wszystkiego sami robic. Poniewaz przyjechalismy wczesniej, wiec mielismy swobodny dzien ktory wykorzystalem na odwiedzenie Mamy i spedzenia z nia dnia zeby wieczorem wrocic do Poznania. Dostalismy zakwaterowanie w prywatnych mieszkaniach, w samym centrum o kilka domow od siebie. Ja chcialem mieszkac oddzielnie bo sie spodziewalem ze pod koniec targow dojedzie do mnie Jul z ktora pojedziemy na wakacje. To byl okres kiedy handel z Ameryka stal sie w Polsce bardzo modny i byl efektem pozyczek jakie dostali ze Stanow. Bylo duze zainteresowanie nasza aparatura, mialem wywiad radiowy i sporo nowych kontaktow handlowych. Raymondem byl starszym panem ze swoimi przyzwyczajeniami. Jak mi opowiadal mial trzy rodzaje spodni: do siedzenia, chodzenia i samochodu. Nosil przewaznie czerwone szelki ktore wowczas nie byly jeszcze modne. Jak go prosilem zeby albo byl w szelkach i marynarce, albo bez szelek i bez marynarki, to mu nie bardzo wychodzilo. Jak tylko schodzilem ze stoiska to sie pojawial w szelkach bez marynarki. Nasza tlumaczka, studentka, ciagle mi ginela, a poniewaz byla placona przez pawilon, wiec mialem problemy z dyscyplina. Pozatem jak zwykle przywiozlem sporo roznych delikatesow ktorymi ja chcialem dysponowac, tymczasem jak jej nie pilnowalem to wszystko otwierala i pozniej trzeba bylo wyrzucac, bo sie psulo. W czasie targow spotkalem sie kilkakrotnie z Mietkiem i Rysiem, moimi dawnymi przyjaciolmi. Kazdy z nich byl wystawca tak ze moglismy sie w ciagu dnia spotkac na swoich stoiskach a wieczorem pojsc razem na obiad. Raymond wolal cos malego zjesc i wieczorem odpoczac. Jul przyleciala do Warszawy skad odebrala ja Nina zona Leszka i przywiozla do Poznania. Wieczorem chcielismy pojsc na kolacje i potanczyc, ale i tym razem Raymond sie wymowil tlumaczac ze ma juz dosc sluchania "It Never Rains in Southern California" ktore wowczas bylo przebojem. Mial racje bo jak tylko przyszlismy na dancing zagrali te melodie. To byl juz
koniec targow, wiec byla kwestia odebrania skrzyn,
zapakowania i wyjazdu. Planowalem w drodze do Warszawy
zatrzymac sie w Lodzi i odwiedzic Rektora Politechniki
ktory byl czlonkiem delgacji i sie upewnic ze zamowienie
na fermentory finansowane przez ONZ dostaniemy.
Spedzilismy z nim i jego urocza zona - rosjanka przyjemny
wieczor. Wowczas mowiono w Polsce ze jak kto pojechal na
specjalizacje to przywozil samochod, a jak pojechal do
Moskwy, przywiozl zone. Musze powiedziec ze zona Rektora
byla przemila i calkiem odmienna od tych rosjanek jakie
widzialem w Moskwie. Nastepnego dnia w czasie sniadania nad jeziorem bylismy swiadkami jak grupa cyganow pchala nowego Mercedesa ktory nie chcial im zapalic i potem wsiedli do konnego pojazdu i odjechali zostawiajac samochod na boku drogi. Po poludniu dojechalismy do Mediolanu gdzie nastapila zmiana warty. Johannes'a zastapil Gianpaolo ktory zawiozl nas to San Remo gdzie mial sliczny penthause - mieszkanie z tarasami na ostanim pietrze wysokiego domu - z ktorego widac bylo w sloneczny dzien Korsyke. Przezylismy wielkie rozczarowanie bo mielismy nadzieje ze po jezdzie w upale pojdziemy poplywac w basenie. Basen byl, ale bez wody, tak ze trzeba bylo czekac do nastepnego dnia jak pojedziemy na plaze. To byl czerwiec, wiec jeszcze przed sezonem i nie bylo tloku. San Remo jest polozone na zboczach gor tak ze widoki sa sliczne i jak sie pojedzie w glab ladu to mozna wyjechac wysyko w gory. Gianpaolo wozil nas po okolicach, zapraszal do malych restauracji ktore znal doskonale i zachecal do miescowych spejalow, jak wybranie sobie krolika ktorego podadza na talerzu. To nie bylo dla mnie. Liczac ze w San Remo bedzie gdzie sie pokazac w ladnych strojach, Jul miala kilka nowych sukienek a ja jasno bezowe ubranie z kamizelka w ktorym wygladalem jak dyktator z poludniowej ameryki. Okazalo sie ze wszystko jest na luzie i nie bylo gdzie sie ubierac. To juz drugi rok z rzedu przezylismy podobne rozczarowanie. Z San Remo pojechalismy z Gianpaolo do Rzymu gdzie spedzilismy tydzien zwiedzajac Wieczne Miasto i robiac wycieczki do Neapolu, Capri, Sorento, Pompei. W drodze powrotnej zabralismy w Zurich'u Ewe ktora z nami poleciala do domu. Lecielismy prawie pustym samolotem tak ze kazde z nas mialo sporo miejsca zeby sie polozyc i przespac. Steve i Chris pojechali na kolonie do Dominikanow, ale Chris szybko wrocil bo mu sie tam nie podobalo. Od nowego roku szkolnego szedl do poleconej przez Renie szkoly dla dzieci z rozbitych domow. Szkola skladala sie z szeregu rozrzuconych budynkow w bardzo eleganckiej czesci Pensylwanii na zachod of Filadelfii i wiekszosc budynkow za wyjatkiem wlasciwego budynku szkoly byly rezydencjami bogatych filadelfijczykow ktorzy zapisali je szkole. Klasy byly male, dobra opieka i uczniowie oprocz nauki w szkole pracowali w roznych czesciach gospodarstwa uczac sie zycia na roli. Chris byl zadowolony z niej, mial dosc dziadkow z ich humorami i rozrobkami i lubil byc pomiedzy kolegami majac mozliwosci zajecia sie sportami w ktorych zawsze byl bardzo czynny od dziecka. We wrzesniu polecialem do Mediolanu na wystawe w ktorej Gianpaolo poraz pierwszy wystawial nasza aparature, potem bylem w Moskwie na rozmowach handlowych a w drodze powrotnej wstapilem do Warszawy z wycieczka samochodem do Mamy i w drodze powrotnej spedzilem weekend z Ewa gdzie rowniez przyjechal Johannes. Niestety montarz
skomputeryzowanego fermentora natrafial na duze trudnosci
bo jak sie okazalo kto inny byl szkolony -
uprzywijelowani czlonkowie partii ktorzy po szkoleniu
zostali awansowani i odeszli od pracy przy fermentorze -
a kto inny montowal, wiec nasza ekipa musiala pomoc.
Zaraz po Thanksgiving polecialem z dwoma inzynierami do
Moskwy i zaczela sie "pomoc", a wlasciwie
montarz od poczatku. Mialem troche wolnego czasu bo tylko
dojezdzalem do Instytutu zeby dopilnowac zeby wszystko
szlo jak potrzeba, wiec mialem czas na odwiedzanie
klientow. Mialem problemy z elektronikiem ktory byl
hindusem i primadonna. Zawsze sie spoznial, ciagle
narzekal, uwazal wszystkich za glupich i traktowal
miejscowy personel jak wielki pan, co powodowalo duzo
tarc. Nie mialem innego wyjscia jak mediowac i starac sie
zalagadzac nieporozumienia, co nie bylo latwo bo byl
bardzo nielubiany. Jako nagrode za lepsza wspolprace
postanowilem na weekend pojechac z nimi na wycieczke.
Myslalem o Jalcie gdzie spodziewalem sie klimatu jak na
Florydzie. Okazalo sie ze bylem w bledzie i w tym okresie
tam bylo zimno i deszczowo. Poradzono nam Leningrad gdzie
nigdy nie bylem. Zalatwilem wycieczke na ktora musielismy
miec specjalne pozwolenie bo nie moglismy wyjezdzac poza
granice Moskwy i w sobote rano przyjechal po nas samochod,
zabral na krajowe lotnisko, skad polecielismy do
Leningradu. Moj hindus byl przerazony stanem technicznym
samolotu jakim lecielismy i chyba mial racje bo ilosc
wypadkow na sowieckich liniach krajowych, choc zatajana
przed publicznoscia byla bardzo duza. Dolecielismy jednak
calo. Z lotniska nas zabrano do Hotelu Astoria
pamietajacego lepsze czasy i potem wycieczka po miescie z
przewodnikiem i zwiedzanie Ermitazu i roznych galerii. To
samo w niedziele i wieczorem powrot do Moskwy. Ucho
zaczelo mnie bolec i majac poprzednie doswiadczenie z
sowiecka medycyna Po powrocie zaraz poszedlem do laryngologa ktory powiedzial ze z moim uchem jest w porzadku, tylko mam problem ze zgryzem, o czym dotad nigdy nie slyszalem. Powodem bolu bylo zucie gumy w Moskwie. Te swieta
spedzilismy bez Ewy, tylko z chlopcami, ale przyjechal
Gianpaolo ktory co prawda mial zamiar pojechac do
Kaliforni, ale zostal na caly okres z nami i razem z
chlopcami bylismy w New York'u zwiedzac muzea, kiedy Jul
byla w pracy. Na Sylwestra Jul zaprosila gosci, tak ze
obchodzilismy wesolo Nowy Rok. |
Stanislaw Szybalski Punta Gorda, FL 33950 Prawa autorskie zastrzezone |