Dziennik Polski, 21 stycznia 2002

Z legendarnego miasta

Rozmowa z EMILIĄ CHMIELOWĄ - prezesem Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie

- Ilu Polaków mieszka na Ukrainie?

- Mówi się o milionie, ale czy można to precyzyjnie obliczyć? Na terenach zazbruczańskich spotykamy ludzi o pięknie brzmiących nazwiskach, którzy mieli polskich przodków, ale oni sami nie utożsamiają się już z polskością, nie mówią w naszym języku. Wiele jest rodzin mieszanych- jednak spotykamy też ludzi, w których żyłach tylko częściowo płynie polska krew, ale którzy czują się Polakami, garną do naszego Kościoła i naszych organizacji...

- Łatwiej będzie Pani powiedzieć, ilu członków zrzesza Federacja Organizacji Polskich na Ukrainie, której prezesuje Pani od 1992 roku?

- 18 tysięcy. Mamy pod opieką 134 polskie ośrodki. Największe skupiska Polonii można spotkać za Zbruczem, na Podolu, na Polesiu - około 400 tysięcy.

- A ilu rodaków znajdziemy we Lwowie?

- 20 - 30 tysięcy. Jednak ubywa nas, jesteśmy wyganiani przez biedę. Wielu lwowiaków wyjechało za chlebem, m.in. do Polski w czasie repatriacji, ale i na Zachód. Młodzi, którzy np. studiują w kraju, też się nie kwapią do powrotu. Tylko nieliczni powracają, by pracować tu jako nauczyciele. W samym Lwowie panuje 40-procentowe bezrobocie, więc powrót absolwenta po studiach wyższych w Polsce to bohaterski wyczyn. Każdy z nich staje przed wyborem; pozostać czy wracać na Ukrainę. Spora część pozostaje...

- Jak się układają stosunki z Ukraińcami?

- Zawsze powtarzałam, że stosunki z Ukraińcami układają się wspaniale. Ludzie pracowali obok siebie, studiowali, zawierali przyjaźnie. Część młodych ukraińskich inteligentów pociąga kultura polska, uczą się naszego języka. Oczywiście istnieje rachunek obopólnych krzywd, nie możemy jednak przechylić niebezpiecznie szali w stronę ich wypominania. Łączy nas bieda, którą się teraz dzielimy po równo. Ukraińcy też wyjeżdżają na saksy. Nie można wyżyć za 120 hrywien, czyli równowartość 20 dolarów, to wegetacja. Tym bardziej że ceny towarów - poza tanią wódką - są wysokie.

- Jak więc ludzie sobie radzą?

- Bieda uczy wszystkiego. Przed głodem ratuje wieś, pomoc krewnych... Ziemniaki, kasza, mąka... Mięso pojawia się na stołach bardzo rzadko. Podobnie było w czasie wojny; ludzie musieli sobie jakoś radzić. Należy pamiętać, że wszyscy tu czymś handlują na bazarach. Młodzi, nawet ci, którzy kończą studia wyższe, też muszą dorabiać.

- Czy trudno trwać przy polskości na Ukrainie?

(Tu wtrąca się do rozmowy pani Teresa Dutkiewicz, red. naczelna „Biuletynu" federacji):

Pani Teresa: - Na najniższym poziomie mamy problemy związane z ludźmi, którzy nie znają ani historii Ukrainy, ani Polski, są wychowani w duchu nienawiści. Dużo zamieszania czyni wprowadzony do szkół przedmiot lwowoznawstwo. Dziwię się rządowi polskiemu i ukraińskiemu, że pozwalają, by historia była tak mocno zniekształcana. Nie trzeba się bać prawdy! Było tak, jest inaczej, trudno, takie są meandry historii. Proszę sobie wyobrazić uczniów polskich szkół, którzy uczą się innej historii w domu od rodziców i na lekcjach języka polskiego, innej lekcji historii Ukrainy, a jeszcze innej - na lwowoznawstwie. Mają mętlik w głowie. Ten problem najdotkliwiej dotyczy Lwowa, który jest punktem newralgicznym, jeśli chodzi o dzieje stosunków polsko-ukraińskich. Powinna powstać mieszana ukraińsko-polska komisja, która ustaliłaby ten trudny model uczenia historii Polski i Ukrainy w obydwu krajach.

Natomiast muszę powiedzieć uczciwie, iż nie znam kogoś, kto chce być Polakiem, chce zachowywać własne tradycje i był w związku z tym szykanowany. Ukończyłam polską szkołę w 1958 roku wraz z 26 innymi absolwentami i 80 proc. z nich poszło potem na studia wyższe. Przez 40 lat pracowałam na Politechnice Lwowskiej, gdzie od pierwszej chwili wszyscy wiedzieli, że jestem Polką. Nie zrobiłam doktoratu z bardzo prostego powodu; nie zapisałam się do partii.

- Pomówmy u pomocy polskiej dla Polonii na Ukrainie.

Emilia Chmielowa: - Nie możemy wymagać wiele, bo wiemy, że Polska też ma swoje problemy. Np. dla mnie w Krakowie i w Warszawie szokujący był widok ludzi grzebiących po śmietnikach, żebrzących, stojących w kolejkach do garkuchni... Dużo transportów z pomocą odzieżową i żywnością szło do nas na początku lat 90. i w połowie lat 90., za co jesteśmy wdzięczni. Bardzo dobrze układa się nam współpraca ze Wspólnotą Polską w Krakowie, jednak obecnie najważniejsze dla nas jest zdobycie możliwości oficjalnej pracy w Polsce i na Zachodzie. O ile wiem, jest rozważana ewentualność prawa do polskiego paszportu i polskiego obywatelstwa, żebyśmy się mogli czuć Polakami w Polsce, a nie tylko na Ukrainie, i mieć te same prawa w Europie i świecie, co wszyscy Polacy.

- Słyszałem, że do ocieplenia atmosfery na Ukrainie przysłużył się pobyt papieża...

- To był przełomowy moment! Można rzec, że przekonał tych ludzi na Ukrainie, którzy mieli jakiekolwiek wątpliwości w stosunku do Polaków. Ojciec Święty zwracał się do wszystkich z ogromnym szacunkiem: i do Ukraińców, i do Polaków. Jego przyjazne nastawienie do ludzi wzbudziło wielkie poruszenie! Miałam wrażenie, że w mieście wszystko wymarło, bo każdy chciał się znaleźć na trasie przejazdu. Nie było centymetra wolnej ulicy. Jan Paweł II podbił serca wszystkich, nikt nie pozostał wobec niego obojętny. Mówił, że kocha Ukrainę i Ukraińców. I wszyscy w to uwierzyli. A czym był ten pobyt dla nas, Polaków, o tym chyba nie muszę nikogo przekonywać!

- Czym dzisiaj dla Polaków na Ukrainie jest Lwów?

- Wszyscy Polacy patrzą na to miasto jak w obraz. Zazdroszczą nam - w dobrym znaczeniu tego słowa – dwu polskich szkół, teatru, kościołów. Zazdroszczą atmosfery legendarnego Lwowa, przyjaznego człowiekowi nawet nocą... Turyści przyjeżdżający z Polski najczęściej zahaczają o Lwów i o ziemię lwowską. Mimo biedy ludzie się tu bawią, są dla siebie serdeczni, a Polacy zachowują lwowski bałak i barwność języka. Lwów ma niewątpliwie nadal charyzmę legendarnego miasta, a my staramy się nie tracić poczucia humoru, bo jak stracimy, to będzie z nami koniec.

- Co tu jest ostoją polskości?

- Kościół, teatr, szkoła polska...

- Teatr?

- Pamiętam, że już jako dziecko chodziłam na wszystkie przedstawienia Polskiego Teatru Ludowego. Szefował mu i reżyserował sztuki Zbigniew Chrzanowski. Repertuar był różnorodny, a odbiór świetny. Ostatnio np. świętowaliśmy - za pośrednictwem teatru- setną rocznicę urodzin lwowskiego poety Hemara. Podczas uroczystości poświęconych Sewerynowi Goszczyńskiemu wyjechaliśmy do Winnicy i Humania. Ludzie byli szczęśliwi, że mogą usłyszeć polskie słowo. Teatr pojawił się tez niedawna w Gródku Podolskim, w Kijowie; miał wszędzie spontaniczny, znakomity odbiór. Istnieje leż druga scena Galicjana, powstała parę lat temu i już się zaznaczyła. Grają tam nie tylko Polacy, ale i przedstawiciele innych narodowości mówiący po polsku. Byli niedawno z przedstawieniem na Scenie Pod Ratuszem w Krakowie...

- Bardzo ważną rolę odgrywa też polska szkoła.

- Istnieją we Lwowie dwie szkoły polskie - jedenastolatki. Przy każdej działają zespoły teatrów młodzieżowych. Przeszło przez nie wielu młodych, zdolnych ludzi. Uczą się tu języka polskiego, literatury, historii - po polsku. W każdej - ponad 250 osób.

- Pozostaje jeszcze jeden filar - Kościół.

- Kościół to najważniejszy filar polskości. Z 38 po wojnie zostały się we Lwowie jako czynne tylko 3: katedra, kościół św. Antoniego i budowany teraz kościół na Zboiskach.

- Ile jest parafii na Ukrainie?

- Około 600 czyli w sumie jakieś 800 kościołów. Wiele z nich zburzono, przekazano innym wyznaniom. W każdym razie Kościół jest na pewno miejscem, gdzie określa się tożsamość i organizuje życie polskich wspólnot. Istnieją tu wspaniali księża, np. Gerard Liryk z Rudek spod Lwowa, który przez 10 lat mieszkał w okropnych warunkach, w starej przybudówce bez łazienki, żeby dopiąć swego i doprowadzić do dobrego stanu używalności ten jeden z pierwszych polskich kościołów oddanych do użytku po 1990 roku. Ten ksiądz to budowniczy, cieśla, kucharz, lekarz i duchowny w jednej osobie dla 600 parafian z Rudek i okolicznych wsi. Kościół przez lata był zapchany nawozami sztucznymi, zanieczyszczony gołębimi odchodami, zawilgocony.... Dziś, dzięki ofiarności księdza Liryka, wygląda przyzwoicie... Takich heroicznych księży jest na Ukrainie wielu...

Rozmawiał: Józef Baran

Powrót
Licznik