Rocznica powstania

Konsulatu polskiego we Lwowie

 

 

 



Konsulat Generalny RP we Lwowie
Siedziba pod adresem:
ul. Iwana Franki 110, 79011 Lwów,

(sprawy wizowo-paszportowe, obywatelstwa, repatriacji i legalizacji dokumentów)

tel. (+380 32) 2970861, 2970862, 2970863, 2970864
fax (+380 322) 760974
e-mail : konsulat@mail.lviv.ua



Konsulat Generalny RP we Lwowie
Siedziba pod adresem:
ul. Kociubińskiego 11a m3, 79011 Lwów

(Konsul Generalny, sprawy prawne, opieki konsularnej, kultury, nauki oraz wypłaty, rent reprezentowanie polskich interesów gospodarczych i handlowych, działalność informacyjno-wspomagająca dla biznesu)

tel. (+380 322) 729301
tel./fax (+380 32) 2987938
e-mail : konsulat2@mail.lviv.ua



To już 20 lat...

W lipcu przypada 20 rocznica powstania urzędu konsularnego we Lwowie. Myślę, że warto przypomnieć niektóre okoliczności, związane z jego powstaniem. Fakt ten miał ogromne znaczenie dla Polaków, żyjących po obu stronach granicy.

Dlaczego powstał Konsulat polski we Lwowie?

Powołanie placówki konsularnej we Lwowie poprzedziły wieloletnie starania strony polskiej. Podstawową przeszkodą był opór ówczesnych władz radzieckich. Oficjalne czynniki argumentowały, że nie można stwarzać precedensów i powoływać placówki konsularnej we Lwowie, mieście, które nie stanowi stolicy republiki radzieckiej. Przypomnę, że konsulaty polskie (poza Wydziałem Konsularnym Ambasady PRL w Moskwie) istniały w Kijowie, Mińsku i Sankt-Petersburgu (wówczas Leningrad). W tym ostatnim mieście urząd zajmował się przede wszystkim problematyką morską. Nie było żadnych polskich placówek dyplomatycznych w Kazachstanie, Gruzji, Mołdawii, Armenii, na Litwie, Łotwie i w pozostałych republikach radzieckich.

Strona radziecka nie uznawała pojęcia „Polonia” i pojęcia „miejscowi Polacy” (chodzi o Polaków, żyjących na ziemiach, należących przed 1939 r. do Polski). W Związku Radzieckim żyją obywatele radzieccy. Koniec, kropka. Obywatelom tym państwo gwarantuje wszelkie prawa i przywileje, bez względu na narodowość, wyznanie, przekonania polityczne itp. Z tego, że była to fikcja, zdawali sobie sprawę wszyscy, którzy nie byli fanatykami ówczesnego ustroju. Przecież prawa do tożsamości narodowej i własnego państwa odmawiano Ukraińcom, Białorusinom, Litwinom, Łotyszom, Estończykom oraz innym narodom.

Pierwsze cele

Podejmując starania o powołanie urzędu konsularnego we Lwowie, strona polska pragnęła osiągnąć trzy podstawowe cele: - otoczyć opieką konsularną miliony obywateli polskich, przemieszczających się tranzytem (szczególnie w okresie letnim) przez terytorium Ukrainy na Węgry i do krajów bałkańskich oraz pracującym w tej republice (m.in. przy budowie Chmielnickiej Elektrowni Atomowej pracowało ponad 3 tys. Polaków z Kraju, a we Lwowie – ponad 1000);

  • nawiązać bliskie kontakty z Polakami, żyjącymi na terenie Ukrainy Zachodniej, pomóc im przybliżyć się do Kraju ojczystego, a krajowi – do nich oraz umożliwić im załatwianie spraw urzędowych z Krajem, za pośrednictwem i przy pomocy Konsulatu;
  • podjąć działania, mające na celu ochronę i upamiętnianie miejsc i obiektów, związanych z historią i kulturą polską. Strona polska – ze zrozumiałych względów – eksponowała tę pierwszą kwestię. W tym czasie przejście graniczne w Medyce-Szeginiach było jedynym przejściem granicznym między Polską a ówczesną Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką. Jak już wspomniałem, przemieszczało się przez nie setki tysięcy obywateli polskich. Ruch ten z roku na rok się zwiększał. Jeżeli, według danych służb granicznych, w roku 1987 granicę tę przekroczyło ponad 600 tys. osób, to już w roku 1989 – ponad 3 miliony osób. Ludzie, zmęczeni długim oczekiwaniem na odprawę graniczną, gubili dokumenty, byli okradani, napadano na nich w trakcie przejazdu przez Karpaty, ulegali wypadkom drogowym itp. We wszystkich sprawach, wymagających pomocy i opieki konsularnej (wystawianie dokumentów zastępczych, udzielanie pożyczek, pobicia, rabunek itp.) musieli jechać do Kijowa, odległego przecież od Lwowa około 530 km. Dziś trudno sobie wyobrazić, jakie męczarnie przechodziły np. rodziny z małymi dziećmi, gdy w upalne lato musiały jechać do Kijowa po dokumenty zastępcze. Ja z tymi umęczonymi ludźmi spotykałem się, pracując w Konsulacie Generalnym w Kijowie. Wiedzieliśmy również, że Polacy byli masowo karani, wręcz szykanowani w trakcie przejazdu tranzytem. Np. w 1987 r. za naruszanie przepisów drogowych, parkowanie w miejscach niedozwolonych, zbaczabnie z tras tranzytowych itp. Zostało ukaranych ponad 12 tys. obywateli polskich.

    Poza tym, do Kijowa Polacy musieli wyjeżdżać wówczas, gdy chcieli wydobywać dokumenty o pozostawionym mieniu, o grobach swoich bliskich. Zdobywali też odpisy aktów urodzenia, ślubu, wyjeżdżali w sprawach związanych z nadawaniem obywatelstwa dzieciom z rodzin mieszanych.

    Urząd był także bardzo potrzebny mieszkańcom Ukrainy Zachodniej. Ze względu na zaszłości historyczne, mieli oni wiele powiązań z Polską. Prawie ze wszystkimi sprawami, dotyczącymi ich stosunków z naszym krajem, musieli jeździć do Kijowa.

    Trudne początki

    Chociaż strona radziecka twierdziła, że obywatele polscy mają zapewnioną opiekę pod każdym względem, to wobec istniejącej sytuacji nie mogła pozostać obojętna. Wyraziła zgodę na pobyt konsula polskiego we Lwowie. Przebiegało to z dużymi oporami. Zanim wyrażono zgodę na otwarcie Agencji Konsularnej, sugerowano, by do Lwowa, na 2-3 dni w tygodniu, przyjeżdżał w delegację konsul z Kijowa. Gdy wreszcie władze radzieckie zaakceptowały powstanie urzędu, miały zastrzeżenia, by ten zajmował się wyłącznie problemami „czysto” konsularnymi.

    Jak bardzo potrzebna była opieka konsularna nad naszymi rodakami, świadczy chociażby to, że w 1989 r., gdy granicę przekroczyło ponad 3 mln Polaków, tylko ok. 600 z nich zostało ukaranych (por. dane z 1987 r.). Ze strony Urzędu zostało podjętych w ich sprawach ponad 3 tys. interwencji.

    Wzmożony ruch na przejściu granicznym w okresie letnim powodował, że tworzyły się gigantyczne kolejki. Ich długość sięgała 10-12 kilometrów. Bardzo często na odprawę trzeba było czekać 4-6 dni. W tej sprawie dużym osiągnięciem było to, że udało się, dzięki moim usilnym staraniom, wprowadzić na granicy wspólną odprawę celno-paszportową. Po stronie ukraińskiej straż graniczna i celnicy polscy wraz ze swoimi radzieckimi odpowiednikami dokonywali odprawy przy wjeździe na Ukrainę, a po stronie polskiej – odwrotnie. Miało to ogromny wpływ na szybkość i kulturę odpraw. Wielka szkoda, że od tej praktyki odstąpiono.

    Urzędowi przyszło rozpoczynać swoją działalność w okresie nasilającej się pierestrojki. Wobec lawinowo rozwijającej się sytuacji, władze partyjne i administracyjne czuły się coraz bardziej bezradne. Coraz częściej wyrażano zgodę na oddawanie świątyń. Coraz częściej godzono się na bliższe kontakty miejscowych Polaków z Krajem oraz na działalność urzędu, wykraczającą daleko poza problematykę „czysto” konsularną. Wystarczy przypomnieć, iż dzięki naszym staraniom już w drugim roku działania urzędu na obozy i kolonie do Polski wyjechało ponad 3000 dzieci z polskich rodzin. Na studia wyjechało ponad 200 młodych ludzi. Do Polski po raz pierwszy po wojnie wyjechał Teatr Polski ze Lwowa, a do Lwowa zaczęły przyjeżdżać na występy zespoły artystyczne z Polski. Udało się uzyskać zgodę na rozpoczęcie prac na Cmentarzu Łyczakowskim i Cmentarzu Orląt. W wydzielonym kinie zaczęto wyświetlać wyłącznie polskie filmy.

    Pierwsi współpracownicy i pomocnicy

    W swoich wcześniejszych wypowiedziach na łamach „Gazety Lwowskiej” wielokrotnie się odnosiłem do całokształtu działalności placówki konsularnej we Lwowie, którą miałem zaszczyt organizować i kierować przez trzy lata, dlatego czuję się zwolniony z jej przypomnienia. W tym miejscu pragnę przypomnieć, że przez pierwszy rok byłem jedynym konsulem na urzędzie. W 20. rocznicę powstania placówki konsularnej we Lwowie pragnę podkreślić z całą mocą, że jej bezsporne osiągnięcia w pierwszych latach funkcjonowania (tylko do tego okresu mam prawo się odnosić) zostały wysoko ocenione przez kierownictwo MSZ, miejscowych Polaków i rodaków z Kraju. Osiągnięcia te były możliwe dzięki ofiarności, samozaparciu i serdecznemu zaangażowaniu się tych ludzi, którzy podjęli ze mną pracę. To dzięki panu Jackowi Klimowiczowi, znającemu i Lwów, i realia lwowskie można było szybko nawiązać ścisłą współpracę z odpowiednimi władzami oraz instytucjami. Pan Jacek, najpierw społecznie, używając własnego samochodu, jak trzeba było, to także w nocy i dni świąteczne, załatwiał sprawy konsularne. Kosztem wolnego czasu jeździł do Polaków na przejścia graniczne i do oczekujących w kolejkach, łagodząc i rozwiązując powstające konflikty. Nie do przecenienia była pełna zaangażowania praca pani Mirosławy Woskowskiej. W urzędzie pełniła funkcję księgowej, zajmowała się wszystkimi sprawami finansowymi, zaopatrzeniem, recepcją, przyjmowała interesantów itd. Petentów przyjmowała w każdej porze dnia i nocy. Ludziom, najczęściej wymęczonym i zdenerwowanym, zawsze służyła dobrym słowem, szklanką herbaty lub kawy i w miarę potrzeby podejmowała interwencje (mieszkaliśmy na terenie konsulatu). Dwójce tej dzielnie sekundowali: ś. p. pani Ewa Tarchanow, kierowca „Gena” Kogut i Natasza Swietłowa. Dzięki nim urząd był czynny całą dobę, nie znali pojęcia „godziny urzędowania”, a pracowali przecież za marne grosze. Nikt z nich nie miał poborów, przekraczających 100 dolarów. Ja mogłem tylko wynagradzać ich uznaniem i szacunkiem, co zwielokrotniam z perspektywy minionych 20 lat.

    To, co w tak krótkim czasie udało się nam osiągnąć, było możliwe także dzięki temu, że pomagali nam wspaniali ludzie z Kraju, jak np. ś. p. Jerzy Janicki oraz miejscowi Polacy, z przewodniczącym TKPZL, prof. Leszkiem Mazepą na czele. W 20 rocznicę powstania urzędu konsularnego we Lwowie życzymy ludziom, w nim zatrudnionym, wiele sukcesów w pracy i wszelkiej pomyślności w życiu osobistym.

    Włodzimierz Woskowski
    Śródtytuły pochodzą od redakcji
    Foto Maria Basza


    Data utworzenia strony: 2007-06-29

  • Powrót
    Licznik