|
Wesoła Lwowska Fala
Wybór i redakcja
Mieczysław Bucik i Bernard Waleński
Opracowanie tekstów i komentarze Bernard Waleński
Projekt okładki
Leszek Ołdak
Korekta
Anna Sławińska
Wszystkie wykorzystane w książce zdjęcia są reprodukcjami ze zbiorów Archiwum Dokumentacji Mechanicznej w Warszawie
ISBN 83-900210-0-5
Oficyna Wydawnicza „AB" Opole 1991
Wydanie I Nakład 12200 egz.
WSTĘP
W posłowiu do reprintowego wydania radiowych dialogów Szczepka i Tońka1 Jerzy Janicki zapewniał: „Żadna Isaura, żadni Matysiakowie i żaden Dom nie wymiatał tak ulic w niedzielne wieczory, jak udawało się to Wesołej Lwowskiej Fali. Co tydzień o dziewiątej wieczorem w niedziele wszystkie ówczesne superheterodyny, wszystkie „Philipsy" i „Telefunkeny", i wszystkie grające jeszcze tu i ówdzie za pomocą akumulatorów i anodówek „Daimon" aparaty radiowe, nastawione były na falę średnią o długości 385,1 metra, którą arendowało w eterze Polskie Radio Lwów".
Podobną opinię w książce „Bernardyński mijam plac"2 wyraża Stanisław Machowski: „Lwowskiego bałaku i lwowskich piosenek słuchała cała Polska w słynnych audycjach lwowskiej rozgłośni Polskiego Radia. Na Szczepka i Tońka, na całą rodzinę Wesołej Lwowskiej Fali, czekały co tydzień miliony radiosłuchaczy. To była najpopularniejsza audycja!"
Z obu tych publikacji „Ossolineum", a przede wszystkim z najnowszej książki — Witolda Szolgini „Na Wesołej Lwowskiej Fali"3, dowiadujemy się bardzo wiele o twórcach tej audycji, o niej samej i źródłach jej popularności. Niestety, potwierdzeniem, że sława ta była w pełni zasłużona jest tylko kilkanaście dialogów Szczepka i Tońka z pierwszego okresu istnienia Fali, wydanych drukiem we Lwowie w 1934 roku. Większość z nich przypomniał S. Machowski, W. Szolginia natomiast przedrukowując je w komplecie w swojej książce, wzbogacił ten zbiór o kilka dalszych rozmówek odnalezionych w różnych przedwojennych gazetach oraz o dalszych kilkanaście, ale już z czasu wojny i estradowej a nie radiowej działalności Szczepka i Tońka czyli Kazimierza Wajdy i Henryka Vogelfängera. W żadnej z tych trzech książeczek nie ma natomiast innych skeczy, piosenek i kupletów składających się na audycje Wesołej Lwowskiej Fali. Dlaczego? Rzecz wyjaśnia S. Machowski: „W Wesołej Lwowskiej Fali występowali Mieczysław Monderer i Adolf Fleischer. Tworzyli nieodłączną parę i podobnie jak Szczepko i Tońko poruszali w swoich rozmowach różne codzienne sprawy, tyle, że ich dialogi oparte były na żydowskich szmoncesach. Nazywali się w tych audycjach Aprikozenkranz
i Untenbaum. ”I jeśli wiele dialogów Szczepka i Tońka zachowało się, bo wyszły przed wojną w druku, a także nagrano je na płytach, to rozmówki Aprikozenkranza z Untenbaumem przeszły w zapomnienie..."
Reszta materiałów po prostu zaginęła, przepadła. W. Szolginia — jak wynika z jego książki — zadał sobie ogromnie dużo trudu, aby zebrać co tylko możliwe po słynnej lwowskiej audycji i ludziach z nią związanych. Wysiłek ten zaowocował odnalezionymi zdjęciami, afiszami imprez z udziałem Wesołej Fali, programami i paroma dialogami Szczepka i Tońka wydrukowanymi w ówczesnych gazetach lub nagranymi na archaicznej płycie. Są jeszcze wspomnienia „Wesołofalowców", ale po innych tekstach wykorzystanych w audycji ani śladu.
A jednak — na szczęście — nie wszystko przepadło i poszło w zapomnienie. Oto okazało się, że mieszkający od 1945 roku w Opolu p. Marian Gocki, lwowianin, wśród pamiątek zachowanych z rodzinnego miasta, przez kilkadziesiąt lat przechowywał grubą księgę — oprawiony zbiór maszynopisów z tekstami (a także nutami) Wesołej Lwowskiej Fali. Księga ta uratowana została przed zniszczeniem we wrześniu 1939 roku, kiedy budynek lwowskiej rozgłośni przy ulicy Batorego 6 zajęli Niemcy i opróżniano go z wszystkiego, co w nim pozostało po Polskim Radiu. Przez całą wojnę księga spoczywała w schowku w piwnicy, potem — już w Opolu — też się nią nikomu nie chwalono. Dopiero na początku tego roku p. M. Gocki ujawnił swój skarb.
A jest to rzeczywiście skarb. Skarb polskiej radiofonii i kultury. Księga liczy 415 ponumerowanych kart i zawiera niemal kompletne scenariusze 24 audycji Wesołej Lwowskiej Fali, oznaczonych numerami od 76 do 100 (nr 99 jest powtórzeniem audycji nr 80) i emitowanych w okresie od 28 października 1934 do 28 kwietnia 1935. Jest to więc wprawdzie tylko fragment ogromnego dorobku Wesołej Lwowskiej Fali, ale przecież daje on obraz tej audycji, jej tematyki, charakteru, klimatu i poziomu literackiego i artystycznego.
Materiały te mają ten dodatkowy walor, że opatrzone są odręcznymi poprawkami autorów i uwagami reżyserskimi, dopiskami i skreśleniami. Tchną autentyzmem. Nie ulega wątpliwości, że były to robocze scenariusze, oprawione później dla celów dokumentacyjnych i archiwalnych. Na pewno było takich tomów więcej — zachował się, a w każdym razie odkryty został, ten jeden. Być może na razie ten jeden.
Niezwykle cennym wzbogaceniem zbioru jest włączony do scenariusza jubileuszowej setnej Fali „materiał dla prasy", w którym czytamy: „ 100 Wesołych Lwowskich Fal, w tym 8 tzw. Wesołych Niedziel Lwowskich, z których pierwsza zrealizowana została w dniu 23 października 1932 r. Wesołe Niedziele trwały 6 do 7 godzin, zapełniając popołudnia i wieczory niedzielne. Odbywały się raz na miesiąc. Od 16 lipca 1933 roku nadaje Rozgłośnia Lwowska zreformowaną audycję niedzielną pt. „Na Wesołej Lwowskiej Fali", która nadawana jest raz w tygodniu na wszystkie stacje Polskiego Radia, zmieniając tylko czas trwania i pory nadawań. Realizowana była prawie bez przerw do dnia dzisiejszego, to znaczy do setnej Fali — 28 kwietnia 1935."
Oczywiście na tym żywot audycji się nie skończył, bo trwała ona jeszcze na antenie — chociaż z przerwami i perturbacjami, o których szczegółowo informuje w swojej książce W. Szolginia — przez ponad cztery lata. Ostatecznie wyemitowano 187 tych audycji.
Wesoła Fala, zgodnie z nazwą, przede wszystkim bawiła, ale „nadano szereg Fal — czytamy we wspomnianej notatce dla prasy — o charakterze społecznym i propagandowym, m. in.: Falę poświęconą idei kolonii polskich, Falę morską, Falę kaszubską, gdyńską, Falę poświęconą żołnierzom KOP-u, Falę leśniczą, Falę górską, Falę z okazji Pożyczki Narodowej, Falę poświęconą Dniu Oszczędności, Falę na święto Warszawy, Falę lotniczą z okazji Challenge'u 1934, Falę strzelecką, Falę żołnierską, Falę okolicznościową na dzień 11 listopada 1934, Falę Marszałkowską, Falę powodziową (dochód przeznaczono w całości na powodzian)..."
Rosnąca popularność audycji spowodowała, że musiała ona — pod naciskiem radiosłuchaczy — wyjść ze studia także na estrady. „W imprezach zewnętrznych — piszą autorzy informacji dla ówczesnej prasy — Wesoła Fala dała szereg przedstawień w maju 1934 roku w Teatrze Nowości i w Teatrze Wielkim we Lwowie, grając bez przerwy przez dwa tygodnie. Poza tym dokonano szeregu objazdów, bądź to indywidualnych, bądź zbiorowych. Zaliczyć należy do nich występy w Lublinie, Stanisławowie, Przemyślu, Stryju, Borysławiu, Drohobyczu, Jarosławiu oraz występ grupy osób na święcie 1 Pułku Szwoleżerów w Warszawie w grudniu 1934- W objazdach indywidualnych podkreślić należy intensywny udział Szczepka i Tońka w imprezach zupełnie bezinteresowny, poświęcony w całości celom charytatywnym. Mgr Henryk Vogelfänger i Kazimierz Wajda nieśli ofiarną pomoc powodzianom, biorąc m. in. udział w Monstre-Koncercie zorganizowanym pod protektoratem p. Prezydentowej Mościckiej w Warszawie oraz w podobnej imprezie w Truskawcu pod protektoratem gen. Tokarzewskiego i z udziałem także mgra Mieczysława Monderera, Adolfa Fleischera i innych. Poza tym udział Szczepka i Tońka przyczynił się w wysokiej mierze do poparcia szlachetnej akcji budowy Muzeum Narodowego w Krakowie, przynosząc — dzięki ich bezinteresownemu uczestnictwu — kilka tysięcy złotych kasie Komitetu. Ci sami członkowie Wesołej Fali, z udziałem grupy koleżanek i kolegów, wystąpili z dużym powodzeniem w Lodzi (na rzecz Łódzkiej Rodziny Radiowej), w Poznaniu, Katowicach, Gdyni i w wielu innych miastach". Echa tych wizyt słychać z zachowanych scenariuszy.
Twórcą i w ogóle najważniejszą postacią Wesołej Lwowskiej Fali był Wiktor Budzyński — autor zdecydowanej większości tekstów, reżyser, kierownik artystyczny i wykonawca audycji. Ma rację J. Janicki stwierdzając, że Budzyński pisał „jak automat". Oto dowód zaczerpnięty ze wspomnianej jubileuszowej informacji dla prasy: „Ciekawie przedstawia się autorski udział głównego dostawcy tekstów — Juliusza Tota (pseudonim W. Budzyńskiego— BW). Od dnia 2310.1932 do chwili obecnej (to jest wciągu 2,5 roku —BW) ma autor w zrealizowanych tekach Wesołej Fali: 160 skeczy i grotesek; 296 piosenek (nie licząc drobnych kupletów); 85 dialogów Aprikozenkranza i Untenbauma; 5 komedii muzycznych, a to: „Proces o piosenkę" (współautor Emanuel Schlechter ), „Historia z chorągwią", „Z tysiąca i jednej grandy", „Kompromitujemy szybko i tanio" oraz „2365 zł i 99 gr dziennie". W innych działach udział tego autora zaznacza się następująco: w dziale dziecinnym — 18 wesołych audycji dla dzieci; 3 słuchowiska dla dzieci; 2 operetki dla dzieci. Ponadto 5 wesołych audycji dla żołnierzy pisanych na zamówienie Wojskowego Instytutu Naukowo-Oświatowego. W dziale audycji lekkich, muzycznych wspomnieć należy 3 audycje, które zyskały sobie wyjątkowe powodzenie u radiosłuchaczy — również pióra W. Budzyńskiego — a to: „Bumel we Lwowie" (z muzyką Eplera), „Rapsodia Lwowska" (muzyka Seredyńskiego) i „Orkiestra się spóźniła". Tego typu audycji ma autor zrealizowanych około 15. Jako reżyser stacji W. Budzyński wyreżyserował 109 słuchowisk..." Nie wiadomo co bardziej podziwiać — talent, pracowitość... Tu trzeba dodać, że Wesoła Fala, jak ogromna większość ówczesnych audycji radiowych, emitowana była „na żywo", co wymagało szczególnie starannego ich przygotowania. W programie setnej Fali znalazł się felieton jej kierownika artystycznego, odkrywający przed słuchaczami kulisy audycji:
„Niedziela. Godzina 20.45. Studio, jedna mała lampka. Pusto. Mikrofon zakryty pokrowcem. Nastrój jak w barze nocnym przed przyjściem pierwszej fordanserki. Godzina 20.47. Dzwonek. Woźny świeci światła, zapuszcza rolety w oknach, zdejmuje z mikrofonu pokrowiec. Godzina 20.50. Rzut oka reżysera na studio, krótka konferencja z inspicjentem artystycznym: gong bliżej, dzwonek na oknie, szklanka, dwie łyżeczki, sprawdzić baterię w dzwonku... Godzina 21. Schodzą się wykonawcy. Krótkie powitanie i każdy zagłębia się w scenariuszu czytając jeszcze raz, na wszelki wypadek — żeby się nie sypnąć. Ktoś przegrywa z akompaniatorem niejasną partię tekstu muzycznego. Gwar się wzmaga. Jest w tym coś z tak dobrze znanego strojenia instrumentów orkiestry operowej przed uwerturą. Nastrój potęguje się z minuty na minutę, sami nie wiemy, że oblicza nam płoną, oczy szklą się dziwnie... Ktoś łyka trochę wody ze szklanki skrzętnie przygotowanej przez inspicjenta do efektów akustycznych. Oczywiście — awantura z inspicjentem... Rzut oka na zegarek. Reżyser zamienia kilka słów z dyżurnym technikiem w amplifikatorni. „Warszawa kończy odczyt...!" — słyszymy. Uwaga: jedziemy! Sygnał stacji w głośniku, zapowiedź spikera, zielone światło, czerwone światło i lampka.- „Cisza — mikrofony czynne". Ktoś się jeszcze żegna znakiem krzyża...
Z wielkiej ciszy rodzi się, najpierw powoli, potem coraz rytmiczniej, coraz śmielej, audycja. Mam czasem w studio wrażenie, że to rusza wielka lokomotywa, która — nabrzmiała parą — oczekuje tylko znaku by ruszyć rytmicznie i rozwinąwszy maksymalną szybkość opaść w bezwładzie niepewności po godzinnym biegu.
Na zdjęciach, które państwo widujecie, wykonawcy Fali uśmiechają się. Nie wierzcie tym zdjęciom! Nie przesadzę stwierdzając, iż przez trzy lata mojej tu pracy, nie widziałem po skończonej audycji jednej uśmiechniętej twarzy. Wszyscy bez wyjątku wykonawcy, wśród których nie brak najwybitniejszych aktorek i aktorów teatralnych oraz popularnych figur z Wesołej Fali, wychodzą ze studia... smutni. Czemu? Odpowiedź prosta: zmęczenie i brak natychmiastowego potwierdzenia rezultatów wyczynu dokonanego w absolutnej ciszy, w obecności widowni tak olbrzymiej, a tak... cichej. Nikt, nawet ulubieniec słuchaczy nie wie wychodząc ze studia jak było? Stąd to powszechne pytanie. Jak było? — nudzą kolegę technika. Jak było? — pytają w poczekalni przygodnych słuchaczy. Pytają woźnego, a nawet dziadzia — poczciwego cerbera kamienicy nr 6 przy ulicy Batorego.
Poniedziałek. Pierwsze echa. Pierwsze listy — jeden, dwa, pięć, sześć. Wykonawcy telefonują, dowiadują się... Ten przynosi recenzję z ogniska domowego, inny z biura, ten znów z kawiarni.
Wtorek. Listy płyną w tempie przyspieszonym. To, co dla jednego stanowi flaki z miodem, dla innego jest cudowne. I na odwrót. Karuzela zdań, życzliwej krytyki, żądań, pretensji, przepowiedni, pochwał, gróźb (!), ofert, lukrowanych wierszyków, złośliwych uwag, słusznych spostrzeżeń i niesłusznych wymagań.
Środa, sześćdziesiąt listów. Wielka radość. Oto rodacy Sokoli z francuskiego Sedanu przesyłają nam pozdrowienia i słowa podzięki. Odezwała się nawet Syria. Ktoś pisze z Finlandii, ktoś dobrze bawi się ze Szczepkiem i Tońkiem w... Argenteuil, ktoś zakłada Towarzystwo Miłośników Wesołej Fali na Śląsku i takie same w Poznańskiem. A my tymczasem pracujemy już na pełny gaz nad nową audycją. Niedziela za trzy dni...
Czwartek. Próba czytana. To dobre — to nie. Zespół czuje, wie co „chwyci". Ale co można wiedzieć na pewno? Dyskusja w studio, potem jeszcze na ulicy...
Piątek. Próba mikrofonowa. Tekst powtórnie czytany traci bez wątpienia na blasku, ginie pierwsze wrażenie z próby czytanej. Następuje ustawianie wykonawców w drodze kontroli głośnikowej i uwag mikrofonowych. Powolne, żmudne wybijanie trasy pod niedzielny bieg machiny...
Sobota. Generalna próba mikrofonowa. Reżyser wewnątrz studia nadaje rytm i tempo audycji. Miejsce reżysera przy głośniku kontrolnym zajmuje dyrektor programowy stacji, udzielający reżyserowi i wykonawcom cenne uwagi mikrofonowe. Krytyka męska, żywa, ale obiektywna. Chodzi o to, aby audycja była najlepsza. Zmiany, skreślenia... Powtórka. A potem, zwykle o późnej już nocy, „do jutra!"
Niedziela. 20,47. Dzwonek. Woźny świeci światła, zapuszcza rolety, zdejmuje pokrowiec z mikrofonu..."
Padło tu już kilka nazwisk twórców i wykonawców Fali: Budzyński, Vogelfänger, Wajda, Monderer, Fleischer. Niemal pełny skład zespołu poznajemy ze scenariusza z 17 marca 1935 roku, opatrzonego takim oto pełnym tytułem: „Wesoła Fala — Siwemu Panu; wesoła audycja w przeddzień Imienin poświęcona Czcigodnemu Solenizantowi Panu Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu". Właśnie w tym programie udział wziął prawie cały zespół Fali czyli — poza już wymienionymi: Teodozja Lisiewicz, Włada Majewska (zwana lwowskim słowikiem, a także wesołą lwówką), Ewa Stojowska, Love Short, Stefania Zielińska, Teodor Akrzyński, Czesław Halski, Alfred Kowalski, Mikołaj Orski i Józef Wieszczek (niezrównany imitator zwierząt) oraz zespół muzyczny Wesoła Piątka w składzie: Irena Lipczyńska, Zbigniew Lipczyński (szef zespołu), Tadeusz Jasłowski, Władysław Seidler, Stanisław Zych i Jan Romanowski.
Z „żelaznej" ekipy Wesołej Fali zabrakło w tej audycji aktora i poety — Wilhelma Korabiowskiego, odtwórcy postaci „radcy" Strońcia. Nie wystąpili
w niej także Ignacy (W. Szolginia podaje Izydor) Dąb i Stanisław Estecz — również należący do czołówki Fali. Rzadziej natomiast angażowani byli: Jadwiga Bronikowska, Eugenia Kwiatkowska, Janina Dalkówna, Olga Wróblewska-Ustupska (wspomagająca Falę także piórem), Marian Bielecki, Filip Ende, Józef Steiner, Kazimierz Ostrowski, Józef Zubik i Zygmunt Wilczkowski.
Ci najbardziej aktywni zasłużyli sobie na miejsce w specjalnym prologu (pióra, wiadomo, W. Budzyńskiego) jubileuszowej setnej Wesołej Fali:
Czy wolno? Tu Lwów!
Panowie i panie —
Pozwólcie mi, że dziś na powitanie
O nich opowiem wam;
O zespole mojej Fali,
Byście wszystkich spamiętali,
Kto jak robi, no i co —
Skoro Fal już mamy sto!
Kobieta zmienną jest,
Lecz nasze panie
Są wciąż niezmienne
I jak malowanie:
Dozia Lisiewicz, Włada Majewska,
Ewa Stojowska, Zielińska Stefa i Love Short.
Takich pięć! Takich pięć —
Do kobiet tracisz chęć.
Cicho, sza! Cicho, sza, bo któraś mi po głowie da!
A teraz powiem wam: jak płeć odmienna
lśni zaletami...
I to, co może dawno już wy wiecie sami —
Ja przedstawię i wytłumaczę:
Szczepko, Tońko i... śmiech.
To nowy herb Lwiego Grodu.
Na cześć słów tych trzech
Każ dać tu starego miodu.
A po miodzie wina dzban,
Potem gąsiorek małmazji.
Pije Pani, pije Pan —
Na zdrowie lwowskiej fantazji.
No, a potem — Wilhelm Korabiowski
Będzie mówił. Raz jako Stępowski,
Jako Flip, Flap, Rango lub King-Kong,
Choć ma tylko dwoje rąk.
Korabiowski — kim on jest?
On jest poetą! A co robi!
Pisze. A z czego żyje? Ha! Żyje!
Jest też u nas takie zwierzę,
Co ma sławę już w eterze.
Szczeka, pieje, ryczy — och!
Wieszczek Józio — vel Babcioch.
Estecz, Estecz über alles
Wyjątkowo jest też w Fali,
Choć inżynier-rolnik jest
I ma owczy gest.
Dźwigał krzesła i kanapy,
Jodynował sobie łapy
Objazdowy włócząc tren
Nasz inspicjent — Kazio N.
Jest Ignac Dąb. Dech ma jak miech,
Jak dmuchnie fest patrz się — czyś... jest.
Jak gwizdnie raz, to z tobą pas!
Jak dmuchnie dwa, to cicho, sza!
Untenbaum i Aprikozenkranz
Wiodą w Fali elfentanz
I satyry ostrzą miecze,
Nic spod tego nie uciecze.
Wschodni dialog, więc — na wschód
Wciąż pointy idzie trud.
Na Zachodzie jest Kiepura,
a tu może wskóra
dialog nasz.
Panowie i panie!
Ach, wciąż wzbudzać śmiech
To bardzo trudne jest zadanie.
Troski są, troski szybko miną —
śmiej się więc dzisiaj, śmiej,
A długi — niech zginą.
Bośmy ludźmi też z krwi i ciała —
I też weksle nam natura dała.
lecz, gdy przymkniecie oczy...
Co was to obchodzi,
Tym bardziej jeśli Czesio Halski zagra wam.
A może Schutz lub Gabel tango swe urodzi
I z „Piątką" Zbyszek zaśpiewa wam.
Kiedy przymkniecie oczy...
Teksty — oprócz niezmordowanego W. Budzyńskiego oraz samoobsługujących się Szczepka i Tońka — dostarczali temu wciąż nie nasyconemu głodomorowi Wilhelm Korabiowski, Ryszard Redlich, Olga Wróblewska-Ustupska, Zbigniew Lipczyński i wielu jeszcze innych. Ciekawostką jest zapewne częste radiofonizowanie utworów autorów rosyjskich, zwłaszcza Zoszczenki.
Jeszcze dłuższa jest lista współpracujących z Falą kompozytorów, na której figurują między innymi: Alfred Schütz (późniejszy kompozytor Czerwonych maków na Monte Cassino), Juliusz Gabel, Zbigniew Lipczyński, Czesław Halski, Tadeusz Seredyński, Juliusz Krzemieński, Leon Haber, Marian Altenberg.
Wszystkim zainteresowanym bogatszą informacją o ludziach Wesołej Fali i ich późniejszymi losami, polecam lekturę wspomnianych tu już wielokrotnie
publikacji, a szczególnie książki W. Szolgini, spełniającej w dużym stopniu życzenie Jerzego Janickiego o pokuszenie się na monograficzny ogląd niezwykłego zjawiska artystycznego, jakim była Wesoła Lwowska Fala. Walorem największym książeczki, którą oddaje Państwu opolska Oficyna Wydawnicza „AB", są natomiast oryginalne, nigdy i nigdzie dotąd nie publikowane teksty stanowiące literackie tworzywo Fali.
W przechowanej przez p. M. Gockiego księdze uratowano przed zatraceniem tylko półroczną działalność Wesołej Fali. Mało, ale przecież za dużo, by zmieścić wszystko w jednej książce. Z konieczności dokonano więc wyboru, a jeśli wybór ujawnić trzeba jego kryteria.
Pierwsze narzucił... autor większości odnalezionych materiałów — Wiktor Budzyński. Oczywiste jest, że przy tak ogromnej produkcji musiały zdarzać mu się obok utworów wspaniałych także zwyczajne braki, prawdopodobnie mniej zauważalne w publikacji radiowej, o jakości której decydowało nie tylko tworzywo, ale w nie mniejszym stopniu jego interpretacja i oprawa dźwiękowa. Kiedy jednak teraz mamy do czynienia tylko z tekstami, które bez reżyserskiej obróbki i przede wszystkim z odległości blisko 60 lat od ich powstania i sytuacji z jakiej wtedy wynikały trzeba sobie samemu „nadać", nie wszystkie wytrzymują tę próbę.
Przed ujawnieniem drugiego, bardziej subiektywnego kryterium, winien jestem dość istotną informację. Otóż w odróżnieniu od większości ukazujących się w ostatnich latach i miesiącach książek i innych publikacji o Lwowie i z Lwowem związanych, autorami tej (w sensie wyboru utworów i redakcji) nie są lwowianie. Co więcej — nigdy nie słyszeliśmy ani jednej audycji Wesołej Lwowskiej Fali, a Tońka i Szczepka poznaliśmy „osobiście" niedawno, kiedy telewizja wyemitowała wreszcie dwa filmy z ich udziałem. Z jednej więc strony jesteśmy w podjętym się zadaniu znacznie mniej kompetentni, ale z drugiej obca jest nam — godna zresztą największego szacunku — specyficzna lwowska nostalgia np. panów Janickiego, Machowskiego czy Szolgini. Ta niewątpliwa nasza wada pozwala nam jednak spojrzeć na Falę z większym dystansem i — jeśli można to tak określić — nie po lwowsku a po polsku. Naszym celem jest więc w równym stopniu danie wzruszenia tym wszystkim, dla których Lwów to coś znacznie więcej aniżeli tylko punkt na mapie, co przekonanie tych z kolei, którzy nigdy we Lwowie nie byli, ani nie łączy ich z tym dumnym grodem rodzinna tradycja, a więc ogromnej większości dzisiejszych Polaków, że legendarny wprost sentyment lwowian do swojego miasta jest absolutnie uzasadniony. Wybieraliśmy zatem skecze, obrazki radiowe, dialogi i piosenki mówiące najwięcej o Lwowie, o jego pełnych uroku mieszkańcach, o jego niepowtarzalnej atmosferze, a jednocześnie o Lwowie — jednym z polskich miast, różniącym się bardzo od Warszawy, Krakowa, Poznania czy Katowic, ale przecież stanowiącym z nimi jedną rodzinę.
Nie ukrywamy też kłopotu, jaki sprawiał nam lwowski bałak. Znawcom wiadomo, że nie ma jego ścisłych reguł w mowie, a o tym, że nie ma ich w pisowni przekonaliśmy się czytając maszynopisy z utworami bałakiem pisanymi. Ten sam wyraz, na przykład pieniądze, inaczej pisał W. Budzyński i inaczej autorzy Szczepka i Tońka; ba — słynne Szczepkowe „durnowaty pomidor" spotykamy w ich tekstach jako: durnuwaty pomidor, durnowaty pumidor, durnuwaty pomidur, durnuwaty pumidur... Często zresztą dialogi Tońka i Szczepka były pisane bałakiem tylko fragmentami, a transponowano je w całości na „język lwowski" dopiero przed mikrofonami. Staraliśmy się zatem, aby jednolitą pisownię miały te same wyrażenia chociażby w poszczególnych obrazkach.
I jeszcze coś. Z pewnością Państwo zauważą, że sporo zamieszczonych w książce utworów jest pod wieloma względami wciąż aktualnych. Jest tak dlatego, że bohaterami audycji Wesołej Lwowskiej Fali byliśmy (i jesteśmy) my — Polacy. Ci z połowy lat trzydziestych i z końca wieku. Chwała twórcom Fali, że potrafili sportretować nas tak sympatycznie i serdeczne dzięki lwowianom za to, że byli najlepszymi z najlepszych modelami. Ale wiadomo —ta wszystko co najlepsze, ta tylko we Lwowi.
Dużo wzruszeń i wesołej zabawy!
BERNARD WALENSKI
PRZYPISY:
1 Kazimierz Wajda, Henryk Vogelfänger: Szczepko i Tońko, dialogi radiowe z Wesołej Lwowskiej Fali, nakładem Drukarni Urzędniczej, Lwów 1934; reprint z posłowiem Jerzego Janickiego, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wydawnictwo, Wrocław 1989-
2 Stanisław Machowski: Bernardyński mijam plac, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wydawnictwo, Wrocław 1989.
3 Na Wesołej Lwowskiej Fali, opracowanie i wybór Witold Szolginia, Wydawnictwo Polonia 1991.
4 S. Machowski publikuje co prawda dialog Aprikozenkranza z Untenbaumem „Brzoskwiniowiec i Dolny Drzewko", ale zrekonstruowany przez Wojciecha Dzieduszyckiego, a nie oryginalny.
Copyright © Oficyna Wydawnicza „AB" Opole 1991
|
|