LEON PINIŃSKI PROFESOR NAMIESTNIK MECENAS Ze Lwowa otrzymaliśmy niedawno rękopis przemówienia radiowego profesora UJK Stanisława Łempickiego, które wygłosił w Polskim Radiu we Lwowie w dniu pogrzebu hr. Leona Pinińskiego. Tytuł pochodzi od redakcji. Śmierć Leona Pinińskiego wywołać musi żałobne echo daleko poza krańcami naszego miasta. Bo oto życiu polskiemu ubyła osobistość niezwykle charakterystyczna i wartościowa, a kulturze polskiej człowiek o wielkiej, nieprzemijającej zasłudze. Powiedziano trafnie o Pinińskim, że szerokością swoich horyzontów i zainteresowań przypominał ludzi renesansu i humanizmu. Na iluż to polach był czynny! Jako prawnik należał do najznakomitszych polskich romanistów. Piastował katedrę prawa rzymskiego, a jednak pozostały po nim również bardzo wartościowe prace z zakresu współczesnego prawa cywilnego, karnego i państwowego. Jako znawca i badacz sztuk plastycznych sięgał w rozmaite epoki, od renesansu do czasów najnowszych; wszakże zostawił prace o Rafaelu, o malarstwie hiszpańskim, o portrecie angielskim, ale równocześnie pisał i o miniaturach, grafice, Grottgerze i Malczewskim. W zakresie zainteresowań dla literatury i filozofii, łuk jego zamiłowań i badań rozpięty był bardzo szeroko, bo od cesarza myśliciela Marka Aurelego, poprzez arcytwór średniowieczny Danta, przez św. Franciszka z Asyżu, do Szekspira, o którym napisał dwutomową monografię, do Goethego i jeszcze dalej. Był niepospolitym znawcą muzyki i autorem prac o Ryszardzie Wagnerze, a poza tym wszystkim Piniński to działacz polityczny, społeczny, poseł, parlamentarzysta, wysoki dygnitarz administracyjny w okresie życia Polski pod zaborami - i jeszcze rolnik, gospodarz, zbieracz i kolekcjoner w wielkim stylu, podróżnik, niemal perpetuus viator znający cały świat. Aż dziw bierze, skąd tyle sił, tyle energii duchowej i umysłowej brało się w tym człowieku z natury właściwie wątłym, i niepozornej, choć pięknej i pełnej swoistego uroku postaci. Może w indywidualnych właściwościach natury zmarłego kryła się tajemnica tej żywotności, a może w charakterze i typie psychofizycznym tej rasy, z której wyszedł; szlachty kresowej Ziemi Czerwieńskiej. Przecież we Lwowie się urodził, w Tarnopolu i Lwowie młodość na naukach spędził, a gniazdo jego rodzinne grzymałowskie leży niedaleko od granic Rzeczypospolitej! Życie profesora Leona Pinińskiego układało się dość osobliwie. Od młodości umiłował naukę, specjalnie prawo, i marzył o karierze uniwersyteckiej, którą osiągnął dość szybko, zabłysnąwszy już pierwszą, znakomitą swoją pracą z prawa rzymskiego, nie tylko wobec Polaków, lecz i wobec zagranicy. Rzucił po kilku latach tę karierę uniwersytecką, przeszedłszy do polityki. Działa w Sejmie Galicyjskim i parlamencie austriackim, jest ozdobą Koła Polskiego, członkiem Trybunału, namiestnikiem Galicji, członkiem Izby Panów. Ale to jest właśnie ciekawe, że w czasie tej całej pracy politycznej był ciągle uczonym i profesorem. W ciałach parlamentarnych, w komisjach, w Trybunale ceniono go przede wszystkim za jego wiedzę i świetną naukową duchowość w rozstrzyganiu zagadnień praktycznych. Na stanowisku namiestnika czuje się jak w nie swojej skórze. Ale znowu rzecz dziwna: kiedy rzuca to dostojeństwo, to nie wraca do studiów prawniczych i do uniwersytetu. Przechodzi okres wielu lat, kiedy pociągają go inne dziedziny: sztuka, literatura, muzyka. W zaciszu domowym i w podróżach tworzy najpoczytniejsze swoje prace. Prowadzi trochę cygański żywot artysty. I dopiero po odrodzeniu państwa naszego wraca naprawdę do swoich najdawniejszych może i najgłębszych usiłowań: w starości staje na powrót do ciężkiego warsztatu uniwersyteckiej pracy nauczycielskiej i naukowej. Niemal od tego warsztatu odszedł w zaświaty. Może i miał rację ten dziwny filozof, esteta, miłośnik uroków życia - może miał rację, że najpiękniejsze, najbardziej męskie lata tego życia poświęcił sztuce i poezji. Fachowcy ocenili już nieraz bogaty, na wskroś oryginalny i śmiały dorobek [Leona Pinińskiego] w zakresie nauk prawniczych. Ale szerokie sfery polskie znały go z tamtych innych jego prac, które miały zawsze swój odrębny wyraz, będący odbiciem osobowości autora. Pisał je nie jak robotnik naukowy, odrzucający nieraz w pocie czoła skiba po skibie, aby dać rezultat cenny, a nawet bardzo wartościowy, i tworzył jak badacz, dla którego wchodzenie w krainę nauki i piękna jest najgłębszą potrzebą umysłu i najprawdziwszą rozkoszą. Prace Pinińskiego, nawet te niewielkie rozmiarami, wyrastały z długiego, radosnego obcowania z duchami wielkimi, z przeżyć głębokich, zdobywczych, z długich pięknych godzin zadumy nad ludźmi i ich działaniem. Rzetelny i wielostronny, człowiek o kulturze wysokiej i niezmiernie czułej, umiał być Piniński w badaniach swych filozofem, wędrującym własnymi drogami ku tajemniczym terenom ludzkich myśli; musiał być artystą, przed którym otwierały się ogrody piękna niedostępne nieraz dla specjalistów badaczy. Może powinien był zostać poetą, malarzem czy muzykiem, trudno wiedzieć; został tym, który pisał o wielkiej poezji, wielkiej sztuce i wielkiej muzyce, tak jak gdyby sam tworzył. Stąd to szczególne tchnienie głębokiego zżycia się z wyżynami wielkiej sztuki, stąd jakaś dziwna, a pozbawiona wszelkiej sztuczności poufałość z tym co mądre i piękne, która uderza czytelnika w książkach Pinińskiego. Może tak pisali humaniści florenckiego renesansu, dumający we wczesnych, przedświtowych godzinach lub późną nocą nad Platonem czy Tacytem, nad Horacym lub Wirgillem. To była jakby prywatna strona jego twórczości, te prace o sztuce, literaturze, muzyce, które sam przekornie nazywał dyletanckimi, chociaż stały na poziomie wysokim i miały liczne koła czytelników. Cóż jednak mamy o Leonie Pinińskim przekazać ku zapamiętaniu wieczystemu? Najpierw stwierdzić należy, że w ciągu całej swojej pracy publicznej, jako działacz polski, parlamentarzysta, a także jako austriacki dostojnik, tajny radca i namiestnik Galicji - służy z całej duszy Polsce. Jego polskość trwała i wyszła z wszystkich prób nieskazitelna, a rycerskość jego ducha i czynu nie doznała żadnej zmazy. Jako najpiękniejszy moment z swoich namiestnikowskich czasów wspominał ów dzień, gdy z rąk wojskowości austriackiej odbierał zniszczony i znieważony Wawel, naszą narodową Akropole, o której rewindykację walczył uparcie. W dziele odnowienia tej rezydencji królewskiej brał potem najżywszy udział i złożył temu Wawelowi, na chlubę i świetność nowych jego dziejów w wolnej ojczyźnie - to, co miał najdroższego, dorobek i miłość życia: swoją wspaniałą galerię obrazów. I tu się odsłania druga strona publicznej działalności Pinińskiego: jego mecenat kultury. Ten mecenat, który cicho, bez ostentacji szedł przez długie lata śladami najchlubniejszych naszych tradycji. Piniński zbierał nie dla własnej tylko rozkoszy, ale z myślą o Polsce, o Wawelu i o bliskim sobie Lwowie. Był ich opiekunem, doradcą najtkliwszym; wyrozumiałym i mądrym przyjacielem artystów. Umiał być ich opiekunem, doradcą, najlepszym kolegą, wielbicielem gorącym i śmiałym krytykiem. Pałacyk jego przy ulicy Matejki we Lwowie był zawsze wiernym azylem natchnień artystycznych, ukrytą szkołą dla niejednego młodego twórcy, miejscem niezliczonych artystycznych pogawędek i sympozjonów, i tych lekcji, które umiał dawać tak delikatnie i mądrze. Tutaj zrodziło się niejedno marzenie artysty, tu wykwitł niejeden pomysł znakomity, a niejedna wędrówka zagraniczna czy stypendium artystyczne miały tutaj swój początek. Stąd właśnie szły na Wawel pieczołowicie wyprawione w drogę, drogocenne dary Pinińskiego, któremu iścił się w tej ofiarności dla wolnej Rzeczypospolitej jego najpiękniejszy rycersko-szlachecki sen. Szedł przez życie swoje śp. Leon Piniński drogą prostą i jasną, jak przystało na prawnika rzymskiego, którego często porównywano z Rzymianinem. Bo rzymska była w nim zaiste wierność własnym przekonaniom ponad fale czasu, rzymska ta bezkompromisowość i prawdomówność, która nie zawsze jednała mu ludzi i słała drogę do zaszczytu, rzymska wreszcie ta przyjaźń serdeczna, której wybranym przyjaciołom umiał zawsze wiernie dochować. Mówił o sobie, że był raczej pesymistą niż optymistą w życiu - w swej mowie jubileuszowej w 1936 roku zauważał nie bez goryczy, że nie może być chwalcą ani swojej starości, ani swojej współczesności dzisiejszej - a jednak prawdą jest, że właśnie na starość doszedł do mądrej równowagi ducha i z filozoficznym pobłażaniem patrzył - jak mędrzec - na rozgrywający się przed jego zmęczonymi oczyma chaotyczny dramat naszej przejściowej i nieciekawej epoki. Zostawił po sobie dzielnych uczniów w Uniwersytecie, zostawił książki, zostawił fundamentalny czyn mecenasowski: hojną ofiarę na rzecz narodowej kultury. W dziejach Ziemi Czerwieńskiej i Lwowa żywot jego wypełnił jedną z kart najpiękniejszych. Odszedł - co się nieczęsto zdarza - rozrządziwszy mądrze wszystkim, wychyliwszy ostatnią kroplę z przeznaczonego pucharu; ułożył się na spoczynek, jak drzewo, które ubłogosławione przez Pana wydało wszystkie swoje owoce. LEON PINIŃSKI, ur. 1857 we Lwowie. Właściciel majątku Grzymałów, hrabia. Uczył się w domu, maturę zdał w Tarnopolu. Studia prawnicze ukończone we Lwowie uzupełniał w Lipsku, Berlinie i Wiedniu. W1891 został profesorem prawa rzymskiego na Uniw. Lwowskim, członek PAU. W latach 1889-98 był posłem do Rady Państwa w Wiedniu, 1894-98 zasiadał w Sejmie Krajowym we Lwowie. W 1898 został namiestnikiem Galicji; podjął energiczną walkę z nacjonalizmem ukraińskim i ruchem socjalistycznym. Odwołany w 1903, został dożywotnim członkiem austriackiej Izby Panów. W czasie I wojny, dążąc do korzystnych dla Polski rozwiązań, angażował się w kontrowersyjną działalność polityczną. Po wojnie podjął na nowo pracę naukową, studia nad sztuką i muzyką oraz kolekcjonerstwo. Swoje bogate zbiory ofiarował Wawelowi, Ossolineum i in. Zmarł w 1938 r. |