Od autora: LWÓW - miasto, w którym spędziłem jedynie (może dla niektórych "aż") trzy lata mojej młodości. Szlifując lwowskie bruki kolejnymi
wiosnami, jesieniami i zimami (że o latach nie wspomnę), uwieczniałem to, co
mnie urzekało, na początkowo czarno-białej, później ORWO-wskiej kolorowej
kliszy przy pomocy zwykłego aparatu, zamienionego w "szczytowym
okresie" na radzieckiego "Zenita E" z teleobiektywem i statywem
do zdjęć nocnych. Ale są to szczegóły, że tak powiem "techniczne", tłumaczące
poniekąd liczne niedoskonałości warsztatu, więc - do dzieła:
przedstawiam wędrującym po internetowych zakamarkach "www" szereg obrazków mojego autorstwa sprzed lat dwudziestu kilku, co może skutkować pewną dezaktualizacja szczegółów (ale nie tematu!), ale z drugiej strony pokazuje tamte -"breżniewowskie" lata moich studiów na Politechnice
oraz kilka akwarel z lat 70-tych nieznanego autora: Podobno założył je w 1240 roku książę halicki Daniło, który stolicę swego księstwa nazwał na cześć swego syna Lwa - Lwowem właśnie.
I tak się zaczęła i trwała nieprzerwanie aż do pierwszego rozbioru Polski (1772) polska karta historii miasta. Okres rozbiorów przetrwało miasto pod władzą austriacką, od roku 1867 ciesząc się - jako stolica Galicji i Lodomerii (któryś z cesarskich urzędników wymyślił dla tych ziem taką nazwę pochodzącą od od nazw dwóch starych miast: Halicza i Włodzimierza)- dużą autonomią. Pozwolę sobie przytoczyć w tym miejscu fragment niedawnej zupełnie książki pt. "Pan od poezji" - o poecie Zbigniewie Herbercie, autorstwa Joanny Siedleckiej:
21.VI.1941 roku Hitler ruszył na ZSRR. Lwów został zajęty przez wojska niemieckie 29.VI. i już w pierwszych dniach okupacji rozpoczęły się- według przygotowanych wcześniej list - aresztowania i prześladowania polskich elit politycznych, naukowych i kulturalnych, którym jakoś udało się przetrwać Sowietów.
Sowieci (w latach 1939-41 i 1944-48) oraz Niemcy w latach 1941-44) starali się, każdy na swój sposób, prześcigać w brutalności i okrucieństwach niszczenia polskości Lwowa i prześladowaniu ludności polskiej.
Wyzwolenie spod hitlerowskiej okupacji siłami lwowskich oddziałów AK walczących ramię w ramię z Armią Czerwoną nastąpiło 23 lipca 1944 roku. Ale nic to nie pomogło, bo zdradzieckie decyzje wielkich mocarstw podjęte w Teheranie, Jałcie i Poczdamie, jak też imperialne zamiary Stalina przypieczętowały los miasta i ziemi lwowskiej - prawem zwycięzcy przypadły one oczywiście ZSRR. Nic to nie znaczyło, że Polska walczyła i przelewała krew w walce przeciw Hitlerowi od roku 1939, podczas gdy Stalin był sojusznikiem Hitlera
i zaopatrywał niemieckie armie az do końca czerwca 1941. Sowieci też wymordowali ponad 20 000 polskich oficerow walczących przeciwko Hitlerowi w 1940 i wywieźli na Sybir około 2 miliony polskich obywateli (1939 –1941), łącznie około 15% ludności Lwowa.
I na koncu, w latach 1945-46, prawie cała polska ludność Lwowa została brutalnie deportowana na zachodnie rubieże polskie lub do gułagów i zastąpiona ludnością głównie rosyjską z całego ZSRR.
Po rozpadzie ZSRR i uzyskaniu niepodłegłości przez
Ukrainę w 1991 roku, Lwów należy więc do Ukrainy.
Wróćmy do zamku królewskiego. Z zamku Niskiego nie zostały chyba żadne ślady - w każdym razie ja ich nie znalazłem, z Wysokiego też niewiele, bo tylko resztki ruin, ale i tak hasło "Wysoki Zamek" jest dla dawnych i dzisiejszych
Lwowian żywe, bo:
Jadąc tam w 1973 roku na studia kojarzyłem je chyba jedynie ze "ślubami lwowskimi" króla Jana Kazimierza, upamiętnionymi w czytanym wielokrotnie w dzieciństwie Sienkiewiczowskim "Potopie".
Wiedziałem, że - podobnie jak Wilno - był Lwów dużym i prężnym miastem na wschodnich kresach Rzeczypospolitej i po wieloletnim polskim okresie w swojej historii, zdradziecką decyzją tzw. wielkich mocarstw, został po II wojnie od Macierzy odłączony.
Przyjechałem, zobaczyłem, pokochałem... i ta miłość i lwowski ślad w moim życiorysie są żywe i znaczące do dziś, tym silniejsze, że dane mi jest odwiedzać to miasto z rzadka - co kilka- kilkanaście lat, bo granice, odleglość itd.
W 2000 roku latem, byłem tam z całą swoją najbliższą rodziną, by wreszcie i synom pokazać to miasto, o którym od ich dzieciństwa opowiadało się w domu z dumą, tęsknotą i żalem, że to przeszłość... ("Poniosło" mnie tam także w sierpniu 2002 , we wrześniu 2003, w w maju 2005 i w sierpniu 2007), bo prócz tęsknoty do tego miejsca, rozrastająca się strona o Lwowie, która początkowo miała być jedynie nostalgicznym wspomnieniem, wymagała by uaktualnić serwis zdjęciowy. Pojechaliśmy więc w 2002 r. tylko we czwórkę (bo najstarszy syn miał akurat sesję egzaminacyjną na uniwersytecie w Karlsruhe), zaopatrzeni w sprzęt fotograficzny a także zdopingowani wzajemną rodzinną konkurencją, jako że obaj młodsi synowie: Piotr (17 l.) i Maciej (15 l.) prócz lwowskiego bakcyla połknęli także bakcyla fotografii. Biegaliśmy więc po Lwowie, starając się zobaczyć i utrwalić wszystko, co według nas cenne. Po 5 dniach wyjeżdżaliśmy ze Lwowa zmęczeni całodziennymi wędrówkami, ale też pełni niedosytu, obiecując sobie za jakiś czas kolejną eskapadę.
(kliknij na miniaturze, aby obejrzeć powiększenie)
Słów kilka o historii miasta:
Po łacinie Lwów nazywany był Leopolis, Austriacy i Węgrzy o ile się nie mylę
nazywali je Lemberg, Rosjanie Lvov, Ukraińcy Lviv.
Dla nas to oczywiście LWÓW, na dodatek SEMPER FIDELIS, czyli ZAWSZE WIERNY, tytuł nadany przez któregoś z papieży na cześć nieustannej obrony przed niewiernymi, przez Polaków rozumiany jako "zawsze wierny Ojczyźnie".
Wróćmy do historii miasta. Ziemie, na których leży m. in. Lwów, znane z historii jako Ruś Halicka z kilkoma miastami, nazywanymi niegdyś "grodami
czerwieńskimi" (Halicz, Przemyśl, Lwów, Czerwień) stanowiły przedmiot
sporu kolejnych - począwszy od Mieszka I - polskich władców z książętami
ruskimi - zmieniały więc co jakiś czas przynależność panstwową. Zmiany te
"uatrakcyjniane" były co jakiś czas najazdami Tatarów, pustoszących
te ziemie i uprowadzających w jasyr jej mieszkańców, pozostawiając Lwów wyludniony i w ruinie. Wreszcie (dla nas) ostatni
z książąt halickich - Bolesław Trojdenowicz, oddał się wraz ze swoim księstwem
we władanie swojemu szwagrowi, dynastycznemu spadkobiercy, królowi polskiemu Kazimierzowi Wielkiemu. Król
ten, znany dziatwie polskiej z hasła "zastał Polskę drewnianą a zostawił murowana", nadał miastu autonomię według prawa magdeburskiego, otoczył murami
obronnymi i fortyfikacjami, zbudował kamienne zamki: Wysoki i Niski. Dopiero za Kazimierza Wielkiego Lwów stał się grodem obronnym, który stopniowo zaczynał sie bogacić i liczyć się w historii.
Wówczas to powstało wiele wspaniałych gmachów i instytucji (siedziba Sejmu
Galicyjskiego - po I wojnie gmach główny Uniwersytetu Jana Kazimierza, Teatr Wielki, banki,
pałace, hotele).
[...]Lwów, wielonarodowościowy, wielowyznaniowy, ale bardzo polski, był podczas zaboru austriackiego stolicą Galicji i Lodomerii, o znacznym stopniu swobody i wolności. Przysyłano wprawdzie z Wiednia Austriaków, nie tylko jednak nikogo nie zgermanizowali, ale sami się polonizowali, żeniąc się z Polkami. Nie brakowało więc bardzo polskich rodzin o obco brzmiących nazwiskach, takich jak Riedl, Heintsch czy właśnie Herbert.[...]
Zamęt porozbiorowy, brak rządu, wojska, uniemożliwiał jakąkolwiek natychmiastową pomoc dla Lwowa z zewnątrz, więc do walki o polskość miasta i ziemi lwowskiej stanęła głównie młodzież - Orlęta Lwowskie. Walki były bardzo krwawe, trwały w samym Lwowie ponad dwadzieścia dni, zaś poza Lwowem bez mała pół roku, przyniosły wiele ofiar po obu stronach, ale Lwów pozostał polski aż do nieszczęsnego "czwartego rozbioru" Polski na początku i tragicznych konsekwencji II wojny światowej.
Tak o nich pisał w jednym z wierszy Marian Hemar:
Ojciec się gniewał: Czyś TY się "wścik"?
Zamknął Go w domu. Czapkę Mu schował,
Kolega gwizdnął i - chłopiec znikł ...
Kto Go tak uczył? Kto Go tak skusił?
Jaka muzyka? - Do jakich słów?
Kto Go opętał? - Kto Go przymusił?
Żeby On zginął - za co? - za Lwów!!!
Kto Mu wyszeptał słowa nadziei,
Że On na zawsze, na wszystkie dni
Do Polskiej Mapy ten Lwów przylepił
Gumą arabską - kropelką krwi!
W sierpniu 1939 roku Hitler i Stalin zaplanowali najazd na Polskę i podpisali po kryjomu pakt Ribbentrop-Mołotow - de facto czwartego rozbioru Polski, w którym Lwów został przyznany Stalinowi. Więc 17.IX.1939 roku, gdy pod Lwów podeszły już wojska hitlerowskie, ruszyła nawałnica od Wschodu. W tej sytuacji Lwów prawie bez walki został zajęty przez Sowietów, Niemcy zaś wycofali się za San, tak jak przewidywał pakt Ribbentropp-Mołotow, dzielący Polskę na dwie okupacje i dwie strefy zaborczych wpływów.
Była to tzw. pierwsza okupacja sowiecka Lwowa - znaczona wywózkami na Sybir kolejnych
transportów Lwowian - najpierw policjantów, służby leśnej, prawników (adwokatów, sędzi), a potem głównie, ale nie tylko: polskiej inteligencji, ziemiaństwa, urzędników państwowych, uchodźców z okupacji niemieckiej, a w końcu ich rodzin łącznie z dziećmi.
Formalnie Lwów wcielono do republiki ukraińskiej - tzw. zgromadzenie przedstawicieli ludowych Zachodniej Ukrainy, mianowane (czyli parodia "wyborow") przez sowieckie władze okupacyjne, uchwaliło stosowną rezolucję z "prośbą" o przyłączenie do ZSRR. Aby sterroryzować społeczeństwo, więzienia - na ul.Łąckiego (ogromny gmach Policji na rogu Sapiehy i Kopernika), Brygidki i inne - zapełniły się aresztowanymi przez Sowietów Lwowiakami, którzy byli później wywiezieni w okropnych warunkach do więzień i gułagów Syberii i Kazachstanu.
Tuż przed wkroczeniem Niemców do Lwowa, w czerwcu 1941, kolejnych sześć tysięcy więźniów zostało przez sowieckie NKWD okrutnie zamordowanych, w Brygidkach dodatkowo spalonych.
W nocy z 3 na 4 lipca 1941 r. uwięziono w Bursie Abrahamowiczów i rozstrzelano na Wzgórzach Wuleckich, niedaleko akademika, w którym mieszkałem, 24 światowej sławy profesorów Politechniki, Uniwersytetu i członków ich rodzin, między innymi Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Aresztowano też w tym czasie i zamordowano w więzieniu na Łąckiego kilkakrotnego przedwojennego premiera rządu RP, profesora Politechniki - Kazimierza Bartla.
Rozpoczął się kolejny, po sowieckich wywózkach i mordach, etap nieszczęść dla polskiej ludności miasta i ziemi lwowskiej, zgotowany przez hitlerowskich oprawców i współpracujących z nimi ukraińskich nacjonalistów.
Los żydowskich mieszkańców miasta, stanowiących ok. 30% ogółu Lwowian był przesądzony. Tak jak z pejzażu prawie nie tkniętej przez wojnę Starówki Lwowskiej zniknęła zburzona przez hitlerowców synagoga "Złota Róża", tak też bezwzględnie rozprawiono się z większością lwowskich Żydów.
po pierwsze: znajduje się tam właśnie usypany w drugiej połowie XIX wieku,
społecznym sumptem, w patriotycznym zrywie, kopiec Unii Lubelskiej (na 300
rocznicę tego wydarzenia, tworzącego z dwóch organizmów państwowych:
Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego wspólną Rzeczpospolitą
Obojga Narodów, coś na kształt Stanów Zjednoczonych Europy Centralnej i
Wschodniej), który do dziś jest chyba najlepszym punktem widokowym dla
rzeszy turystów odwiedzających miasto, po drugie - jest tam niezła restauracja o nazwie
"Wysoki Zamek" (tzn. była kiedyś niezła), studio telewizji Lwów z
nadajnikiem; no i po trzecie jest tez świetna książka o tym właśnie
tytule, z wspomnieniami z lat dziecinnych, znakomitego Lwowanina z pochodzenia,
Stanisława Lema, znanego z innej skądinąd literatury.
Bywają jednak co jakiś czas audycje telewizyjne (ostatnio raczej w TVP
Historia) i radiowe o Lwowie - korzystajmy więc z tego!
Na szczęście dziś można spotkać o niebo więcej książek i albumów o Lwowie, niż za "komuny", że wymienię choćby przepiękny album fotograficzny w dużym i małym wydaniu (papieskiego) fotografika Adama Bujaka czy solidną monografię lwowskiej nekropolii - Cmentarza Łyczakowskiego autorstwa Stanisława Niciei, szereg książek Janusza Wasylkowskiego, który
niespożytą swoją energię wkładając w lwowskie sprawy, przewodzi w Warszawie Instytutowi Lwowskiemu, redagując m.in. bardzo cenne i wartościowe "Roczniki Lwowskie", organizując aukcje
przedwojennych książek o Lwowie. Pojawiają się plany Lwowa, przewodniki, wojenne i powojenne wspomnienia, powstają kolejne strony internetowe, coraz częściej piszą o Lwowie gazety.
Polecam też gorąco Lwowian "na żywo" w postaci zespołu Polskiego Teatru Ludowego ze Lwowa,
którego występy w różnych miastach kraju z niezapomnianymi inscenizacjami dzieł autorów polskich i obcych, jak też z lwowską piosenką i humorem, można na szczęście oglądać coraz częściej.
Stronę tę dedykuję szczególnie tym, którzy zmuszeni byli opuścić Lwów na zawsze i udać się - często w dramatycznych okolicznościach - na tułaczkę w obcy, nieznany świat i teraz, na starość wracają myślami, marzeniami i wspomnieniami do miejsc znanych z młodości. Dla nich to postała kolejna, powojenna zwrotka piosenki 30 Pułku Lwowskich Dzieci:
Jak ja tęsknię, wy nie wiecie!
Wy nie wiecie, co to znaczy,
Że ja Lwowa nie zobaczę.
Obce miasta, ludzie, kraje,
To mi wcale żyć nie daje,
Lecz pragnieniem mym
I mych smutnych snów
Jest zobaczyć znowu Lwów!
Ma piosenka już skończona,
Wizja serca wymarzona,
Dusza moja tęskni, płacze,
Czy ja miasto swe zobaczę?
Teraz czekam i wspominam,
Gdy nadejdzie ta godzina,
Że może uda się, że doczekam zdrów
I zobaczę znowu Lwów!
Jeszcze fragment zupełnie niedawnego listu pani Alicji, urodzonej podczas wojny we Lwowie, ekspatriowanej jako małe dziecko wraz z całą rodziną w 1946 roku do Wrocławia, obecnie mieszkającej w Finlandii, która w sierpniu 2002 roku
jako pierwsza z rodziny po 56 latach odwiedziła Lwów:
"[...]Po pierwszym zachłyśnięciu się Lwowem, jego klimatem, atmosferą i pięknem miasta (mieliśmy do tego jeszcze cały czas przepiękną pogodę, dopiero w dzień odjazdu zachmurzyło się i niebo uroniło nawet kilka kropel.... jakby łez.. ) - potrzebowałam trochę czasu żeby ochłonąć.
Nie jest mi łatwo określić co czuję.... Po pierwsze - żal, ogromny żal, że to moje rodzinne miasto nie jest już Polską... Nawet jakby pretensje do losu, że nie było mi dane żyć w mieście mioch przodków.
Po drugie - nareszcie zrozumiałam Rodziców i Dziadka i Babcię.
Ich żal, narzekania, wspomnienia i .... niemożność dopasowania się do powojennej rzeczywistości, nie mogących znaleźć sobie miejsca na tych nieszczęsnych Ziemiach Odzyskanych. Wciąż mówiących o Lwowie. Bez końca.
O, teraz rozumiem. Teraz ja też nie mogę sobie znaleźć miejsca. Zabawne. Choć byłam tam tylko .. chwilkę.
Wszystkie nazwy ulic, parków, placów, kościołów, budynków - wszystkie te nazwy zakodowane w mojej pamięci jako nazwy tylko raptem ożyły. Powróciły z czasów dzieciństwa i nabrały życia i sensu. Park Jezuicki, Sapiehy, Kadecka, Park Stryjski, Cytadela, Wysoki Zamek i Kopiec Unii Lubelskiej, Cmentarz Łyczakowski i Cmentarz Orląt, Wały Hetmańskie, Rynek, te wszystkie uliczki, Plac Halicki, Stara Baszta Prochowa, klasztory, kościoły.... Politechnika gdzie Ojciec i Stryj studiowali, Uniwersytet gdzie Mama studiowała..... itd. I wiele wiele innych ulic i nazw - to wszystko ożyło i stało się prawdą.
Trudno mi to lepiej wytłumaczyć. Bardzo żałuję tego, że ani Dziadkowie ani Rodzice nie doczekali... i że nigdy nie mogli tam powrócić. Choćby na trochę, chociażby raz.
Nie będę dzisiaj więcej Pana zamęczać sentymentalnymi wspomnieniami "niedoszłej" Lwowianki - (ale może lepiej by było powiedzieć "exportowanej" na Zachód lwowianki, bo to była *eks-patriacja* a nie re-partiacja!) - bo to chyba nie ma sensu.
Lwów JEST piękny i już![...]"
...bo Lwów to dla mnie tajemnica...
...bo Lwów to dla mnie zagranica...