Tekst pochodzi z książki "Zwyciężyć tyfus - Instytut Rudolfa Weigla we Lwowie. Dokumenty i wspomnienia" - pod red. Zbigniewa Stuchly, Wrocław 2001, Wydawnictwo SUDETY i został umieszczony za zgodą Ireny i Zbigniewa Stuchly, którym składam tą drogą serdeczne podziękowanie. Copyright by Zbigniew Stuchly Wrocław 2001
RUDOLF WEIGL UCZONY I CZŁOWIEK NA 50-LECIE JEGO BADAŃ NAD TYFUSEM PLAMISTYM
Tyfus plamisty zapisał się na kartach historii, jako jedna z najgroźniejszych zakaźnych chorób, która pochłonęła dziesiątki i setki tysięcy ofiar - nieodłączny towarzysz wszelkich klęsk społecznych, wojen, nieurodzaju i głodu. Szczególnie groźną była ta infekcja dla lekarzy, których tysiące niosąc pomoc chorym, padło ofiarą swego zawodu, a śmiertelność wśród lekarzy, przemęczonych fizycznie i nerwowo w czasie epidemii, była kilka razy wyższa, niż społeczeństwa.
Tyfus plamisty pochłonął i szereg ofiar wśród „łowców mikrobów", usiłujących zbadać jego tajniki. Amerykanin Ricketts, Czech Prowazek, Anglik Bacot, Niemiec Weil - imiona światowej sławy mikrobiologów, co zginęli zaraziwszy się tyfusem w czasie swych naukowych badań. A jednak za przykładem Moczutkowskiego, na zagrożonym posterunku badacza pojawiali się wciąż nowi ochotnicy - Nicolle, Sergent, Rocha- Lima, Weigl, Sparrow, Kuczyński, Barykin - długa fala tych, co krok za krokiem odkrywali tajemnice tyfusu plamistego.
Szczególnie wiele wniósł w poznanie zarazka tej choroby swoim ofiarnym wysiłkiem Rudolf Weigl (ur. 1883 r.), docent zoologii, anatomii porównawczej i histologii lwowskiego uniwersytetu, uczeń i współpracownik seniora polskich przyrodników, okrytego chwałą powstańca, badacza fauny Bajkału - Benedykta Dybowskiego i twórcy lwowskiej szkoły przyrodników - J. Nusbauma-Hilarowicza.
Pracując w czasie pierwszej wojny światowej jako parazytolog w różnych wojskowych pracowniach parazytologicznych austriackiej armii, R. Weigl zetknął się z tyfusem plamistym w obozach uchodźców i jeńców (Tarnów 1916 r.).
Zdemobilizowany w r.1918 powraca do Lwowa; mianowany asystentem przy katedrze histologii i embriologii wydziału lekarskiego, podejmuje równocześnie zaczęte przed wojną studia lekarskie. Musi ich wkrótce zaniechać, gdyż w końcu 1918 r., z chwilą utworzenia się Państwa Polskiego, R. Weigl otrzymuje powołanie do Przemyśla, na kierownika wojskowego bakteriologicznego laboratorium.
Wkrótce potem, jako parazytolog Wojskowej Rady Sanitarnej Ministerstwa Spraw Wojskowych, zostaje w 1919 r. kierownikiem specjalnej, założonej
dla niego w Przemyślu wielkiej pracowni do badań nad tyfusem plamistym. W Przemyślu też przeprowadza swe fundamentalne badania, w uznaniu których w 1920 r. R. Weigl, chociaż nie lekarz, a przyrodnik i student II r. Medycyny, zostaje powołany na zwyczajnego profesora Biologii Ogólnej Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.
Zaczynając swoje badania nad tyfusem plamistym R. Weigl miał jednak w swoim dorobku naukowym szereg prac w dziedzinie cytologii, homo- i hetero-transplantacji. Omówienie tych dziś jeszcze cennych prac, wymagałoby oddzielnego referatu. Tutaj pragnąłbym, choćby w punktach, przedstawić główne rezultaty przeprowadzonych przez R. Weigla badań nad tyfusem plamistym i riketsjami, w uzyskaniu których niechybnie wielce mu pomogło jego uprzednie bogate doświadczenie cytologa i biologa.
Także i w Abisynii, w Addis Abebie, był zorganizowany instytut do badań nad tyfusem plamistym i wyrobu szczepionki metodą Weigla. W czasie wojny, w związku z epidemią tyfusu plamistego, wzrosło zapotrzebowanie na szczepionkę. Nie znano jeszcze antybiotyków i szczepionka była jedynym sposobem ochrony przed śmiercią z powodu tyfusu plamistego. W pracowni Weigla, w lalach wojennych, codziennie zakażano dla produkcji szczepionki 1/5 miliona, a w pewnych okresach nawet i więcej wszy. Wysoką skuteczność tej szczepionki, potwierdziły zarówno badania laboratoryjne u karmicieli zakażonych wszy, jak i obserwacje w okresie epidemii. Jeśli u osób szczepionych czasem i były zachorowania, to przebiegały one lekko, przy nieznacznej i krótkotrwałej temperaturze. W okresie ciężkich epidemii wojennych i powojennych lat, nie stwierdzono ani jednego śmiertelnego wypadku tyfusu wśród osób szczepionych (15).
Weigl wykazał także, że szczepy tyfusowe, wyhodowane od dzikich szczurów (Sparrow i Nicollc'a w Tunisie, Lepine'a w Grecji, Bruynoghe'a w Belgii) wywołują we wszach typowe, wewnątrzkomórkowe zakażenie riketsjami. Riketsje te biologicznie i serologicznie nie odpowiadają w zupełności riketsjom Moosera.
Celem powyższego przeglądu głównych wyników badań Weigla było, choć w części, przedstawić znaczenie jego prac dla rozwoju współczesnej riketsjologii. Nie można jednak mówić o działalności naukowej uczonego, nie dając jego sylwetki jako pracownika przy swoim warsztacie i jako człowieka.
Weigl był nie tyle uczonym i erudytą co badaczem, który formował swój naukowy pogląd w pierwszym rzędzie na własnych badaniach i osobistej obserwacji. Interesował go sam proces badania, samo szukanie czy wyświetlanie prawdy. Opracowanie zaś wyników, ogłoszenie pracy, zachowanie priorytetu i praw autorskich było mu obojętnym. Toteż Weigl, chociaż dużo eksperymentował i spędzał w pracowni dnie i noce, drukował mało, prawie wyłącznie pod naciskiem okoliczności. Tłumaczy to fakt, że tak wielu riketsjologów z różnych krajów i kontynentów przyjeżdżało do jego pracowni, by korzystać z jego rady i przeprowadzić tam, przy aktywnej pomocy Weigla, główne swe doświadczenia lub kontrole swoich badań, wyniki których nie zawsze byty zgodne z początkową hipotezą (Bacot z Londynu, Weil i Felix z Pragi, Kuczyński z Berlina, Breini z Ameryki, Anigstein z Malajskiego półwyspu, Sparrow z Tunisu, Mariani z Abisynii, Tchang z Pekinu, Gajdos z Harbinu i wielu innych).
To umiłowanie samych badań naukowych i poszukiwań prawdy, a nie pogoń za naukową sławą i ilością publikacji, zyskiwało Weiglowi powszechny szacunek naukowego świata, był członkiem towarzystw naukowych nie tylko polskich lecz i zagranicznych. Nicolle, senior tyfusologów, który spędził kilka tygodni w jego pracowni, w kilka lat po tym zachorowawszy na raka płuc, żegnając
się z Weiglem, z którym łączyły go wieloletnie więzy, napisał te piękne słowa;
„Jest Pan człowiekiem, którego szczególnie cenię jako ideał badacza".
Weigl interesował się i pomagał nawet w pracach, które dla niego jako biologa, mogły być obce lub które przedstawiały małe widoki na pozytywne wyniki. Tak na przykład Weigl w ciągu widu lat popierał moje epidemiologiczne badania, celem których było wyjaśnić, czemu tyfus plamisty występował u nas nie w miastach, a niemal wyłącznie w rejonach wiejskich. Weigl finansował kosztowne, przeprowadzone na wszach i morskich świnkach badania i poszukiwania rezerwuaru zarazka tyfusu plamistego w przyrodzie, chociaż w ciągu lat 15 wszystkie wyniki były raczej ujemne i tylko obecnie, po latach badania te pomogły mi potwierdzić nawrotową teorię epidemiologii tyfusu plamistego.
W doświadczeniach zwracał Weigl uwagę przede wszystkim na kontrolę, rezultaty doświadczeń starał się tłumaczyć nie tyle jako poparcie wysuwanej hipotezy, a na wszelkie możliwe sposoby, przy czym umiał znajdywać najbardziej ciekawe i niezwykłe objaśnienia. Zasadą jego było, by 90% doświadczeń zajmowały kontrole. Tak zwane „nieudane doświadczenia", wyniki których nie odpowiadały pierwotnej hipotezie, interesowały go szczególnie, bo właśnie one
odkrywają nowe perspektywy i mogą dać nowe rozwiązanie. Jeśli doświadczenie udaje się w 100%, trzeba być szczególnie ostrożnym.
To krytyczne podejście do badań cechuje już pierwsze cytologiczne prace Weigla (1906)'8. Celem dokładniejszego poznania struktur komórkowych aparatu Golgiego, mitochondrii i trofospongii Holmgrena, Weigl przebadał zachowanie się tych struktur wobec niemal wszystkich odczynników i barwników używanych w mikrotechnice, przeprowadził badania cytologiczne nie tylko u wszystkich rodzajów kręgowców - ssaków, ptaków, płazów, gadów i ryb - ale i u różnych gatunków robaków, mięczaków, skorupiaków i owadów (19,20).
Weigl był pierwszorzędnym eksperymentatorem, człowiekiem o złotych rękach. Czasem miało się wrażenie, że techniczna strona zagadnienia interesuje go więcej niż te czy inne wyniki. Wiedział, jak wiele zależy od technicznej strony doświadczenia, opracował dziesiątki technicznych udogodnień w pracy, przy czym zwracał uwagę także i na staranność i estetykę wykonania. Dziesiątki modeli klatek dla wszy, różnych udogodnień przy ich hodowli i aparatów dla
ich zarażania, sporządził Weigl w wieczornych godzinach, traktując to jak najmilszą rozrywkę.
Z rad i technicznego doświadczenia Weigla korzystały wielkie medyczne firmy. Tak na przykład za radą Weigla, pierwsza firma Reichert w Austrii, a potem Zeiss i drugie zakłady optyczne, umieściły mikro- i makrośrubę mikroskopu nie w górnej części tubusu, na wysokości okularu, jak to widzimy w starych
mikroskopach, a u podstawy mikroskopu, co znacznie wygodniej, zwłaszcza przy dłużej trwającym mikroskopowaniu.
To techniczne i analityczne podejście, było niejako związane z samą naturą Weigla, znajdowało ono swój wyraz nie tylko w dziedzinie badań naukowych ale i w dziedzinie sportu, którym Weigl żywo się interesował, będąc doskonałym rybakiem i łucznikiem. Jego zdaniem, sport winien być rozrywką i odpoczynkiem, a nie niezdrowym zawodnictwem, wyczerpującą, przynoszącą raczej szkodę, pogonią za rekordami.
Był wyśmienitym pstrągarzem, łowił na muszki, które sam sporządzał w różnych barwach i odcieniach. Zanim zarzucił wędkę długo studiował kierunek wiatru, koloryt wody, rodzaj muszek unoszących się w powietrzu. Wybierał muszki odpowiedniego koloru, i najstosowniejsze miejsce połowu i zawsze przywoził więcej pstrągów niż jego towarzystwo, profesorowie Lenartowicz, Steusing i drudzy.
To samo podejście było i w łucznictwie. W starym botanicznym ogrodzie Uniwersytetu, naprzeciw okien swojej pracowni, ustawiał tarczę i w przerwach pracy zajmował się strzelaniem.
Sam sporządzał strzały, dobierając odpowiednie pióra do lotek, strzelając uwzględniał wagę strzał, kształt lotek, rodzaj ostrza, napięcie łuku, mierzy kierunek i siłę wiatru, temperaturę powietrza itp. Zestawiał swojego rodzaju protokół doświadczenia, w którym zaznaczał celność strzał w różnych warunkach. Nie dziw więc, że przy takim podejściu miał doskonałe rezultaty, przewyższające niekiedy międzynarodowe rekordy. „Wartoby zmienić zawód” — żartował Weigl - gdy w przerwach wyczerpujących zajęć w laboratorium, gdzie w związku z wyrobem szczepionki tyle miał trosk i trudności, wypuszczał dziesiątki strzał w centrum tarczy, zadziwiając obecnych ich celnością.
Weigl żył swoją pracownią, przebywał tam dnie i noce. W pracownię wkładał wszystkie swoje dochody, zwłaszcza liczne nagrody, premie i subwencje. Zakład Biologii Ogólnej, przy którym była organizowana tyfusowa pracownia Weigla, zajmował parter i piwnice gmachu starego Uniwersytetu przy ul. św. Mikołaja. Ambicją Weigla było przerobić swą pracownię i nadać jej współczesny charakter. Nie było to rzeczą łatwą. Fundusze Uniwersytetu były ograniczone, a katedr i potrzeb - wiele.
Weigl znał się na budownictwie. Otrzymawszy nagrodę czy subwencje najmował robotników, na swoje konto przebudowywał: centralne ogrzewanie i kaloryfery, zamiast starych pieców, powiększenie okien w pracowniach, instalacje gazowe i elektryczne, zimna i gorąca woda, wyciągi i dygestoria. budowa wielkiego wiwarium w obszernych piwnicach w gmachu uniwersytetu, urządzenie kąpieliska i sterylizacji laboratoryjnej odzieży dla pracowników i karmicieii itp. Wszystko to sam planował, by było celowe, wygodne i estetyczne.
Gdy skończył którąś z przebudówek, przedstawiał rachunki w kwesturze uniwersytetu. Kwestor zżymał się na taką samowolę, skarżył się rektorowi, ten
zaś reagował rozmaicie. W starych papierach zakładowych znalazłem obszerną i ostrą polemikę w sprawie takich przebudówek między Weiglem i ówczesnym rektorem, prof. Krzemieniewskim, która oparła się nawet o ministra oświaty, prof. Chylińskiego. Zrządzeniem losu po latach i profesor Krzemieniewski wraz
z małżonką, i wdowa po prof. Chylińskim znaleźli, w czasie okupacji niemieckiej, schronienie w pracowni Weigla.
Mówiąc o Weiglu jako o człowieku pragnę podkreślić choćby dwie jego charakterystyczne cechy, humanizm i odwagę. Był człowiekiem, w całym tego słowa znaczeniu, znającym swoje słabości i starającym się zrozumieć i usprawiedliwić słabości drugich. Nie zważając na swoją światową sławę, był wyjątkowo skromnym, prostotą i naturalnością podejścia zyskiwał sobie szacunek i sympatię. Do wszystkich odnosił się życzliwie, zarówno do naukowego pracownika, jak i do sanitariuszki, dla każdego miał dobre słowo i zrozumienie, każdemu starał się pomóc, zwłaszcza w ciężkich latach okupacji niemieckiej. Dziesiątki profesorów i docentów, przeszło tysiąc studentów wyższych, zamkniętych przez Niemców szkół i uczelni, znalazło w pracowni Weigla pracę przy wyrobie szczepionki, a to dawało kartę żywnościową i świadectwo pracy -„Ausweis" - chroniący od wywozu na roboty do Reichu.
Będąc doskonałym biologiem i eksperymentatorem Weigl. niestety, nie znał się na psychologii. Nieudały dobór ludzi, najbliższego niekiedy otoczenia, nadużywających jego pozycji i nastawiających go niewłaściwie był przyczyną
całego szeregu nieporozumień i przykrości, które przychodziło mu nieraz boleśnie znosić.
I druga charakterystyczna cecha Weigla - to śmiałość, nie brawura, a spokojna, rozumna odwaga. Zdawać by się mogło - po co uczonemu odwaga? A jednak właśnie dzięki odwadze Weigl stał się tym, kim jest. Ta odwaga, która pobudziła go do tego. że chociaż nie był lekarzem, a przyrodnikiem, zajął się niebezpieczną chorobą i ku zdumieniu otoczenia sam zgłosił się do pracy w barakach tyfusowych, nie opuściła go nawet w czasie choroby. Gdy zaraziwszy się w pracowni, stwierdził u siebie wysoką gorączką i pierwsze objawy tyfusu, wiedząc, że zakażenie laboratoryjne przebiega ciężko, że za kilka dni utraci przytomność i może więcej jej nie odzyskać, ze spokojem dysponował swojej małżonce i współpracowniczce pogląd swój na istotę zarazka tyfusu plamistego, który tak znacznie różnił się od panujących wtedy poglądów. Był to pierwszy tekst głównej jego pracy „O istocie i postaci zarazka duru plamistego", która
otworzyła mu podwoje Polskiej Akademii Umiejętności i szeregu zagranicznych towarzystw naukowych.
Śmiałość tę przejawiał Weigl w swoim postępowaniu w latach 1937-38 protestując przeciw numerus clausus i separacji Żydów, nazywając takie postępowanie barbarzyństwem, niegodnym studentów wyższej uczelni. To jego
stanowisko dało powód do wielu ataków ze strony profesorów, tzw. Endeków, którzy zaczęli mu wytykać niemieckie pochodzenie, oburzać się, że przy zamówieniach oddaje pierwszeństwo wyrobom niemieckim, sprowadzając z Niemiec przyrządy laboratoryjne, barwniki i chemikalia. Igraszką losu człowiek, który w tej dziedzinie najwięcej dokuczył Weiglowi, nie mogąc znieść upokorzenia klęski 1939 r. przyjął obywatelstwo niemieckie i został profesorem w Poznaniu, na miejscu usuniętego stamtąd Polaka.
U profesora Weigla pracowałem od r. 1930; miałem dla niego zawsze głęboki szacunek jako dla człowieka nauki lecz podziw i miłość dla niego wzbudziło u mnie jego zachowanie w czasie okupacji niemieckiej, a pozycja jego była w tym czasie szczególnie trudną. Niemcy uznali Weigla, korzystali z jego szczepionki. Firma Behring-Bayer organizowała masowy wyrób szczepionki tyfusowej ze wszy wedle jego metody; nie mogli jednak przebaczyć Weiglowi, że nie korzysta ze swego niemieckiego pochodzenia. Bo mimo niemieckiej krwi Weigl wyraźnie podkreślał, że uważa się za Polaka, odmówił udziału w uroczystościach otwarcia we Lwowie, w gmachu przy ul. Zielonej wielkiego Instytutu Behringa dla wyrobu tyfusowej szczepionki wedle jego metody, bo otwarcia miał dokonać gubernator Frank, odpowiedzialny moralnie za masowe niszczenie polskiego żywiołu i zabójstwo szeregu uczonych lwowskich. Stanowiskiem takim zyskał podziw co zacniejszych uczonych niemieckich, przybyłych wtedy do Lwowa, którzy odwiedzali go prywatnie wyrażając swoje uznanie dla jego postawy na którą im, niestety, trudno się było zdobyć pod terrorem faszyzmu.
Jeszcze jedno wspomnienie, scena gdzie Weigl pokazał całe swoje ja. Do Lwowa przybył zastępca Himmlera, generał Katzmann, wezwał on Weigla i zaczął odkrywać ponętne perspektywy - katedra w Berlinie, nagroda Nobla, łatwa do uzyskania przy niemieckich wpływach w Szwecji. Nie mógł zrozumieć dlaczego Weigl nie korzysta ze swego niemieckiego pochodzenia, wszak mógłby przejść nie tylko na Volksdeutscha, a ma prawo być Reichsdeutschem, a stanowisko jego w tej sprawie różnie można tłumaczyć.
Weigl swą piękną niemczyzną odpowiedział, że niemieckiego pochodzenia nigdy się nie zapierał, nosił się nawet kiedyś z zamiarem osiąść na starość w okolicach Drezna, które specjalnie przypadły mu do serca. Zmienić jednak narodowość w ciężkim okresie wojennym byłoby nie lojalnością w stosunku do społeczeństwa polskiego, z którym czuje się związanym. Co zaś do perspektyw kariery - pracownia we Lwowie droższa mu niż każda inna, wszak włożył w nią tyle trudów i nie widzi potrzeby jej opuszczać.
Wtedy generał dotknięty do żywego, ze są ludzie, którzy nie chcą należeć do plemienia Herrenvolku zaczął grozić i czyniąc aluzję do zabójstwa szeregu kolegów Weigla, profesorów lwowskich uczelni, powiedział - Proszę nie zapominać, że władza niemiecka umie przymusić opornych.
Nastała przejmująca cisza i wtedy Weigl, gładząc swą bródkę spokojnie odpowiedział - Panie Generale, życie dziś stało się smutne i beznadziejne, czyż dla mnie, starego człowieka, może być nadzieja doczekać się lepszych czasów. Nieraz przychodzi mi ochota skończyć z tym życiem, jednak takie rozwiązanie to zawsze tragedia dla rodziny i otoczenia. Lecz jeśli Pan, Generale, dasz rozkaz mnie zlikwidować, w gruncie rzeczy wyrządzi mi Pan przysługę, a otoczenie święcie czcić będzie moją pamięć. - Zmieszał się generał, nie oczekując takiej odpowiedzi. - Proszę pomyśleć, pomówimy jeszcze o tym—powiedział i na tym skończyła się ta dramatyczna scena.
Intensywna praca, dwukrotnie przebyta infekcja tyfusowa, ciężkie przeżycia okresu wojennego, przymusowy wyjazd ze Lwowa w 1944 r. na żądanie ustępujących Niemców; i likwidacja pracowni, z którą było związane całe jego życie, trudności przy organizacji katedry Mikrobiologii Ogólnej Uniwersytetu w Krakowie i Biologii w Poznaniu, poderwały siły Weigla i skróciły Jego życie. 11.8.1957 r. przestało bić jego serce lecz pamięć o wielkim uczonym i niezwykłym człowieku zawsze zostanie żywa w pamięci i sercach tych, którzy się z nim zetknęli.
Copyright Zbigniew Stuchly
O profesorze Rudolfie Weiglu:
<
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Artykuły, wspomnienia, fotografie...