Książki o Lwowie i Kresach Południowo - Wschodnich (1995-1996)
Kraków 1991,Wyd. Prowincja Krakowska 00. Kapucynów., s.288. Książkę opracował o. Hieronim Warachim na podstawie dokumentów archiwalnych i zaprzysiężonych zeznań świadków, które "osobiście znały o. Serafina Kaszubę i patrzyły na jego pracę". Część dotyczącą Wołynia autor przedstawił na podstawie napisanych przez o. Serafina "Wspomnieniach o pracy na Wołyniu". Przytoczył obszerne wyjątki z jego wspomnień w przekonaniu, że atmosferę tamtych czasów i warunki w jakich na Wołyniu żyli wówczas Polacy, najlepiej przekazać może tylko uczestnik owych tragicznych wydarzeń. Ojciec Kaszuba, kapucyn lwowski, pracował na Wołyniu od wiosny 1940 r. do 1962 r. w różnych miejscowościaach, m.in. w Ludwipolu, Dermance, Starej Hucie i Równem, a z tego miasta obsługiwał Dubno, Ostróg, Korzec i Sarny. Ta część interesującej nas książki, nazywa się "Wołyńska Odyseja o. Kaszuby" i ma tytuł "Nastały ponure, ciężkie dni"; obejmuje strony 77-157. O. Jerzy Pająk - Prowincjał - w słowie tym przypomina, że "podczas tragicznej repatriacji mieszkańców wschodnich rubieży Polski w 1945 r., kiedy to niemal wszyscy Polacy wyjechali na Zachód, o. Serafin Kaszuba, bo o nim tu mowa, pozostał, niepostrzeżenie opuszczając pociąg na stacji w Zdołbunowie. Chciał pozostać z tymi, którzy nie chcieli lub nie mogli wyjechać. Od tego momentu zaczęła się wspaniała karta jego heroicznego życia".
Lublin 1995, Norbertianum, s.400+103, fot. Pracę wydano pod auspicjami Instytutu Badań nad Polonią i Duszpasterstwem Polonijnym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Autor był proboszczem parafii rzymsko-katolickiej w Kijowie w latach 1913-1926 i administratorem apostolskim diecezji żytomierskiej. Aresztowany przez NKWD w 1926 r., więziony w Moskwie, skazany w procesie pokazowym w 1928 r. na 10 lat ścisłego więzienia. Karę odsiadywał w Moskwie i w Jarosławiu nad Wołgą. Do Polski wrócił w 1932 r. w ramach wymiany więźniów politycznych między Polską i ZSRR. We wspomnieniach opisuje proces zagłady Kościoła Katolickiego i polskości na Kresach Wschodnich w latach 1917-1932.
Kalwaria Zebrzydowska 1993, Wyd. "Calwarianum, s. 96, liczne zdjęcia i mapki diecezji. Słowo wstępne napisał Arcybiskup Marian Jaworski Metropolita Lwowski Obrządku Łacińskiego. Dziękując autorom pracy, napisał, że "stanowi ono przewodnik na ścieżkach dziejów Kościoła łuckiego, na ścieżkach, które zostały zatarte w ostatnich czasach". Na książkę składają się, obok słowa wstępnego i przedmowy, następujące rozdziały: l. Diecezja łucka na przestrzeni wieków. 2. Katedra św. Piotra i Pawła. 3. Wyróżniający się i zasłużeni biskupi. 4. Wybitne postacie historyczne związane z diecezją łucką. Ponadto: patroni diecezji, miejsca pielgrzymkowe, kalendarium ważniejszych wydarzeń, wykaz kościołów zwróconych wiernym, księża i siostry zakonne pracujące obecnie na terenie dawnej diecezji łuckiej oraz wykres wykorzystanej literatury. Należy podkreślić, że książka wydana została bardzo starannie, na obu stronach okładki lakierowanej zamieszczono piękny obraz Matki Bożej Latyczowskiej, Patronki Podola i Wołynia.
Poznań 1993, Wyd. Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej, s. 256, fot. i mapki. Książkę wydano w 50 rocznicę męczeńskiej śmierci o. Ludwika Wrodarczyka OMI, która nastąpiła z rąk nacjonalistów ukraińskich 7 grudnia 1943 r. we wsi Karpiłówka, gm, Kisorycze, pow. sarneński. O. Wrodarczyk objął 28 sierpnia 1939 r. parafię Okopy, wydzieloną z parafii Rokitno dekretem Bp. Adolfa Szelążka z Łucka. Był oblatem, pochodził ze Śląska. Zorganizował życie religijne w nadgranicznych trzech polskich wioskach. Był nie tylko duszpasterzem ale i lekarzem. Opiekował się zarówno Polakami, jak i Ukraińcami. Niestety został zamordowany przez ich nacjonalistów. W czasie grudniowego napadu na jego parafię zginęło około 60 osób.
Kraków 1995, Wyd. Tomasz Strutyński, s. 66, 2 fot. i 4 mapki. Niewielka książka zawiera obszerny wstęp i właściwą pracę ks. infułata Mariana Tokarzewskiego: Przyczynek do historii męczeństwa kościoła rzymsko-katolickiego w diecezjach Kamienieckiej i Łucko-żytomierskiej (1863-1930). Praca ta została wydana przez Autora i wydrukowana w Drukarni Kurii Biskupiej. Dedykował ją klerykom seminarium duchownego w Łucku "na pamiątkę i ku rozwadze". Ks. Prałat Leon Krejcza z Krakowa, ongiś wychowanek tego seminarium, przedrukował tę pracę - przypominając Autora i jego myśli. We wstępie, stanowiącym małą rozprawę, przedstawił życiorys ks. Infułata, ze szczególnym uwzględnieniem okresu okupacji radzieckiej 1939-1941, w tym przebiegu procesu, jaki miał miejsce 1-2 listopada 1940 r. Skazano w nim ks. infułata M. Tokarzewskiego na karę śmierci. Szkoda, że książka ukazała się w tak małym (500 egz.) nakładzie.
Warszawa 1995, Światowy Związek Żołnierzy AK Okręg Wołyński. Wydano dzięki pomocy BE Energobudowa, spółka z o.o. Warszawa, s. 217. Książka ta w znaczący sposób poszerzy naszą wiedzę o życiu i martyrologii Polaków mieszkających na Polesiu Wołyńskim przed i podczas drugiej wojny światowej. Zbiorowym bohaterem tej książki jest społeczność poleskiej Huty Stepańskiej oraz Polacy innych wsi położonych właśnie nad Styrem, Horyniem i Słuczą. Wszyscy oni stali się ofiarami owych "krwawych żniw" - zbrodni dokonanej w 1943 r. na ludności polskiej przez UPA. Na kartach tej szczególnej księgi pamięci, poświęconej ziemi Stepańskiej, upamiętnia autor tragedię polskiej diaspory, czas narastającego na początku 1942 r. terroru, bestialskie mordy, początki samoobrony Polaków, lipcową nocną rzeź 1943 r. i exodus ocalałych. Oddaje hołd ofiarom zbrodni: sąsiadom, przyjaciołom i swoim najbliższym - ojcu i zamordowanemu na jego oczach bratu Henrykowi. Ten wstrząsający obraz ludzkiej krzywdy, ukazany w drugiej części książki, poprzedził autor obrazem "swojej małej ojczyzny" sprzed roku 1939. Patrzymy na nią i jej mieszkańców oczami młodego 16-letniego chłopca, jakim był wówczas Czesław Piotrowski. Profesor Władysław Filar, żołnierz konspiracji i 27. WDP AK, w przedmowie do książki pisze: "Wspomnienia Czesława Piotrowskiego przenoszą czytelnika do Huty Stepańskiej i okolic, ukazują barwny obraz codziennego życia ludności polskiej na Wołyniu przed 1939 r. oraz zachowania ludności pod okupacją sowiecką i niemiecką. Uważny czytelnik na przykładzie rodzinnego domu autora może odnaleźć elementy ówczesnego folkloru wołyńskiej wsi, ukazujące nie znany dla większości świat zwyczajów i oryginalności w życiu miejscowej ludności". "Krwawe żniwa" zamykają rozdziały: "Wspomnienia niektórych z tych, co przetrwali" i "W Hucie Stepańskiej po 28 latach" - osobista refleksja autora, któremu udało się dotrzeć po 28 latach na rodzinną ziemię stepańską. Książka zawiera dokumentujące treść załączniki: sześć map, plan wsi Huta Stepańska, istniejącej do 18 lipca 1943 r., plan lokalizacji samoobrony w dniu 16-18 lipca 1943 r., wykaz mieszkańców wsi rodzinami, według stanu z 1942 r. do lipca 1942 r. oraz pełną listę zabitych i zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich w Hucie Stepańskiej w latach 1942-1943, wykaz członków samoobrony biorących udział w walkach z okupantem hitlerowskim i UPA. Ponadto kilkadziesiąt zdjęć osób (w tym fotografie rodzinne) i obiektów, indeks nazwisk i nazw geograficznych oraz bibliografię.
Warszawa 1993, Światowy Związek Żołnierzy AK Okręg Wołyński. Książkę wydano dzięki pomocy Ministerstwa Kultury i Sztuki, s. 255, żal. 21 (mapy i schematy graficzne). W przedmowie do książki profesor Władysław Filar pisze: "Autor przedstawił nie tylko dzieje 27 WDP AK sformowanej w okresie II wojny światowej, ale sięgnął do odległych w czasie walk powstańców na Wołyniu w XIX wieku, do okresu I wojny światowej, w której uczestniczyły pułki wchodzące później w skład 27 Dywizji Piechoty II Rzeczypospolitej, a także do tradycji jej walk w kampanii wrześniowej 1939 r. Zawarty w książce materiał powstał w wyniku przestudiowania licznych opracowań przedwojennych, materiałów archiwalnych oraz wielu zebranych relacji". Autor książki był żołnierzem oddziału partyzanckiego "Bomby" i później I/45 pp 27. WDP AK aż do czasów jej rozbrojenia. "Podnosi to tylko wartość i autentyczność opisywanych zdarzeń". Rozdziały tej pracy przypominają wielkie jednostki wojskowe na Wołyniu w granicach II RP, to jest 13. DP. 27. DP, Wołyńską Brygadę Kawalerii (poszczególne pułki i jednostki zabezpieczenia i służby). W zakończeniu autor pisze m.in.: "dokonane w sposób podstępny rozbrojenie przez wojska radzieckie 27. WDP AK, liczącej w lipcu 1944 r. na Lubelszczyźnie ponad 3200 ludzi, było dla jej żołnierzy wielkim ciosem". Przedstawia on dzieje losów żołnierzy dywizji, dokonuje wyliczenia publikacji związanych z wołyńskim AK, dywizją i tragedią ludności polskiej, mówi o konkursie na wspomnienia żołnierzy, o odznace i pomniku dywizji na Żoliborzu w Warszawie, o tablicach pamiątkowych, uporządkowanych cmentarzach i sztandarze dywizji. Do książki dołączone są doskonale, fachowo wykonane mapy i szkice. Znajduje się w niej dwadzieścia trzy życiorysy dowódców różnego szczebla oraz bibliografia prac, z których korzystał autor.
Lublin 1995, Wydanie autorskie przy pomocy Towarzystwa Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej w Lublinie oraz Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu w Zamościu, s. 152, 15 map Wołynia i szczegółowych terenów, 12 schematów graficznych organizacji UPA i inne rysunki. Praca jest próbą polemiki i sprostowań dotyczących treści Litopisu UPA dotyczących wydarzeń na Wołyniu. Nie wiem, czy autorowi udało się odnaleźć wszystkie kłamstwa zawarte w tym podstawowym dziele historyków ukraińskich. Dobrze, że podjął się tego działania, które chyba przekracza możliwości jednego ofiarnego Wołyniaka. Pracy nie można streszczać z uwagi na jej bardzo wielką szczegółowość. Autor pisze: "Polski czytelnik będzie miał okazję przeczytać, jakie bzdury wypisane są w sztandarowym dziele pt. Litopts UPA. Pozna swego ciemięzcę przynajmniej z pseudonimu. Ukraiński czytelnik po przeczytaniu zastanowi się, czy warto pielęgnować pamięć o UPA, która była i jest głównym czynnikiem konfliktu między naszymi narodami?". Myślę, że warto przeczytać pierwszą, jak mi się wydaje, próbę "Antylitopisu UPA".
Lublin 1944, Wydanie autorskie przy pomocy Towarzystwa Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej oraz Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu w Zamościu, s. 274; książka zawiera rysunki i plany wsi i kolonii. Autor informuje, że "oddana czytelnikowi książka to właściwie drugi tom jego pracy o życiu Polaków okolic Kisielina na Wołyniu. Tytuł roboczy brzmiał "Wołyniacy z Parafii Kisielin". Ze względu na to, że do kościoła kisielińskiego chodzili z wiosek i kolonii nie należących do parafii i odwrotnie parafianie kisielińscy z odległych miejscowości wybierali kościoły bliżej położone, wybrałem tytuł: "W kręgu Kościoła Kisielińskiego". Ściślej połączyła te miejscowości mogiła mieszkańców pod wschodnią ścianą kościoła. Miejscowości te leżały na północ od szosy Włodzimierz-Łuck. Rozdziały tej, bardzo osobiście potraktowanej i napisanej z sentymentem do "malej ojczyzny", książki są następujące: o nadchodzącej wojnie 1939 r., okupacja radziecka (w tym wywózki na Sybir), okupacja niemiecka (w tym getto w Kisielinie), działalność UPA, oczyszczalnaja akcja czyli czystki etniczne ludności polskiej od 1943 r. Autor opisuje ich przebieg w 23 miejscowościach.
Warszawa 1990, Oficyna Wydawnicza Volumen, s. 350, dwie mapy. Książka powstała w serii "Biblioteka Wschodnia" z inspiracji "Archiwum Wschodniego" w Warszawie. Została ona napisana w 1982 r. po trzydziestu latach od opisywanych wydarzeń. Dzieli się ona na dwie części: lata od urodzenia w 1911 r. do końca stycznia 1944 r., tj. do opuszczenia Łucka przez Niemców. Druga obejmuje wkroczenie Armii Czerwonej na Wołyń, okres aresztowania autora i jego powrót do kraju w grudniu 1955 r. Autor twierdzi, że Wydawnictwo dokonało wielu skrótów w stosunku do oryginału pracy, co spowodowało pewne luki w tekście, a przede wszystkim zmniejszyło "poważnie ciężar przeżyć - zarówno psychicznych, jak i fizycznych - więźniów w ZSRR". Wstęp do pracy napisał autor 28 stycznia 1990 r. w Rzeszowie.
Warszawa 1993, Wyd. ARES. Wydano nakładem autora, s. 55, fot. i fotokopie dokumentów. Autor pisze w przedmowie, że "broszurka niniejsza - to nie tylko wspomnienia osobiste. Chciałem na tle tych wspomnień naświetlić fragmenty zdarzeń, które zaistniały w Polsce pół wieku temu, zaczynam bowiem od 1939 r., a kończę na 1993 r. [...] Materiały dotyczące łagrów w Borowiczach i Świerdłowsku, w których przebywałem okrągło 3 lata wzbogaciłem danymi ze spotkań - seminariów opisanych szczegółowo w Księgach Borowiczan, których byłem współautorem". Na książkę składają się rozdziały: Spotkanie z... duchem, wybuch wojny 1939 (agresja sowiecka). Okupacja sowiecka - ucieczka przed aresztowaniem. Okupacja niemiecka - konspiracja AK. Aresztowanie - znowu okupacja sowiecka. Deportacja i życie w lagrach sowieckich (uratował nas przypadek i desperacja). Powrót z łagrów. Zakończenie. Autor przyjął konwencję rozmowy z kuzynem z Kanady o swoich losach.
Szczecin 1994, Wydanie autorskie, s. 213, 9 szkiców. Poza tradycyjnymi przedmową i wstępem, autor przedstawia swój życiorys na tle osobistych i historycznych przeżyć środowiska, w którym dane mu było żyć. Dochodzi do filozoficznego stwierdzenia, że "historia, państwo, racja stanu są ponad człowiekiem. Ale właśnie pojedynczy człowiek płaci tego cenę, co decyduje się ponad jego głową". Mieszkał on m.in. w Korcu, gdzie się urodził 16.10.1918 r., w gminie Grzybowica, Kisielinie, Włodzimierzu Wołyńskim (szkoła średnia i Szkoła Podchorążych Rezerwy Artylerii). Rozdziały jego pracy obok już wymienionych kończących służbę wojskową, to przeżycia wojny polsko-niemieckiej, więzienie, szpital, jak był nauczycielem radzieckim, wojna radziecko-niemiecka, sytuacja Polaków w tym okresie na Wołyniu, organizacja polskich samoobron przed napadami ukraińskich nacjonalistów, partyzantka i "Burza" na Wołyniu, walki na Lubelszczyźnie i rozbrojenie, internowanie i obozy internowania w ZSRR... Powrót do domu, ale nie na Wołyń.
Lublin 1993, Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, s. 406. Liczne fotografie. Autor i my, czytelnicy, czekaliśmy długo na wydanie tej kompleksowo traktującej pracy o konspiracji prolondyńskich Polaków na Wołyniu, a właściwie w województwie wołyńskim, bo ono przecież obejmowało w dużej mierze i Polesie. W zamierzeniu miała to być praca doktorska na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nie doszło do tej obrony z uwagi na niedostosowanie autora do wymogów politycznych lat siedemdziesiątych w PRL. Należy pamiętać, że po próbie dostosowania pracy do wymogów wydawnictw, które podejmowały się wydać pracę W. Romanowskiego, wreszcie Wydawnictwo KUL podjęło się ją wydać. Jest ona spojrzeniem na polską konspirację AK na Wołyniu w 1978 r., kiedy nie wszystkie archiwa publiczne i prywatne chciały udostępnić autorowi swoje materiały, nie wszyscy, którzy często dziś krytykują go, chcieli z nim podejmować dyskusję... Książkę poprzedza krótka przedmowa profesora Tomasza, który nie tylko ją napisał, ale poczynił starania, aby ujrzała światło dzienne po 8 latach... Piękne posłowie do książki napisał płk dypl. WP i AK Kazimierz Pluta-Czachowski "Kuczaba", Szef Oddziału V Sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej. Apoloniusz Zawilski płk rez., pisarz wojskowy w "Polsce Zbrojnej" nr 44 z 2.02.1994 r. napisał o książce W. Romanowskiego "Książka jak pomnik" w obszernym jej omówieniu. Nawiązał do odsłoniętego i poświęconego w Warszawie na Żoliborzu 12 września 1993 r. pomnika "Obrońcom Ojczyzny" - wołyńskich oddziałów AK i samoobrony Polaków.
Warszawa 1990, Wyd. Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce - Instytutu Pamięci Narodowej oraz Środowisko Żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej w Warszawie, s. 180 mapa. W nocie Wydawcy podano, że w pracy są "fragmenty dokumentacji, która w całości przechowywana jest w Archiwum Głównej Komisji [...] publikowane są po raz pierwszy i mają charakter przyczynkarski dla przyszłych badań historycznych". Proszą o uwagi i uzupełnienia. Opracowujący tę smutną dokumentację przyjęli konwencję "kalendarium" mordów, poczynając od września 1939 r. - kiedy to we wsi Klusk, gm. Turzysk w powiecie kowelskim zamordowano 9 Polaków, a kończąc na lipcu 1945 r. -kiedy to w miejscowości Perespa, gm. Rożyszcze w powiecie łuckim zamordowano Franciszka Mańczaka lat 17, członka samoobrony polskiej w Rożyszczach. W książce zawarto ponad tysiąc not, które powstały z imiennie podpisanych relacji. Niektóre z tych not opracowano na podstawie kilku relacji. Indeks nazw geograficznych obejmuje ponad 900 pozycji, w tym w przeważającej mierze są to miejscowości, w których dokonano mordów Polaków. W materiałach zawartych w pracy starano się zachować maksymalną obiektywność, unikając ogólników. Podkreślano w kilkudziesięciu przypadkach pomoc Ukraińców przeciwnych mordom Polaków. Wielu z nich tę pomoc przypłaciło życiem. Jest w przygotowaniu drugie, uzupełnione wydanie pracy, przede wszystkim starano się bardziej udokumentować nazwiskami pomordowanych Polaków.
Katowice 1995, Wyd. Ośrodek Badań Społeczno-Kulturowych Towarzystwa Zachęty Kultury, s. 252, mapy rozmieszczenia placówek. Książkę poprzedza obszerny "Poemat serdeczny: Pożegnanie Wołynia", którego autorem jest kpt. Leopold Świkła "Adam", od grudnia 1942 r. inspirator AK w Łucku. Poza słowem wstępnym, są w tej pracy m.in. ogólne rozważania o przyczynach narodzin samoobrony Polaków, tajnych dyrektywach UPA, o organizacji i placówkach samoobrony. Następnie są szczegółowe rozdziały o poszczególnych placówkach samoobrony. Na zakończenie jest mowa o deportacji Polaków w 1940 r. do ZSRR, posłowie i recenzja wydawnicza, wykaz źródeł, indeks nazwisk i pseudonimów oraz dodatek: "Kronika z historii Wołynia". Autor zapowiada, że jego praca jest pierwszą częścią "planowanej trylogii wołyńskiej samoobrony", w następnych zamierza omówić samoobronę we wschodnich, nadgranicznych powiatach, poczynając od Sarn do Krzemieńca, a w trzeciej będzie mowa o północno-zachodnich powiatach, poczynając od Kowla do Włodzimierza Wołyńskiego. Książka została wydana bardzo starannie, w dużym formacie B5, jednak można znaleźć w niej błędy korektorskie, co jest chyba wynikiem, że przeprowadzał ją sam autor.
Warszawa 1990, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, s. 594, 70 zdjęć fotograficznych indywidualnych i zbiorowych. Jest to już druga książka o 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Pierwszą napisał Michał Fijałka, starszy wiekiem i stopniem wojskowym - jeden z oficerów dywizji. Wydał ją w 1988 r. Instytut Wydawniczy "Pax". Wydaje mi się, iż dobrze się stało, że ukazały się obie, a później, choć wcześniej napisana (1978), książka Wincentego Romanowskiego, wydana przez Wydawnictwo KUL w 1993 r. Są to różne spojrzenia uczestników konspiracji AK w województwie wołyńskim. Są oczywiście jeszcze mniejsze prace na ten temat, jak Michał Fijałka: 27 Wołyńska Dywizja Piechoty. Materiały na sesję naukową In łączności Okręgu Wołyń i 27. WDK AK w latach 1942-1944, napisana przez żołnierza dywizji Eugeniusza Rachwalskiego pt. Była taka broń. Józef Turowski "Ziuk", właściwie Józef Spodniewski plut. z batalionu "Jastrzębia" 11/50 pp. "rozpoczął gromadzenie materiałów do swojej książki już podczas leśnej służby, podczas bojów i marszów. Wtedy zaczął pisać swój pamiętnik, w którym obok osobistych, wzruszających zapisków odnotowywał wiele ważnych wydarzeń w skali macierzystego batalionu oraz całej dywizji. Nad uzupełnieniem pamiętnika pracował ponad 30 lat. W tym okresie zgromadził dziesiątki relacji, wymienił setki listów, przeprowadził setki rozmów, a wszystko to razem w sposób uporządkowany przedstawił w swej książce", jak pisze w nocie Wydawnictwo. Autor zmarł 24 lipca 1989 r. w Warszawie. Książka jest zaopatrzona w mapy, schematy, bibliografię, indeksy oraz zawiera wykaz poległych i 12 ważniejszych dowódców dywizji. Pamiętniki "Ziuka" publikowane są w "Biuletynie Informacyjnych" (kwartalniku), wydawanym przez Światowy Związek Żołnierzy AK Okręg Wołyński - 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK.
Toronto-Warszawa-Kijów 1995, Nakładem autora, s. 422. Tutuł oryginału: Hirka prawda: złoczynnist' OUN-UPA. (Spovid' Ukrajinca). Odautorski przekład z ukraińskiego: dr Wiktor Poliszczuk. Książka, o której napiszę kilka słów, jest dla mnie rewelacją. Została wydana w Kanadzie przez dr. Wiktora Poliszczuka własnym sumptem po ukraińsku i po polsku w 1995 r. Wydaje mi się konieczne napisanie kilku słów o autorze tej pracy, którą paryska "Kultura" w nr 4 z 1995 r. krótko zrelacjonowała. Autor urodził się 10.10.1925 r. w Dubnie na Wołyniu. Matką jego była Polka, katoliczka, a ojcem prawosławny Ukrainiec, który skończył średnią szkolę rolniczą w Białokrynicy koło Krzemieńca. Ojca aresztowały 17.09.1939 r. władze radzieckie i ślad po nim zaginął. Wiktora z matką i siostrami deportowano 13.04.1940 r. do Kazachstanu. Przejściowo cała rodzina od 1944 r. przebywała na lewobrzeżnej Ukrainie, a następnie repatriowała się do Polski w 1946 r. na podstawie tego, że matka była Polką - katoliczką. Poliszczukowie osiedli na Dolnym Śląsku. Autor przeszedł różne koleje losu: w Kazachstanie i na Ukrainie był robotnikiem, ślusarzem i tokarzem, a w Polsce uczniem liceum pedagogicznego, studentem prawa, doktorantem na Uniwersytecie Wrocławskim, nauczycielem, prokuratorem, adwokatem. Wyemigrował legalnie do Kanady w 1981 r., aby żyć tam w środowisku ukraińskim... Zawsze: przed wojną w Dubnie, na zesłaniu w Kazachstanie i na Ukrainie, na Dolnym Śląsku i w Kanadzie - czuł się Ukraińcem. Był prawosławnym. Jest to istotne dla zrozumienia tego, co pisze Autor. Ten to człowiek napisał wstrząsającą "Gorzką prawdę" o zbrodniczej działalności OUN-UPA, którą sam nazwał "spowiedzią Ukraińca". Chciał by jego spowiedź, po ukraińsku i po polsku, trafiła do Ukrainy, do Polski i do diaspory ukraińskiej w Ameryce i Europie. A miejscem jej wydania nazwał, chyba symbolicznie, Toronto - Warszawę i Kijów. Na wstępie swojej książki dr Wiktor Poliszczuk zamieścił następującą dedykację: "Pamięci ofiar OUN-UPA pracę tę poświęcam" i dodatkowo odesłał czytelników do cytatu z Ewangelii: "Poznacie ich po ich czynach" (Mateusz 7:16). Jak pisze Autor, książka ma charakter: naukowy, dydaktyczny i popularny. Dzieli się ona na następujące części: I. "Zbrodniczość organizacji ukraińskich nacjonalistów". W tej części Autor - poza pierwszymi ogólnymi rozdziałami - zajmuje się tematami: Pojęcie nacjonalizmu ukraińskiego. Struktura organizacyjna OUN. Warunki powstania OUN i jej działalności do września 1939 r. Ukraińska myśl polityczna w Polsce międzywojennej. OUN po wybuchu II wojny światowej. II. "Zbrodnie Ukraińskiej Powstańczej Armii". Ta część dzieli się na rozdziały: O zbrodniach UPA. Powstanie UPA. Cele OUN-UPA. Działalność OUN-UPA podczas wojny (m.in. przyczyny mordowania Polaków, faktyczna przyczyna mordów, metody mordowania- ilość ofiar, pomoc Ukraińców Polakom, mordowanie Ukraińców przez Ukraińców, odwetowe akcje Polaków, Służba Bezpeky (bezpieczeństwa) OUN. Kwalifikacja prawna działań OUN-UPA). Dywizja SS-Galizien. Rola Cerkwi w kontekście działalności OUN-UPA. Tragedia Łemków. III. "Groźba odrodzenia się nacjonalizmu ukraińskiego: Kanadyjsko-amerykańska nacjonalistyczna rzeczywistość" - m.in. przegląd ukraińskich politycznych i społecznych organizacji na emigracji, kultura polityczna emigracji ukraińskiej. Ekspansja nacjonalizmu ukraińskiego na Ukrainę. "Zakończenie" - problem przebaczenia. W książce są bardzo liczne przypisy do tekstu poszczególnych rozdziałów, wyjaśnienia niektórych skrótów i indeks nazwisk. Autor niniejszej informacji o książce dr. Wiktora Poliszczuka nie zamierza jej streszczać, bo w tych rozmiarach nie byłoby możliwe. Wydaje się, że powinien znaleźć się, np. w "Kresach", duży artykuł napisany przez fachowców parających się problemami stosunków polsko-ukraińskich. Osobiście mogę tylko zachęcić, tak Polaków, jak i polskich Ukraińców i Łemków, do zapoznania się z dziełem dr. Poliszczuka. Warto zastanowić się, że to jest "spowiedź Ukraińca polskiego", który chciałby, aby doszło do zbliżenia naszych narodów, co byłoby przecież uzasadnione ich pokrewieństwem i sąsiedztwem. Na zakończenie swej ponad 400 stron liczącej książki dr Wiktor Poliszczuk pisze: "Uznajmy winę naszych wyrodnych braci! Odseparujmy siebie od ich zbrodni! Prośmy o przebaczenie nie tylko Polaków, ale błagajmy też o przebaczenie od Boga, w imię Chrystusa, jeśliśmy chrześcijanie, pamiętając, że bez pokajania nie ma przebaczenia. Powiedzmy światu prawdę, chociaż jest ona taka gorzka. Moja spowiedź jest pierwszym krokiem w tym kierunku". Jeden ze znajomych Autora "Gorzkiej prawdy", inżynier Henryk Witkowski z Wrocławia, napisał: "Chylę czoło przed Tobą i Twoim dziełem, doceniam Twój wielki patriotyzm ukraiński, Twoją ogromną odwagę cywilną. Powiedziałeś w książce to, co niejeden chciał powiedzieć, lecz zabrakło odwagi". Na zakończenie tej informacji apeluję do wydawców polskich, żeby uzyskali od Autora prawo przedruku jego książki w dużym nakładzie, aby mogli ją przeczytać obywatele polscy bez względu na narodowość... Henryk Dąbkowski
Przedmowa, przypisy, indeks Artur Leinwand, Warszawa 1991-1994. Oficyna wydawnicza Volumen Do wyników wytrwałych i żmudnych prac Towarzystwa Badania Historii Obrony Lwowa i Województw Południowo-Wschodnich' należy ogłoszona drukiem przed wybuchem II wojny światowej w trzech tomach Obrona Lwowa. Dwa pierwsze zawierają relacje i dokumenty związane z genezą i przebiegiem konfliktu polsko-ukraińskiego o Lwów, a więc okresem październik - listopad 1918 r. W tomie trzecim pomieszczono imienny wykaz polskich uczestników walk oraz osiemnaście tablic statystycznych odnoszących się do składu osobowego obrońców miasta. Towarzystwo, dysponujące dużym zbiorem relacji oraz polskich, ukraińskich i austriackich dokumentów, wybrało do publikacji materiały najbardziej reprezentatywne dla przebiegu zmagań. Przeważają wspomnienia komendantów odcinków, oddziałów, służb i oficerów Naczelnej Komendy Wojsk Polskich2. Dzięki temu czytelnik otrzymał w miarę pełny obraz wysiłku mieszkańców Lwowa, charakterystykę zachowań poszczególnych grup społecznych oraz polskich ocen przeciwnika. Na mocne podkreślenie zasługuje duży stopień obiektywizmu większości wypowiedzi, wyrażony m.in. w poruszaniu nawet najbardziej drażliwych epizodów i zjawisk: rabunku kasy na Poczcie Głównej, dekownictwa i unikania służby frontowej, braku dyscypliny niektórych oddziałów, np. Wilhelma Starka, niekonsekwentnej postawy kpt. Czesława Mączyńskiego wobec nagannych zachowań niektórych grup bojowych i oficerów. Autorzy relacji nie pozwolili sobie na krzywdzące czy wręcz prostackie oceny przeciwnika, charakterystyczne dla części publicystów endeckich. Zostało to zauważone i pozytywnie ocenione przez ukraińskich uczestników walk o Lwów, w tym w jednym z numerów miesięcznika "Lytopis Czerwonoji Kałyny". Podstawową i jedyną wadą publikacji jest mały zasób informacji o stanie liczebnym, uzbrojeniu oraz organizacji sil ukraińskiego garnizonu miasta (3). O dokonanie takich analiz nie pokusili się nawet oficerowie lwowskiej Naczelnej Komendy, dysponujący w listopadzie 1918 r. w miarę precyzyjnymi danymi dostarczanymi m.in. przez sprawnie działający polski wywiad. Częściową winę za ten stan ponosi Wojskowe Biuro Historyczne, które opracowało wytyczne dla piszących wspomnienia. Natomiast brak relacji komendanta polskiej załogi Lwowa Czesława Mączyńskiego4 do pewnego stopnia zastępuje jego obszerna wypowiedź na zespół pytań opracowany przez Wojskowe Biuro Historyczne. Mączyński podtrzymał w przeznaczonej dla "Obrony Lwowa" wypowiedzi zarówno wnioski, jak i ton swoich kontrowersyjnych wspomnień. Także w niej eksponuje własną postawę, ograniczając się jednocześnie przede wszystkim do surowych ocen podkomendnych i ich rozważań. Obecne wydanie Obrony Lwowa nie jest tylko przedrukiem przedwojennego. Powstało pod merytoryczną opieką lwowianina i wybitnego znawcy również tego tematu Artura Leinwanda. Zostało przez Profesora opatrzone we wstęp, przypisy oraz indeks. Jego dociekliwości i głębokiej wiedzy zawdzięczamy słowa wprowadzenia, celne uzupełnienia i komentarze do relacji. Czytelnikowi słabo zorientowanemu w trudnej problematyce polsko-ukraińskiego zbrojnego i politycznego konfliktu o miasto i Wschodnią Galicję proponuję rozpocząć lekturę właśnie od "Wstępu" do tomu pierwszego, zawierającego podstawowe informacje o wydarzeniach i ich polskich uczestnikach. Poziom edytorski publikacji - interesująca obwoluta, twarda oprawa, dobra jakość druku - uzasadnia stosunkowo wysoką cenę publikacji. Michał Klimecki PRZYPISY (1) Powstało we Lwowie w 1928 r. z inicjatywy Wojskowego Biura Historycznego i przejęło jego lokalne archiwum. Badaniami kierowanymi przez Komisję Naukową obejmowało województwa: lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie, wołyńskie, część lubelskiego i krakowskiego. Posiadało bogatą bibliotekę, archiwum i własne wydawnictwa (m.in. "Rocznik Towarzystwa Badania..."). Korzystało z materialnej i merytorycznej pomocy m.in. Dowództwa Okręgu Korpusu VI, Wojskowego Biura Historycznego, Archiwum m. Lwowa oraz Urzędu Wojewódzkiego. W 1939 r. uzyskało osobowość prawną i zarejestrowało Statut (patrz "Monitor Polski" nr 171 z 28 lipca 1939, s. 4). (2) Archiwum Towarzystwa uniknęło zniszczenia lub rozproszenia i dzisiaj stanowi część zasobu lwowskiego Państwowego Archiwum Obwodowego jako fond 257 (opis l i 2). Radzieccy archiwiści nadali zasobowi archiwalnemu Towarzystwa nowy układ. Część dokumentów w formie odpisów znajduje się również w Archiwum Akt Nowych (Kolekcja opracowań i odpisów dokumentów dotyczących stosunków Polski z Litwą, Łotwą, Rosyjską Republiką Radziecką, Ukrainą, nr 45), Centralnym Archiwum Wojskowym (akta Wojskowego Biura Historycznego) oraz Bibliotece Polskiej w Paryżu (spuścizna Aleksandra Kawałkowskiego). (3) Polskiemu czytelnikowi zainteresowanemu ukraińskim spojrzeniem na walki o Lwów wypada polecić między innymi: O. Kuźma: Listopadowi dni 1918 r. Lwiw 1931; M. Huculak: Pierwszy Listopad 1918. Kyjiw 1993. Obaj autorzy byli nie tylko uczestnikami opisywanych wydarzeń, ale również ich historykami. (4) Cz. Mączyński wydał w 1921 r. własny zapis wydarzeń: Boje lwowskie, 1.1-2. Warszawa 1921. Spotkał się on z bardzo krytyczną oceną uczestników walk. Większość uwag sprowadzała się do pomijania przez autora zasług innych organizatorów polskiej obrony miasta, krzywdzącej oceny niektórych podkomendnych (np. kpt. Zdzisława Tatara-Trześniowskiego) oraz rozmijania się z prawdą (np. spraw przygotowania tzw. "redut" jeszcze przed l listopada 1918 r.).
Warszawa 1995. Agencja Wydawniczo-Informacyjna IWAR. s. 287, nlb. l, ryc. Wspaniałą książką obdarzył nas senior, nestor właściwie lwowskich publicystów, piszący jeszcze przed wojną, a zamieszkały obecnie w Krakowie - Tadeusz Krzyżewski. I chwała za jej wydanie niewielkiemu wydawnictwu IWAR, którego szef też pieczętuje się nadpełtwiańskim rodowodem. To jedna z najważniejszych książek, jakie poświęcono naszemu miastu nad zakopaną Pełtwią. O swoistej atmosferze Lwowa, o humorze jego mieszkańców pisano wiele, choć głównie o piosenkach lwowskich ulic i podwórek i niezapomnianej Wesołej Lwowskiej Fali ze Szczep-ciem, Tońciem, radcą Strońciem i ciocią Bandziuchową. Krzyżewski natomiast sięgnął do prapoczątków lwowskiego humoru i satyry, zajął się całkowicie nieruszonym tematem - historią lwowskiej satyry i humoru, począwszy od pierwszych fraszek, bajek i epigramów umieszczanych w pismach literackich ("Pamiętnik Lwowski - 1816-1819, "Pszczoła Polska" - 1820, "Pamiętnik Galicyjski" - 1821, "Pątnik Narodowy" -1827, czy pismo zbiorowe "Haliczanin" - 1830). W 1832 r ukazały się cztery zeszyty "Śmieszka" Juliana Aleksandra Kamińskiego, wzorowane wprawdzie na warszawskim "Momusie", ale rozpoczynające długą listę czasopism humorystyczno-satyrycznych wydawanych we Lwowie do 1939 r. Krzyżewski doliczył się 50 tych czasopism, przy innej okazji warto będzie wspomnieć jeszcze o kilkunastu efemerydach, jednodniówkach i pismach w zasadzie humorystycznych, które jednak nie używały podtytułu: humorystyczny lub satyryczny i pomijane są przez historyków i badaczy tematu. Podobnie bywa zresztą i z ukraińskimi czasopismami humorystycznymi, których brakuje w polskich bibliotekach. Na marginesie drobna uwaga. "Śmieszek" Kamińskiego nie był kwartalnikiem - jak podaje Krzyżewski. Pierwsze numery tego nie-datowanego wydawnictwa ukazały się na początku 1832 r., w kwietniu bowiem tegoż roku Słotwińskiego i zamknięto drukarnię na wiele lat. Dlatego też następny tomik "Śmieszka" pojawił się dopiero w 1848 r. pt. "Co kto lubi". Krzyżewski przypomina nie tylko czasopisma, przede wszystkim omawia szeroko wiele wspaniałych postaci lwowskiego Parnasu literackiego, których twórczość obfitowała w humorystyczne akcenty: a więc - Aleksandra hr. Fredrę, Jana Lama, twórcę polskiej powieści satyrycznej, wspomnianego Juliana Aleksandra Kamińskiego, Leszka Dunin Borkowskiego, Jana Dobrzańskiego, Włodzimierza Zagórskiego, Liberała Zajączkowskiego i wielu innych autorów. Poza tymi, którzy parali się piórem, była jeszcze plejada wspaniałych typów lwowskich, po których pozostała legenda i fura anegdot. Na jej czele Franciszek Smolka, więzień stanu i przewodniczący wiedeńskiego Parlamentu, a dalej: Wojciech Dzieduszycki "hrabia Wojtek" oraz mniej znani, ale warci przypomnienia - hreczkosiej i mecenas "Szczutka" Stefan Oczosalski, swoisty trybun ludowy o niewyparzonym piórze -Henryk Rewakowski, czy Jan Nepomucen Gniewosz, pierwszy ponoć "rewolwerowiec" w dziejach polskiego dziennikarstwa. Nie zapomniał Krzyżewski o humorze ludowym, o piosenkach przedmiejskich, głównie o łyczakowskim rodowodzie, czy temacie raczej, sięgnął po humor wojskowy, siermiężny, prostacki często, ale zawsze traktujący na wesoło wojskowe perturbacje i miłosne kłopoty nie tylko młodych rekrutów. Przypomina autor i bałak ludowy, i piosenki, które rozsławiły Lwów, i mniej znaną satyrę z tragicznych lat okupacji sowieckiej, niemieckiej i powtórnie sowieckiej. Szczerze mówiąc - ta bogata i bogato ilustrowana książka nie nadaje się do recenzowania. Trzeba ją czytać powoli, smakować jak wytworne ciasto, choćby z cukierni Zaleskiego przy Akademickiej. I cieszyć się, że taka książka została napisana, że została wydana (parę lat bowiem przeleżała się w kilku wydawnictwach, które obiecywały druk, ale ...). Na marginesie dodajmy, że otrzymała ona drugą nagrodę w konkursie zorganizowanym przez redakcję "Rocznika Lwowskiego" i Oddział Stołeczny TMLiKP-W. J. Wasylkowski
Warszawa 1995. Oficyna Wydawnicza "Rytm". Pisarstwa Barbary Wachowicz nie trzeba rekomendować. Ma ona rzeszę wiernych czytelników, od lat oczekujących na kolejne książki jej pióra, charakteryzujące się szczególnym klimatem serdeczności i wewnętrznego ciepła. Jest autorką cyklu monografii wielkich Polaków, które poświęciła m.in. wybitnym postaciom związanym życiem lub twórczością z kresami wschodnimi, dość wymienić tu Mickiewicza, Słowackiego, Sienkiewicza czy Kasprowicza. W ten kresowy nurt dorobku Barbary Wachowicz wpisuje się jej najnowsza książka o twórcach harcerstwa polskiego Oldze i Andrzeju Małkowskich. Polski ruch skautowy narodził się przecież we Lwowie, stworzył go tam Andrzej Małkowski, a kontynuatorką jego dzieła była żona Olga. To właśnie gród nadpełtwiański, który stał się kolebką tylu znakomitych towarzystw naukowych, literackich i kulturalnych oraz organizacji wojskowych i sportowych, dał Polsce również - dzięki dziełu Małkowskich - pierwsze drużyny harcerskie. Tu bowiem w 1911 r. ukazała się książka pt. Scouting -jako system wychowania młodzieży, opracowana przez Andrzeja Małkowskiego na podstawie dzieła Badan-Powella Scouting for Boys. Pierwsze zebranie poświęcone ruchowi skautowemu odbyło się w tymże roku w lwowskiej siedzibie "Sokoła - Macierzy" i tam właśnie Małkowski publicznie zadeklarował gotowość zorganizowania skautingu we Lwowie i w całej Polsce. Już w maju 1911 r. powstają we Lwowie trzy pierwsze polskie drużyny harcerskie, a w październiku tegoż roku - "Skaut. Pismo Młodzieży Polskiej" stworzone przez Małkowskiego. I wreszcie w roku 1912 dr Tadeusz Piasecki, lwowianin i współautor książki Harce młodzieży polskiej ustala rodzime nazewnictwo skautowe (harcerz, harcmistrz, zastęp itp.). Wróćmy jednak do książki. Autorka w formie uroczej gawędy przedstawia czytelnikowi życie i działalność twórców polskiego harcerstwa, czasowo przerwaną przez tragiczną śmierć Andrzeja w katastrofie statku w 1919 r., kontynuowaną następnie przez Olgę, zmarłą w 1979 r. w Zakopanem w wieku lat 90. Biografie tytułowych bohaterów książki pokazane są na tle ówczesnych wydarzeń historycznych, wiążących się z formułowaniem modelu i tradycji polskiego ruchu skautowego, mamy tu ponadto znakomicie przedstawione środowisko rodzinne, z którego wyrośli Małkowscy oraz głęboko patriotyczne tradycje, które ich ukształtowały. Walor publikacji podnoszą liczne, w większości dotąd nieznane fotografie. Warto tu odnotować interesujące zjawisko: Małkowscy nie byli lwowianami z urodzenia, spędzili jednak w mieście nad Pełtwią znaczną część swej młodości i fakt ten w jakiś sposób zaważył na całym ich życiu, po prostu "przesiąkli" Lwowem. Podobnie autorka książki, chociaż nie przyszła na świat we Lwowie, to przecież na kartach swej harcerskiej gawędy wypowiada tyle ciepłych i serdecznych słów o tym "przedziwnym mieście z lwem w herbie i lwem w sercu", iż można się domyślać, że również uległa magii Grodu Semper Fidelis. Książka Barbary Wachowicz jest dziełem wartościowym. Sądzę, że sięgną po nią także ludzie młodzi, dopiero wchodzący w dorosłe życie. Znajdą w niej cenny pokarm duchowy oraz piękne wzorce patriotyzmu i wierności szlachetnej idei harcerskiej, która dla Polski narodziła się we Lwowie. Andrzej Mierzejewski
Wrocław 1992, Agencja Wydawniczo-Poligraficzna "Rubikon", s. 288. Ks. Wacław Szetelnicki jest autorem kilkunastu książek, z których na szczególną uwagę zasługują prace dotyczące Kresów Wschodnich, jak np. "Lwowianin na drogach świata" (o kardynale Władysławie Rubinie) czy "Zapomniany lwowski bohater" (o ks. Stanisławie Franklu). Omawiana książka o Trembowli przedstawia położenie geograficzne, ludność i warunki gospodarcze miasta, krótki zarys jego historii, życie religijne i kulturalne oraz dramatyczne losy w okresie drugiej wojny światowej. Autor doprowadza swoją pracę do jesieni 1945 r., kiedy to Trembowlę opuścił ostatni transport Polaków deportowanych (użyto właśnie takiego określenia) na Ziemie Zachodnie. W książce zostały wykorzystane liczne opracowania i czasopisma oraz - co warto szczególnie podkreślić - źródła archiwalne, m.in. z Archiwum Archidiecezji Lwowskiej w Lubaczowie, Archiwum Kurii Biskupiej we Włocławku i Archiwum Archidiecezjalnego we Wrocławiu. Autor oparł się też na relacjach świadków i uczestników opisywanych wydarzeń. We wstępie czytamy, że "przedstawiane dzieje Trembowli są symbolem tego wszystkiego, czym Kresy były dla kultury i tożsamości Narodu Polskiego na przestrzeni dziejów i czym żyje i rozwija się za naszych dni." (s. 6). Historia miasta Zofii Chrzanowskiej została ukazana na tle dziejów Podola. Ziemie te są dobrze znane Autorowi. Tam się urodził i wychował, a w Trembowli pod okupacją sowiecką, niemiecką i znów sowiecką przeżył pierwsze, jakże trudne lata swojego kapłaństwa. Książka przynosi informacje na temat działalności bardziej znanych mieszkańców Trembowli, a także organizacji kulturalnych, oświatowych i wojskowych. Spośród tych ostatnich warto wymienić Związek Strzelecki, który przed samym wybuchem II wojny liczył w Trembowli ok. 300 członków. Autor zaznacza, że dumą Trembowli i okolicy był 9. Pułk Ułanów Małopolskich. W mieście tym pułk stacjonował od 1924 r. aż do wybuchu wojny. "Stał się poważną i radosną częścią życia mieszkańców. (...) Pod koniec lata, każdego roku, tłumy trembowlan zapełniały ulice miasta na uroczyste powitanie oddziałów pułkowych powracających z ćwiczeń." (s. 196). Kompanie honorowe pułku towarzyszyły uroczystościom patriotycznym i religijnym. Niedzielne msze św., w których uczestniczyli żołnierze 9. pułku, były najbardziej uczęszczanymi przez miejscową ludność. Po "wojskowych" mszach trembowlanie przy dźwiękach orkiestry pułkowej towarzyszyli ułanom wracającym do koszar. Wiele miejsca poświęcono w książce życiu religijnemu. Ks. W. Szetelnicki przedstawił historię trembowelskiej parafii rzymsko-katolickiej należącej do najstarszych w archidiecezji lwowskiej (powstała w 1425 r.). Omówił też losy dominikanów i karmelitów, którzy mieli w Trembowli swoje klasztory i kościoły. Do ciekawszych fragmentów książki należą biografie kapłanów nierozerwalnie związane z dziejami parafii trembowelskiej. Jak pisze Autor, najwybitniejszym i najbardziej zasłużonym proboszczem w kilkuwiekowych dziejach parafii rzymsko-katolickiej był ks. dr Eustachy Jełowicki (1886-1930), kanonik honorowy kapituły lwowskiej i dziekan dekanatu trembowelskiego. Budowniczy okazałej bazyliki w Trembowli, naukowiec z poważnym dorobkiem w dziedzinie filozofii, zmarł nagle, w pełni sił twórczych. W jego pogrzebie na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie brały udział tłumy. Kondukt pogrzebowy prowadził arcybiskup Józef Teodorowicz, metropolita obrządku ormiańskiego i biskup Franciszek Lisowski, sufragan lwowski. Książka dostarcza informacji na temat działalności organizacji katolickich, ale również dowiadujemy się o życiu cerkwi grecko-katolickiej. Autor pisze o współżyciu - przez cale wieki zgodnym - różnych narodowości zamieszkujących archidiecezję lwowską (Polacy, Rusini, Żydzi, Ormianie). Symbolem rozdarcia, jakie dokonało się u progu naszych czasów, był arcybiskup-metropolita Andrzej hr. Szeptycki. Ta kontrowersyjna postać została ukazana w książce na tle biografii innych osób z rodu Szeptyckich. Kulminacja tragedii w stosunkach polsko-ukraińskich nastąpiła, jak wiadomo, w okresie II wojny światowej. Zdarzenia te znane są ks. Szetelnickiemu z autopsji. Autor wymienia nazwiska Polaków zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich w kilku wsiach na Podolu. Przytacza wiele drastycznych przykładów, m.in. morderstw dokonanych na księżach katolickich. Poruszająca jest zamieszczona w książce relacja ks. Józefa Anczarskiego, który w końcu 1945 r. przez szereg tygodni dojeżdżał z posługą duszpasterską z Tarnopola do Trembowli, gdzie nie było już żadnego polskiego kapłana. Nie mniej dramatyczny jest rozdział książki ukazujący eksterminację Żydów i udział trembowlan w ich obronie. Autor pisze o likwidacji getta w Trembowli i o przypadkach pomocy, jakiej ludność polska i ukraińska udzielała uciekinierom. Ogromne wrażenie robi przytoczony w książce list pisany w 1985 r. z Frankfurtu nad Menem przez uratowaną podczas okupacji niemieckiej lekarkę. Dowiadujemy się z niego, że ukrywający rodzinę żydowską Polak miał poważne wątpliwości, czy postępuje słusznie narażając swoich najbliższych na śmierć. Udawszy się z tym problemem do spowiedzi, usłyszał od księdza, iż powinien nadal opiekować się przechowywanymi Żydami i nie wolno mu ich wydać. Owym spowiednikiem był ks. Wacław Szetelnicki. Uratowana rodzina Weisselbergów zachowała go we wdzięcznej pamięci. Na uznanie zasługuje fakt, iż Autor pisze o bolesnych kwestiach narodowościowych w sposób spokojny i obiektywny. Ks. Wacław Szetelnicki, mocno związany z opisywaną przez siebie ziemią, sam uczestniczył w przywoływanych w książce wydarzeniach. Mimo to Autor nie eksponuje swojej osoby. Pisze o sobie rzadko i w sposób powściągliwy. Nasuwa się refleksja, że bardzo ciekawe byłyby wspomnienia księdza, z opisaniem tego, co przeżył i w czym brał udział. Z książki o Trembowli emanuje ogromne uczucie, jakim Autor darzy swoją Małą Ojczyznę. Widoczne jest to już w zamieszczonych na początku pracy mottach. W zakończeniu znajduje się cytat z Józefa Piłsudskiego - słynna wypowiedź Marszałka na temat Kresów. Ocalenie od zapomnienia dziejów miasta na Podolu wpisanych w tragiczne losy Kresów oraz bogatego dziedzictwa kulturowego różnych narodowości zamieszkujących te ziemie było celem, jaki przyświecał Autorowi. Zamierzenie to zostało zrealizowane. Aleksandra J. Leinwand
Wyd. 2 popr. Lublin 1944, Norbertinum s. 266. Roman Dzwonkowski: Polacy na dawnych Kresach Wschodnich. Z problematyki narodowościowej i religijnej. Lublin 1994, Oddział Lubelski Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", s.150. Wśród wielu prywatnych wydawnictw powstałych od roku 1989 Norbertinum wyróżnia się ambitnym planem wydawniczym i solidnym, profesjonalnym opracowaniem edytorskim. Wydawnictwo to, z siedzibą w Lublinie, określające się jako katolickie, a nazwą nawiązujące do istniejących już w Polsce wydawnictw kościelnych, jak np. Pallottinum, Marianum, ma w swej ofercie, obok książek naukowych, poświęconych teologii, historii, polityce, naukom społecznym, oraz literatury pięknej, bardzo wiele książek-świadectw losów Polaków w najnowszym okresie historii. Książki te - wspomnienia, pamiętniki, dzienniki, biografie - dotyczą często martyrologii Polaków na Wschodzie. Ich autorami, bohaterami nierzadko są Iwowiacy. Zatrzymajmy się nad dwoma. Pierwsza to "Drogi opatrzności" ks. Tadeusza Fedorowicza. Autor urodził się na Podolu. We Lwowie złożył maturę i studiował na Uniwersytecie Jana Kazimierza prawo, później teologię. W chwili wybuchu wojny 1939 roku był wikarym w parafii św. Marii Magdaleny we Lwowie oraz dyrektorem Domu Ubogich Miasta Lwowa. Aresztowany przez NKWD w kwietniu 1940, siedział w więzieniu na Zamarstynowie. Wypuszczony, udał się dobrowolnie (za zgodą arcybiskupa Bolesława Twardowskiego) na zesłanie z Polakami wywożonymi z obszaru Galicji Wschodniej w czerwcu 1940 r. W Republice Maryjskiej pod Uralem przez ponad rok pracował przy wyrębie lasów. Potem przez jakiś czas przebywał w Buzłuku przy tworzącej się Armii Polskiej gen. Andersa. Wysłany (już jako kapelan Wojska Polskiego) przez ks. Włodzimierza Cieńskiego, dziekana generalnego Armii Polskiej do Kazachstanu, pełnił posługę pasterską wśród polskich rodzin. Przebywał w więzieniu sowieckim w Semipałatyńsku. Wreszcie został kapelanem 4. dywizji I Armii Polskiej, formowanej w Sumach. Omawiana książka przynosi wspomnienia ks. Fedorowicza z jego przejść wojennych, głównie w Związku Sowieckim, z działalności duszpasterskiej, jaką starał się prowadzić wszędzie, dokąd dotarł. Książka wypełnia lukę na rynku wydawniczym, jaką był niemal zupełny brak publikacji przynoszących relacje z pobytu na Wschodzie księży polskich. Jest dokumentem dużej wartości historycznej, jak również świadectwem pięknej, trudnej postawy moralnej. Ksiądz Fedorowicz stara się akceptować sytuacje, w których się znajduje, szukać w ludziach, bez względu na ich narodowość, wyznanie, prawości, dobra, szczepić i podtrzymywać nadzieję i wiarę. Wiele radości daje mu przyroda, której piękno potrafi dostrzec i opisać. Na kartach książki pojawiają się liczne wzmianki o lwowiakach i ich wygnańczych losach. Ksiądz Fedorowicz na swej wojennej drodze spotyka ich wszędzie tam, gdzie skieruje go tytułowa "boska opatrzność". To właśnie oni - lwowiacy są często jego towarzyszami, opiekunami, podopiecznymi. Dla przykładu można wymienić: Jana Szeptyckiego, Janinę Matko (żonę Kazimierza, prezesa "Odrodzenia"), Józefa i Kazimierę Skwarczyńską (przewodniczącą Stowarzyszenia Pań św. Wincentego we Lwowie), Ludmiłę Kownacką, Marię Kucharską (żonę ostatniego prezesa Izby Skarbowej we Lwowie) i wielu, wielu innych. Odszukanie odpowiednich fragmentów tekstu ich dotyczących nie nastręcza trudności, gdyż książkę zaopatrzono w indeks osób. Ponadto tekst wspomnień Tadeusza Fedorowicza poprzedzają: Słowo wstępne kard. Józefa Glempa, Wprowadzenie do serii i Wstęp do wspomnień... Pióra Romana Dzwonkowskiego oraz Słowo od autora. Integralną częścią książki są bardzo rozbudowane aneksy przynoszące: Notatki z Kazachstanu, Dziennik czynności i listy Tadeusza Fedorowicza, listy Stefanii Skwarczyńskiej, wspomnienie o Ludce Kownackiej Marii Hoffmanowej oraz wiersze Polaków wywiezionych do ZSRR: Ludwiki Kownackiej, Barbary Boehmówny, Inki Czechowicz, Marii Zytkiewicz, Marii Szawłowskiej-Linscheid, Marii Reszczyńskiej-Stypińskiej. Całości dopełniają liczne fotografie i reprodukcje odręcznego tomiku wierszy Ludwiki Kownackiej Dzieciom polskim w Kazachstanie. W sumie Drogi opatrzności jawią się przejmującym świadectwem męczeństwa i wiary Polaków na Wschodzie, na pewno wartym poznania, nie tylko przez lwowiaków. Zupełnie inny charakter ma druga z przedstawianych tu propozycji Polacy na dawnych Kresach Wschodnich. Z problematyki narodowościowej i religijne). Łączy ją z poprzednią osoba ks. Romana Dzwonkowskiego ze Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, redaktora serii wydawniczej "Duchowieństwo polskie w więzieniach, łagrach i na zesłaniu w ZSRR" w której wydano wspomnienia T. Fedorowicza i jednocześnie autora Polaków na dawnych Kresach... Książka, współfinansowana przez Stowarzyszenie "Wspólnota Polska", jest na pół naukowym, na pół publicystycznym opisem sytuacji narodowościowej i religijnej Polaków w państwach powstałych po rozpadzie ZSRR, głównie na Białorusi i Ukrainie. Składa się z szeregu tekstów publikowanych już wcześniej w prasie. Podejmują one problemy: liczebności Polaków na Wschodzie, wzajemnych relacji ich języka i świadomości narodowej, stanu duszpasterstwa i kościoła rzymskokatolickiego w krajach dawnego ZSRR, przeszkód, jakie napotykają starania o rejestrację parafii, odzyskanie bądź wybudowanie kościołów. Szerzej potraktował autor m.in. bardzo trudny problem języków używanych w liturgii kościoła rzymskokatolickiego - nie jest to już tylko język polski, ale także białoruski, rosyjski, ukraiński. Książkę zamyka "Kilka uwag praktycznych refleksji duszpasterskich" oraz "Aneksy" - fragmenty Traktatów o dobrym sąsiedztwie ... między Polską a Ukrainą, Litwą, Białorusią i Łotwą, dotyczące swobód religijnych i zasad odprawiania kultu. Dzięki tym zabiegom, a także obszernie cytowanym fragmentom listów Polaków ze Wschodu, omawiana książka jest nie tylko naukowym opisem, ale również przekonującą relacją świadka (ks. Dzwonkowski od wielu lat utrzymuje kontakt ze środowiskami polonijnymi na Wschodzie), przesiąkniętą autentyczną troską o dobro Kościoła i Polaków na dawnych Kresach Wschodnich. Witold Waszczuk
Warszawa 1994. Instytut Lwowski. s. 54, nlb. 62, il. Jan Wojciech Wingrałek - Tak blisko siebie. Z notatek lat 1980-1982 i 1987-1994. Warszawa 1995. Instytut Lwowski, s. 57, nlb. 59. Dwie bezpretensjonalne książeczki napisane przez autora, który nie będąc rodowitym lwowiakiem ani kresowiakiem, a którego zawodowe losy rzuciły na tamte tereny, stał się entuzjastą tej ziemi, jej tradycji i historii. I co najważniejsze - jako wicedyrektor lwowskiej placówki warszawskiego Energopolu mógł czynnie uczestniczyć w odtwarzaniu tej historii, w pierwszej odbudowie Cmentarza Orląt. Stąd też w jego zapiskach dominują kronikarskie relacje, mające walor historycznych dokumentów, zwłaszcza tam, gdzie autor posługuje się ilustracją prezentującą stan cmentarza i zakres pierwszych prac remontowych przypominających niekiedy odkopywanie ruin Pompei. Wędrował autor wraz z budowami Energopolu po różnych zakątkach radzieckiego jeszcze "raju". "W czasie mej wędrówki - pisze -obraz tego "raju" wydawał się coraz bardziej beznadziejny... Im dalej na wschód (od śladów Polskości) tym bardziej widoczna była bieda codzienności i brzydsza proza bytowania, tym więcej bylejakości, ale za to coraz więcej haseł "sława komunizma", "sława oktjabrju"; coraz więcej sierpów, młotów, leninów..." I dalej: "Pracowałem wśród umęczonych ludzi trzy lata i ponownie po pięciu latach jeszcze dwa..." I wszędzie odnajdywał autor polskie ślady, zagubionych rodaków, którzy z trudem zaczynali przyznawać się do swoich rodowodów. To także należy do historii, tyle że do najnowszej, którą wspornic dziś tworzymy z narodami Białorusi i Ukrainy. J.W.
Zebrał i opracował J. Wyspiański. Lubin. Obok licznych ostatnio publikacji książkowych o tematyce kresowej pojawiają się interesujące inicjatywy w postaci wydawnictw periodycznych, poświęconych miastom i miejscowościom położonym na naszych dawnych ziemiach wschodnich. Inicjatorzy wydawania takich z reguły niskonakładowych czasopism starają się utrwalić wiele szczegółów i obrazów z życia społeczności polskiej zamieszkałej na tych terenach od wieków, a następnie - w wyniku II wojny światowej - tak bezlitośnie ekspatriowanej ze swej ziemi. Periodyki takie zawierają często bardzo cenne informacje o zabytkach kresowych, lokalnych obyczajach i życiu codziennym ludności zamieszkującej te tereny. Przedmiotem niniejszych uwag będą dwa czasopisma: "Strzecha Stryjska" wydawana we Wrocławiu i "Spotkania Świrzan" ukazujące się w Lublinie. Publikowana od pięciu lat "Strzecha Stryjska" jest biuletynem środowiska dawnych mieszkańców Stryja, działającego w ramach Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich we Wrocławiu. Dotychczas ukazało się 15 numerów o objętości od ok. 50 do 125 (numer podwójny) stron druku. Czasopismo to redaguje zespół, w którym funkcję redaktora naczelnego pełniła w pierwszych latach Krystyna Roszek-Masiak, a po jej śmierci w 1993 r., kierownictwo redakcji objęła Anna Wojciechowska. "Strzecha Stryjska" to periodyk różnorodny treściowo. Poszczególne numery mają niejednokrotnie charakter małych monografii - wiodące tematy danego zeszytu określa stówo wstępne. Redakcja nie ogranicza się do omawiania wyłącznie tematyki Stryjskiej, przeciwnie - często wybiega poza nią, przekazując wiele informacji również o innych miastach kresowych. Mamy tu więc także materiały dotyczące np. Stanisławowa, Morszyna, Truskawca. Tłumacza, Skolego czy Kochawiny. Oczywiście Stryj jest tematem głównym - znajdziemy tu np. wiadomości o życiu i działalności znanych Stryjan, dzieje Stryja, wspomnienia z okresu międzywojennego, wreszcie relacje o tragicznych czasach II wojny światowej i powojennej ekspatriacji większości Polaków. Wiele tu ciekawostek: np. kapitalne sylwetki świrków stryjskich, gawędy o dawnym Stryju, lokalnym bałaku, a także o specjałach kuchni kresowej. Nie brak też od czasu do czasu szczypty humoru. Czytelnicy "Rocznika Lwowskiego" chcieliby zapewne zapytać, czy tematyka Sensu stricte lwowska jest w "Strzesze Stryjskiej" również obecna. Otóż jest, i to prezentuje się dość bogato. Na łamach tego biuletynu opublikowano np. zwięzłą historię Uniwersytetu Jana Kazimierza i Ossolineum oraz informacje o innych tamtejszych bibliotekach, archiwach i muzeach, znajdziemy tam sylwetkę znakomitego uczonego Rudolfa Wcigla, a ponadto wiele wiadomości o Lwowie (również współczesnym) umieszczono w staiej rubryce zatytułowanej "Kronika". W sumie "Strzecha Stryjska" Jest ważnym wydawnictwem utrwalającym i wzbogacającym naszą wiedzę o kresach. Przejdźmy teraz do "Spotkań Świrzan". Młodszym czytelnikom należy się wyjaśnienie: Świrz to miasteczko położone ok. 10 km od Przemyślan, liczące w latach dwudziestych nieco ponad 2000 mieszkańców (por. E. Maliszewski, W. Olszewicz: Podręczny słownik geograficzny..., Warszawa 1927, Trzaska, Even i Michalski). Tej właśnie miejscowości poświęcony jest wspomniany periodyk, opatrzony podtytułem "Biuletyn Świrzan i ich potomków". "Spotkania Świrzan" to dzieło jednego człowieka, który - jak wynika ze stopki redakcyjnej -każdy numer tego czasopisma "zebrał i opracował". Tym jednoosobowym redaktorem Jest p. Józef Wyspiański zamieszkały w Lubinie, gdzie też biuletyn ten się ukazuje. Od 1992 r. wydano 13 zeszytów. Wzruszający to dowód pracowitości i szlachetnej pasji redaktora Wyspiańskiego. Pierwsze numery "Spotkań Świrzan" liczyły ok. 20 stron, natomiast od roku 1993 objętość zwiększyła się do 32. Treść tu bogata i różnorodna. Mamy tu wiele przyczynków do historii samego miasta i jego okolic, życia i działalności znanych Świrzan, artykuły na temat etymologii nazwy Swirz oraz nazwisk tamtejszych mieszkańców, omówienie charakterystycznych cech miejscowego dialektu; wreszcie opisy zabytków tego regionu. Dużo materiału poświęcono walkom partyzanckim i konspiracji w czasie II wojny światowej oraz powojennym dziejom Świrzan, którzy osiedlili się głównie na Ziemiach Zachodnich. W niektórych zeszytach znajdziemy też tematykę lżejszą: anegdoty, humoreski, a nawet rozrywki umysłowe. Nie brak też materiałów dotyczących Lwowa - wymieniać tu można np. wspomnienia więźniarki z ul. Łąckiego, czy artykuł o stosowanych współcześnie przez władze ukraińskie metodach zacierania śladów polskości na Ziemi Lwowskiej. Oba omawiane tu czasopisma świadczą o wciąż żywej tęsknocie środowisk Stryjan i Świrzan do swych utraconych "małych ojczyzn" i o silnej wewnętrznej potrzebie działania dla ocalenia od zapomnienia ich dziejów, do czasów II wojny światowej integralnie związanych z historią Polski. Andrzej Mierzejewski Warszawa Wszystkie prawa zastrzeżone. Materiały opublikowano za zgodą Redakcji. |