„Kapłan trzech bratnich obrządków”
Ks. mitrat Krzysztof Staniecki
(1934 - 2003) Po II wojnie światowej w Kościele polskim było tylko dwóch kapłanów, którzy mieli uprawnienia do sprawowania liturgii we wszystkich trzech bratnich obrządkach: rzymsko-, grecko- i ormiańskokatolickim. Kapłanami tymi byli ks. mitrat Krzysztof Staniecki i ks. Kazimierz Roszko. Obu łączy więzy przyjaźni, obu łączyła też miłość do liturgii wschodniej, a także miłość do Horodenki, Lwowa i Gliwic. Ks. Krzysztof Staniecki urodził się 20 listopada 1934 r. w Horodence w województwie stanisławowskim. Jego rodzinna miejscowość była tym miastem na dawnych Kresach Południowo-Wschodnich, w którym obok parafii rzymskokatolickiej i greckokatolickiej znajdowała się także parafia ormiańskokatolicka. Ormianie mieszkali tutaj od końca XVII w., trudniąc się handlem i rzemiosłem. W 1706 r. wznieśli własną świątynię i utworzyli parafię, która należała do ormiańskokatolickiej archidiecezji we Lwowie. Przedostatnim proboszczem tej parafii był ks. Walerian Bąkowski, który zmarł święto Epifanii w 1941 r. Po nim nastał wspomniany ks. Kazimierz Roszko, urodzony we Lwowie, absolwent Papieskiego Kolegium Ormiańskiego w Rzymie. Tak jednego, jak i drugiego kapłana Krzysztof Staniecki znał bardzo dobrze, gdyż jako mały chłopiec chodził do kościoła ormiańskiego, służąc do mszy św. i poznając w ten sposób liturgię bratniego obrządku, tak bardzo odmienną od dwóch pozostałych obrządków. Przyjaźnił się także ze swymi rówieśnikami z rodzin ormiańskich. W 1945 r. rodzina ks. Stanieckiego, wówczas 11-letniego chłopca, wyjechała na stałe z Horodenki, osiedlając się na Górnym Śląsku. Również i ks. Kazimierz Roszko, czynnie zaangażowany w konspiracyjną działalność Armii Krajowej, musiał opuścić swój kościół. Udało się mu jedynie wywieść część wyposażenia parafialnego. Kościół ten został zamknięty i niszczeje do dnia dzisiejszego. Ks. Roszko wraz z większością ormiańskich parafian wyjechał najpierw do Pyskowic, a później do Gliwic. W Gliwicach od tamtejszych władz miejskich otrzymał dla wiernych swego obrządku dawny kościół szpitalny pw. św. Trójcy, który gruntownie wyremontował. W 1950 r. po zmarłym ks. Józefie Magierowskim przejął łaskami słynący obraz Matki Bożej Ormiańskiej z Łyśca, dla którego zbudował marmurowy ołtarz. Prowadził także duszpasterską działalność wśród wiernych obrządku ormiańskokatolickiego na terenie Dolnego i Górnego Śląska, zwłaszcza we Wrocławiu, gdzie znajdowało się duże skupisko przesiedlonych Ormian lwowskich. Równocześnie kontynuował pracę naukową, będąc lektorem języka ormiańskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był także autorem wielu publikacji naukowych z zakresu filologii ormiańskiej, Ks. Staniecki, idąc za głosem powołania kapłańskiego, wstąpił do seminarium duchownego w Nysie, a w 1958 r. otrzymał świecenia kapłańskie w Opolu. W latach 50-tych, najpierw jako kleryk, a później jako student KUL i prefekt seminaryjny, nawiązał na nowo kontakt z ks. Roszko. Często odwiedzał go w Gliwicach, poznając głębiej liturgię ormiańską. W 1964 r. ks. Roszko zagrożony represjami ze strony władz komunistycznych, wyjechał na stałe do Rzymu, a następnie do Ziemi Świętej i USA, gdzie podjął pracę duszpasterską w wśród wiernych obrządku greckokatolickiego, odprawiając w zależności od potrzeb duszpasterskich także liturgię w dwóch pozostałych obrządkach. Zmarł w opinii świętości w 1985 r. w Chicago. Ks. Staniecki do końca jego życia utrzymywał z nim kontakt listowny, wymieniając z nim wiele wzajemnych informacji na temat pracy duszpasterskiej i obrządków wschodnich. Siostra ks. Roszki, Maria Roszko-Roszkiewicz, tak wspomina relacje między tymi dwoma kapłanami: „Ks. Krzysztof był wielkim przyjacielem mego kochanego Kazia i tak jak on był zafascynowany liturgiami wschodnimi. Bardzo dobrze rozumiał brata, a zwłaszcza jego problemy związane z tułaczką po całym świecie oraz z życiem wśród obcych ludzi. Bolał, że Kazimierz nie zrealizował swych planów naukowych i że nagły wyjazd z Polski przekreślił jego obronę pracy doktorskiej. Mój brat wiele razy pisząc do mnie, podkreślał, że ks. Krzysztof to jego prawdziwy przyjaciel, który sprawdził się w ciężkich sytuacjach”. W 1973 r. roku zmarł następca ks. Roszki, ks. Kazimierz Romaszkan, więzień syberyjskich łagrów oraz także absolwent Papieskiego Kolegium Ormiańskiego w Rzymie. Gliwicka parafia ormiańska pozostała więc osierocona. W tym czasie, od 1970 r. ks. Staniecki przebywał w Gliwicach, pełniąc posługę kapelana u sióstr Notre Dame oraz proboszcza tamtejszej parafii greckokatolickiej. Wtedy bowiem był już birytualistą, czyli kapłanem sprawującym posługę w trzech obrządkach. Dojeżdżał również do Opola i Nysy, gdzie w seminariach duchownych wykładał teologię dogmatyczną. Pomimo tych licznych obowiązków, ze względu na wspomnienia z rodzinnej Horodenki, nie pozostał jednak obojętny na problemy polskich Ormian. Najpierw z własnej inicjatywy, a później na mocy dekretu Ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, pełniącego od 1957 r. obowiązki ordynariusza Ormian-katolików w Polsce, roztoczył opiekę duszpasterską nad Ormianami. W 1977 r. został rektorem kościoła św. Trójcy. Odprawiał liturgię ormiańską, korzystając z tekstów mszalnych przetłumaczonych jeszcze we Lwowie w 1938 r. na język polski, gdyż grabar, ormiański język liturgiczny, nikomu z wiernych nie był znany. Równolegle też sprawował nadal liturgię grecko- i rzymskokatolicką. W tym czasie po raz pierwszy poznałem ks. Stanieckiego, W latach 1975 - 1977 odbywając jako kleryk służbę wojskową w Brzegu Opolskim kilkakrotnie miałem okazję przyjechać do Gliwic, gdzie otrzymałem od niego książki i podręczniki liturgiczne. Utrzymywałem z nim kontakt także po powrocie do seminarium duchownego w Krakowie. Wiedząc, że ja także pochodzę z rodziny kresowej, i to należącej do trzech obrządków, zachęcał mnie do poznawania liturgii, historii i tradycji tych obrządków, co w swoim życiu realizował na co dzień. Nieraz więc przyjeżdżałem na jego msze św., tak ormiańsko- jak i greckokatolickie. Gdy oprowadzał mnie po swoim kościele, to często powtarzał, że jest to „mała Horodenka”, bo w tej skromnej świątyni znów trzy obrządki żyją we wzajemnej symbiozie. Bolał przy tym, że po II wojnie światowej nastąpiły takie silne podziały narodowościowe oraz, że w Polsce jest takie małe zrozumienie dla obrządków wschodnich. Po święceniach kapłańskich w 1983 r., zachęcany przez niego, starałem się o wyjazd do Papieskiego Kolegium Ormiańskiego w Rzymie, ale pomimo pozytywnej decyzji władz kościelnych trzykrotnie dostałem od władz państwowych odmowę otrzymania paszportu. Do Kolegium mogłem pojechać dopiero wiele lat później. Ks. Staniecki pomagał mi też przy zbieraniu materiałów do opracowania słownika biograficznego księży ormiańskokatolickich oraz udostępnił mi własne informacje. Wiele z nich, zwłaszcza te z historii parafii ormiańskiej w Horodence, okazało się wręcz bezcennymi. Zgodził się także na spisanie swoich wspomnień o ks. Bąkowskim i ks. Roszce. Pomógł mi także w odnalezieniu obrazu Matki Bożej Bolesnej z Monasterzysk k. Buczacza, z rodzinnej parafii mego śp. Ojca; obraz ten w wyniku tułaczki wojennej trafił do parafii w Bogdanowicach k. Głubczyc w diecezji opolskiej, o czym do tej pory nikt z rodziny nie wiedział. Bardzo bolesnym doświadczeniem dla ks. Stanieckiego był rok 1985 r., kiedy to do Gliwic przybył nowy duszpasterz Ormian. Niestety kapłan ten nie umiał uszanować zasług swojego poprzednika. Ks. Staniecki musiał więc opuścić kościół św. Trójcy, sprawując już od tej pory liturgię greckokatolicką w innym kościele. W rozmowach ze mną często wracał do tego wydarzenia, ale przyjął to z pokorą. Muszę zaznaczyć, że rodziny ormiańskie z Gliwic i z innych miast Górnego Śląska do tej pory wyrażają się z największym szacunkiem o ks. Stanieckim, który swoją pracowitością i osobistą kulturą zaskarbił sobie ich wdzięczność. Od początku lat 90-tych zaczął wyjeżdżać do Lwowa, gdzie wykładał teologię w greckokatolickiej Akademii Duchownej, oraz do Stanisławowa, gdzie też wykładał teologię w tamtejszym Instytucie Teologiczno-Katechetycznym. Gdy w 2002 r. otrzymałem nominację na duszpasterza Ormian w Polsce, ks. Staniecki napisał długi, bardzo życzliwy list z gratulacjami, w którym wspominał swoje związki z obrządkiem i księżmi ormiańskimi. W czasie ostatniego spotkania, na kilka tygodni przed jego przeprowadzką do domu księży emerytów w Opolu, bardzo dużo opowiadał mi o możliwości przywrócenia do kultu kościoła ormiańskiego w Horodence, a także o wielu nowych wydarzeniach związanych ze Lwowem i Stanisławowem. Widać było, że wciąż żyje Kresami. Ks. mitrat Krzysztof Staniecki, kapłan trzech obrządków zmarł 10 marca 2003 r. Jego pogrzeb odbył się 13 marca w Raciborzu. Msza św. z udziałem kilku biskupów oraz bardzo wielu księży odprawiona została w obrządku łacińskim, natomiast sam pogrzeb odbył się w obrządku greckokatolickim. Ja natomiast w uroczystościach uczestniczyłem w ormiańskim stroju liturgicznym. Dziękuję Bogu, że na swojej drodze życiowej spotkałem takiego życzliwego i mądrego kapłana. Odmawiając codziennie „Hajr mer - Ojcze nasz” za zmarłych kapłanów ormiańskich modlę się również i za Niego, który choć nie miał kropli krwi ormiańskiej, to jednak dla nas, polskich Ormian uczynił niezwykle wiele. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski |
Copyright ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Wszystkie prawa zastrzeżone