Wielcy zapomniani

Jan Nepomucen Kamiński - twórca teatru polskiego we Lwowie

Kamiński był człowiekiem, który pomimo niezwykłych trudności, związanych z polityką germanizacyjną władz austriackich we Lwowie, doprowadził do stworzenia w tym mieście polskiej sceny narodowej. Zasłynął jako niestrudzony obrońca polskości. Urodził się 27 października 1777 r. w Kutkorzu. Od dziecka był niezwykłym pasjonatem teatru. Już jako dziesięcioletni chłopiec usłyszał o widowiskach scenicznych Bogusławskiego. Trzy lata później bawił się z kolegami, grając własną tragedię.

Uczeń Wojciecha Bogusławskiego

W 1793 r. trupa Morawskiego, a w 1795 sam Bogusławski, stanowczo wpłynęli na jego zamiłowanie do sceny. Czasy, w których Jan Nepomucen pracował na rzecz ustanowienia we Lwowie sceny polskiej, były niezwykle trudne. Doktor Bronisław Czarnik w broszurze zatytułowanej: "Z życia J.N. Kamińskiego, dyrektora Teatru Lwowskiego", wydanej w Warszawie w 1891 r., tak o nich pisze: "Wprowadzamy szanownych czytelników w czasy bardzo smutne. Galicję zalega przerażająca cisza, nigdzie żadnego ruchu, żadnego życia, ogólny upadek ducha i zniechęcenie. Rząd austriacki tłumi bezwzględnie już w zarodku każdy objaw chociażby najniewinniejszej działalności, na jakimkolwiek polu. W tych czasach ogólnego zastoju i ciszy rozpoczął swoją działalność człowiek nieugiętej woli i dziwnej energii, którego nazwisko zna niewątpliwie każdy, ktokolwiek chociażby przelotnie spojrzał na karty historii Lwowa w naszym stuleciu. Był nim Jan Nepomucen Kamiński, w jednej osobie dyrektor teatru lwowskiego, artysta dramatyczny, pisarz i tłumacz". Rząd i przedsiębiorca teatru niemieckiego nie dopuszczali do tego, by we Lwowie swobodnie mogły odbywać się widowiska polskie. Władze austriackie propagowały teatr niemiecki, który stanowił narzędzie służące do zniemczania mieszkańców Galicji. Teatr polski tolerowany był jedynie jako ten, który miał dofinansowywać scenę niemiecką. Z tego też względu bilety na przedstawienia polskie były trzykrotnie droższe. Kamiński głośno protestował przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Uważał, że Naród Polski zasłużył sobie na własną scenę narodową, na której aktorzy grać będą polski repertuar. W utworze zatytułowanym "Polak nie sługa", który był pieśnią Powstania Listopadowego, pisze:

Polak nie sługa, nie zna, co to pany,
nie da się okuć przemocą w kajdany.
Wolnością żyje, do wolności wzdycha,
bez niej jak kwiatek bez wody usycha.

Płacze w klateczce więziona ptaszyna,
że była wolna, sobie przypomina,
a choć jej ptasznik daje dość żywności,
jednak przez szczeble wzdycha do wolności.

Siedź cicho, ptaszku, i ciesz się nadzieją,
że dni pogodne tobie zajaśnieją,
masz mnóstwo braci - doczekasz się chwili,
żeby ci wyjście z klatki ułatwili.

Tak więc, rodacy, wolności nam trzeba,
zamiarom naszym sprzyjać będą nieba -
nadejdzie chwila, chwila pożądana,
że zegną wrogi przed Polską kolana!

W roku 1804 wyjechał Kamiński do Kamieńca Podolskiego, gdzie przez rok grywał z amatorami. Stamtąd, wezwany przez księcia Lubomirskiego, wyjechał na kontrakty do Dubna. W 1805 r. został z kolei poproszony przez księcia Richelieu do Odessy, gdzie grywał do 1809 r. na koszt rządowy. "Tam byłem pierwszy raz w życiu szczęśliwy, bo znalazłem prac swoich uznanie" - pisze Kamiński w jednym z listów. W Odessie doszły go wieści o wojnie Francji z Austrią. W maju 1809 r. nie było już wojsk cesarskich we Lwowie. Wrócił więc do rodzinnego miasta, mając wielkie nadzieje na wystawienie w nim szeregu przedstawień. Od 1809 do 1842 r. był już nie tylko aktorem, reżyserem i dramaturgiem, ale przede wszystkim antreprenerem, czyli przedsiębiorcą teatralnym, który zajmował się wszystkimi problemami teatru, poczynając od doboru repertuaru, angażowania aktorów, projektowania dekoracji itd., kończąc na finansach. Do Lwowa szybko jednak powrócili Austriacy. Kamiński otrzymał wówczas nakaz natychmiastowego opuszczenia kraju. W liście do hrabiego Adama Zamoyskiego pisze: "Gdziem się tylko w tym względzie pod protekcję chciał schronić, wszędzie jak od zapowietrzonego uciekano ode mnie. Ani chciano słyszeć o scenie polskiej". Sztuki, które wystawiał, były przez rząd austriacki cenzurowane. Pomimo jednak tego teatr lwowski spełniał swoje zadanie w utrzymaniu świadomości narodowej; jego oddziaływanie było powszechne i przyczyniało się do wzrostu kultury mieszkańców.

"Ojciec galicyjskiej sceny polskiej"

Kamiński przez cały czas od swego powrotu w 1809 r. do Lwowa toczył z zaborcą trudną walkę o scenę polską. "Polski teatr niemal od początku musiał - paradoksalnie - szukać dla siebie miejsca w polskim mieście. Obowiązujący do 1842 roku przywilej teatralny obejmował tylko teatr niemiecki - polscy aktorzy działali wyłącznie na podstawie nie zawsze formalnych umów z przedsiębiorcami austriackimi. Gdyby nie znaleźli się ludzie, którzy chcieli wytrwale zabiegać o stworzenie prawnych podstaw działalności polskiego teatru, kto wie, jak potoczyłyby się dalej jego losy..." - pisze Agnieszka Marszałek w "Czterech wiekach lwowskiego teatru". Kamiński temu szlachetnemu celowi poświęcił całe swoje życie. Potwierdzenie znajdujemy u Pepłowskiego w "Teatrze polskim we Lwowie": "Znane są w ogólnych zarysach zasługi Kamińskiego około naszego teatru we Lwowie. On to stworzył scenę polską i wywalczył dla niej egzystencję prawną, wykształcił całe pokolenie artystów, złożył repertuar na owe czasy wyborowy, wszystkiego dokonał sam o własnych siłach, bez niczyjej pomocy". Kamiński miał dobry kontakt z dyrektorem niemieckiego teatru - będącym równocześnie nadzorcą nad teatrem polskim - Czechem Franciszkiem Henrykiem Bullą, który wspierał jego poczynania w Wiedniu, wyjednując mu u cesarza pewną łaskę. Cesarz Franciszek własnoręcznie napisał Kamińskiemu: "Nie mam zamiaru wyrugować z Galicji polskiego języka i teatru". Nie przerwało to jednak pasma nieszczęść, które spadały na teatr we Lwowie. Po jakimś czasie Bulli kazano wyjechać z Wiednia, a Kamiński otrzymał nowy rozkaz wyjechania z kraju. "Pozwolono mi przez miłosierdzie dać kilka widowisk w nadchodzące kontrakty (w czerwcu 1810 roku), po czym znowu wyprosiłem u rządu pozwolenie na czas niejaki. To trwało rok cały, a jam i siebie, i aktorów krwawo zarobionym groszem żywił" - pisze dyrektor teatru.

W lipcu 1817 r. przyjechał do Lwowa cesarz Franciszek. Kamiński wiedział, że od tego, jak przyjmie w teatrze monarchę, zależy przyszłość sceny polskiej. Zaprosił więc parę cesarską na przedstawienie "Krakowiaków" i świetnością przyjęcia starał się wszelkimi siłami przychylnie usposobić cesarza dla teatru polskiego. "Wysilona, świetna okazałość, z jaką monarchę przyjąłem, sprawiła (...) że tym sposobem ustaliłem scenę polską we Lwowie, która narodu ani grosza nie kosztowała" - wspomina. Tym sposobem podźwignięty z finansowej ruiny teatr polski szybko się rozwijał. "Sztuki o tematach narodowych, częste w nich aluzje do wypadków chwili bieżącej, sam dźwięk polskiego języka, wykluczonego wówczas ze wszystkich innych instytucji, pociągać ku sobie musiały. Miał też ten człowiek dziwny dar zadzierzgania sympatycznych węzłów między sceną a publicznością; przemawiał do niej przy każdej sposobności, przemawiał wprost lub za pośrednictwem wtrąconych do sztuki okolicznościowych wierszyków i śpiewek! Czy to chciał ją pouczyć o poważnym zadaniu sceny, czy to zrobić wymówkę, że mało dba o teatr i pozwala mu przez swą obojętność upadać, czy wreszcie chciał uniewinnić siebie wobec zarzutów, które go spotykały, umiał w każdej chwili trafić jej do serca i ująć ją sobie" - dodaje Bronisław Czarnik. Do teatru Kamińskiego garnęli się znani i cenieni aktorzy, tu bowiem wystawiany był repertuar narodowy. W tym czasie obok Kamińskiego dla teatru lwowskiego pisali m.in. Aleksander hr. Fredro i Józef Korzeniowski. Wciąż jednak dyrektorowi nie było łatwo utrzymać finansowo teatr. "Ileż to starań i trudów kosztowało zanim teatr, nad którym cesarz objął w r. 1822 najwyższą opiekę, otrzymał w r. 1825, za jego zezwoleniem, pierwszą subwencję od stanów; jak uciążliwą była teatrowi polskiemu ta ciągła zawisłość od teatru niemieckiego, popieranego z góry i otoczonego łaską i względami, jak uciążliwym to opłacanie mu się tak znacznym haraczem - czwartą częścią czystego dochodu. Późniejsze losy sceny polskiej pouczają niestety, że miało tak pozostać jeszcze całe pół wieku" - stwierdza Czarnik.

Obrońca polskości

Po wizycie cesarza we Lwowie pomyślny czas dla Kamińskiego nie trwał długo. Na teatr potrzebne były wciąż nowe dotacje, których niestety brakowało. Kamiński popadł w długi, z których już praktycznie nie wyszedł. Trzeba jednak podkreślić, że pomimo poważnych trudności finansowych, teatr prowadzony był przez niego nadal w sposób niezwykle staranny. Wciąż popularyzowany był tu obszerny polski i zagraniczny repertuar. Wart szczególnego uznania jest fakt, że Kamiński przez cały czas swej pracy w teatrze z wielkim poświęceniem bronił sceny polskiej przed polityką germanizacyjną władz austriackich. W memoriale z 1829 r. w sprawie teatru polskiego we Lwowie Kamiński pisze: "Nie wyliczam tu wielokrotnych przeszkód i ucisków, których doznaje scena polska, jednakże nie mogę zamilczeć, jak do tego przyjść mogło, aby scena polska za to, iż w narodowym języku do narodu przemawia, opłacała haracz? Wszakże większa część Polaków nie rozumie języka niemieckiego - ma ta część ludu pozbawioną być tych pożytków, które teatr niesie? (...) gdzież się snadniej nauczą języka, jeżeli nie w teatrze? Gdzie nawet sama młodzież polska wyższego stylu mowy ojczystej? Na koniec będzie naród narodem, gdy przestanie mówić językiem swoim? Już się dziwią, gdy Polak wdzieje polską szatę, nie możesz przyjść do tego, iż się krzywić będą, gdy przemówi po polsku?..." W ciągu ponad trzydziestu lat swojej działalności Jan Nepomucen Kamiński wystawił 750 tytułów. Jego dzieło nie ma sobie równego w historii teatru na świecie. "Kierowanie sceną polską, stworzenie repertuaru, wytrwałość, z jaką walczył przeciw nawałowi obczyzny, to czyny godne pomnika, którego dotąd nie doczekał. Toteż w roku 1830 literaci warszawscy witali w nim reprezentanta oświaty całej Galicji. Godzien był tego powitania, bo wówczas, jak Galicja długa i szeroka, nie było równie zasłużonego dla oświaty męża. Dziwić się tylko należy obojętności kraju, iż wiele dzieł Kamińskiego po dziś dzień tuła się w rękopisach" - czytamy w "Tygodniku Ilustrowanym" z 21 marca 1863 r.

Kamiński, w jednej osobie reżyser, aktor i pisarz, jako dyrektor teatru polskiego we Lwowie był także autorem kilkudziesięciu adaptacji teatralnych dzieł niescenicznych lub przeznaczonych dla teatrów niedramatycznych, tj. "Zabobon, czyli Krakowiacy i Górale", oryginalnych tekstów jak choćby "Twardowski na Krzemionkach", a także przekładów, m.in. Szekspira, Calderona, Schillera. W latach 1835-1848 był również redaktorem "Gazety Lwowskiej" i "Rozmaitości". We wspomnianym "Tygodniku Ilustrowanym" autor o inicjałach K.E., dodaje: "Kamiński nie tylko jako autor i aktor, ale i jako nauczyciel całego pokolenia piszących, Ojczyźnie naszej niepospolicie się zasłużył. Około niego bowiem skupił się cały zastęp młodych pisarzy; on krzepił ich radą i nauką, nie okazując nikomu swej wyższości, nie przybierając powagi protekcyjnej, którą zazwyczaj starsi względem młodszych nawykli grzeszyć. Jan Nepomucen Kamiński jest jedną z najwydatniejszych postaci w dziejach oświaty Galicji".

Tymczasem w 1841 r. swój teatr we Lwowie zbudował Stanisław Skarbek. Przeszli do niego aktorzy występujący wcześniej u Kamińskiego. "A Kamiński po 35 latach ciągłej pracy około utrwalenia polskiej sceny narodowej, pozostał na łasce nowego entreprenera, co gorsza z niespłaconym długiem; postradał swoją bibliotekę, garderobę i sprzęty sceniczne, które sprzedano Skarbkowi, nie pytając go o pozwolenie i nic mu z tego nie dawszy. (...) Takie były koleje losu najzasłużeńszego dyrektora sceny lwowskiej. Utrzymał się on wprawdzie przy niej i za czasów Skarbka, lecz tylko jako reżyser" - czytamy w "Tygodniku". Jan Nepomucen Kamiński zmarł we Lwowie 5 stycznia 1855 r. i pochowany został na cmentarzu Łyczakowskim. Na pomniku nagrobnym w stulecie urodzin wyryto czterowiersz jego autorstwa:
"Nie przestańcie wy uczeni/
Siać ziarna mądrości,/
Choć się teraz nie rozpleni,/
Wzejdzie w potomności".

Piotr Czartoryski-Sziler


Tekst pochodzi z gazety "Nasz Dziennik"

Materiał umieszczono za zgodą Redakcji. Wszystkie prawa zastrzeżone dla Redakcji gazety „Nasz Dziennik”

Powrót
Licznik

  Licznik