Somerset - Port Charlotte 1992 - 1995

Po powrocie ze Lwowa spedzilem w Warszawie jeszcze kilka dni zeby na weekend odleciec do Frankfurtu skad pociagiem pojechalemn do Kolonii gdzie na dworcu odebrala mnie Ewa i zabrala mnie do siebie. Tam czekal na mnie uprzednio przygotowany obiad i wieczor spedzilismy na rozmowach. Byla ciekawa naszego nowego nabytku i miala ochote go ogladnac, choc na to trzeba bylo poczekac dwa lata. Nastepnego dnia spedzilismy zwiedzajac miasto i robiac zakupy, a wieczorem poszlismy na obiad. W niedziele rano odwiozla mnie na dworzec skad odjechalem spowrotem na lotnisko we Frankfurcie zeby odleciec do domu.

Na lotnisku w Newark'u, bo tam nie trzeba bylo jezdzic przez caly Brooklyn i tracic czas na dojazdy, czekal na mnie nasz szofer Mac po krotce zwany - mial juz dobrze po siedemdziesiatce i musial wrocic z emerytury bo jego zona  miala raka i kilka operacji ktore wymagaly sporo pieniedzy - ktory odwiozl mnie do domu. To byla duza ulga, jaka zapoczatkowal Stan, ze nie trzeba bylo zalatwiac dojazdow na i z lotniska jak dawniej.

Po kilku dniach spedzonych w domu i odwiedzeniu biura ze sprawozdaniem z podrozy, zaladowalismy nasz samochod "pod dach" - nigdy sie nie spodziewalismy ile do niego mozna zaladowac - i pojechalismy do naszgo domu na Florydzie.

Jul byla mile zdziwiona postepem jaki sie dokonal od czasu jak go ogladala przez zakupem. Przez kilka dni jej pobytu bylismy zajeci umeblowywaniem sie i dokupowaniem drobiazgow. Kilka dni pozniej Jul wrocila do pracy a ja zostalem sam. Nie znalem nikogo za wyjatkiem naszego posrednika przez ktorego kupilismy nasz dom i z ktorym od czasu do czasu sie spotykalismy i on pomagal mi w znalezieniu zrodel zakupow potrzebnych do domu. W listopadzie mialem wizyte znajomych ktorzy przyjechali sie rozgladnac na Florydzie i ewentualnie cos kupic. Mialem adres posrednika w Sarasocie, ktory w przeciwienstwie do pani w Venice, byl bardzo pomocny i pokazal nam wiele nieruchomosci w okolicach Sarasoty, ktorych uwienczeniem bylo kupno mieszkania na Siesta Key.

Mieszkanie to bylo w duzym domu, z eleganckim holem, dobrze zagospodarowanym ototczeniem, kilkoma basenami i przystania nad droga wodna oddzielajaca te wyspe od ladu stalego. Po drugiej stronie ulicy przy ktorej byl budynek byla plaza nad Zatoka Meksykanska. Wielka zaleta tego domu bylo to ze mialo wlasne biuro wynajmu, ktore za prowizje oglaszalo i wynajmowalo mieszkania na minimum tygodnia. Mieszkania musialy miec wymagane przez nich wyposazenie i pomiedzy lokatorami mieszkania byly sprzatane, tak zeby nastepny lokator mogl sie wprowadzic. Owczesna cena wynajmu byla okolo $700.00 tygodniowo za dwu sypialniane mieszkanie z malym osiatkowanym balkonem ktory w okresie zimowymn mogl sluzyc jako przedluzenie living room'u.

W teorii po wplaceniu 30% wartosci mieszkania plus koszt umeblowania i wyposazenia, wynajem przez pol roku: styczen - kwiecien i lipiec-sierpien, oplacal podatki, ubezpieczenia, hipoteke i swiadczenia. Tak ze po tej wplacie mialo sie 6 miesiecy - poza sezonem - dla siebie i  wszystkie inne wydatki byly pokrywane z najmu. Jednak nie zawsze mieszkanie bylo wynajete i wowczas trzeba bylo placic roznice z wlasnej kieszeni.

To bylo najbardziej "ekonomiczne" rozwiazanie sytuacji jak lata dzielily od emerytury i chcialo sie miec zapewnione na przyszlosc zaplacone juz  mieszkanie. W miedzyczasie mieszkania w owym domu poszly znacznie w gore, tak ze niezaleznie od tego ile czasu mieszkanie bylo wynajmowane w ciagu sezonu bylo dobra inwestycja.

Na swieto Dziekczynienia Jul wrocila, pozniej dolecial Chris o na samo swieto przyjechala Roma z Luborem i zaprosilismy Ojca Michala ktory spedzal swoje doroczne wakacje po drugiej stronie kanalu dojezdzajac na kapiele siarczane do kapieliska w sasiedniej miejscowosci. Jul tradycyjnie zrobilka doskonaly obiad i wieczor spedzilsmy na rozmowach i popijanu winka. Nastepnego dnia przyjechal w odwiedziny Harrald z zona zeby ogladnac nasz nowy "nabytek" i na obiad poszlismy do restauracji. To nie bylo najlepsze miejsce, ale wowczas mielismy bardzo slabe rozeznanie gdzie mozna dobrze zjesc. W niedziele odlecial Chris a w poniedzialek z Jul wrocilismy samochodem do Somerset. Musze przyznac ze nie bylem tym zachwycony, bo na Florydzie bardzo mi sie podobalo a do Somerset nic mnie nie ciagnelo. Nie mniej Jul majac ograniczona ilosc wakacji, musiala wrcac, wiec nie chcac siedziec sam i latac na swieta pojechalem. Spedzilem kilka dni w biurze i "przypomnialem sobie jak sie zyje na polnocy". Pogoda byla typowa i z przyjemnoscia nie wychylalem nosa z domu jak tylko moglem.

Wigilie spedzilismy z Chrisem a w pierwszy dzien swiat przed pojsciem do Jul rodzicow Jul dostala ataku nerwu sympatycznego i nie mogla sie ruszac. Polozyla sie do lozka co sie jej prawie nigdy nie zdarza i nie mogla nawet pojsc do pracy po swietach. Po wizycie u lekarza i kuracji wrocila do normy.

Poniewaz Jul zaplanowala wyjazd na Floryde dopiero na poczatek lutego a ja chcialem wracac na Floryde co przy moim jednym dobrym oku nie bylo takie latwe, wiec udalo mi sie namowic Rysia, mego dawnego kolege zeby ze mna pojechal na kilka dni na Floryde. Zgodzil sie i wzielismy ze soba kotka i jednym ciagiem pojechalismy do Port Charlotte. Rysio prowadzil cala droge sam.
To byla naszego kotka pierwsza podroz na Floryde. Byl co prawda na srodkach uspakajajacych, nie mniej ta dluga jazda, przewaznie na jego wlasnym piaseczku nie bardzo mu sie podobala i wolal siedziec pod nogami Rysia, ktory mial naprawde anielska cierpliwosc. Po przyjezdzie do nowego domu, a bylo kolo 4 rano, przestraszyl sie jak go wnosilem do domu i ze strachu mnie biedak posiusial po nogawce spodni ale potem sie uspokoil i poszedl ze mna spac.,

Po kilku dniach pobytu ktore spedzilismy na zwiedzaniu okolic i na zakladaniu przez Rysia linii telefonicznej i kablowej TV kolo mego biurka odwiozlem Rysia, czy tez on sam sie odwiozl do Orlando skad wrocil do domu a my z kotkiem zostalismy sami.

Poznawalem okolice i uczylem sie florydzkiego zycia. Powoli sie dowiadywalem jaka pomylke zrobilismy kupujac ten dom, za ktora pozniej sporo zaplacilismy.

Port Charlotte byl duza miejscowowscia - okolo 130,000 mieszkancow - siedziba powiatu, ale nie miastem wydzielonym. Wiekszosc domow miala wode miejska, ale tylko czesc miala kanalizacje. Mysmy mieli tzw. mala kanalizacje ktora polegala na tym ze mielismy szambo i woda z niego byla pompowana do kanalizacji. Pompa sie czesto psula, jak wpadl do zlewu czy ubikacji kawalek opakowania czy plaster z opatrunku, pompa sie zatykala. Rozlegal sie alarm w garazu - poczatkowo nie mialem o tym pojecia i ten alarm mnie zaskoczyl. Dopiero jak znalazlem jego zrodlo i przeczytalem umieszczona na nim instrukcje wiedzialem co robic dalej. Trzeba powiedziec ze robotnik naprawiajacy system zjawial sie bardzo szybko i naprawy byly bezplatne, ale samo uzywanie kanalizazji i woda byly bardzo drogie.

Nie pamietam jak sie nazywala firma ktora rozbudowala Port Charlotte. Jak sie pozniej dowiedzialem po jej bankructwie nowa firma ktora nazywala sie General Development Corporation przejela jej dzialalnosc. W skrocie wygladalo to tak: kupiono duzy kawal nieuzytkow nad Charlotte Habor i zaczeto z niego budowac osiedle. Akcja sprzedazy dzialek na ktora podzielono nabytek rozpoczeto na wielka skale. Reklamowano w prasie, TV, zapraszno na bezplatne obiady po ktorych odbywaly sie pokazy filmow o nowym przedsiewzieciu, prelekcje a potem namawianie gosci do kupna. Moj przyjaciel Harrald skorzystal z takiego zaproszenia ktore oplacalo przelot i dwie noce w hotelu. Ale zamiast sie rozgladac na miejscu, wynajal samochod i pojechal do Marco Island gdzie kupil nieruchomosci, na ktorych pozniej dobrze zarobil.

Jednak znalazlo sie wielu chetnych ktorych skusila cena i dobra technika sprzedazy i kupili dzialki ktorych nigdy nie widzieli. Z czesci pieniedzy uzyskanych ze sprzedazy zaczeto budowac drogi, kanaly, mosty nad kanalami, do niektorych ulic doprowadzono wode i swiatlo. Zaczelo budowac domy jednak  bez ustalenia wymogow co do sposobow budowania, wysokosci fundamentow, architektury czy ich minimalnej wielkosci. Tak ze kazdy budowal jak chcial. Obok ladnych duzych domow byly "psie budki" co z miejsca stawalo sie nie atrakcyjne.  Zaczeto kopac kanaly ktore czynily dzialki bardziej atrakcyjne a z kolei odwadnialy teren.

Ilosc zabudowanych dzialek w porownaniu do sprzedanych byla mala, tak ze duze tereny pozostaly "dzungla" z ulicami bez domow. Ze wzgledu na duza ilosc wolnych dzialek ceny ich zaczely spadac, bo ludzie chcieli sie ich pozbyc niezaleznie od ceny zeby nie placic podatkow i odmrozic kapital. Tanie dzialki pozwolily na budowanie tanich domow co z kolei obnizalo wartosc okolicznych "lepszych" domow.

Nasz dom byl na tzw. "kole" otoczony kanalami i mial tylko dwa wjazdy z ladu stalego. Domy polozone na brzegach kanalow byly wieksze, lepiej utrzymane. Natomiast domy polozone w srodku kola byly male, przewaznie zaniedbane i zamieszkale przez lokatorow ktorzy o nie nie dbali. To bylo bardzo zniechecajace. Nasi sadziedzi z naprzeciwka jak sie okazalo wynajmowali dom od wlascicieli - kanadyjczykow. Mieli 9 dzieci od kolyski do doroslych. Dom byl bardzo zaniedbany i co piatek robili wielki obiad ustawiajac przed domem barbeque na ktorym go przyrzadzano przy dzwiekach glosnej muzyki. Potem przyjezdzalo "towarzystwo" na malych ciezarowkach ktore parkowali na nie zabudowanej parceli i odbywala sie biesiada przewaznie "na stojaka". Musze przyznac ze byli w stosunko do nas grzeczni i nie bylo zadnych "nieporozumien" z ktorych napewno nie wyszlibysmy obronna reka. Nie mniej to nie byl mily widok.

Doszlo do tego ze prosilem mego posrednika zeby sie dowiedzial kto jest wlascicielem tego domu  i jakie ma plany. Odpisal ze jest zadowolony z lokatorow i moglby sporzedac podajac jakas astronomiczna cene bazowana na cenie zakupu w okresie kiedy ceny nieruchomosci byly u zenitu. Dla przykladu podam ze nasz owczesny dom poprzedni wlasciwiel kupil 6 lat wczesniej za 145,000.00 a mysmy go kupili za 85,000.00 a sprzedali niecale 4 lata pozniej za 78,900.00 tak ze po zaplaceniu prowizji stracilismy 15,000.00.

Kupujac nie mielismy o tym pojecia, posrednika interesowalo tylko zeby sprzedac, umyc rece i szukac nastepnego "frajera" jak by we Lwowie powiedzieli. Zyjac w nieswiadomosci cieszylismy sie nowym domem ktory Jul naprawde ze smakiem urzadzila, dokupila sporo bo to byl pierwszy prawdziwie jej dom. W czasie wizyt ciagle cos dokupowywala, zajmowala sie ogrodem, ktory byl  wielka brudna piaskownica z chwastami. Po kazdej jej wizycie dom wygladal ladniej i ladniej a mnie przybywalo nowych obowiazkow zeby o jej "nabytki" dbac.

Nie pamietam juz ile razy Jul przylatywala. Wiem tylko ze przed kazdym jej przylotem bralem kogos do sprzatania zeby przygotowac dom na godne jej przyjecie. Na Wielkanoc oprocz Jul przylecial Chris i z sasiedniej wsi przyjechali Tadziowie z jedna z corek i zieciem. Tak ze mielismy dom pelen gosci. Chris, ktory mial bardzo malo urlopu, odlecial zaraz po swietach a my kilka dni po nim po przygotowaniu domu na lato, kiedy nie bdzie nikogo. Ja zalozylem alarm, tak zeby dom mial jako takie zabezpieczenie, bo bylo w nim juz sporo rzeczy. Pozatem poznalismy sasiadow po przekatnej z ktorymi sie zaprzyjaznilismy, tak ze mielismy kogos w okolicy na kogo moglismy liczyc w razie potrzeby.

Nie mialem wielkiej ochoty na powrot, ale nie bylo rady. W domu czekalo sporo pracy i obowiazkow od ktorych sie odzwyczailem. Rowniez w biurze byly zmiany. Musialem zlikwidowac swoj gabinet ktory byl potrzebny i dostalem przegrodke na przejsciu.

Sprawy z polska spolka sie nie poprawialy i firma chciala sie jej pozbyc wyciagajac jak tylko mozna najwiecej forsy z tej nieudanej inwestycji. Wygodnie zapomniano jak ta spolka powstala i jakie dala osiagniecia. W handlu liczy sie tylko czas terazniejszy i przyszly. A te nie mialy wiekszych widokow. Zaczely sie dyskusje, negocjacje. Chcialem to zalatwic "systemem gospodarczym" zeby miec jak najmniejsze wydatki. Mialem dobrego adwokata w Warszawie ktory mi w przeszlosci pomagal i liczyl "polskie" ceny. Nasz finansowiec "wiedzial lepiej" i zatrudnil amerykanska firme adwokacka ktora miala biuro w Warszawie i ktora paktycznie nic nie robila tylko brala pieniadze. Mialem z nimi "krotkie spiecie", ale poniewaz juz sie ze mna nie liczono i wydawali nie swoje tylko firmy pieniadze, wiec postawili na swoim. Nigdy sie nie przyznal ile zaplacil, bo bal sie ze pojde na zebranie akcjonariuszy i zaczne na ten temat rozrabiac, do czego bylem gotow.

Latem Jul nie brala urlopu zeby go wziasc w zime i spedzic go  na Florydzie. Ja sie od czasu do czasu pokazywalem w biurze i przygotowywalem sie do podrozy do Polski zeby sprzedac wspolnikowi nasze akcje i w ten sposob wycofac co pozostalo z naszego wkladu. W polowie wrzesnia polecialem do Warszawy i zatrzymalem sie w mieszkniu pani poznanej na Florydzie ktora z przyjemnoscia wynajela mi swoje mieszkanie zeby troche zarobic. Co prawda mieszkanie bylo na Zoliborzu, ale majac samochod nie robilo to wiekszych roznicy bo i tak wszedzie jezdzilem samochodem. Bylo mi smutno ze moje poprzednie mieszkanko bylo juz nie dostepne, ale poniewaz spodziewalem sie ze to jest moj ostatni pobyt w Polsce, wiec i tak by to nie mialo sensu. Formalnosci sprzedazy byly skomplikowane przez polskiego przedstawiciela amerykanskiej firmy adwokackiej co nie omieszkalem sie powiedziec jego amerykanskiemu szefowi. Poniewaz mialem wolny czas i oferte Mirka ze mi bedzie towarzyszyl pojechalismy do Sopot na grob rodzicow. Stan grobu po ostatniej zimie pozostawial wiele do zyczenia, wiec Mirek wzial inicjatywe we wlasne rece i znalazl kamieniarza do ktorego pojechalismy i zalatwili sprawe nowego grobu. Zostawilem mu zadatek, reszte pieniedzy zostawilem Mirkowi ktory zobowiazal sie zalatwic sprawe do konca, mimo ze to wymagalo przyjazdow na Wybrzeze. Musze stwierdzic ze gdyby nie Mirek, rodzice by nie mieli nowego grobowca przez wiele lat. Brat czesto bywa na Wybrzezu bedac zwiazany z tamtejszym uniwersytetem, ale dopiero teraz zaczal znajdowac czas zeby sie grobem zajac dzieki Jagodzie - Pani Profesor z Gdanska i przyjacielowi rodziny. Jednak sam grobowiec ktory byl zaprojektowany przez Mirka i pod jego osobistym nadzorem wykonany mam nadzieje ze przetrwa wiele lat i niemam wielkiej nadziei zeby sie nim kto zajal jak nas nie bedzie. Jagoda zaplacila zan chyba do roku 2008, bo tyle mozna bylo zaplacic, a co potem to przyszlosc pokaze. Mam nadzieje ze Ewa nie zapomni o dziadkach i jezeli bedzie nadal mieszkac w Berlinie to moze sie nim zajmie.

Z Warszawy polecialem do Frankfurtu zeby stamtad pojechac pociagiem do Kolonii i spedzic z Ewa weekend. Ewa sie  pakowala i przenosila sie do nowej stacji TV w Berlinie gdzie juz urzedowal Klaus. Spedzilismy mily weekend, zabrala mnie na dobry obiad do restauracji zrobionej na wzor amerykanski i w niedziele odwiozla mnie na dworzec skad pojechalem do Frankfurtu i stamtad polecialem do domu.

Na lotnisku czekal na mnie Mac i tak sie rozgadal ze przejechalismy zjazd do domu i mielismy maly objazd. Mimo swych lat trzymal sie dobrze i jak mial wolny czas to jezdzil duzymi limuzynami wozac zamoznych graczy do kasyn w Atlantic City. Po kilku dniach pobytu w domu i odwiedzeniu biura pojechalismy z Jul i kotkiem na Floryde. Jul po kilku dniach wrocila do pracy a my we dwoje zostalismy na gospodarstwie. Zaczalem bywac u sasiadow "po przekatnej. On zaczal pozyczal odemnie filmy tak ze stosunki towarzyskie zaczely sie rozwijac. Mialem gdzie pojsc jak potrzebowalem pomocy. W poczatku listopada w niedzielny poranek poczulem ze na moje lewe - lepsze - oko widze gorzej, mam jakby smuge. Myslalem ze to cos tymczasowego, ale moje proby zeby usunac to niemile uczucie przez mycie i kompresy nie pomagalo. Poprosilem Jul zeby mi zamowila wizyte u okulisty jak tylko wroce na swieto dziekczynienia. Troche balem sie sam wracac samochodem majac dobra widocznosc tylko na jedno oko. Zaczalem szukac kogos kto w tym okresie by chcial pojecjac na polnoc i znalazlem przez uczynne panie z polskiej restauracji. Tym milym panem byl Zygmus, od lat mieszkajacy w Stanach a kiedys w Polsce jezdzacy na taksowce. Byl dobrym kierowca i w 20 godzin bylismy spowrotem z kotkiem w Somerset. Po przespaniu sie w  domu nastepnego dnia odwiozlem go pod New York do jego znajomych.

Jak spedzilismy swieta juz nie bardzo pamietam. Natomiast zaczalem chodzic do okulistow. Nie robili wielkich nadziei ze odzyskam wzrok w lewym oku i przeciwnie powiedzieli mi ze sie moge spodziewac podobnej historii z drugim okiem. Co sie okazalo ze z powodu zwapnienia zyl doprowadzajacych krew do oka, doplyw zostal zahamowany i czesc oka ulegla zniszczeniu. Teoretycznie byla mozliwosci ze oko samo sie naprawi, ale tak sie nie stalo i musialem sie przyzwyczaic ze widze na lewe oko zle.

Swieta spedzilismy z Chris'em w domu i kilka dni po nowym roku wrocilismy ze siamskim kotem Frazier'em na Floryde. Jul po kilku dniach wrocila do pracy a ja z kotem zostalismy sami. Niedlugo potem przyjechali na zime Tadziowie do nastepnej wioski, tak ze mialem towarzystwo. Rozmawialismy telefonicznie codziennie i pare razy w  tygodniu sie odwiedzalismy. Tak ze nie czulem sie juz taki samotnu. Pozatem stale rozmwawialem z biurem i wymienialismy fax'y. W domu stale bylo cos do zrobienia, bo Jul wyjezdzajac zostawiala mi rozne projekty do wykonania. Jednym z nich byl moj wlasny projekt zbudowac polki na videoteke. Zamowilem odpowiedniej dlugosci, juz wypolerowane deseczki ktore pomalowalem i pozniej zaczalem montowac. Bedac sam to nie bylo takie proste, ale jakos sobie dawalem rade. Pozniej poprosilem Tadzia ktory mi pomogl. Pozatem mialem telewizje kablowa, wiec nie bylo wolnego czasu na nudzenie sie.

Rowniez moje stosunki towarzyskie z sasiadamni "po przekatnej' sie zaciesnialy. Przed przyjazdem Jul bylo tradycyjne sprzatanie i nastepne dwa tygodnie jej pobytu przynosly normalizacje zycia, nowe zakupy, dalsze urzadzanie i przemeblowania domu i wycieczki po okolicy. Czas wizyty minal szybko i zostalismy znowu z kotkiem sami i czekalismy na Jul ponowny powrot i powoli przygotowujac sie mentalnie do likwidacji domu w New Jersey i przeniesienia sie na stale na Floryde do ktorego dazylem a przed ktorym Jul sie bronila nie chcac jeszcze tej sprawy finalizowac i rezygnowac z pracy.
 
Zaczela sie ladna pogoda i mozna bylo poplywac w sasiadow basenie. Nie bylismy jeszcze zepsuci grzana woda, tak ze kapalismy sie nawet jak woda byla dosc chlodna, podobna do tej jaka byla w New Jersey w lecie. Na Wielkanoc znowu mielismy zjazd rodziny a po swietach przyleciala Danusia ktora chciala zobaczyc Floryde. Pojechala z Jul na kilka dni do Orlando poczem razem wrocilismy do New Jersey.

Chris zawsze mial ochote miec swoj dom i jak mial troche czasu to sie za nim rozgladal. Znalazl nowe osiedle, nie daleko od biura i zaczal wprowadzac swoje plany w czyn. Zawsze byl bardzo pracowity, oprocz pracy zawodowej w czasie weekendow w sezonie mial swoja mala firme ogrodnicza i scinal trawe, sadzil drzewka. W sumie pracowal bardzo ciezko siedem dni w tygodniu, ale jego dochody nie pozwalaly na oszczedznosci za ktore by mogl wplacic przedplate. Przyszlismy mu z pomoca i dostal od nas na przedplate, tak ze mogl kupic upragniony dom pod warunkiem ze dostanie dobra i nisko procentowa pozyczke. Poniewaz pracowal w firmie hipotecznej, wiec znalazl taka pozyczke i w koncu maja stal sie wlascicielem - w teorii, bo w praktyce dom nalezal do banku - domu. Zlikwidowal mieszkanie i przeniosl sie z pomoca kolegow do nowego domu. Dostal troche dodatkowych rzeczy od nas, Jul kupila mu ladna kanape ktora mozna bylo rozlozyc do spania. Zalozylem mu karnisze a Jul firanki, w lazienkach zaslony na oknach i tak powoli  sie urzadzal a my czesto jezdzilismy zeby mu pomoc.

Moje dni jako doradca dobiegaly konca. Nie bylo praktycznie powodu mnie dluzej zatrudniac bo interesy szly coraz gorzej i moje wysilki dostosowania firmy Mirkow do nowej rzeczywistosci spalily na panewce. Coraz rzadziej jezdzilem do biura i poczulem sie bezuzyteczny. Poraz pierwszy nie polecialem do Europy. Wschodnio europejski rynek wlacznie z Polska zostal przejety przez holenderski oddzial firmy ktory "wiedzial lepiej" i nie mial ochoty korzystac z moich doswiadczen. Sprzedaz firmy na tych terenach bardzo sie obnizyla, ale na nikim z kierownictwa firmy nie zrobilo to wrazenia. Okres kiedy te tereny mialy bardzo powazny udzial w eksporcie firmy nalezal do przeszlosci. Ja z kolei stracilem zainteresowanie swoja dawna praca i z przyjemnoscia koncentrowalem sie na moich hobby. Pozatem powoli przygotowywalem sie do likwidacji domu w Somerset i mielismy pierwsza wyprzedaz garazowa ktora dala dosc dobre wyniki. Pozatem dawalem ogloszenia do gazet zeby sprzedac moj starzejacy sie sprzet elektroniczny ktory powoli "znikal" z domu.

Dowiedzialem sie ze Departament Stanu finansuje program uczenia obywateli dawnych kraji sowieckich zycia w kapitalizmie. Pomyslalem o Wiktorze i o firmie ktora by mogla go miec na koszt podatnikow na 6 miesiecy i jak przypadna sobie do gustu, pozniej go zaangazuja na stale. Pierwsze podanie jakie sporzadzila firma spotkalo sie z odmowa, ale majac czas zabralem sie do dziela sam i pod koniec roku dostalem zgode i Wiktor zaczal sie starac o wize na tej podstawie.

Na Floryde pojechalismy z kotkiem w poczatku pazdziernika. Nasza sasiadke "po przekatni" - Winie - nalogowa palaczke zastalismy z butla tlenu, bo jak sie okazalo miala w wyniku palenia rozedme pluc i nie mogla dzialac bez dodatku tlenu. To przerazilo Jul, tez palaczke i dala sie namowic pojechac do Szpitala w Fort Myers na "elektryczna akupunkture". Po jednej sesji Jul przestala palic. Bylem z niej bardzo dumny. Po kilku dniach wrocila do pracy, a my z kotkiem zostalismy na gospodarstwie.
 
Sasiedni dom - pomiedzy naszymi domami byla pusta parcela - zostal sprzedany, odnowiony i dobudowany zostal basen z widokiem na dwa kanaly. Nowy wlasciciel - John - zyl z przyjaciolka znacznie mlodsza od niego i jako zarobkowe hobby robil sztuczna bizuterie ktora sprzedawali na roznego rodzaju jarmarkach. Byl kilka lat mlodszy odemnie, sympatyczny i pelen zycia. Zaczal przychodzic na pogawedki, pozyczac filmy.

Poniewaz nie chcialem fatygowac Jul zeby specjalnie po mnie przyjezdzala i zabierala mnie na swieto dziekczynienia, wiec zaprosilem swoja dawna kolezanke Jasie, wdowe po dyplomacie szwedzkim mieszkajaca w Sztokholmie zeby w drodze do New York'u i Kanady wstapila do mnie na kilka dni i pozniej razem wrocimy na polnoc. Prosilem tylko zeby miala ze soba miedzynarodowe prawo jazdy zebysmny nie mieli problemow. Przyleciala do Orlando dokad pojechalem ja odebrac. Niestety nasze stosunki nie byly idyliczne i nie zdalem egzaminu jako gospodarz.

Nie przywiozla miedzynarodowego prawa jazdy, jak prosilem tak ze wracajac musialem caly czas prowadzic. Po spedzonej u nas nocy pojechala do Joli do New York'u. Rok pozniej dostala wylewu krwi w mozgu z ktorego niestety nie wyszla i obecnie jest w szpitalu dla nieuleczalnie chorych w Szwecji.

Swieto dziekczynienia spedzilismy w domu i niedlugo potem Ewa przyleciala ze swoja przyjaciolka do New York'u i zatrzymaly sie u Lulu. Tak byla zajeta ta przyjaciolka ze nie miala czasu do nas przyjechac. Jak sie pozniej okazalo powodem tego bylo ze ja nie bylem specjalnie ciekaw  jej przyjaciolki i chcialem ja sama zobaczyc. To byl okres kiedy miala jakies specjalne zainteresowanie przyjaciolmi ktorzy byli na pierwszym miejscu, co mnie sie calkiem nie podobalo. Jul zaprosila Ewe do teatru i po przedstawieniu przywiozla ja do domu i poszlismy na kolacje, zostala na noc i spedzilismy razem przedpoludnie bo Jul pracowala i po lunchu wrocila do New York'u. Kilka dni pozniej odleciala na Floryde gdzie sie spotkala z Klausem i zamieszkali w naszym domu i zaprosili tam  znajomych z Kanzas - ktorych poznali na wycieczce do Grecji.

W dzien moich urodzin przyjechalismy z Jul na Floryde. Ewa i jej znajomi przeniesli sie do domu Mariana na druga strone kanalu i zaprosili nas na obiad. Nastepnego dnia pojechali z owymi znajomymi na wycieczke po Florydzie i w drodze powrotnej odebrali Chris'a z lotniska. Jul zrobila tradycyjna wigilie polska, wszyscy dostali koszulki z napisem zjazd naszej rodziny. Bylo sporo prezentow i smiechu. Na sama wigilie przyszedl nasz sasiad Joe ktory byl slomianym wdowcem. Na pierwszy dzien swiat bylismy bez zadnych dodatkowych gosci. Jul zrobila znowu doskonaly obiad a wieczorem poplynelismy stateczkiem ogladnac udekorowane domy i nabrzeza a potem wstapilismy na drinka. Nastepnego ranka cale towarezystwo wyjechalo i zostalismy sami z Jul i kotkiem.

Ku naszemu zdziwieniu dom na przeciwko byl pusty. Liczna rodzina sie wyniosla i dom byl remontowany zeby jak sie pozniej okazalo pojsc na spzredarz. Odetchnelismy z ulga.Nie bylo juz piatkowych "uroczystosci". Przeniesli sie do domu na sasiedniej ulicy. Podobnno nie placili komornego - okazalo sie ze nie byli tacy idealni lokatorzy jak wlasciciel napisal - i ich wyeksmitowali. Dom zostawili w ruinie i wiele trzeba bylo zrobic zeby mozna go bylo sprzedac.

Kilka dni po nowym roku Jul wrocila do pracy i zostalem tylko z kotkiem. Sasiadki choroba postepowala, tak ze zamiast wrocic po swietach, poszla do szpitala bedac na polnocy, tak  ze sobie z Joe dotrzymywalismy towarzystwa. Nowy sasiad tez zagladal w jak najmniej spodziewanych momentach, bo on chodzil wczesnie spac i wczesnie wstawal i nie mogl zrozumiec ze ja mialem wprost przeciwny rozklad dnia. Kilka dni pozniej pomogl mi zalozyc wiatrak na suficie w goscinnej sypialni i nastepnego dnia wrocil i powiedzial mi ze wyczul jakis guz na szyi i boi sie czy to nie jest cos powazniejszego bo jego ojciec zmarl na raka szyji. Zaczalem go pocieszac jak moglem i poradzilem zeby dla pewnosci poszedl do lekarza. Po kilku wizytach okazalo sie ze jego wlasna diagnoza byla trafna. Zaczelo sie od operacji, naswietlan i chemoterapii. Skonczyly sie spacery i dobre samopoczucie. Zaczalem go namawiac zeby uprawomocnil swoj 15 letni zwiazek, bo jego pani byla bardzo porzadnym czlowiekiem ktora bez oficjalnego zwiazku nie mogla w niczym decydowac, co w jego stanie bylo konieczne. Posluchal mnie i przez te pare miesiecy jakie mu zostalo robila wszystko zeby mu ulzyc.

Wiktor przyjechal na swoj "trening" do firmy. Mnie juz nie bylo, wiec starym zwyczajem puscili go samopas. Jul sie nad nim zlitowala i pomogla mu zalatwic tlumaczenie prawa jazdy. Poniewaz stara kotka byla w domu, wiec Jul zaoferowala Wiktorowi ze zamieszka w naszym domu, dostanie jej samochod i zaopiekuje sie kotka. Ten pomysl okazal sie szczesliwy, bo Jul pobyt na Florydzie zamiast planowanych dwuch tygodni przeciagnal sie do prawie 3 miesiecy.

Po paru tygodniach Jul wrocila na Floryde i sie przerazila stanem sasiada. To tak szybko postepowalo. Kilka dni przed jej powrotem do pracy odprowadzajac Tadziow do samochodu potknalem sie i wywrocilem na nasz skapy trawnik. Poczulem silny bol w lewym ramieniu. Poddzwignalem sie, ale bol nie ustawal, wiec wrocilem do domu i siadlem na fotelu. Poniewaz mielismy isc do sasiadow - po przekatnej - grac w karty, Jul zadzwonila do nich ze ja upadlem i mnie ramie boli, wiec nie przyjdziemy. Chwile pozniej podjechali samochodem, zaladowali nas do niego i zawiezli do szpitala. Po zrobieniu zdjec okazalo sie ze moje ramie jest pekniete w trzech miajscach. Zalozyli temblak i kazali nastepnnego dnia pojsc do chirurga zeby ramie zlozyl i sie nim zajal. Zasugerowali chirurga, specjaliste od zlaman i urazow sportowych.

Dostalem recepte na srodek przeciw bolowy wiec najpierw wstapilismy do apteki zeby go odebrac a potem odwiezli nas do domu. Jul polozyla mnie w goscinnej sypialni. Nie pamietam czy spalem czy nie, w kazdym razie rano zadzwonilismy do lekarza, naznaczyl wizyte. Jak sie szybko nauczylismy ze na Florydzie wszyscy ida do lekarzy rano, czeka sie godzinami nim lekarz przyjmie, bo zawsze jest sporo naglych wypadkow ktore maja pierwszenstwo przed "normalnymi" pacjentami. Na koniec doktor mnie przyjal, kazal zrobic przeswietlenia i po ich ogladnieciu ustawil ramie. Potem zaczely sie skomplikowane negocjacje z ubezpieczeniem ktore wymagalo wiele telefonow i interwencji. Personel lekarza nie byl zbyt mily, tak ze nawet zdenerwowal zawsze spokojna Jul. Pozniej ja zaczalem telefony w sprawie lekarstw ktore mialo zaplacic ubezpieczenie. Cena jego nie byla wysoka, wiec to bylo cos w rodzaju sportu i rozrywki. Mimo ze mialem zlamane lewe ramie, to jednak zostalem inwalida ktory we wszystkim potrzebowal pomocy. Nie moglem zostac sam z kotem, wiec Jul wziela bezplatny urlop i  zostala az do konca naszego pobytu na Florydzie, co bylo przyjemne.

Na wakacjach w Miami byli u Halinki brata Mieciowie, moi dawni przyjaciele z Sopot, z pozniej z Wiednia. Dawno sie nie widzielismy a poniewaz ja mialem byc sam, wiec zaprosilem ich do siebie. Poniewaz Jul zostala wiec zalatwilem im dom po drugiej stronie kanalu gdzie spedzili kilka dni.

Przywiezli ich do nas braterstwo. Brata Halinki pamietalem z czasow jak byl studentem Szkoly Morskiej, zawsze bardzo elegancki w swoim mundurku. Niestety nam wszystkim przybylo lat, ale on trzymal sie doskonale. Jul zaplanowala dla Mietkow  przyjemny pobyt z wycieczkami w ciekawsze miejsca w naszej okolicy i bylismy nawet na Rodeo w Arkadii, ktora jak juz chyba wspomnialem jest malym miasteczkiem wglab ladu i wyglada jak dekoracja filmowa miasteczka z dalekiego zachodu w latach dwudziestych. Mimo ze Mieciowie i Jul nie mogli sie porozumiewac bezposrednio, tylko przezemnie jako tlumacza, ich wizyta byla bardzo przyjemna i zalowalismy ze mieli malo czasu na spedzenie z nami. W czasie zwiedzania Sanibel Island, znanej z najladniejszych muszli i plazy poszli sie wykapac. Dla nas "tubylcow"  temperatura wody nie byla zachecajaca, nie mowiac o tym za ja mialem reke na temblaku. Pozniej wynajeli samochod i pojechali dalej do przyjaciol na wschodnie wybrzeze.

Ktoregos dnia dostalismy rozpaczliwy telefon od Wiktora ze nasza stara kotka nie wrocila i niema jej juz kilka dni i niewie co robic. Miala juz 14 lat, nigdy nasze koty nie dozywaly tego wieku wiec doszlismy do przekonania ze pewnie poszla zdechnac, jak to sie podobno zdarza. Po jakichs 2-3 tygodniach dostalismy nastepny telefon ze wrocila. Widocznie jej opiekun sie nie podobal i poszla sobie od niego odpoczac. Bylismy zadowoleni, bo bylismy do niej przywiazani, choc zawsze byla tym"drugim" kotem, kiedy nasze siamskie byly na pierwszym miejscu.

Wielaknoc spedzilismy na Florydzie i niedlugi potem wrocilismy do Somerset i postanowilismy sprzedac tam dom i przeniesc sie na stale na Floryde. Posluchalem rady i dalem ogloszenie do New York Times'a. Zaplacilem slono i nie mialem nawet jednego telefonu. Nie bylo innej rady i trzeba bylo wziasc posrednika ktory by sie zajal jego sprzedarza. Przed wyjazdem na Floryde jadac po naszym osiedlu zaobaczylismy drogowskaz do "otwartego domu" dokad pojechalismy zobaczyc jak wyglada sprzedawanie domu. Posrednik byl mily i kulturalny i spodobal sie nam. Teraz jak chcielismy dom sprzedac znalazlem jego wizytowke i sie z nim umowilem. W miedzyczasie Jul dostala kilka telefonow od innych posrednikow i szczegolnie jedna posredniczka jej sie spodobala. Niestety nie posluchalem jej i wzielismy owego faceta.

Po podpisaniu umowy przyjechala cala karawana posrednikow z jego firmy, ogladneli dom, porobili notatki i pojechali. Przez tydzien czy dwa czekalem spokojnie, ale pozniej sie wzialem za mego posrednika ktory sie nie pokazywal, nikogo nie przyprowadzal i zawsze mial jakies wykrety. Mielismy umowe na 6 miesiecy, wiec niewiele moglem zrobic za wyjatkiem tego zeby mu dziure w brzuchu krecic i starac sie go ruszyc.

Wzielismy sie powaznie za sprzedaze garazowe i oglaszanie sie w gazetach. Mielismy zeszloroczne doswiadczenie ktore wprowadzalismy w czyn. Najpierw trzeba bylo wybrac "towar' na sprzedaz, potem go wycenic, nakleic ceny i przygotowac do wystawienia na sprzedaz. Na werandzie Jul urzadzila swoj botique ktory trzymalismy nie skladane przez caly okres sprzedazy, dodajac tylko stale nowe towary. Sama sprzedaz garazowa i na podjezdzie trzeba bylo zaczynac od nowa za kazdym reazem. Mialem pelne rece roboty, od czasu do czasu przyjezdzal Wiktor mi pomoc. Powoli nabieralismy wprawy. Na szczescie w zeszlym roku jak mialem jeszcze dostep do kopiarek nadrukowalem sporo afiszy ktore potem rozwieszalismy w przeddzien sprzedazy na okolicznych slupach telefonicznych.

Jul pracowala co drugi weekend, wiec ograniczylismy nasze sprzedazy do tych wolnych weekendow. Sprobowalismny miec rowniez sprzedaz w niedziele, ale to sie okazalo tylko strata czasu. W czwartek zaczynalem przeksztalcac  garaz na "sklep" zostawiajac miejsce na parkowanie samochodow. W piatek kontynuowalem z tym ze na noc tylko jeden samochod parkowal w garazu a drugi stal na trawie kolo podjazdu. W sobote wyprowadzalem drugi samochod, ale garaz zamykalem, bo w momencie kiedy otworzylem garaz zaczeli podjezdzac klienci. Mielismy w ogloszeniu podane ze otwieramy o 9-tej, mimo to jak wyszedlem o siodmej wyprowdzac drugi woz, juz byli chetni i trudno bylo sie ich pozbyc. Tak ze trzeba bylo zamykac garaz i wszystko przygotowac tak zeby w momencie otwarcia i wystawieniu reszty towaru na podjazd mozna bylo zaczac sprzedaz.

Czesto Wiktor przyjezdzal rano zeby mi pomoc, bo sami z Jul nie moglismy sobie dac rady. Powoli zaczelismy miec stalych klientow ktorzy sprawdzali co nowego sie pokazywalo, a ciagle nowy "towar" dochodzil. Mielismy doslownie niekonczace sie zasoby. Poniewaz na werandzie nikogo z nas nie bylo, tylko jak klient chcial cos kupic, wiec czesto chodzili tam samopas i jestem przekonany ze sporo mniejszych rzeczy sie "uplynnilo". Postawilem kamere w drzwiach zeby nagrywac co sie dzieje na werandzie, ale nie bylo do dzis czasu zeby te tasmy przegladnac, zreszta po co sie denerwowac. To nie byly rzeczy wartosciowe, ale chodzi o zasade. Pamietam raz jak zazcal padac deszcz i jakas kobieta chciala jakis drobiazg za 25 centow. Dawala 10, wiec nie wzialem. Jak sie juz pakowalismy do garazu wbiegla, zlapala ten drobiazg i uciekla do samochodu i odjechala. Zrobilismy specjalna ocene klientow wedlug narodowosci. Nie bede jej przytaczal zeby prawda nie "kolila w oczy" jak to sie mowilo. W kazdym razie do najlepszych klientow zaliczalismy murzynow bo znali sie na jakosci i rzadko sie targowali.

Mialem sporo nowych rzeczy w oryginalnych pudelkach i bronilem je przed otwieraniem, chyba ze ktos chcial naprawde kupic. Pamietam dwie kobiety mowiace miedzy soba po polsku i zabierajace sie do otwierania takich oryginalnych pudelek gdzie mialem napis po angielsku ze cos w rodzaju "towar macany nalezy do macadora". Jak im zwrocilem na to uwage to zrobily  obrazone miny  i ostentacyjnie wsiadly do samochodu i odjechaly. Mala strata krotki zal.

Zblizala sie Wiktora data wyjazdu na co z jednej strony nie mial wielkiej ochoty a z drugiej tesknil do syna i domu. Wyrobil sobie w firmie dobra opinie i chcieli zeby wrocil do nich na stale i obiecali mu ze zaczna zalatwiac formalnosci zeby dostal wize.

Mielismy kilka wizyt zainteresowanych naszych domem ktorych przyprowadzili inni posrednicy. Przysluchiwalemn sie im i dziwilem sie brakiem znajomosci domu i jego zalet. Co mnie uderzylo to ze wogole nie pokazywali ogrodu. Nasza parcela byla trzykrotnej wielkosci jak standartowa, z dobrze utrzymanym jakby mini parkiem. Kiedy zwrocilem uwage naszemu posrednikowi powiedzial mi ze wielkosc parceli niema znaczenia. Wysmialem sie z niego i powiedzialem mu zeby mi dal bezplatnie grunt, jak on niema wartosci.

Na koniec mielismy klienta. On polak urodziny w Anglii syn polskiego oficera, ona murzynka. Bardzo ich zainteersowal ogrod. Byly targi i ustalilsmy cene, niewiele nizsza niz ta ktora podalem. Podpisalismy wstepna umowe z tym ze ostateczna bedzie na koniec sierpnia. Zaczeto zalatwiac formalnosci. Powiedziano nam ze maja juz "przed" potwierdzona pozyczke i to jest tylko sprawa dokonczenia formalnosci. Przyspieszylismy tepo wyprzedazy, Jul zlozyla wypowiedzenie pracy po prawie 30 latach.

Nasz ukochany kotek zachorowal. Udalo sie go uratowac, byl na steroidach i myslelismy ze pozyje. Zaczelismy sie pakowac, dostalismy kilka ofert od przewoznikow ktorych sporawdzalem, bo mnie ostrzegano ze jest sporo oszustow i zlodziei w tej branzy.

Dwa tygodnie przed data podpisania sprzedazy dowiedzielismy sie ze formalnosci nie sa jeszcze zalatwione i prosili o  3 tygodnie przedluzenie. Zgodzilismy sie ale zaczelismy cisnac naszego posrednika zeby zazcal znowu oglaszac, bo to nie wygladalo powaznie. Po uplywie tych 3 tygodni byla nastepna prosba o 2 tygodniowe przedluzenie, potem znowu o dwa. Nasza umowa z posrednikiem sie skonczyla i znalezlimy posrednika na ktora od poczatku Jul miala ochote. Zaczelismy siedziec jak na rozpalonych weglach.

Latem zauwazylem ze gorzej widze i nie moge czytac gazety bez pomocy szkla powiekszajacego. Poszedlem do okulisty ktory mi dal nowe okulary ktore niewiele pomogly. Srini poradzil mi zebym poszedl do mego dawnego okulisty ktory zostal w miedzyczasie profesorem i dyrektorem instytutu. W przeddzien mojej wizyty u okulisty kotek znowu zaczal sie zle czuc, wiec nastepnego ranka po drodze do okulisty zawiezlismy go do szpitala. Okulista powiedzial ze mam problem z siatkowka i on nie jest specjalista w tej dziedzinie i poradzil mi zebym poszedl do specjalisty od siatkowki bo sprawa nie wyglada dobrze.

Nstepnego dnia dostalismy wiadomsc ze nasz ukochany kotek zdechl. Nie udalo sie go odratowac. To byl wielki cios dla nas. Takiego kota nigdy wczesniej ani poznie nie meilsimy. Oczywiscie dla kogos kto niema zwierzakow to nie jest zrozumiale. Tego samego dnia dostalismy telefon z Florydy ze nasz sasiad zmarl po dlugich i naprawde ciezkich cierpieniach.

Po wielu naleganiach nasz posrednik zrobil "dom otwarty". Poniewaz w takiej sytuacji my nie powinnismy byli byc w domu, wiec zostawielm schowana za tasmami video kamere TV zeby filmowac co bedzie sie dziac w czasie naszej nieobecnosci. Po powrocie posrednik zdal nam sprawozdanie. Nie bylo nic ciekawego do uslyszenia. Potem sprawdzilem tasme ktora potwierdzila jego sprawozdanie.

Poszedlem do specjalisty ktorym okazal sie mlody lekarz polskiego pochodzenia. Po dlugich badaniach orzekl ze mam "macular degeneration" ktory mowiac poprostu jest dziura w srodku siatkowki, tak ze widze tylko jej brzegami. Obecnie jest mozliwosc operacji, w ciagu roku od czasu jak ta "dziura" powstala i sa 50% szanse ze po niej mozna widziec normalnie, ale tez sa i szanse ze mozna calkiem oslepnac. Poniewaz mysmy sie wybierali wyjezdzac i moje ubezpieczenie sie konczylo, a nastepne mialem juz na Florydzie, wiec dal mi adres znajomego lekarza w Fort Myers ktorego polecil. Nie powiedzial mi wowczas ze jestem legalnie slepy i ze nie powinienem prowadzic samochodu.

Chris przez kolezanke w pracy poznal dziewczyne ktora sie powaznie zainteresowal. Po pewnym czasie nas poznajomil w czasie jednej z naszych wizyt u niego. Trzeba przyznac ze byla ladna, ale mowiac szczerze zaslugiwal na kogos innego. Jul nie musiala nic mowic i mimo ze byla bardzo uprzejma, widac bylo ze nie popiera jego wyboru. Nauczylismy sie ze nasze opinie nalezy bardzo oglednie wypowiadac, bo nie maja one wiekszego wplywu na mlode pokolenie, ktore tradycyjnie chcialo wszystko doswiadczac na wlasnej skorze.

Mielismy w tym sezonie za soba 12 sprzedazy garazowych, bylismy czesciowo spakowani, sporo mebli tez sprzedalismy, wlacznie z moim gabinetem, tak ze siedzialem za starym kuchennym stolem ogladajac TV stojace na skrzynkach. Nowych klientow nie mielsimy a stary ciagle odkaldal podpisanie kontraktu kupna a jego adwokat uwazal sprawe "za skonczona" a nasz wogole sie tym nie interesowal. Kupujacy twierdzili ze sa ciagle zaintersowani, ale czekaja na: sprzedaz jej domu, poniadze z social security i dostanie pozyczki. Powoli zalatwiali rozne formalnosci ale ciagle bylo cos nowego do zalatwienia. Na koniec dostali pozyczke, ale w miedzyczasie wydali pieniadze jakie mieli ze spzedazy jej domu na pierwsza wplate. Trzeba powiedziec ze to byla tragikomedia. Zaproponowali zebym obnizyl cene o 5 tysiecy, to sie wyrobia. Nie mialem ochoty, wiec sie dogadalismy ze oficjalnie im upuszcze a oni splaca te roznice plus za meble jakie od nas mieli kupic na raty. Dostalem od niego kwit na swistku papieru, ale wierzylismy ze jest honorowym czlowiekiem i nas nie wykiwa. Formalnosci ciagnely sie dalej, nowy posrednik przyprowadzil jakiegos profesora, ale z tego nic nie wyszlo, tak ze trzymalismy sie oryginalnego jako jedynej naszej szansy.

Robila sie typowa jesien i doszlismy do wniosku ze jak mamy czekac na dokonczenie sie formalnosci to lepiej to robic na Florydzie gdzie byla ladna pogoda. Jul postanowila zrobic jeszcze Thanksgiving w Somerset i kilka dni pozniej przeniesc sie na Floryde. Mielismy tam dom juz urzadzony, ale nie planowalismy w nim zostac, tylko kupic cos bardziej "odpowiedniego".

Majac obawy ze na Florydzie nie bedzie mi latwo przejsc przez badanie wzroku i dostanie nowego tamtejszego prawa jazdy, zmienilem adres na swoim na Chris'a dom. Jadac z Jul do miasta posluchalem jej i w ostatnim momencie chcialem skrecic na poczte nie patrzac sie, ze obok mnie byl samochod policyjny. Nie wiele brakowalo zebym go stuknal, wiec zaraz zapalil swiatla i mnie zatrzymal. Zaczal sprawdzac prawo jazdy i calkiem zapomnialem ze mialem zmieniony adres. Na szczescie sie ulitowal i nie dal mi mandatu. Nie mniej najadlem sie strachu.

Od poczatku mialem watpliwosci co do oceny przewoznikow ile mamy rzeczy do zabrania. Okazalo sie ze bylo dwa razy tyle ile ocenili. To nie bylo dla mnie niespodzianka. Przyczepa przyszla juz w polowie zaladowana i tylko czesc naszych rzeczy tam sie zmiescila. Musieli przyslac dodatkowy woz zeby zabrac reszte rzeczy na sklad i pozniej przywiezc je na Floryde. Noc spedzilsimy w pustytm domu na jedynym lozku jakie zostalo i ktore mial zabrac Chris dio siebie. Wczesnym rankiem wyjechalismy. W ciagu nocy napadalo troche sniegu, wiec Jul wolala zebym ja prowadzil, a ona byla moim pilotem. Czasy kiedy jednbo prowadzilo a drugie drzemalo nalezalo dla niej do przeszlosci. Moj wzrok nie pozwalal na samodzielne jezdzenie, szczegolnie na dalsze odleglosci.

Do Port Charlotte dojechalismy bez problemu i kilka dni pozniej przyszla pierwsza partia naszych rzeczy. Zaczelismy sie "do meblowywac", jeden pokoj i garaz przeznaczylismy na sklady, a samochod parkowalismy na podjezdzie. Poniewaz nie planowalismy w obecnym domu zostac zbyt dlugo, wiec wiekszosc rzeczy pozostawala nie rozpakowana. Nie bylo upalow, tak ze nie mielismy problemow ze skladowaniem w garazu co bylo duza ulga. Tydzien pozniej przyszla reszta rzeczy tak ze zaczelismy zyc mniej wiecej normalnie. Z Somerset nie slyszelismy wiele, dzwonilem stale i sluchalem nastepnych wykretow.

Dwa tygodnie po naszej przeprowadzce przyjechal do nas nasz mniejscowy posrednik ktory wiedzial ze szukamy domu na "stale zamieszkanie" ze ma cos specjalnego dla nas. Pojechalismy do Punta Gorda Isles gdzie mielsimy ochote sie przeniesc i pokazal nam ladny dom, troche z dala od glownej drogi z ladnym widokiem na szereg kanalow, basenem i swiezo wewnatrz wymalowany. Parcela byla standartowa, co mnie troche zniechecalo, ale jak sie pozniej okazalo bylo wiecej niz nam bylo potrzeba. Jul dom sie bardzo spodobal i zaraz pojechalismy do niego spisac warunkowa umowe, uzalezniajaca kupno domu od sprzedazy naszego domu w Somerset.

Kilka dni pozniej jakas pani zawiadomila nas ze nasi dalsi sasiedzi ulegli wypadkowi samochodowemu. On w stanie krytycznym zostal przewieziony helikopterem do szpitala w Tampie, a ona jest w miejscowym szpitalu i pewnie za jakis tydzien wyjdzie. Prosila nas zebysmy zostawili wiaodmosc na drzwiach je domu bo sie kogos tam spodziewali. Znalismy ich wiecej ze slyszenia jak z widzenia, ale w takiej sytuacji to nie jest wazne. Jej sasiedzi a nasi "po przekatnej" byli u dzieci na polnocy, wiec mysmy byli najblizej.

Na swieta przylecial Chris. Jemu nowy dom sie bardzo podobal. Dalem mu pelnomocnictwa do zalatwienia sprzedazy domu w Somerset tak zebym tam nie musial specjalnie latac. Tradycyjnie w drugi dzien swiat odlecial do domu. Sasiadka wrocila ze szpitala i przyszla podziekowac i poniewaz ich jedyny samochod zostal kompletnie rozbity, wiec nie miala czym jezdzic i prosila zeby ja podwiezc do sklepow. Pozniej zaprosilismy ja na Sylwestra ktory spedzilsimy z nia w domu.

Tak skonczyl sie rok 1995. Zostalismy z niesprzedanym domem w Somerset i zadatkowanym domem w Punta Gorda Isles.
 
7/19/99


Stanislaw Szybalski
Punta Gorda, FL 33950
Prawa autorskie zastrzezone