„Zawsze wierni Tobie Polsko”
Krzysztof Bulzacki;
Lwowskie sylwetki
EUGENIUSZ ROMER
Czy jest Polak, który nie zna nazwiska Eugeniusza Romera, wydaje się to niemożliwe, przecież każde dziecko zapoznaje się z nim, gdy pierwszy raz w życiu bierze do ręki atlas. Jeszcze pod rządami austriackimi, ukształtował się w atmosferze polskiego życia we Lwowie, najwybitniejszy polski geograf, światowej sławy, Eugeniusz Romer. Jego ojciec Edmund, wychowywany w Teresianum pod Wiedniem do służby państwowej, na przyszłego germanizatora, brał udział w Powstaniu Styczniowym, chociaż wtedy prawie nie mówił po polsku. Matka Eugeniusza była Węgierką i w domu na pewno mówiło się wyłącznie po niemiecku, może też po francusku, ale Lwów i to zmienił, pani Romerowa uległa czarowi języka i literatury polskiej.
Eugeniusz ˙Romer prowadził prace etnograficzne, poświęcone niemal wszystkim ziemiom polskim, do jego zainteresowań należały: Pomorze, Mazury, Wielkopolska, Śląsk, Krakowskie, Sandomierskie, Świętokrzyskie, Kujawy, Mazowsze, Podlasie, Żmudź, Litwa, Ruś Czarna, Wołyń, Podole i Pokucie. Zasługi jego dla nauki i kultury narodowej są nieocenione. W swych podróżach Romer poszukiwał polskich pamiątek historycznych w Wrocławiu, Kamieńcu Podolskim, Chocimiu, na Mazurach i w Wilnie.
Jemu zawdzięczamy odnalezienie w starych dokumentach, polskich nazw wielu miejscowości na Dolnym Śląsku. Romer zwalczał nie tylko politykę germanizacyjną, ale również podsycane przez Austrię antagonizmy polsko - ukraińskie. Wytykał złośliwość Austriaków wobec Rusinów, polegającą na stawianiu znaku równości, że Rusin to Rosjanin. Chyba większą złośliwością Austriaków było zasugerowanie zmiany herbu i podstawienie znaku tryzuba w miejsce Michała Archanioła, dla chłopskiego narodu, według zasady „idź chamie do wideł”, dla przekreślenia wielowiekowej chlubnej tradycji Rusinów.
Za błędną politykę wobec Ukraińców, obarczał Romer winą rządy Rzeczpospolitej, piętnował głupotę w kontynuowaniu szkodliwej polityki austriackiej, w oficjalnym narzucaniu nazwy „Ukrainiec”, ˙”ukraiński”, dla określenia narodowości i języka ruskiego, podkreślając, że przez taką politykę, w południowo - wschodniej Polsce stracono na rzecz Ukraińców niemal 900 tysięcy szlachty zagrodowej, a jednocześnie rząd polski od dawna propagował ciche, ale głębokie ukrainofilskie porozumienie, bez określonego celu, ze szkodą dla narodu polskiego. Według Romera doprowadziło to do sytuacji etnograficznej, która wzbudziła przerażenie w kołach rządowych, aż do obłędu.
Eugeniusz Romer brał udział w charakterze pomocnika naukowego w pracach dyplomatycznych na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 roku i podczas pertraktacji pokojowych z Rosją w Rydze we wrześniu 1920 roku, po czym przez długi czas nie zajmował się polityką.
W świecie znany jest jako twórca nowoczesnej kartografii, założył we Lwowie instytut kartograficzny „Atlas”, późniejszą książnicę „Atlas”. Był wiceprezesem Międzynarodowej Unii Geograficznej (1928 - 1938).
W sprawach polityczno - społecznych wystąpił publicznie dopiero w 1936 roku, aby napiętnować politykę rządu Rzeczpospolitej. Zmusiły go do tego wypadki kwietniowe. 14 kwietnia 1936 roku pod lwowskim magistratem odbyła się demonstracja tysiąca robotników, jeden z nich, Władysław Kozak, został zabity przez policję. Manifestacyjny pogrzeb doprowadził do nowych starć z policją, podczas których zginęło trzynastu uczestników pochodu. Dzisiaj na grobach tych polskich robotników, na cmentarzu Janowskim, znajdują się rosyjskie nagrobki, służące propagandowemu fałszerstwu.
Gdy wypłynęła na Pomorzu sprawa „niemieckiego korytarza”, strona ˙polska postawiła zagadnienie polskości Prus Wschodnich, opierając się na badaniach etnograficznych Eugeniusza Romera opublikowanych w 1910 roku, w czasie gdy jeszcze Polska była pod zaborami.
Po drugiej wojnie światowej Królewiec powiększył zabór rosyjsko - sowiecki, dokonany w pakcie Ribbentrop - Mołotow.
Profesor Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie, Eugeniusz Romer zasłużył się wychowaniem licznych kadr polskich geografów.
Podczas okupacji niemieckiej ukrywał się w klasztorze Braci Zmartwychwstańców. W tym czasie we Lwowie mieściła się tam szkoła powszechna do której miałem zaszczyt uczęszczać i na pewno, chociaż nieświadomie spotykałem „braciszka” Eugeniusza Romera. Po drugiej wojnie światowej został wysiedlony ze Lwowa. W tęsknocie za rodzinnym Lwowem, umarł w Krakowie w 1954 roku przeżywszy 83 lata.
WOJCIECH KĘTRZYŃSKI
Adalbert von Winkler, student Uniwersytetu w Królewcu, dowiedział się od swojej siostry, że są Polakami. Już w czasie studiów w Królewcu, poprawił swoje nazwisko na Winkler von Kętrzyński. Zaczął uczyć się języka polskiego i dziejów ojczystych. Wkrótce nadarzyła się okazja pasowania na Polaka. Wybuchło Powstanie Styczniowe. Kętrzyński przemycał do Wilna broń dla powstańców. W 1864 roku z tego powodu był sądzony w Berlinie „za zdradę stanu, w postaci dążenia do odłączenia od Prus części ich terytorium”. Po wyroku, odsiedział rok twierdzy w Kłodzku na Dolnym Śląsku, który od 1742 roku należał do Prus.
Po wyjściu na wolność pozostawał bez możliwości pracy, bez środków do życia. Szukał pracy wśród Polaków, krótko pracował u Jana Działyńskiego w Bibliotece Kórnickiej, następnie starał się o katedrę na Uniwersytecie Jagiellońskim, bez powodzenia, ponieważ władze austriackie oparły się na opinii z Berlina.
Potem przez kilka lat żył z korepetycji i porządkowania różnych zbiorów dworskich. Przypadek sprawił, że trafił do Lwowa (1873r.) i otrzymał pracę sekretarza oddziału naukowego, a następnie kustosza w Ossolineum, awansując po trzech latach na stanowisko dyrektora biblioteki, którą kierował 42 lata.
Kętrzyński zajmował się średniowieczną historią Polski, dziejami Mazur, średniowiecznymi stosunkami polsko - niemieckimi, dziejami Zakonu Krzyżackiego. W historii praojczyzny Słowian ujętej nowatorsko, udokumentował niezbicie umiejscowienie ich siedzib w środku Europy. Przeprowadził dowody fałszerstw Krzyżaków w dokumentach umożliwiających im założenie własnej państwowości na ziemiach polskich. Badał jak Krzyżacy po wymordowaniu Prusów, w celu zagospodarowania ziemi ściągali kolonistów z Mazowsza.
Prace Wojciecha Kętrzyńskiego poświęcone były zagadnieniom narodowości polskiej i polskim nazwom miejscowości Zachodnich i Wschodnich Prus oraz Pomorza. Szperając w dokumentach ustalał rodowody zgermanizowanych Mazurów i Kaszubów. Znał te sprawy nie tylko z badań, ale przede wszystkim z własnego życia. Inicjował działalność polityczno - społeczną Mazurów. Założył tajne Towarzystwo Mazurskiej Inteligencji Ludowej (1871r.). Wspierał materialnie „Gazetę Lecką” i ”Mazura”. On to „wrócił Mazury Polsce, a Polskę Mazurom”.
Jego rozprawy naukowe dały nieomylne świadectwo naszych praw do Pomorza, Prus Zachodnich i Wschodnich, do Królewca, który ciągle znajduje się poza naszymi granicami.
Dzieło Wojciecha Kętrzyńskiego było niszczone skutecznie przez Niemców, aż do końca drugiej wojny światowej. Również w Polsce Ludowej Mazurzy nie mogli odnaleźć się w Ojczyźnie.
Wojciech Kętrzyński wychował w Ossolineum liczne kadry naukowców o wspaniałej osobowości, gorących patriotów oddanych bez reszty lwowskiemu Ossolineum i Polsce.
Na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, tak zwani „nieznani sprawcy” zniszczyli grób Wojciecha Kętrzyńskiego. W 1976 roku pracownicy Instytutu Jego Imienia w Olsztynie przywieźli na Jego grób nową płytę: „Wojciech Kętrzyński, 1838 - 1918, Wielki Syn Narodu Polskiego. Pracą całego życia przybliżał zespolenie Mazur i Warmii z macierzą. - Społeczeństwo Województwa Olsztyńskiego”. I ta tablica nie podobała się, z daleka rzucała się w oczy. Aby nikogo nie drażnić zmieniono jej pozycję na leżącą. Teraz nie widać jej z oddali, ale i trafić tu trudniej, aby oddać hołd wielkiemu Polakowi, którego sława opromienia Lwów.
JAN NEPOMUCEN KAMIŃSKI
Nie przestańcie wy uczeni
Ten czterowiersz Jana Nepomucena Kamińskiego wyryto na jego pomniku nagrobnym w stulecie urodzin. Urodził się w Kutkorzu 27 października 1777 roku, umarł we Lwowie 5 stycznia 1855 roku i pochowany został na Cmentarzu Łyczakowskim. Był niezwykłym pasjonatem teatru, należał do uczniów Wojciecha Bogusławskiego, ale uczeń przerósł mistrza.
Rozwój teatru polskiego, nastąpił dopiero po pierwszym rozbiorze, w czasach panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. On też wspierał finansowo teatr Truskolaskich i Kazimierza Owsińskiego we Lwowie, pod zaborem austriackim, świadomy znaczenia teatru dla rozwoju kultury narodowej.
Pod koniec osiemnastego wieku, przez kilka lat występował we Lwowie Wojciech Bogusławski ze swoim zespołem, ponadto przewinęło się tu wiele zespołów, zarówno polskich, jak i niemieckich. Władze austriackie widziały w teatrze niemieckim narzędzie do zniemczania mieszkańców nowopowstałej Galicji, a że one bardzo liczyły się pieniędzmi, tolerowały teatr polski, jako ten, który miał dofinansowywać scenę niemiecką. Bilety na przedstawienia polskie były trzykrotnie droższe.
Dyrektorem niemieckiego teatru i nadzorcą nad teatrem polskim był Czech, Franciszek Henryk Bulla. Może też atmosfera Lwowa przyczyniła się do tego, że nadzór ten nie był specjalnie uciążliwy.
Jan Nepomucen Kamiński, od 1809 do 1842 roku, przez 33 lata, był nie tylko aktorem, reżyserem i dramaturgiem, ale przede wszystkim antreprenerem, czyli przedsiębiorcą teatralnym, który zajmował się wszystkimi problemami teatru, poczynając od doboru repertuaru, angażowania aktorów, projektowania dekoracji itd. kończąc na finansach.
W tym czasie obok Kamińskiego, specjalnie dla teatru lwowskiego, pisali Aleksander hr. Fredro i Józef Korzeniowski, autor piosenki „Czerwony pas”.
Lwowski teatr, mimo austriackiej cenzury, spełniał swoje zadanie w utrzymaniu świadomości narodowej. Do teatru chodziły księżniczki i panny służące, choć nie na te same miejsca, ale na te same przedstawienia, dzięki temu oddziaływanie teatru było powszechne i przyczyniało się do wzrostu kultury mieszkańców i ich świadomości narodowej.
Mimo poważnych trudności finansowych, teatr prowadzony był niezwykle starannie, obszerny repertuar popularyzował światowy dorobek, miał dobrych aktorów i reżyserię, dobrze dobrane dekoracje i świetne efekty sceniczne, a przede wszystkim dorobił się zakochanej w nim licznej publiczności. Kamiński był tym, który utrwalił potrzebę i tradycję sceny polskiej we Lwowie. W ciągu 33 lat swojej działalności Jan Nepomucen Kamiński wystawił 750 tytułów. Jego dzieło nie ma sobie równego w historii teatru na świecie.
MARIAN HEMAR
W Tygodniku Powszechnym z dnia 19 marca 1972 roku, ukazała się notatka w rubryce zmarli: „11 lutego w Londynie, Marian Hemar, lat 70, poeta, satyryk, komediopisarz (pseud. Jan Mariański, Marian Wallenrod i inne), b. kierownik literacki warszawskich kabaretów artystycznych, współpracownik „Wiadomości Literackich” i „Wiadomości”.” To wszystko na co pozwoliła władza ludowa i stalinowska partia. Niby to mało, a jednak, po tylu latach, gdy jego nazwisko było cenzurowane, to i tak zbyt dużo. W tym czasie żyło w Polsce jeszcze wielu miłośników Lwowa, dla których cotygodniowy kabaret Hemara z Londynu na fali Radia Wolna Europa był jedyną strawą dla ducha.
Trzeba tu przypomnieć, że w ostatnich latach życia poety RWE przestało nadawać kabaret. Dyrektorem sekcji polskiej rozgłośni RWE był Jan Nowak Jeziorański.W emigracji zaczęło się coś dziać niedobrego, trudno dziś mówić o przyczynach, czyje to były intrygi i czyje pieniądze. Hemar pozostał wierny swej miłości, był bezkompromisowy. Jednak zaistniał fakt, głos Hemara w eterze ucichł na wiele lat przed jego śmiercią, ale on nie zrezygnował ze swoich wielbicieli, zaczął drukować swoje tomiki, może nieliczne, ale za to docierające na wszystkie kontynenty, do Polaków rozsianych we wszystkich zakątkach świata.
A dziś w kraju, jak powiedział pan Wojciech Mann na wyborze Miss Polonia 1988, wolno nam już pamiętać o Hemarze. Hemar to jego pseudonim, nazywał się Heszeles. Urodził się we Lwowie 6 kwietnia 1901 roku. Natura obdarzyła go talentem literackim, był płodny jak Kraszewski, ale nie lubił tego porównania, swoje pisarstwo wypracowywał niemal jak Żeromski. W PRL-u był zakazany, nie tylko jego wiersze, ale nawet nazwisko podlegało cenzurze. Twórczość Hemara była wielostronna, diametralnie różna, był poetą, satyrykiem, ale trudno nazwać go komediopisarzem, nie dlatego by komedię uważać za coś gorszego od dramatu. Nikt tak nie osądza innego Lwowiaka, Aleksandra hr. Fredrę, ale sztuki sceniczne Hemara obejmowały szeroki wachlarz od dramatu do komedii muzycznej. Mówić o Hemarze to trudna rzecz. To człowiek tak niezwykły, że trudno wprost uwierzyć, by to było prawdziwe, aby to dotyczyło jednego człowieka, tak wielostronna jest jego twórczość.
Był znakomitym poetą, humanistą, erudytą, a przy tym bez pamięci zakochanym w naszym mieście, we Lwowie, wierny jemu przez wszystkie swoje dnie, aż do śmierci. Nikt nie był w stanie przekupić go, chociaż wysoko cenił pieniądze, zawsze o nie zabiegał, jako jeden z pierwszych poetów we Lwowie i w Polsce posiadał własny nowy samochód, którym jeździł po wariacku, może powiedzmy trochę delikatniej, po kawalersku.
Wśród złośliwych przytyków, mówiono o nim, że jest handlowego wyznania, ale Lwowa nie sprzedałby za nic na świecie. On Żyd, uczył nas cośmy winni swemu miastu i jak Polak winien kochać Ojczyznę, on uczył nas patriotyzmu. Gdy po wojnie Tuwim namawiał go do powrotu do Warszawy, zapytał go, czy Bierut zapewni mu wolność słowa i druku, a że Bierut tego zapewnić nie mógł, a może nie chciał, zrezygnował z komunistycznej willi i samochodu , pozostał w Anglii, jeździł starym samochodem, kupionym z drugiej ręki i pisał i drukował, podczas gdy Tuwim przestał pisać, a Broniewski napisał kantatę o Stalinie. Kto wtedy w PRL-u nie kłaniał się komunie, łącznie z wielką Marią Dąbrowską i Jarosławem Iwaszkiewiczem, pomijając niegodnych miana Polaków Kruczkowskiego, Putramenta i innych dyspozycyjnych ludzi stalinizmu. Hemara nikt nie kupił, był nie do kupienia i psuł krew komunie, demaskował fałszywość i draństwo Anglików, oraz oportunizm Rodaków na emigracji. Zachował wierność swej miłości do Lwowa, Polski, prawdy i sprawiedliwości. „Był drażliwym ponad miarę, okazywanym zniecierpliwieniem łatwo zrażał sobie ludzi, doprowadzał do ostrych rozstań z przyjaciółmi, był bezkompromisowy, demonstrował brak uprzejmości o pozorach arogancji, pełnej nerwowego podniecenia, a przy tym umiał spieszyć z pomocą materialną i osobistą kolegom, gdy byli w potrzebie, czy podczas choroby, choćby od lat nie zamienił z nimi słowa - pisał Juliusz Sakowski na wieść o śmierci Hemara - Przybywał z pomocą i prosił o wybaczenie, tak odwiedził Zygmunta Nowakowskiego i Józefa Łobodowskiego, taki to był niezwykły człowiek! Nie chował urazy, umiał przebaczać i sam prosił o wybaczenie”.
Pisał ciągle niezmordowanie, co tydzień kabaret, jednoosobowy Teatr Hemara, w którym występowały najsławniejsze gwiazdy, choćby wspomnieć tylko Mirę Zimińską, Szczepka - Kazimierza Wajdę, Władę Majewską, Karin Tiche, Krystynę Zbierzchowską.
Pisał wiersze liryczne, satyry, fraszki, parodie i parafrazy i piosenki, około pięciu tysięcy piosenek, wprost nieprawdopodobne. Pisał przekłady poetyckie, sztuki teatralne od dramatu do komedii muzycznych, jednoaktówki poświęcone Fredrze, Kochanowskiemu, Chopinowi. Prozą pisał reportaże, felietony, eseje, krytykę literacką, a nawet traktat polityczny o Hitlerze, przełożony na język angielski. Jest to fenomen w skali światowej. Gdy został kierownikiem literackim „Qui Pro Quo” miał niewiele ponad dwadzieścia lat, wszedł natychmiast w środowisko literackie i teatralne, znał wszystkich, na wszystko miał czas, bo nie tylko pisał, nie tylko aranżował i reżyserował, ale również bardzo dużo czytał. Kiedy on to robił, gdy miał czas na picie wódki z Wieniawą i Jaraczem i walczył z karabinem w ręku w 1920-tym roku w Kijowie i w drugiej wojnie pod Tobrukiem. A jak zarabiał, za trzy słowa „Radion sam pierze” zarobił sto złotych, to był pieniądz. Miał szczęście do pieniędzy, żył dostatnio, los nagradzał mu wierność swoim ideałom, cieszył się wielką popularnością i powszechnym uwielbieniem i tak pozostał w naszych sercach.
JAN III SOBIESKI
Jak to? Lwowska sylwetka? Sylwetka mieszkańca Lwowa? Wiemy wszystko o hetmanie i królu, znamy Sobieskiego jako pisarza - literata. Jego listy do Marysieńki, pisane po francusku, od dawna są przetłumaczone i doczekały się wielu wydań książkowych, ale Sobieski jako lwowski batiar, to coś się nie mieści w głowie.
Co to znaczy „batiar”, to słowo tureckie początkowo dotyczyło uliczników, ale z czasem zmieniło znaczenie i objęło tych, którym na dźwięk słowa Lwów, mocniej biło serce.
Jak wyglądał Lwów w czasach Sobieskiego. Od Kazimierza Wielkiego granice Lwowa wyznaczały wały miejskie, biegnące wzdłuż Wałów Hetmańskich, ulicą Wałową, przez Podwale i Skarbkowską, by zejść się w miejscu, gdzie wybudowany został Teatr Skarbkowski, a jeszcze dwieście lat temu stał Niski Zamek pamiętający czasy Kazimierza Wielkiego. Do wałów przylegały ufortyfikowane kościoły Bernardynów i Matki Boskiej Śnieżnej. A poza wałami szeroko rozlewały się dwa przedmieścia: Halickie i Krakowskie, zbyt rozległe by doczekać się obwarowania i tu jak twierdze obwarowały się liczne kościoły i cerkwie, oraz żydowskie bożnice. Były tu nieistniejące już kościoły Znalezienia św.Krzyża, św.Stanisława, św.Michała, oraz kościoły św.Anny, św.Łazarza, Karmelitów i Benedyktynek i cerkwie Bohojawlenia, św.Jura, św.Mikołaja, św.Teodora i wiele innych. Wzdłuż ulicy Szerokiej, obecnie Kopernika, ciągnęły się stawy i moczary, tam chodziło się na polowanie na kaczki. Nad Pełtwią były co najmniej trzy mostki i ponad dwadzieścia młynów, a w rzece bogactwo ryb.
W czasach Sobieskiego chyba jeszcze nie było batiarów, była na pewno gawiedź miejska, ale to było co innego. Sobieski urodził się na zamku w Olesku i jak czytamy w książce o tym zamku, tłumaczonej z ukraińskiego, imię otrzymał po dziadku, Iwanie Danyło. W książce jest nawet ilustracja z portretem tego dziadka i jak to było wówczas w zwyczaju, portret był podpisany Johannes Danillowicz, bowiem szlachta polska, również ruskiego pochodzenia, używała powszechnie łaciny w oficjalnym życiu. Autorzy książki, podkreślając „ukraińskie” pochodzenie Sobieskiego, nie byli konsekwentni w swej propagandzie, nazywając Sobieskiego polskim kolonizatorem. Czy był kolonizatorem? Na pewno tak. Dbał o swój majątek w Żółkwi, Jaworowie i Olesku i obszary wyludnione po najazdach tatarskich kolonizował i rozwijał gospodarczo.
Ze Lwowem był związany z dziada, pradziada. Rodzice jego byli właścicielami majątku t.zw. jurydyki, pod Wysokim Zamkiem, noszącej nazwę „Sobieszczyzny”, oraz kamienicy Korniaktowskiej w Rynku nr 6, połączonej z kamienicą przy ul.Blacharskiej. Nie trzeba Lwowiakom przypominać, że kamienica królewska była najpiękniejszą kamienicą w Rynku. Był to prawdziwy pałac magnacki.
Ojciec Jana, kasztelan krakowski, Jakub, często przebywał we Lwowie, ufundował tu kościół i klasztor Karmelitanek Bosych, w którym przed ostatnią wojną mieściło się seminarium łacińskie. Jakub Sobieski umarł we Lwowie w 1647 roku. Jako spadkobierca Jakuba, Jan Sobieski był obywatelem lwowskim. Wykształcony w Europie Zachodniej, oprócz znajomości łaciny i języka tureckiego, władał biegle francuskim i niemieckim. Posiadał szeroką wiedzę wojenną i polityczną. Rozumiał znaczenie Lwowa dla obrony Kresów, tym większe po utracie Kamieńca Podolskiego. Osobiście doglądał naprawy fortyfikacji, murów i baszt lwowskich, a przy tych okazjach zawiązywały się liczne znajomości z mieszkańcami Lwowa. W 1652 roku leżał dłuższy czas w swojej kamienicy, lecząc się z rany otrzymanej w pojedynku, a w siedem lat później, już jako chorąży koronny, ufundował dla żołnierzy szpital Bonifratrów na Łyczakowie.
Miesiąc miodowy z Marysieńką (1667), który trwał trzy miesiące spędził Sobieski we Lwowie. Gdy w 1674 roku został królem, był Sobieski nadal częstym mieszkańcem Lwowa. Chodził po mieście pieszo, doglądał wałów, przyjaźnił się z mieszczanami. Burmistrzem w tym czasie był we Lwowie poeta, Bartłomiej Zimorowicz, tak dobrze znany uczniom z górnego Łyczakowa. A jeszcze niedawno wiadomo było gdzie król piechotą chodzi. Michał Korybut Wiśniowiecki, który mieszkał w pałacu arcybiskupim w Rynku pod nr 9, do katedry jeździł karocą. Co w tym było niezwykłego? tylko to, że była to odległość wynosząca około 300 metrów.
Pod kierunkiem Sobieskiego, Jan Berens, ufortyfikował m.in. klasztor Karmelitów. Jeszcze w pierwszej połowie bieżącego stulecia, na resztkach murów od strony ul. Karmelickiej, widniały tarcze herbowe Sobieskich i Jabłonowskich, usunięte przez zaborców.
24.VIII.1674 roku na czele sześciotysięcznego wojska, w wąwozie pod Lesienicami, Sobieski odniósł wielkie zwycięstwo rozbijając kilkadziesiąt tysięcy Tatarów dowodzonych przez Ibrahima. Obronił Lwów i nie dopuścił do oblężenia, a we Lwowie czekała Marysieńka.
We Lwowie Sobieski czuł się swojsko i naturalnie, dlatego tak często przebywał w tym mieście, a miasto postawiło swojemu królowi pomnik, wykonany pod koniec dziewiętnastego wieku przez Tadeusza Barącza, lwowskiego Ormianina.
Byłem świadkiem jak za t.zw. drugich Moskali, po zdjęciu tablic z pomnika, przewodniczka informowała uczestników wycieczki z Rosji, czy też z Ukrainy - „oto Bohdan Chmielnicki”, bowiem Chmielnicki zawsze nosił strój polskiego szlachcica, nawet wtedy gdy na czele Kozaków był pod Lwowem w charakterze najeźdźcy.
Jednak po ostatniej wojnie Sobieski opuścił swoje miasto, aby udać się w charakterze t.zw. repatrianta poprzez Warszawę do Gdańska i dzisiaj oczekuje na zwrot skradzionej mu tablicy -
„Królowi Janowi III - miasto Lwów”.
ALEKSANDER HRABIA FREDRO
„... gdy Napoleon, ów bóg wojny,
„Wyjechaliśmy razem,
Po paryskich doświadczeniach teatralnych, dzięki wrodzonemu talentowi, został polskim Molierem, twórcą i ojcem polskiej komedii. Był samoukiem, wykształcenie posiadał domowe, biegle mówił po francusku i po angielsku. Komedie jego pisane są jasnym i pięknym językiem, myślę, że bardziej nowożytnym niż język Mickiewicza. Jednak wtedy ani Fredro, ani Mickiewicz nie mogli rywalizować pod względem popularności z Tymkiem Padurą. Początkowo Fredro pisał komedie wyłącznie dla teatru lwowskiego. Lwów też dostarczał mu nie tylko tematów, ale również postaci, które Fredro umiał genialnie podpatrywać. Sam Fredro był w życiu aktorem. Rozwiódł żonę Stanisława hrabiego Skarbka (unieważnienie małżeństwa kościelnego w katolickiej Austrii prowadziły sądy świeckie, trwało to około 10 lat), ożenił się z nią, zakładając we Lwowie swoje szczęśliwe gniazdo. Lwów w tym czasie wcale nie był podobny do tego, który my pamiętamy, był niewielkim miastem, było w nim już Ossolineum, parę gazet i teatr, wkrótce w 1843 roku otwarto nowy teatr Stanisława hrabiego Skarbka, trzeci co do wielkości w Europie, miał 1460 miejsc, ale szkolnictwo podupadło i brakowało ludzi do kierowania pracami nad rozwojem miasta. Trudno dziś zrozumieć, że w Galicji, która Polsce niepodległej dała liczne kadry uzupełniające obsadę urzędów, banków, szkolnictwa niemal we wszystkich miastach polskich z Warszawą na czele, w czasie działalności społecznej Fredry brakowało ludzi z kwalifikacjami, wdrożonych i przygotowanych do zastąpienia Austriaków.
W liście do przyjaciela, napoleończyka Józefa Grabowskiego, czynnego w Ziemstwie Kredytowym Wielkiego Księstwa Poznańskiego, prosi w 1841 roku o przysłanie kogoś kompetentnego do pracy w Towarzystwie Kredytowym we Lwowie, ale... „nie potrzebujemy fanfarona z długimi włosami, ani ministra z zadartym nosem, ale spokojnego, pracowitego buchhaltera”.
Tyle lat minęło i ciągle aktualne, jak to pasuje do naszej rzeczywistości. Fredro brał czynny udział w życiu miasta, zajmował się sprawami organizacyjnymi i finansowymi Ossolineum, organizował towarzystwo wzajemnego zabezpieczania się od ognia, z Leonem Sapiehą opracował trasę kolei wiedeńskiej od Bochni przez Lwów do Brzeżan, ze szczegółową analizą kosztów budowy, był duszą spółki akcyjnej realizującej tę budowę. Budowa ciągnęła się wiele lat, pierwsze pociągi dotarły do Lwowa w 1861 roku.
Interesował się kwestią chłopską i wychowaniem młodzieży. Gdy nie widział możliwości odzyskania niepodległości, zabiegał o spolszczenie szkolnictwa, sądownictwa, o samorząd krajowy, rozumiejąc, że to jest bezwzględny warunek do pełnego rozwoju kultury polskiej.
W młodym wieku był już deputatem stanowym, manifestował swój patriotyzm podczas „Wiosny Ludów”, w latach 1852 - 54 wytoczono mu proces o zdradę stanu, skutecznie bronił go przyjaciel, arystokrata, namiestnik Galicji, Agenor Gołuchowski, a w 1861 roku wszedł do pierwszego Sejmu Krajowego. Zawsze afiszował się swą polskością. W 1964 roku otrzymał medal „Dobrze Zasłużonemu w Narodzie”.
Myliłby się każdy, kto by sądził, że to pisarstwo posadziło Fredrę na fotel honorowego obywatela miasta Lwowa, na którym siedzi teraz we Wrocławiu. Już w 1839 roku obdarzono go tym zaszczytem za zasługi dla rozwoju miasta. Wrażliwy był na wdzięki kobiece, wysoko cenił inteligencję i pogodne usposobienie, cenił strój i elegancję, ale wytykał modę, pisząc „mało dziś jest elegantek, ale mnóstwo najmodniejszych koczkodanów” w lwowskich salonach. Z pasją zwalczał wady i przywary społeczeństwa. Za życia odmawiano mu talentu, zwalczał go sąsiad Seweryn Goszczyński, ale podobał się Henrykowi Sienkiewiczowi. Był samym sobą przez całe życie, był prawym człowiekiem, bez nienawiści, zawsze odważny i godny oraz pełen dowcipu, nie wysługiwał się zaborcom, nie robił kariery za cenę podłości, dlatego zyskał sławę pośmiertną na którą pracował całe życie.
Żył 84 lata. Umarł 15 lipca 1876 roku. Jego pogrzeb był wielką manifestacją patriotyczną, całe miasto udekorowane było czarnymi flagami, wśród tysięcy ludzi były delegacje wszystkich organizacji narodowych. Na czele delegacji z Krakowa szedł Mikołaj Zyblikiewicz, prezydent miasta. Zabalsamowane zwłoki spoczęły w krypcie kościoła w Rudkach. Po drugiej wojnie światowej, wychowankowie jego wnuka, greckokatolickiego arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego sprofanowali zwłoki wyrzucając je z trumny do śmieci i gruzu, trumnę ukradziono.
Ostatnio urządzono powtórny pochówek, oraz przywrócono kościół wiernym.
W 1897 roku staraniem Koła Literacko - Artystycznego we Lwowie, wystawiono pomnik Aleksandra hrabiego Fredry, dłuta prof. Ludwika Marconiego. Pomnik ten znajduje się obecnie na wrocławskim rynku. Siedzi tam sobie Fredro i myśli: „panowla, granda, ta tak ni może być, jeśli wy mnie tu kochacie, to ja się cieszę, ale nie zapominajcie, że ja jestem honorowy obywatel miasta Lwowa i tam jest moje miejsce, chcecie to zróbcie sobie taki sam drugi pomnik, ale ja muszę wracać do Lwowa”.
LUDWIK KUBALA
Nie za darmo Lwów ochrzcił jego imieniem ulicę w centrum miasta. Znana była we Lwowie niewielka postać tego wielkiego nauczyciela gimnazjalnego, który przerósł wielu profesorów uniwersytetów. Nie od razu Ludwik Kubala trafił do Lwowa. Ród jego wywodził się z Zaolzia, ojciec ukończył prawo na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Ludwik Kubala urodził się we wrześniu 1838 roku, we wsi Kamienica na Sądecczyźnie.
W gimnazjum był uczniem Stanisława Sobieskiego (ojca Wacława). Wychowany patriotycznie, pełen żaru miłości i oddania dla ojczyzny, brał udział w pracach organizacyjnych powstania styczniowego. Był szefem policji powstaniowej w Krakowie, co odpokutował w austriackim więzieniu. W Krakowie miał wielu przyjaciół, ale jego charakter i natura nie pasowały do tego miasta i panującej w nim „zaśniedziałej intelektualnej martwoty i mentalności”. Kubala nie miał szczęścia do Krakowa, bez powodzenia kandydował na katedrę historii polskiej.
W Krakowie spędził całą młodość z wyjątkiem trzech lat studiów na Uniwersytecie w Wiedniu (1858 - 61), oraz więzienia w Josephstadt (15.XII.1863 - 18.XI.1865). Z wielkimi trudnościami, mimo posiadanego doktoratu, rozpoczął pracę w 1869 roku jako suplent w III gimnazjum im. Franciszka Józefa we Lwowie w zabudowaniach bernardyńskich. Żmudny i surowy egzamin państwowy na profesora gimnazjalnego zajął mu kilka lat (do 1872 roku) opóźniając pisarstwo historyczne rozpoczęte podczas uwięzienia. Po napisaniu kilku niewielkich prac, w latach 1880 - 81 opublikował dwa tomy szkiców historycznych, które przyniosły mu sławę i popularność. Pod ich wpływem Henryk Sienkiewicz odstąpił od pisania powieści o Władysławie Warneńczyku i stworzył trylogię, dla kilku pokoleń najwspanialsze dzieło. Ale kierat służby szkolnej, aż do emerytury w roku 1906 oderwał Ludwika Kubalę od pisarstwa, może przyczyniła się też do tego krakowska nagonka Michała Bobrzyńskiego spowodowana prywatą i nieuczciwością sądów.
Ludwik Kubala poświęcił się bez reszty pracy pedagogicznej, prowadził lekcje bardzo interesująco z niepospolitą inwencją, nowatorsko. Jako gorący patriota zdobył sobie uznanie młodzieży.
Zasłynął również działaniami na rzecz miasta, był założycielem Kasyna Miejskiego. Po śmierci Liskego został długoletnim prezesem Koła Literacko Artystycznego, gdzie zorganizował I Zjazd Literatów i Dziennikarzy we Lwowie w 1894 roku, oraz postawił pomnik Aleksandra hr. Fredry (1897), który stoi obecnie na wrocławskim rynku. Założył fundusz dla wdów i sierot po pisarzach i artystach. 6 stycznia 1893 roku w ramach przygotowań do Powszechnej Wystawy Krajowej (przyszłych Targów Wschodnich) został jednym z trzech przewodniczących Komitetu Panoramy Racławickiej. W 1906 roku został pierwszym przewodniczącym Towarzystwa Miłośników Przeszłości Lwowa, które zajęło się wydawaniem Biblioteki Lwowskiej.
Dzięki Jerzemu Janickiemu w latach 90. ukazały się reprinty 6 tomów Biblioteki Lwowskiej, wznowione przez Polski Dom Wydawniczy w Warszawie. We wszystkich działaniach pozostawił dowody niezwykłych zdolności organizacyjnych. Czy nie za wiele jak na jednego człowieka? Okrył się wielką sławą zanim uhonorowano go w 1901 roku członkostwem zwyczajnym Akademii Umiejętności. Wśród jego przyjaciół znajdujemy wiele znanych nazwisk: Michał Bałucki, Tadeusz Wojciechowski, Władysław Łoziński, Stanisław Tarnowski, Teodor Tomasz Jeż, Teofil Lenartowicz, Józef Supiński, Henryk Sienkiewicz, Adam Asnyk, Stanisław Smolka i wielu innych.
Po przejściu na emeryturę powrócił do pisania szkiców historycznych, trzeci tom p.t. „Wojna moskiewska 1654 - 1655” ukazał się w druku w 1910 r. Kiedy Henryk Barycz w 1963 roku opublikował książkę p.t. ”Wśród gawędziarzy, pamiętnikarzy i uczonych galicyjskich” cenzura nie tylko nie dopuściła do wydrukowania tytułu tego tomu, ale przyczyniła się do szeregu fałszerstw historycznych dotyczących Bohdana Chmielnickiego, oraz użyła pojęcia geograficznego Ukrainy w znaczeniu historycznym.
W latach 1914 - 18 ukazały się kolejne tomy szkiców historycznych p.t. „Wojna szwedzka”, „Wojna brandenburska”, oraz „Wojna duńska i pokój oliwski” zamykając cykl „siedmioletniej wojny północnej”.
Ludwik Kubala nie doczekał wolnej Polski, zmarł miesiąc wcześniej przed obroną Lwowa, 30 września 1918 roku. Miasto uczciło jego pamięć nadając w 1919 r. jego imię ulicy w centrum miasta. Po 1946 władze radzieckiej Ukrainy zmieniły nazwę tej ulicy na Bechtierewa. A obecnie ulica ta została przemianowana i nosi imię Romana Szuchewycza, przywódcy UPA, który splamił się zbrodnią ludobójstwa dokonaną na ludności polskiej Wołynia i Małopolski Wschodniej.
Generał Władysław Sikorski
4 lipca 1993 roku minęła 50 rocznica śmierci gen. Władysława Sikorskiego. W 1981 roku napisałem dla Klubu Inteligencji Katolickiej odczyt poświęcony Sikorskiemu, który obecnie doczekał się druku.
Na firmamencie polskiego nieba, w dwudziestym wieku, wśród gwiazd największych bohaterów narodowych, księcia Józefa Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszki, Henryka Dąbrowskiego i Romualda Traugutta, królom i hetmanom równym, rozbłysły dwie nowe gwiazdy, naczelnych wodzów, jeszcze dziś żyjących pokoleń: marszałka Józefa Piłsudskiego i generała Władysława Sikorskiego.
Niezwykłe zrządzenie losu sprawiło, że różne drogi, które wiodły obu naszych naczelnych wodzów, doprowadziły ich na wyżyny uznania narodu i historii. Trudno opisać w krótkim artykule charakterystykę bogatego życia Władysława Sikorskiego.
Już w lwowskim środowisku akademickim, kipiącym patriotyzmem dały się poznać jego talenty. W 1907 roku jako student Politechniki Lwowskiej wykładał elementy taktyki piechoty według regulaminów austriackich. Wśród słuchaczy byli: Józef Piłsudski, Kazimierz Sosnkowski, Walery Sławek, Aleksander Prystor, Marian Kukiel i wielu innych. Po dwu latach działalności w nielegalnym Związku Walki Czynnej, współdziałał w organizacji w 1910 roku legalnego Związku Strzeleckiego we Lwowie na wzór krakowskiego Strzelca.
Pracując na stanowisku inżyniera cesarsko - królewskiego Namiestnictwa dawał wraz z innymi organizatorami gwarancję legalnego działania wobec interwencji dyplomatycznej Rosji.
Sikorski znajdował się pod urokiem Piłsudskiego. W pamięci ludzkiej pozostał niezwykły magnetyzm Józefa Piłsudskiego. Wystarczyło jedno spojrzenie oczu i fascynujący głos. Gdy eksperyment z legionami nie przyniósł Austriakom spodziewanych efektów i w Królestwie nie wybuchło ogólnonarodowe powstanie postanowili nie kontynuować organizowania polskich legionów. 16 sierpnia 1914 roku w Wiedniu powstał Naczelny Komitet Narodowy w którym szefem Departamentu Wojskowego został mianowany od razu podpułkownikiem, Władysław Sikorski. Jego działalność w niemałym stopniu uratowała legiony. Wykazał nie tylko umiejętność wykorzystania znajomości, ale również duże zdolności dyplomatyczne. Pod koniec 1914 roku Piłsudski został mianowany brygadierem i otrzymał dowództwo pierwszej brygady legionów.
Celem Sikorskiego było tworzenie polskich formacji wojskowych, niezależnie od osoby aktualnego dowódcy. Piłsudski miał swoją politykę, szukał podwładnych, a nie szefów, dlatego, gdy uznał rolę legionów za spełnioną, przeniósł ciężar organizacji wojska na Polską Organizację Wojskową i bez trudu doprowadził do upadku Departamentu Wojskowego NKN.
W styczniu 1917 roku Woodrow Wilson, prezydent USA, ogłosił konieczność odbudowania wolnej Polski, a w marcu rozsypała się Rosja. Nowa sytuacja wymagała eskalacji polskiej polityki niepodległościowej.
W lipcu 1917 roku Piłsudski odmówił przysięgi na wierność Niemiec, został aresztowany i osadzony wraz z Sosnkowskim w Magdeburgu. Legionistów z pierwszej i trzeciej brygady osadzono w obozach pod Szczypiornem i Beniaminowem.
Sikorski wraz z innymi oficerami Polskiego Korpusu Posiłkowego oraz druga brygada legionów dowodzona przez płk. Józefa Hallera, mimo właściwej oceny niemieckiej gry, postanowili utrzymać polską siłę zbrojną, dopiero układ pomiędzy Austrią i Niemcami, a reprezentowaną przez trzech studentów Ukraińską Radę Centralną, przyznający Ukrainie Zamość i ziemię chełmską, spowodował przejście drugiej brygady, w nocy z 15 na 16 lutego 1918 roku, przez front austriacki pod Rarańczą, aby połączyć się z formacjami polskimi po stronie rosyjskiej. Sikorski wraz z Polskim Korpusem Posiłkowym, solidaryzując się z drugą brygadą, ogłosili deklarację przeciwko państwom centralnym.
Po złożeniu stopnia i odznaczeń, został aresztowany i chwalebnie bronił się oskarżając obłudną politykę państw centralnych. Pod naciskiem Koła Polskiego w Wiedniu został zwolniony i powrócił do Lwowa.
W październiku 1918 roku na polecenie Rady Regencyjnej przejął organizację polskich sił zbrojnych w Małopolsce Wschodniej. Wydawało się, że inwazja wojsk ukraińskich na Lwów jest niemożliwa, Ukraińcy nie mieli tu żadnego oparcia.
Wybuch wojny ukraińsko - polskiej, zastał Polaków całkowicie nieprzygotowanych. Austriacy wysłali Polaków na front włoski, a do Lwowa skierowali wojska ukraińskie. Przeciw dziesięciotysięcznej armii ukraińskiej pierwszego dnia walk wystąpiły dwie garstki Polaków.
Władysław Sikorski w przeddzień wybuchu wojny wyjechał do Przemyśla, w celu rozeznania sytuacji. Tu na Zasaniu zorganizował pierwszą grupę obrońców, jeszcze przed nadejściem Juliana Stachiewicza z odsieczą z Krakowa. Następnie brał udział w organizowaniu odsieczy dla Lwowa. Dla zapewnienia łączności pomiędzy Lwowem a Przemyślem objął dowództwo grupy operacyjnej w Gródku Jagiellońskim, wspaniale wywiązując się z tego zadania , przy czym wykazał dużo zdolności prowadzenia operacji wojskowych.
Drogi Piłsudskiego i Sikorskiego ponownie się zeszły. Sikorski był zdyscyplinowany i umiał podporządkować się nowo mianowanemu Naczelnikowi Państwa. Zdobył Brzeżany i Tarnopol, doszedł do Zbrucza. Zakończyła się wojna polsko - ukraińska, wojska ukraińskie zostały wyparte z Małopolski Wschodniej na Ukrainę.
W lipcu 1919 roku Sikorski został dowódcą 9-tej dywizji piechoty w Pińsku i tu zasłużył się nie tylko w organizacji wojska, ale również zorganizował cywilne sądownictwo, szkolnictwo i samorząd. W planach federacyjnych Piłsudskiego w wojnie 1920 roku brał udział już w stopniu generała brygady, jako dowódca grupy operacyjnej. W bitwie warszawskiej zwanej „cudem nad Wisłą” dowodził 5-tą armią w rejonie Modlina. Opracował i zrealizował bardzo śmiałą i ryzykowną operację ofensywną, szczęście i nieprzewidziane sytuacje sprzyjały mu, był współautorem zwycięstwa.
Po wojnie w kwietniu 1921 roku Piłsudski mianował Władysława Sikorskiego generałem dywizji i powierzył mu szefostwo Sztabu Generalnego, dla uznania jego zdolności i zasług, jednocześnie zapisał o nim bardzo pochlebną charakterystykę: „...przy swojej obrotności daje sobie łatwo radę prawie w każdej sytuacji. Dowodzić armią będzie łatwo. Jako człowiek znający dobrze stosunki i siły państwowe nadaje się także jako szef sztabu przy Naczelnym Wodzu, biorąc na siebie całkowicie operacje, a także ministrem spraw wojskowych w czasie wojny...”
Było to przyczyną zawiści nie tylko starszych wiekiem współtowarzyszy broni. Po zabójstwie prezydenta Narutowicza proponowano Sikorskiemu objęcie tego stanowiska, nie przyjął go, chciał rządzić nie reprezentować. Został premierem i ministrem spraw wewnętrznych. Za jego rządów osiągnięto 15 marca 1923 roku uznanie przez Radę Ambasadorów Ententy polskich granic wschodnich zgodnie z treścią Traktatu Ryskiego zawartego 18 marca 1921 roku między Polską, a Republikami Sowieckimi Rosją i Ukrainą.
Mimo osiągnięć rząd Sikorskiego upadł (16.XII.1922 - 26.V.1923). W rządzie Władysława Grabskiego Sikorski objął tekę ministra spraw wojskowych (19.XII.1923 - 4.XI.1925), zajął się reorganizacją artylerii i lotnictwa, wymógł na Sejmie uchwałę o rozbudowie floty wojennej.
W celu zabezpieczenia wschodnich granic przed infiltracją band zza kordonu rosyjskiego i ochrony przed napadami terrorystycznymi Sikorski stworzył doborowy Korpus Ochrony Pogranicza, który szybko opanował sytuację. Był inicjatorem grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie, w którym pochowany jest obrońca Lwowa. Podejmując w spadku po gen. Szeptyckim projekt Urzędu Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych naraził się Marszałkowi. Marszałek uważał, że wojsko nie może podlegać grze politycznej, awanturniczemu sejmowi i słabemu rządowi. Po upadku rządu Grabskiego, Sikorski został mianowany dowódcą Korpusu Lwowskiego. W zamachu majowym 1926 roku Sikorski zajął stanowisko neutralne, wiedział że jest źle, był przeciwny anarchii i braku jedności narodowej, ale nie zgadzał się z metodą zaradzenia złu przez Marszałka.
Po aresztowaniu gen. Tadeusza Rozwadowskiego stanął w jego obronie. Był to dalszy krok rozdźwięku między Sikorski a Marszałkiem. Po objęciu władzy przez Marszałka Sikorski lojalnie przesłał raport wojskowy o stanie Korpusu. Z dowództwa Korpusu Lwowskiego został zdjęty w 1928 roku. Bezpośrednią przyczyną była książka Sikorskiego p.t. „Nad Wisłą i Wkrą”, którą uznano za rzetelny dokument wojskowo - historyczny, jednak Marszałek uznał ją jako negatywną krytykę prowadzenia operacji w wojnie polsko - bolszewickiej.
Przez jedenaście lat Sikorski był bez przydziału służbowego w dyspozycji ministra spraw wojskowych, skazany na bezczynność. Na pogrzebie Józefa Piłsudskiego był bez munduru, nie otrzymał zezwolenia na oficjalny udział. Mimo doznanej krzywdy, żywił dla czystych rąk Marszałka głęboki szacunek. Jako mąż stanu Sikorski cieszył się dużym autorytetem, podbudowanym przyjaźnią i zaufaniem Ignacego Paderewskiego. Obok Józefa Hallera, Wincentego Witosa, Wojciecha Korfantego i Karola Popiela był czołową postacią „frontu Morges”.
Brak jedności narodowej i zgodnej pracy dla Ojczyzny był tym bardziej karygodny, ponieważ położenie II Rzeczypospolitej było bardzo trudne. Niezwłocznie po zakończeniu pierwszej wojny światowej Niemcy i Rosja nawiązały współpracę gospodarczą, polityczną i wojskową nie ukrywając swej wrogości wobec Polski. Nie pomogły Polsce pakty o nieagresji podpisane z obu stronami. Również Czechosłowacja, która przy pomocy szantażu zagrabiła Zaolzie, nie należała do naszych sprzymierzeńców. Wewnątrz kraju Komunistyczna Partia Polski działała przeciw państwu polskiemu na rzecz Związku Sowieckiego. W tych warunkach zrodził się czwarty rozbiór Polski usankcjonowany 23 sierpnia 1939 roku w tajnym pakcie Ribbentrop - Mołotow.
Porozumienia zawarte z Francją i Anglią okazały się dla Polski całkowicie bezwartościowe. Po pięciu tygodniach ciężkich walk naszych wojsk osamotniona Polska utraciła niepodległość. Sikorski nie otrzymał przydziału wojskowego, nadaremnie przez całą Polskę szukał marszałka Rydza Śmigłego. Po przybyciu do Paryża wypowiadał się nazbyt krytycznie o przegranej kampanii wrześniowej, bezwątpienia były to pochopne oceny bez możliwości porównania, która powstała później, dopiero po upadku Holandii, Belgii i Francji.
28 września 1939 roku na odprawie oficerów zwołanej na polecenie Rady Ambasadorów Sikorski jako najstarszy rangą objął dowództwo wojsk polskich we Francji, a 30 września został powołany przez Prezydenta Raczkiewicza na prezesa Rady Ministrów i Ministra Spraw Wojskowych. 7 listopada po ustąpieniu Rydza Śmigłego został Naczelnym Wodzem Wojska Polskiego. Wojsko polskie walczyło nadal przeciw Niemcom w Norwegii i Francji, a po ich upadku w większości zostało ewakuowane do Anglii. W czasie walk we Francji jednostki polskie były rozmieszczone w różnych punktach frontu i wycofanie w porę wielu jednostek było niemożliwe bez załamania się frontu francuskiego, a gdy front się załamał nie było już możliwości ewakuowania wszystkich wojsk, część przeszła przez granicę szwajcarską gdzie została internowana.
Winą obarczono Sikorskiego, zarzucano mu również udział w pierwszej linii frontu i pozostawienie rządu w rękach ludzi z ograniczoną inicjatywą. Spowodowało to pierwszy kryzys rządowy. Nawet prezydent zdążył już odwołać Sikorskiego ze stanowiska premiera, ale wkrótce decyzję cofnął.
Haniebne były rozgrywki personalne. Już we Francji, a później w Anglii były obozy karne dla oficerów piłsudczyków wszystkich stopni, których odpowiednio prześwietlano z działalności w okresie sanacji i kampanii wrześniowej. Trudno uwierzyć, że w tych warunkach ludzie z kręgu Sikorskiego szukali odwetu odsuwając od służby czynnej swoich dawnych przeciwników, pozbawiając ich możliwości służenia Polsce w czasie największych potrzeb. Sikorski nie umiał się temu skutecznie przeciwstawić, a przecież sam poznał uczucie krzywdy takiego postępowania.
Nawet do wojska przeciekały spory i tarcia polityczno - personalne przedstawicieli stronnictw politycznych na emigracji, przerażał brak jedności i solidarności. Dla złagodzenia stosunków Prezydent Raczkiewicza (24.XII.1940) awansował Sikorskiego na generała broni. Anglia do wojny jeszcze nie była przygotowana, to też polska siła zbrojna była mile widziana. W Londynie oczekiwano na wybuch wojny między Niemcami i Związkiem Sowieckim, ale nikt nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko. Anglia zyskała w naturalny sposób sprzymierzeńca do antyniemieckiej koalicji, tylko, że w opinii publicznej Związek Sowiecki był w stanie oskarżenia za zbrodnie dokonane wspólnie z Hitlerem. Jedynie Polacy mogli wpłynąć na zmianę opinii. Dlatego Churchill wszelkimi siłami parł do porozumienia polsko - sowieckiego, a przynajmniej do złagodzenia stosunków.
Na rozkaz Stalina, jawny wróg Polski, ambasador ZSRR w Londynie Iwan Majski przystąpił do rozmów z Sikorski. Wielkim błędem politycznym było pominięcie tajnego przygotowania treści rozmów, w celu uznania paktu Ribbentrop - Mołotow za niebyły, uwolnienia podbitych krajów bałtyckich i uznania polskich granic wschodnich.
Natychmiastowe podjęcie zgodnie z życzeniami Churchill rozmów jawnych zostało przyjęte jako bezwarunkowe rozgrzeszenie Związku Sowieckiego. Prowadząc te rozmowy bez aprobaty Rady Narodowej i ogłaszając to w przemówieniu radiowym do kraju Sikorski doprowadził do kolejnego kryzysu rządowego.
25 czerwca 1941 roku na posiedzeniu Rady Narodowej bronił go Herman Lieberman podkreślając, że „skoro Związek Sowiecki znalazł się w rzędzie ofiar zbójeckich napadów Hitlera, to przede wszystkim rzeczą Związku Sowieckiego będzie jak najszybciej przekreślić aneksję ziem polskich, uwolnić wszystkich jeńców wojennych, wypuścić z więzień obywateli polskich i dopuścić opiekę nad obywatelami polskimi wywiezionymi z kraju.”
Rozpoczęła się pełna napięcia nerwowego gra polityczna o całość i niepodległość Polski.
Rząd Polski posiadając gwarancje Wielkiej Brytanii niepodległości Polski uległ naporowi angielskiemu i 30 lipca 1941 roku Sikorski podpisał pakt z Majski, a 4 grudnia w Moskwie deklarację polsko - sowiecką złożoną tylko z trzech punktów o następującej treści: 1. bezkompromisowa walka z największym wrogiem ludzkości, imperializmem hitlerowskim, 2. pełna pomoc wojskowa i wspólna walka na obszarze Związku Sowieckiego, 3. W czasie pokoju stosunki między obu państwami oparte będą na przyjaźni, zgodnej współpracy i wzajemnym rzetelnym przestrzeganiu przyjętych przez obie strony zobowiązań. Jedynym uzasadnieniem podpisanej przez Sikorskiego deklaracji było odzyskanie wolności wielu Polaków z więzień i zesłania. Sikorski chciał wierzyć w szczere intencje Stalina i jego uczciwość. Ze strony aliantów posypały się też nic nie znaczące gołosłowne oświadczenia. Sądził, że umocni to jego międzynarodową pozycję i ułatwi mu realizację programu federacyjnego z Czechosłowacją. Rzeczywistość okazała się odmienna, graczem był Stalin. Związek Sowiecki nie przestał być wrogiem Polski i manewrował Polakami zgodnie ze swoją polityką, a wkrótce Anglicy ulegli wpływom Stalina i już w 1943 roku ukazały się w Anglii przedrukowywane mapy sztabu Armii Czerwonej z sowiecką Łomżą i Przemyślem.
Tak wyglądały gwarancje brytyjskie, które wkrótce stały się pospolitym oszustwem. W tak trudnej sytuacji Rząd Polski mobilizował wszystkie siły polityczne i propagandowe w obronie całości Rzeczypospolitej, spokojnie i jasno określając polskie stanowisko w każdej istotnej dla Polski sprawie.
Realizując założenia polityczne Sikorski odbył podróż do Stanów Zjednoczonych w celu przeprowadzenia rozmów z Prezydentem Rooseveltem, oraz Halifaxem i Litwinowem, ale i tu rozpętała się kampania propagandowa przeciw Polsce organizowana przez ambasady ZSRR w Waszyngtonie i w Londynie. 12 kwietnia 1943 roku propaganda niemiecka ogłosiła światu odkrycie masowych grobów tysięcy oficerów bestialsko pomordowanych w lesie pod Katyniem. Czyn Rosjan, niczym się nie różniący od czynów Niemców, wywołał obłudne oburzenie propagandy niemieckiej. Agencja TASS oskarżyła Polaków o działanie w zmowie z Niemcami w celu przeprowadzenia rozłamu w koalicji, po czym sowieci zerwali stosunki dyplomatyczne z Rządem Polskim, a ambasador Polski w Moskwie oskarżony o szpiegostwo musiał powrócić do Londynu. Byliśmy jedynym krajem w Europie, który w czasie wojny nigdy nie współpracował z Niemcami, mówiliśmy o tym całemu światu. Konflikt polsko - sowiecki stał się niepożądany dla Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, ich propaganda biła pokłony wobec Związku Sowieckiego. Cenzura angielska wkraczała w sprawy Ukraińców i Białorusinów w armii Sikorskiego. Sikorski stawał się aliantom bardzo niewygodny - musiał zginąć. Już w czasie lądowania samolotu w Stanach Zjednoczonych była próba zamachu na jego życie.
Sikorski nie uchylał się od odpowiedzialności za skutki swej polityki. Zawierając umowy wymuszające na Aliantach przyznanie należnych Polsce praw wzorował się na polityce Ignacego Paderewskiego z czasów pierwszej wojny światowej. Walczył o dobro swej Ojczyzny w niezwykle trudnych i skomplikowanych warunkach, uznawał konieczność porozumienia ze Związkiem Sowieckim, co doprowadzało do kryzysów rządowych, obarczany był winą za skutki agresywnej polityki sowieckiej.
W tej atmosferze podjął ostatnią swą podróż do Wojsk Polskich na Bliskim Wschodzie, w celu pozyskania dla swej polityki pozytywnej opinii rodaków, osiągnięcia pełnego zaufania i poparcia w duchu jedności narodowej. Wojsko Polskie na Bliskim Wschodzie było dalekie od polityki Londynu, w Sikorski widziało swojego wybawcę, który uratował je z sowieckiej niewoli.
Sikorski przedstawiał istniejące trudności i niebezpieczeństwa, ufał, że Polska będzie sprawdzianem uczciwości zasad głoszonych przez Aliantów, zapewniał, że będzie walczył o wolność Polaków pozostałych w Sowietach. Gdy w drodze powrotnej wydarzyła się t.zw. „Katastrofa Gibraltarska” zapanowała powszechna żałoba, że to nie tylko śmierć Sikorskiego, ale Polska jest stracona.
Nawet Niemcy, zbrodniarze wojenni, honorowali morską drogę pogrzebu Sikorskiego. Tylko sowiecka propaganda próbowała skierować oskarżenie w stronę generała Andersa, oskarżając go o dokonanie zamachu. W wywiadzie dla Expresu Wieczornego 20 maja 1981 roku, bohater bitwy o Londyn, Stanisław Skalski powiedział, że jest głęboko przekonany, że Sikorski został zamordowany. Był to mord polityczny. Zamykała się tragiczna karta historii Polski. W kilka dni po pogrzebie, generałowa Helena Sikorska przekazała Rządowi Polskiemu w imieniu swojego męża, jakby testament, pragnienie jedności, woli zjednoczenia, zapomnienia uraz, stawiania sprawy polskiej powyżej wszystkiego co dzieli, dążenia do Polski sprawiedliwej bez krzywdy ludzkiej. 23 marca 1985 roku podczas mojego odczytu o Sikorski w Kole Akademików Polskich w Sydney w Australii w czasie dyskusji wypłynął spór dotyczący agenta stalinowskiego w służbie brytyjskiej Kima Philbi`ego, głównego sprawcy „Katastrofy Gibraltarskiej”, jednakże zgodzono się ze mną, że mimo wszystko głównym winowajcą jest Churchill, który nie zadbał o bezpieczeństwo polskiego sprzymierzeńca na swoim terytorium, a może chciał się go pozbyć, aby uwolnić się od zobowiązań. Pozostaje pytanie jak wielu ludzi znało tajemnicę dokonanej zbrodni, co wskazywałoby jak szeroki był krąg winnych. W dwudziestolecie dokonanej zbrodni Kim Philbi otrzymał honorowe obywatelstwo Związku Radzieckiego.
Teraz, gdy we wrześniu trumna generała Sikorskiego została złożona na Wawelu, jego testament należy przypomnieć tym, którzy sterują losami Polski.
Prof. Stanisław Matzke
W Pracowni Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk pod redakcją Jerzego Łojka opracowano w latach 1976 - 1980 w trzech tomach na 1308 stronach historię prasy polskiej. Trudne to zadanie „syntetycznego ujęcia dziejów polskiego czasopiśmiennictwa od zarania, aż po rok 1944” napotkało na przeszkody związane z dotarciem do ważnego i bogatego źródła, które pozostało we Lwowie, za żelazną kurtyną, w zbiorach Ossolineum zagrabionych przez były Związek Radziecki. Te polskie zbiory obecnie są zawłaszczone przez nowopowstałe państwo ukraińskie. Dlatego nie należy się dziwić, że nie ma w tym dziele żadnej informacji o piśmie „Kształt i Barwa”, które ukazywało się pod redakcją prof. Stanisława Matzke`go.
Zaskakujące jest natomiast pominięcie tego nazwiska i tytułu pisma przez Mariana Tyrowicza w Polskim Słowniku Biograficznym, oraz w książce p.t. „Wspomnienia o życiu kulturalnym i obyczajowym Lwowa 1918-1939” wydanej przez Ossolineum w 1991 roku. W tej książce jest rozdział o plastyce lwowskiej po czasach grottgerowskich, o kształceniu młodych plastyków i architektów, o Wolnej Akademii Sztuk Pięknych i prywatnych szkołach malarstwa we Lwowie. Na próżno szukać w niej informacji o pierwszym polskim piśmie „Kształt i Barwa” „poświęconemu sprawom wychowania artystycznego, nauki rysunku i sztuki stosowanej”. Pierwszy „zeszyt” „Kształtu i Barwy” został wydrukowany we Lwowie w grudniu 1912 roku, następne ukazywały się w styczniu, marcu, czerwcu i październiku, przez kilkanaście lat, możliwe, że z jakąś przerwą podczas pierwszej wojny światowej. Spis treści podawany był po polsku i po francusku. Autorami artykułów obok redaktora naczelnego prof. Stanisława Matzke`go byli znani artyści: Ludwik Misky - propagator szkolnictwa rzemiosł artystycznych, prof. Edward Miron Pietsch z Wolnej Akademii Sztuk Pięknych, prof. Waleryan Kryciński, o którym Marian Tyrowicz pisze, że była to „paleta niższego lotu” bo malował „sceny z życia ludu”, oraz „malował dla chleba”, jakby taka ocena mogła określać wartość artystyczną malarstwa, a przecież malował też Teatr Wielki we Lwowie, co świadczy, że należał do uznanych najlepszych artystów malarzy. Wśród dalszych autorów występują: Ludwika Pietschówna, M.Olszewski, M.Osiński, Kazimierz Kostynowicz, Tadeusz Błotnicki, Maryan Malski, Jerzy Łukaszewicz, dr Ludwik Jaxa Bykowski, Stanisław Jankowski, Feliks Roliński, B.Kański i wielu innych, których nazwisk nie udało mi się ustalić.
Kim był prof. Stanisław Matzke? Na przełomie wieków, osiągnąwszy pełną dojrzałość psychiczną, nie tylko tak zwaną pełnoletność, podczas studiów malarskich w Monachium ożenił się z rodowitą Monachijką i po ukończeniu studiów przywiózł ją do Lwowa. Jako artysta malarz szkoły monachijskiej należy do malarzy klasycznych. Rysował, malował obrazy olejne, akwarele, portrety, widoki Lwowa i podlwowskie pejzaże. Ale głównym jego zainteresowaniem było nauczanie rysunku i malarstwa. Podsumowanie tej pasji doprowadziło do wydawania we Lwowie omawianego pisma . W 1923 roku Stanisław Matzke doprowadził do powstania w Warszawie „Powszechnego Stowarzyszenia Nauczycieli Rysunków”, a w 1925 roku czasopismo „Kształt i Barwa” zostało uznane jako organ stowarzyszenia.
Okres wojny przetrzymali państwo Matzke`owie już jako wiekowi ludzie bez okupacyjnych dokumentów w swoim mieszkaniu przy ulicy Gołąba we Lwowie, bez podpisywania „Reichslisty”, następnie uniknęli zsyłki na Sybir, a po wojnie uchronili się przed wysiedleniem na zachód, pozostając w swoim ukochanym Lwowie. Stanisław Matzke zmarł w 1956 roku i pochowany został na Cmentarzu Łyczakowskim, niestety prof. S. Nicieja nie dotarł do jego grobu.
Po śmierci męża pani Matzke z sowieckim paszportem przyjechała do szwagierki do Krakowa. Wtedy zapragnęła odwiedzić swoje siostry w Monachium o czym napisała do mojej mamy. Otrzymałem polecenie załatwienia dla niej niemieckiej wizy w Warszawie. Załatwiało się to w punkcie „niemieckiego konsulatu” przy Ambasadzie Amerykańskiej z tyłu za Zamkiem Królewskim. Tam rodowita Niemka otrzymała wizę na trzy miesiące. Za tę przysługę pani Matzke dała mi na pamiątkę książkę w języku niemieckim Stanisława Przybyszewskiego pt. Von Polens Seele (O duszy polskiej) z dedykacją „Panu Stanisławowi Matzke szczerze oddany Stanisław Przybyszewski - Monachium 14-go czerwca 1917.” Po miesiącu moja mama otrzymała list, „wróciłam do Krakowa, nie mogłam dłużej z tymi Szwabami wytrzymać”. Tak pisała Lwowianka, Polka z wyboru. Na życzenie pani Matzke przekazaliśmy do muzeum w Ratuszu we Wrocławiu wspaniałej roboty olejny autoportret Stanisława Matzke`go. Dziś znajduje się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu przy placu Powstańców Warszawy 5, numer inwent. VIII-1130.
Kto dziś pamięta Stanisława Matzke`go i jego wielkie dzieło? Czy żyją jeszcze jego uczniowie?
Byli we Lwowie liczni artyści malarze wysokich lotów, wspomnijmy tylko Erno Erba, który został zamordowany w lesienickich piaskach, tylko dlatego, że był polskim Żydem, albo Henryka Szadkowskiego. Białe plamy dziejów malarskich lwowskiej Atlantydy czekają na swoich odkrywców.
|
Copyright Krzysztof Bulzacki